sobota, 1 czerwca 2013

7. I vice versa Tomlinson.

Kolejna sobota, a to znaczy, że dzisiaj mijają dokładnie dwa tygodnie od mojego spotkania z Louis’em Tomlinsonem. Przez pierwsze dwa dni, jak głupia idiotka, ciągle sprawdzałam telefon, z nadzieją, że może do mnie napisał, ale za każdym razem spotykało mnie rozczarowanie, jeśli mogę to tak nazwać. Na szczęście trzeciego dnia wzięłam się w garść. Zganiłam się w myślach i nie tylko, za swoją głupotę i dziecinną naiwność. Postanowiłam całkowicie wymazać z pamięci tamto spotkanie i nie myśleć o tym więcej.
Niechętnie muszę to przyznać, ale było mi cholernie przykro, że Louis tak po prostu mnie olał. Chociaż nie, nie przykro. Byłam po prostu zła, na siebie i przede wszystkim na niego. Co on u licha sobie wyobraża? Że jeśli jest gwiazdą, to może traktować ludzi jak mu się tylko podoba? No chyba nie!
Jedyna dobra rzecz, jaka wydarzyła się w tym czasie, to mój rozejm z Hunter’em. Stało się to jeszcze w tamtym tygodniu. Przyszedł do mnie do pokoju wieczorem i poprosił, czy moglibyśmy w końcu pogadać o tym co się stało między nami. Jako, że miałam dość tego, iż nie rozmawiamy ze sobą, zgodziłam się.
- Emilie, tak strasznie cię przepraszam, za to co się stało. Nie wiem o czym wtedy myślałem, ale tak bardzo tego żałuję. Jesteś moją małą siostrzyczką, może nie rodzoną, ale jednak, a ja zachowałem się jak jakiś niewyżyty dupek. Źle się z tym wszystkim czuję. Nie lubię, kiedy złościsz się na mnie, ale teraz rozumiem twój gniew i jeśli nie będziesz chciała mi wybaczyć, to zrozumiem. – zakończył z głośnym westchnięciem.
Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć, więc po prostu podeszłam do niego i wtuliłam się mocno w jego tors. Chłopak był trochę zaskoczony moim zachowaniem, ale szybko się ogarnął i przygarnął do siebie. Potrzebowałam go wtedy i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym nadal się do niego nie odzywać. Czułam się upokorzona zachowaniem Tomlinsona i musiałam wiedzieć, że mam obok siebie kogoś, kto mi pomoże, kiedy przyjdzie taka potrzeba.

 * * *
Stałam za ladą w Milk Shake City, popijając truskawkowy koktajl, przez cały czas przyglądając się Abby, która siedziała na krzesełku barowym, uparcie skrobiąc  zadanie do szkoły. Jako, że nie było zbyt wielkiego ruchu, a także obecnie w knajpce nie było Joe, zrobiłyśmy sobie krótką przerwę.
Wyciągnęłam z pod lady książkę, którą zostawiłam tu jakieś trzy tygodnie temu i otworzyłam ją w miejscu, gdzie znajdowała się zakładka. Już po chwili całkowicie zapomniałam o otaczającym mnie świecie, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało.
- Ems, z twojej książki wypadła jakaś kartka. – mruknęła Abby.
Podniosłam wzrok znad książki i spojrzałam na przyjaciółkę, która wlepiała wzrok w jakąś małą karteczkę.
- Co na niej jest? – spytałam.
- Chyba numer telefonu, bo w sumie co innego. – burknęła podając mi skrawek. – Może zadzwonimy pod niego i dowiemy się do kogo należy? – zapytała podekscytowana.
- Nie ma takiej potrzeby. – wymamrotałam. – To pewnie Joe włożył ją przez przypadek do książki. Leżała tu już od dawna, więc w sumie nic w tym dziwnego.
- Jak chcesz. – wzruszyła ramionami. – W taki razie, lepiej odłóż to pod ladę.
Prychnęłam w odpowiedzi i wsunęłam karteczkę do tylnej kieszeni spodenek.
- Było w mojej książce, więc teraz jest moje. – powiedziałam tonem, jakby to było oczywiste.
Abby uśmiechnęła się krzywo i wróciła do pisania. Dopiłam swojego shake’a, wrzuciłam kubeczek do kosza i wróciłam do przerwanej lektury. Nie wiem czemu, ale ta mała karteczka strasznie zaczęła mi ciążyć, wciąż przypominając o swojej obecności. Nawet by mi do głowy nie przyszło, by zastanowić się, do kogo należy ten przeklęty numer.

* * *
- Emilie! Zejdź na dół!
Z głośnym westchnięciem odłożyłam laptopa na bok, słysząc głos pani Marii. Wsunęłam na stopy ciepłe kapcie i niechętnie zeszłam na dół.
Moją opiekunkę zastałam w kuchni, siedzącą przy stole i pijącą kawę w towarzystwie swojego męża Peter’a. Mężczyzna uśmiechnął się czuje na mój widok, więc odpowiedziałam mu tym samym. Zawsze go lubiłam, był dla mnie ideałem mężczyzny i ojca. Może nie grzeszył urodą, ale za to był najwspanialszym człowiekiem, jaki stąpał po tej planecie. I chwała mu za to.
- Co się stało? – spytałam biorąc z talerzyka babeczkę.
- Zostaw! – parsknęła kobieta uderzając mnie lekko w dłoń. - To dla gości.
Spojrzałam na Peter’a, który zaczął chichotać słysząc swoją żonę. Wzruszyłam ramionami i robiąc na złość Marii, wgryzłam się w muffina. Dobra, ale tak szczerze, to byłam strasznie głodna, a jestem zbyt leniwa, żeby samej zrobić sobie coś do jedzenia.
- Dla jakich gości? – spytałam z pełnymi ustami. – W ogóle po co mnie wołałaś?
- Najpierw przełknij, potem mów. – burknęła kobieta, kręcąc głową z dezaprobatą. Wywróciłam tylko oczami i wzięłam kolejnego kęsa. – Zaprosiłam paru znajomych i chciałabym, żebyś poszła do sklepu, bo potrzebuję kilku rzeczy. – powiedziała wkładając kubek do zlewu.
Usiadłam na krześle, na którym wcześniej siedziała pani Maria i wciąż skubiąc babeczkę, wyciągnęłam Peter’owi kubek z dłoni i upiłam spory łyk kawy, która znajdowała się w naczyniu.
- Niby dlaczego mam iść ja, a nie Hunter? – spytałam kładąc kubek na stole.
- Bo gdybym jego wysłała, nie miałabym połowy rzeczy, które są mi potrzebne. – odparła kobieta, zakładając ręce na piersi.
Parsknęłam śmiechem, prawie przy tym dławiąc się babeczką.
- Dobrze, że teraz nie ma go w domu, bo poczułby się urażony. – stwierdził pan Parker, a ja się z nim zgodziłam. Hunter nie znosi, kiedy traktuje się go jak fajtłapę, którą w rzeczywistości jest.
- Dobra, koniec gadania. – zarządziła Maria – Masz tu pieniądze i listę zakupów. Zmykaj już.
Mamrocząc pod nosem przeróżne przekleństwa, założyłam moje ulubione czarne workery, wzięłam kasę oraz listę i wściekła wyszłam z domu, trzaskając mocno drzwiami. Akurat teraz, kiedy jest najzimniej, Maria musiała mnie wysłać na zakupy.

* * *
Spacerowałam pustymi alejkami w supermarkecie, przez cały czas wymachując koszykiem, jednocześnie rozglądając się na wszystkie strony i próbując rozszyfrować pismo pani Marii, które nawiasem mówiąc, było bardzo niewyraźne.
Przeklinając w duchu, podeszłam do półek, gdzie znajdowały się soki. Chciałam ściągnąć duży karton z sokiem pomarańczowym, jednak niefortunnie trąciłam jakąś szklaną butelkę. Zacisnęłam mocno powieki, będąc pewną, że za moment usłyszę dźwięk tłuczonego szkła, jednak nic takiego się nie stało.
Powoli otworzyłam oczy, akurat w momencie, kiedy czyjaś dłoń odkładała butelkę na półkę. Czułam za sobą ciepło czyjegoś ciała, a po chwili doszedł do tego jeszcze zapach. Zapach męskich perfum, które były mi znajome.
Zacisnęłam zęby i odwróciłam się, tym samym stając twarzą w twarz z uśmiechniętym Louis’em. Cholera jasna! On mnie śledzi czy co? A może wszczepił mi jakiegoś GPS’a? No, bo jakim cudem, ten koleś zawsze znajduje się w miejscu, gdzie akurat przebywam?
Zmierzyłam go zimnym spojrzeniem, dając mu znak, aby odsunął się ode mnie. Chłopak zrobił krok w tył, nie spuszczając ze mnie czujnego wzroku.
Wsadziłam karton z sokiem do koszyka i skierowałam się do półki z ciastkami. Uważnie przyglądałam się wszystkim opakowaniom, stukając palcami po półce. Po chwili usłyszałam jakieś szeleszczenie, jakby ktoś czymś potrząsał. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Louis trzyma w dłoni opakowanie z ciastkami, którego szukałam. Przebiegła bestia.
Louis podszedł do mnie wolnym krokiem i podał mi opakowanie. Chwyciłam je mocno, jednak on nie chciał go puścić. W tym momencie miałam ochotę go rozszarpać.
- Czego chcesz, Louis? – odezwałam się lekko zachrypniętym głosem.
- Bądź miła, przynajmniej tyle zrób. – mruknął. Zacisnęłam mocno zęby, żeby nie wrzasnąć. - Dobra, mniejsza. Nie o to mi chodzi. Wiem, że to zabrzmi głupio… - urwał i zamyślony podrapał się po głowie. – Chciałem się z tobą skontaktować w tamtym tygodniu, ale zorientowałem się, że nie mam twojego numeru. Nie chciałem cię nachodzić w domu, bo ostatnią rzeczą jaką bym chciał, to żeby paparazzi się na ciebie uwzięli. Czekałem więc, aż znowu na siebie wpadniemy, żeby móc cię o niego poprosić. Wiem, że może ci się wydawać, że to głupie tłumaczenie, ale tak naprawdę jest. Na serio cię polubiłem i fajnie byłoby jeszcze kiedyś wyskoczyć gdzieś razem. – wzruszył ramionami. – Później dopiero przyszło mi do głowy, że może to ty mnie nie polubiłaś i dlatego nie dałaś mi numeru, bo nie chciałaś się już ze mną widzieć, co w sumie by mnie nie zdziwiło. – nawijał dalej.
Poczułam, że moje policzki robią się całe czerwone ze wstydu. Przez dwa dni wyklinałam tego chłopaka, bo po naszym spotkaniu nawet do mnie nie napisał, a sama nie dałam mu swojego numeru. Co ze mnie za ofiara losu!
Mocniej zacisnęłam dłonie na rączce koszyka i bardzo zawstydzona spuściłam wzrok. Głupio było mi spojrzeć Louis’owi w oczy.
- Nie Louis, to nie tak. – wymamrotałam, tym samym ucinając słowotok chłopaka. – Ja też cię polubiłam, choć myślałam, że to w ogóle nie jest możliwe. – zaśmiałam się nerwowo. – Po tym jak do mnie nie zadzwoniłeś ani nie napisałeś poczułam się urażona i chciałam cię znienawidzić jeszcze bardziej niż wcześniej. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nie dałam ci swojego numeru. Czuję się teraz jak idiotka.
- Wow! Udało mi się, przekonać do siebie, jedną z moich antyfanek. – mruknął przy tym szeroko otwierając oczy. – Czuję się jak jakiś heros!
- Zamknij się Tomlinson! – warknęłam, w końcu wyrywając ciastka z jego dłoni.
Wrzuciłam opakowanie do koszyka i wyminęłam chłopaka, przy tym specjalnie trącając go ramieniem. Ja jestem z nim szczera, a on sobie żartuje! Zachowuje się jak jakiś dzieciuch, a to ja mam szesnaście lat, nie on.
- Czyli, jednak nie dostanę tego numeru? – spytał podbiegając do mnie i odwracając mnie twarzą do siebie.
- Zastanowię się. – burknęłam i pokazałam mu język.
- Jesteś fascynującą, a zarazem strasznie denerwującą osobą. – mruknął uśmiechając się ciepło.
- I vice versa Tomlinson. – powiedziałam, również się uśmiechając.
Delikatnie wyrwałam się z jego uścisku i odwróciłam się na pięcie. Omal nie pisnęłam na całe gardło, kiedy stanęłam twarzą w twarz z tym blondynem, Niall’em?  Abby by mnie zabiła, gdyby się dowiedziała, że po tylu jej wykładach, wciąż nie pamiętam jego imienia.
- O! Niall, przyszły mąż mojej przyjaciółki! Jak miło.– odezwałam się ze szczerą sympatią.
Twarz chłopaka zrobiła się cała czerwona, w jego oczach rozbłysły jakieś ogniki, a na jego ustach pojawił się nieśmiały, pełen nadziei uśmieszek. Czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Cześć. – wymamrotał i szybko przeniósł wzrok ze mnie na swojego kumpla. – Załatwiłeś już to co miałeś? – spytał go, zerkając na mnie przelotnie, jakby z obawą. – Bo wiesz, musimy wracać na próbę. Paul się wścieknie. – powiedział z uśmiechem.
- Tak, chyba tak. – burknął Tomlinson w odpowiedzi. – Kupiłeś to co chciałeś?
- Pewnie! – wykrzyknął blondyn pokazując reklamówkę pełną słodyczy.
Louis pokręcił ze śmiechem głową i spojrzał na mnie, uśmiechając się ciepło.
- Miło było znowu cię spotkać. – powiedział i o dziwo zabrzmiało to szczerze. – Może jeszcze kiedyś się spotkamy. – mruknął i puścił mi perskie oko.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, obaj chłopcy ruszyli w stronę wyjścia. Stałam jak idiotka na środku supermarketu, ściskając w dłoniach koszyk. Nie wiem czemu, ale coraz bardziej zaczynam wierzyć w to, że ten chłopak mnie śledzi albo ma mnie na jakimś podglądzie. To wcale nie jest przyjemne. Wręcz przeciwnie. Cholernie przerażające.

* * *
- Ems, dostałaś wiadomość! – krzyknęła Abby z mojego pokoju.
Wyszłam z łazienki, związując włosy w luźną kitkę. Dziewczyna siedziała po turecku na moim łóżku i bawiła się moim posklejanym BlackBerry. Podeszłam do komody i wyciągnęłam z niej ciepłą bluzę. Gdy zakładałam ją na siebie, usłyszałam jak Abby wciąga gwałtownie powietrze.
- Skąd to masz? – spytała oskarżycielskim tonem.
Spojrzałam na nią marszcząc brwi. Nie wiedziałam o co jej chodzi. Wtedy Abby odwróciła telefon w moją stronę, by mi pokazać. Zamarłam widząc na wyświetlaczu zdjęcie moje i Louis’a, które dla picu zrobiliśmy w parku, na zjeżdżalni.
- Myślałam, że ich nie lubisz. – powiedziała cicho. – W ogóle kiedy zrobiłaś to zdjęcie? I dlaczego? Okłamujesz mnie? Myślałam, że się przyjaźnimy! – powiedziała zrywając się z łóżka.
- Abby! Oczywiście, że się przyjaźnimy! Dobrze o tym wiesz! To jest skomplikowane! – pisnęłam.
W tym momencie byłam naprawdę przerażona. Bałam się, że stracę Abby. Moją jedyną przyjaciółkę, moją siostrę.
- Co jest skomplikowane? To, że mnie okłamujesz i za moimi plecami spotykasz się z Louis’em Tomlinsonem, choć niedawno twierdziłaś, że ich nienawidzisz? Nie chcę tego słuchać Emilie. Cześć. – burknęła i skierowała się do drzwi.
- Abby nie! Czekaj! – krzyknęłam i złapałam ją za rękę. – Wszystko ci wyjaśnię, tylko nie wychodź teraz. – szepnęłam.
Blondynka wyraźnie była zdziwiona moim tonem i wyrazem twarzy, przez co zawahała się.
- Proszę. – dodałam. – Abby, nie chcę, żebyś była na mnie zła.
- Dobra. – wymamrotała po chwili ciszy.
Złapałam ją za rękę i podprowadziłam ją z powrotem w stronę łóżka, na którym razem usiadłyśmy. Przez cały czas trzymając ją za rękę, powoli zaczęłam wszystko jej wyjaśniać. Zaczęłam od wizyty Louis’a i Zayn’a w Mlik Shake City, a skończyłam na ostatnim spotkaniu w supermarkecie. Abby słuchała tego wszystkiego z szeroko otwartymi oczyma, co jakiś czas wzdychając cicho.
- Ja nie chcę się z nimi spotykać, ale przez cały czas na nich wpadam i tak jakoś wychodzi. – zakończyłam swoją opowieść, wzruszając ramionami.
- Lubisz go, w sensie Louis’a. – mruknęła Abb z lekkim uśmiechem.
- Nie lubię! – zaprotestowałam gwałtownie.
- Lubisz go. – powiedziała z mocą. – Oczy ci się świeciły, kiedy mówiłaś o nim.
Przygryzłam mocno wargę, żeby ukryć uśmiech. Przed Abby niczego nie zataję. Ale czy na serio, aż tak bardzo widać, że lubię tego idiotę? Nie wydaje mi się.
- No dobrze, przyznaje. Lubię go. – burknęłam w końcu. – Fajnie mi się z nim gada. Tak normalnie. Jak z tobą. Wydawało mi się, że jest nadęty, ale to nie prawda. Jest namiastką przyjaciół, których utraciłam, przez własną głupotę. – szepnęłam.
- Takich przyjaciół, jak tamta banda, nie warto nawet wspominać. – bąknęła dziewczyna.
- Nie jesteś już na mnie zła? – spytałam cicho. Abby potwierdziła skinieniem głowy.- Przepraszam, że wcześniej nic ci nie powiedziała, ale to wszystko wydawało mi się takie dziwne.
- W porządku. Po prostu niczego więcej przede mną nie ukrywaj.

* * *
Wkładałam właśnie brudne ubrania do pralki, kiedy z moich spodenek, które właśnie trzymałam, wypadła mała, wymięta karteczka. Wzięłam ją do ręki, szybko wrzuciłam resztę rzeczy do urządzenia i pobiegłam do swojego pokoju, przez cały przyglądając się rzędowi cyferek.
Usiadłam na środku łóżka, jednocześnie zgarniając z szafki nocnej komórkę. Niewiele myśląc zaczęłam wstukiwać na klawiaturze numer z kartki. O ile wcześniej w ogóle nie interesowałam się, do kogo on należy, teraz moja kobieca ciekawość była naprawdę wielka.
Kiedy przykładałam telefon do ucha, zdałam sobie sprawę, że jest już całkiem późno i właściciel tego numeru, może już spać, co w sumie mogło być możliwe.
Przez dość długą chwilę wsłuchiwałam się w dźwięk sygnału, po drugiej stronie, aż w końcu usłyszałam głos. Głos, który zaparł mi dech w piersiach.
- Halo?
Przecież to niemożliwe! Skąd ten numer u licha wziął się w mojej książce?
- Halo?
Cholera!


_________________________________
Udało mi się skrobnąć kolejny rozdział.
Zastanawiam się, czy na jakiś czas nie zawiesić wszystkich blogów, przynajmniej do wakacji. Teraz i tak prawie nikt nie czyta, więc co za różnica.
Muszę to jeszcze przemyśleć. 
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i zachęci was do czekania na następny ;)
Pozdrawiam
@Twinkleineye 

12 komentarzy:

  1. super! czekam na kolejny! <3 ale czemu w takim momencie?! ;c

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi się b.podoba i mam nadzieję, że nie zawiesisz bloga. :) Czekam niecierpliwie na nn! Nie mg się doczekać, żeby dowiedzieć się kto to jest. ; o Pozdrawiam i życzę weny, @hideanemptyface

    OdpowiedzUsuń
  3. nie zawieszaj,rozdział jest super,zdaje mi się,że jest to numer Louis'a ale nie jestem pewna.szybko pisz nowy <3

    ZAPRASZAM DO MNIE: http://life-is-not-that-easy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! To jest genialne! Możesz mnie informować o następnych rozdziałach? Mkamila916@gmail.com (e-mail)
    @_kama_1D (TT)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ps. Nie zawieszaj! Ja dopiero tu trafiłam, i już wiem, że bd zaglądać częściej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pps. To numer Harrego, albo Zayna :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawiesić?!Proszę Cię Nie!Strasznie lubię Twojego bloga i było by mi strasznie smutno z tego powodu.W Twoim opowiadaniu widać jaki masz wilki talent i świetne pomysły.Ten blog jest niesamowity,nie zawieszaj go i dodawaj szybko nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda że ten rozdział nie trwał wiecznie. Bardzo mi się spodobał! Lubię tego bloga prawie jak bloga o Alex i skończonego już bloga o Nathanie. ;)

    Nie lubię 1D, ale to jak opisujesz mi wgl nie przeszkadza.
    Nie zawieszaj bloga jest rewelacyjny, fajnie że Emilie pogodziła się z Hunterem a on zrozumiał że to przeciez jego "siostra".

    Ja myślę że ten numer należy do "- Takich przyjaciół, jak tamta banda, nie warto nawet wspominać. ". Kogoś z tych przyjaciół.
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział. Mam nadzieję że nie zawiesisz bloga, bo bardzo miło mi się go czyta. ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Nikt nie czyta? Czyli jestem nikim :( Ale rozdział świetny <3 Spróbuj jakoś wypromować bloga, będzie więcej czytelników <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominowałam Cię do Liebster Award ---> link do pytań: http://wymazac-z-pamieci.blogspot.com/2013/06/liebster-award-i.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Nominowałam Cię do Liebster Award ---> link do pytań: http://wymazac-z-pamieci.blogspot.com/2013/06/liebster-award-i.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział Boski.Ciekawe czyj to numer wydaje mi sie że Lou. Czekam na nn <3 :*

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥