sobota, 28 lutego 2015

52. Uwierz w nią w końcu stary, proszę cię.

Louis POV
Czekałem właśnie na windę, która zawiozłaby mnie na dół, kiedy do moich uszu doszedł charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi. Wiedziałem, czyje one były i że nie powinienem się odwracać, jednak automatycznie obejrzałem się przez ramię, by ujrzeć zbliżającą się do mnie Eleanor, z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
- Skoro na serio myślisz, że ta twoja Emilie jest taka święta, to jesteś jeszcze bardziej naiwny niż myślałam. – powiedziała zatrzymując się kawałek ode mnie.
- Odpuść. – szepnąłem, przymykając powieki i nerwowym gestem kilkakrotnie wciskając przycisk przywołujący windę.
- Była niedawno widziana w Nowym Jorku w towarzystwie twojego przyjaciela Conora. – kontynuowała dziewczyna, nie zważając na moje słowa. – Spędziła noc w jego hotelu.
Ostatnie wypowiedziane przez nią zdanie momentalnie przykuło moją uwagę. Natychmiast otworzyłem oczy i spojrzałem na stojącą u mojego boku dziewczynę. Dopiero teraz dostrzegłem, że w dłoniach trzyma jakąś gazetę. Zignorowałem jej kpiący uśmiech i niepewnie chwyciłem czasopismo, przyglądając się zdjęciom, które pokazywała mi Eleanor.
Na pierwszym zdjęciu stała razem z Conorem na ścieżce w parku. Fotografia była wykonana w nocy i była nieco niewyraźna, jednak nigdy nie pomyliłbym tych dwóch twarzy. Znałem je zbyt dobrze. Na drugim zdjęciu szli razem pod rękę i uśmiechali się do siebie. Wyglądali trochę jak para zakochanych na romantycznym spacerze. Z trudem przełknąłem ślinę, czując ból w klatce piersiowej, który stał się znacznie większy, gdy spojrzałem na ostatnią fotografię, gdzie Emilie stała przed jakimś hotelem. Jej włosy i ubrania były w nieładzie, a twarz była lekko zarumieniona. Poczułem się, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi i zdeptał je butem.
Okej, to wygląda dwuznacznie.
Bardzo dwuznacznie.
Ale Emilie nie jest taka.
Jest?
Nie jest.
Nie zrobiłaby tego.
Nie przespałaby się z Conorem.
To mnie kocha.
Ugh.
Co ja wygaduję?
Dlaczego w ogóle miałaby mnie jeszcze kochać?
I czemu kłócę się sam ze sobą?
I jeszcze ten przeklęty nagłówek! „Conor Maynard i Emilie Parker. Czy tych dwoje łączy coś więcej niż przyjaźń?”
W tym momencie nadjechała moja winda, wydając przy tym niemiły dźwięk, który pozwolił mi oderwać wzrok od nieprzyjemnych dla mojego wzroku i serca obrazów.
- Po co mi to pokazujesz? – spytałem, z trudem panując nad własnym głosem.
- Może jestem wredną suką, ale ona również bawi się wami wszystkimi. – Eleanor wzruszyła ramionami. – Wcale nie jest taka miła i grzeczna, jaką zgrywa i jaką wy sami z niej robicie.
Patrzyłem na nią z bólem, nie rozumiejąc, do czego zmierza. Dziewczyna delikatnie, wciąż patrząc mi w oczy, wyciągnęła gazetę z moich rąk i wrzuciła ją do pobliskiego kosza. Wyraz jej twarzy złagodniał, co nieco mnie zmyliło. Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć.
- Źle się do tego zabrałam i spieprzyłam wszystko, wiem. – powiedziała – Nie chciałam cię skrzywdzić. Nie zasłużyłeś na to i przepraszam. Dlatego nie chcę, żebyś popełnił kolejny błąd. – uśmiechnęła się lekko, na co zmarszczyłem brwi. – Uważaj na siebie. – dodała i wróciła z powrotem do swojego mieszkania.
Przez kilka sekund stałem zupełnie nieruchomo, patrząc w ślad za dziewczyną. Miałem w głowie jeszcze większy mętlik niż kilka minut temu. To wszystko było tak potwornie dziwne. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć.
Ona specjalnie miesza mi w głowie.
A co, jeśli ma rację?
Nie! Nie ma racji.
Emilie jest dobra.
Emilie jest dobra i nigdy nikogo by nie skrzywdziła.
Moja Emilie nigdy by się tak nie zachowała.
Emilie nigdy nie była moja.
- Zaraz zwariuję.

* * *
Emilie's POV
Była już dość późna godzina i właściwie powinnam już spać, bo nazajutrz koło południa miałam samolot do Londynu, ale nie miałam ochoty na sen. Siedziałam na łóżku, opatulona w puchowy koc, jednocześnie wpatrując się w telefon, który leżał przede mną. Zastanawiałam się, czy powinnam zadzwonić do domu i poinformować moich bliskich o tym, że wracam, czy jednak zrobić im niespodziankę.
Po krótkiej chwili wzięłam urządzenie do ręki i wybrałam odpowiedni numer, a następnie wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. Moje serce mocno łomotało w piersi, kiedy wsłuchiwałam się w dźwięk sygnału. Już miałam się rozłączyć, kiedy usłyszałam głos po drugiej stronie.
- Halo?
To była Maria. Brzmiała, jakby właśnie wstała z łóżka. Dopiero po chwili coś sobie uświadomiłam. Przeklęta strefa czasowa.
- Hej. – odezwałam się nieśmiało. Minęło sporo czasu, odkąd ostatnio z nią rozmawiałam.
- Och, Emilie skarbie! – kobieta natychmiast się ożywiła. – Tak dawno nie dzwoniłaś! No, opowiadaj. Co tam u ciebie kochanie?
- Umm… - zawahałam się. – Tak właściwie.. Jutro wracam do Londynu. – przyznałam.
- Co? – Maria była wyraźnie zaskoczona. – Co się stało? Czy oni..
- Nie, nie. – powiedziałam spokojnie. – To ja… ja sama zrezygnowałam.
Po drugiej stronie zapadła krótka cisza. Przygryzłam wargę, czekając co powie Maria. Spodziewałam się, że zacznie krzyczeć, że marnuję taką szansę i w ogóle, ale nic takiego nie zrobiła.
- Dlaczego? – spytała. – Myślałam, że jesteś zadowolona.
- Bo byłam i ten staż to naprawdę coś niesamowitego, ale ja… ja tęsknie za domem i za przyjaciółmi i za wami. – mruknęłam cicho. – Po tym wszystkim, co się wydarzyło w moim życiu, ja nie jestem gotowa na ten staż. Rozmawiałam z panną Nolan, formalności są już załatwione i jutro po południu mam samolot.
- Kochanie, jesteś pewna, że właśnie to chcesz zrobić? – zapytała z czułością.  – Tak długo czekałaś, na ten wyjazd.
Wzięłam głęboki wdech i pokiwałam głową, z chwilowym opóźnieniem zdając sobie sprawę z tego, że nie może mnie zobaczyć.
- Tak. – powiedziałam. – Jestem pewna.
- Emilie, to jest twoja decyzja i zrobisz, co chcesz. Wiesz, że zawszę będę cię wspierać. – mruknęła Maria. – Naprawdę cieszę się, że znowu będziemy cię tutaj mieć. Tęskniliśmy za tobą.
Poczułam łzy napływające do oczu. Kiedy to powiedziała, poczułam jeszcze większą tęsknotę za domem i za rodziną. Tak bardzo mi ich brakowało.
- Ja za wami też. – szepnęłam.
Po moim policzku spłynęła samotna łza, która była zapowiedzią morza kolejnych. Z trudem powstrzymywałam się przed wybuchnięciem płaczem. Tak bardzo chciałam ich już zobaczyć.
- Przyjedziemy po ciebie na lotnisko. – z rozmyśleń wyrwał mnie głos Marii.
- Okej. – powiedziałam przez łzy. – Muszę już kończyć. Muszę spakować jeszcze kilka rzeczy, a poza tym jest późno. Do zobaczenia niedługo. – mówiłam szybko.
- Kocham cię skarbie. – wyczułam, że się uśmiecha.
- Ja ciebie też. – wymamrotałam.
Kiedy się rozłączyłam, nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Tylko kilkanaście godzin dzieliło mnie od ponownego spotkania z moją rodziną i z przyjaciółmi. Najbliższe godziny, to będzie dla mnie udręka.

* * *
Louis POV
Wszystko było nie tak. Nie potrafiłem się na niczym skupić. Kompletnie nic mi nie wychodziło, co tylko jeszcze bardziej mnie drażniło.  Wciąż na nowo i na nowo analizowałem i rozmyślałem nad tym wszystkim, co powiedziała i zrobiła Eleanor. Myślałem o tych przeklętych zdjęciach, które mi pokazała. Szalałem, nie mogąc wyrzucić z głowy tych wszystkich bolesnych myśli i scenariuszy, których z każdą mijającą minutą i godziną było coraz więcej.
Nie wiedziałem, co mam robić ani myśleć. Cieszyłem się, że w końcu odzyskałem pamięć, bo myślałem, że na reszcie wszystko zacznie się układać, bo przecież jak długo może być źle.  Niestety, to wszystko powoli zaczynało mnie przytłaczać, przerastać. Przestałem sobie z tym radzić.
- Louis?
Słysząc swoje imię, automatycznie oderwałem wzrok od okna i uniosłem głowę do góry. Obok mnie stał Harry, który spoglądał na mnie z niepokojem. Chłopcy wiedzieli o mojej konfrontacji z Eleanor, jednak nie umiałem powiedzieć im, co dokładnie się wtedy wydarzyło. Czułem się słaby, bo nie wiedziałem już, w co powinienem wierzyć.
- Wszystko w porządku? – spytał kucając obok mnie. – Jesteś jakiś dziwny.
- Nie. – wymamrotałem. – To znaczy tak. Znaczy.. – urwałem i westchnąłem cicho, przecierając twarz. – Nie wiem. – szepnąłem, spoglądając na przyjaciela. – Myślałem, że ulży mi po rozmowie z Elanor, bo skończą się te wszystkie kłamstwa i w ogóle, ale jest jeszcze gorzej. – powiedziałem cicho.
 Harry zmarszczył lekko czoło na moje słowa. Nie rozumiał, do czego dążę. Szczerze mówiąc, ja też tego nie wiedziałem. Nie wiedziałem również, jak wytłumaczyć mu to, jak się czuję, skoro sam tego nie wiedziałem. To popieprzone.
- Co się tam wydarzyło? – zapytał uważnie skanując moją twarz.
Oparłem czoło o chłodną szybę i na krótką chwilę skupiłem wzrok na widoku za oknem, by następnie zamknąć oczy z nadzieją, że nie zobaczę po raz kolejny bolesnych obrazów.
- Eleanor przyznała, że wiedziała o tym, co wydarzyło się między mną a Emilie i co ona do mnie czuła. Powiedziała, że zrobiła to, bo mam kasę i dzięki naszej sławie ona też sporo zyskała. – pokręciłem głową, po raz setny przypominając sobie naszą rozmowę. – Powiedziała też, że to iż poznałem prawdę i tak niczego nie zmieni, bo Emilie tak czy inaczej mnie nienawidzić, bo przez cały czas miałem ją gdzieś i wybierałem Eleanor zamiast niej.  – powiedziałem drżącym głosem.
- Chyba nie wierzysz w to, co powiedziała. – mruknął Harry, a kiedy nie odpowiedziałem, odezwał się znowu. – Louis, powiedz, że nie wierzysz w słowa tej kretynki. Ona się tobą bawi, nie rozumiesz? Nawet po tym wszystkim, co się wydarzyło, gdy dowiedziała się, że miałeś wypadek, przyjechała z Glasgow, żeby upewnić się, co z tobą.  Emilie jest w tobie zakochana i to się nie zmieni.
Zacisnąłem powieki jeszcze mocniej, czując napływające do oczu szczypiące łzy. Naprawdę chciałem wierzyć, że to, co mówi Harry jest prawdą, ale nie potrafiłem. Nie po tym, co widziałem. No i jak na zawołanie w mojej głowie pojawił się obraz Emilie z Conorem. Wyobrażałem sobie, jak ona tuli się do niego uśmiechając się słodko, a on przygarnia ją jeszcze bliżej siebie i zaczyna ją całować. Dziura w moim sercu stawała się jeszcze większa.
- Ona spała z Conorem. – wykrztusiłem, otwierając oczy. Po moim policzku spłynęła łza.
Kątem oka widziałem szok i zaskoczenie na twarzy Styles’a.
- Co? – spytał z niedowierzaniem. – O czym ty do cholery mówisz?
- Widziałem ich wspólne zdjęcia w gazecie. – powiedziałem, nie patrząc na przyjaciela. – Spotkali się w Nowym Jorku i ona spędziła noc w jego hotelu. Kiedy rano stamtąd wychodziła, jej włosy były poczochrane i… - urwałem, a z mojego gardła mimowolnie wyrwał się szloch. Nie mogłem się dłużej hamować.
Nie mam prawa mieć do niej pretensji. Ma pełne prawo do tego, by zaznać odrobinę szczęścia. Emilie jest dobra i zasługuje na to. Ja z kolei zasłużyłem na to, by tak cierpieć. Przez tak długi okres ignorowałem ją i traktowałem naprawdę źle. Zbyt wiele razy ją skrzywdziłem.
- O jakich zdjęciach ty mówisz? Gdzie je widziałeś? – dopytywał chłopak.
- Eleanor.. – zacząłem, a Harry westchnął i klapnął na brzegu mojego łóżka.
- To ona pokazała ci te zdjęcia i wcisnęła do głowy jakieś głupoty. – powiedział wściekły. – Nie rozumiem, dlaczego po tym wszystkim jeszcze wierzysz w to, co ta suka ci mówi. Emilie została porwana przez jakichś skurwieli, którzy ją wielokrotnie zgwałcili. Naprawdę myślisz, że po tym, co przeżyła, byłaby gotowa pójść z jakimś chłopakiem?
Odetchnąłem ciężko, analizując słowa Harry’ego. Miałem w głowie jeszcze większy mętlik niż kilka minut temu.
- Ale te zdjęcia.. – zacząłem przecierając mokre policzki.
- Zapomnij o tym, co mówiła czy zrobiła Eleanor. – poprosił Harry, podnosząc się na równe nogi. – Uwierz w Emilie. Uwierz w nią w końcu stary, proszę cię.
Spojrzałem prosto na niego, czując się jak totalny, skończony dupek. Zamiast, tak jak mówi Harry, wierzyć w Emilie, wierzę w jakieś pierdoły, które wypisują w durnych magazynach i pozwalam, by Elanor, która już zniszczyła mi życie, nadal mieszała mi w głowie. Powinienem iść się leczyć.
- Jestem idiotą. – szepnąłem uderzając głową o szybę.
- Dałeś się znowu omamić, a to nie to samo, co bycie idiotą. – mruknął Harry klepiąc mnie po ramieniu. – Będzie dobrze.
Spróbowałem się do niego uśmiechnąć, ale nie dałem rady. Jestem takim idiotą, który przez cały czas wszystko psuje, a mimo to moi przyjaciele nadal są przy mnie i próbują mnie wspierać. Nie zasługuję na nich. Zasługuję na to, by cierpieć jeszcze bardziej niż w tej chwili.

* * *
Emilie's POV
Pomimo, że czas oczekiwania na mój lot powrotny do domu był naprawdę ciężki, tak samo jak i sam lot, to właściwie te wszystkie godziny upłynęły mi dość szybko.  Po zakończeniu rozmowy z Marią i wylaniu morza łez, położyłam się spać na kilka godziny, a gdy się obudziłam, natychmiast zabrałam się za pakowanie ostatnich rzeczy i przygotowanie się do podróży.
Siedząc już w samolocie czułam coraz większe podekscytowanie i przede wszystkim ogromną radość, przez co nie mogłam spokojnie usiedzieć na swoim miejscu i stewardesa kilka razy przychodziła, aby mnie uspokoić. Niestety nic nie mogłam poradzić na to, że wszystko przeżywałam tak mocno. Byłam naprawdę szczęśliwa. Nie tak jak wtedy, gdy wyjeżdżałam na staż, który przecież był moim marzeniem.
W chwili, gdy byłam już na hali przylotów, moje serce biło ekstremalnie szybko i miałam wrażenie, że za moment wyskoczy mi z piersi. Nie zaprzątałam sobie głowy odebraniem bagażu, tylko od razu skupiłam się na szukaniu wzrokiem mojej rodziny.
Kiedy w końcu mój wzrok natrafił na odpowiednie osoby, nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy może raczej płakać ze szczęścia. Oprócz Marii i Petera, była również Tammy wraz z chłopakami, a także… Harry.  Skąd wiedział, że wracam? Zresztą, kogo to obchodzi? On tu jest!
Niewiele myśląc puściłam się biegiem i najpierw rzuciłam się na moich opiekunów, ściskając ich z całej siły, jednocześnie śmiejąc się przez łzy. Tak cholernie mocno za nimi tęskniłam. Tego nie da się wyrazić słowami.
- Nowy Jork nie ma szans z rodziną i przyjaciółmi, co? – zaśmiał się Fletcher, kiedy ich ściskałam.
- Siedzenie tam samej jest do bani. – powiedziałam uśmiechając się do niego.
Gdy stanęłam twarzą w twarz z Harry’m, reszta moich bliskich automatycznie cofnęła się odrobinę, aby dać nam więcej prywatności. Przez moment poczułam się, jakby Harry był moim chłopakiem, którego porzuciłam, a nie przyjacielem. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, co ten natychmiast odwzajemnił.
- Skąd wiedziałeś? – spytałam.
Chłopak spojrzał gdzieś za mnie, więc automatycznie spojrzałam w tym samym kierunku. Pani Maria uśmiechnęła się ciepło i pomachała do nas radośnie. Zaśmiałam się cicho, kręcąc przy tym głową.
- Mogłam się domyśleć. – mruknęłam. – A reszta chłopaków? Oni też wiedzą, że wróciłam do Londynu?
- Nie powiedziałem im jeszcze. – przyznał, wzruszając ramionami. – Wolałbym, żebyśmy razem zrobili im niespodziankę. – uśmiechnął się uroczo.
Natychmiast zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w niego mocno, zaciskając przy tym powieki, aby nie wypuścić kolejnej porcji łez. Pachniał dokładnie tak, jak to zapamiętałam. Chłopak był trochę zaskoczony moim zachowaniem, bo przecież nasze ostatnie spotkanie nie było zbyt przyjemne, jednak szybko oprzytomniał i również mnie przytulił, chowając twarz w zgłębieniu mojej szyi.
- Tak bardzo za wami tęskniłam. – wymamrotałam drżącym z emocji głosem.
- My za tobą też. – odparł chłopak, a następnie pocałował mnie w czoło. – Wszyscy. – dodał ciszej.
Czy on próbuje mi powiedzieć, że Louis również za mną tęsknił? Przecież to nie ma sensu. A może ma, tylko ja go nie widzę?    


__________________________________________
Strasznie was przepraszam kochani, że musieliście tyle czekać na ten rozdział. Zapewne byłby wcześniej, ale przez prawie całe ferie nie było mnie w domu i nie miałam jak pisać. Mam nadzieję, że rozumiecie. 
Ogólnie jestem zadowolona z tego rozdziału, co jest dziwne, bo zazwyczaj nic mi się nie podoba. Teraz też tak jest, ale tym razem nie podoba mi się tylko końcówka, którą wolałabym napisać zupełnie inaczej albo w ogóle ją wywalić. Nie miałam już siły się głębiej nad tym zastanawiać, bo chciałam jak najszybciej dodać ten rozdział. 
Do końca tego opowiadania zostały już tylko jakieś 3 rozdziały, które na 80 % będą dużo krótsze niż ten, ponieważ nie chcę już nic dopisywać do nich na siłę, byle tylko były dłuższe. 
Przy okazji zapraszam was również na moje drugie ff Arabella z Ashton'em z 5SOS w roli głównej. Może wam się spodoba. 
Ode mnie tyle na dzisiaj.
Pozdrawiam xx

8 komentarzy:

  1. 3 rozdziały? Co? O nie! Nie zdążę nacieszyć się tym wszystkim! Dobrze, ale na razie skupmy się na tym rozdziale.

    Sama przez chwilę uwierzyłam Eleanor, no kurcze. Na szczęście jest Harry, dzięki Styles. Końcówka jest słodka i się jej nie czepiaj! Ale zabrakło mi Loueha i Emilie w tym rozdziale, ugh. Ale jestem pewna, że już w następnym rozdziale musi dojść do ich konfrontacji. Tak myślę... chociaż znając życie i tak coś nam tu wymyślisz... oby nie. Potrzebuje ich dwojki bardziej niz tlenu, okej to słabe porównanie ale tęsknię za ich rozmowami, dialogami, za tą "przyjaźnią". I to wszystko sprawia że nie mogę się doczekać następnego rozdzialu.

    Uwierz mi, jestem fanem tego opowiadania #1. Teraz, po przeczytaniu rozdziału mogę spokojnie zasnac. No nie do konca. Ale nie ważne. Kocham to opowiadanie i Ciebie za to, że stworzylas to cudo. Dziekuje x

    OdpowiedzUsuń
  2. Bejbis! To jest fantastyczne! Pisz szybciej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko 3?! Ej ja nie chce tak szybko :c uwielbiam te ff.. a rozdział jest cudowny, tak jak każdy inny ;* juz się nie mogę doczekać spotkania z Lou.. nigdy nie byłam dobra w pisaniu komentarzy, wiec powiem, że czekam na next xd

    OdpowiedzUsuń
  4. CUDOWNY JEJU KOCHAM TO FF ❤ czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG, perf xx czekqm na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Teraz będę mieć długi weekend, bo rekolekcje, tak więc może uda mi się w końcu skończyć rozdział ;)

      Usuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥