Kolejna
sobota, a to znaczy, że dzisiaj mijają dokładnie dwa tygodnie od mojego
spotkania z Louis’em Tomlinsonem. Przez pierwsze dwa dni, jak głupia idiotka,
ciągle sprawdzałam telefon, z nadzieją, że może do mnie napisał, ale za każdym
razem spotykało mnie rozczarowanie, jeśli mogę to tak nazwać. Na szczęście
trzeciego dnia wzięłam się w garść. Zganiłam się w myślach i nie tylko, za
swoją głupotę i dziecinną naiwność. Postanowiłam całkowicie wymazać z pamięci
tamto spotkanie i nie myśleć o tym więcej.
Niechętnie
muszę to przyznać, ale było mi cholernie przykro, że Louis tak po prostu mnie
olał. Chociaż nie, nie przykro. Byłam po prostu zła, na siebie i przede
wszystkim na niego. Co on u licha sobie wyobraża? Że jeśli jest gwiazdą, to
może traktować ludzi jak mu się tylko podoba? No chyba nie!
Jedyna
dobra rzecz, jaka wydarzyła się w tym czasie, to mój rozejm z Hunter’em. Stało
się to jeszcze w tamtym tygodniu. Przyszedł do mnie do pokoju wieczorem i
poprosił, czy moglibyśmy w końcu pogadać o tym co się stało między nami. Jako,
że miałam dość tego, iż nie rozmawiamy ze sobą, zgodziłam się.
-
Emilie, tak strasznie cię przepraszam, za to co się stało. Nie wiem o czym
wtedy myślałem, ale tak bardzo tego żałuję. Jesteś moją małą siostrzyczką, może
nie rodzoną, ale jednak, a ja zachowałem się jak jakiś niewyżyty dupek. Źle się
z tym wszystkim czuję. Nie lubię, kiedy złościsz się na mnie, ale teraz
rozumiem twój gniew i jeśli nie będziesz chciała mi wybaczyć, to zrozumiem. –
zakończył z głośnym westchnięciem.
Nie
wiedziałam co mam na to odpowiedzieć, więc po prostu podeszłam do niego i
wtuliłam się mocno w jego tors. Chłopak był trochę zaskoczony moim zachowaniem,
ale szybko się ogarnął i przygarnął do siebie. Potrzebowałam go wtedy i nie
wyobrażałam sobie, że mogłabym nadal się do niego nie odzywać. Czułam się
upokorzona zachowaniem Tomlinsona i musiałam wiedzieć, że mam obok siebie
kogoś, kto mi pomoże, kiedy przyjdzie taka potrzeba.
* * *
Stałam za ladą w Milk Shake City, popijając
truskawkowy koktajl, przez cały czas przyglądając się Abby, która siedziała na
krzesełku barowym, uparcie skrobiąc
zadanie do szkoły. Jako, że nie było zbyt wielkiego ruchu, a także
obecnie w knajpce nie było Joe, zrobiłyśmy sobie krótką przerwę.
Wyciągnęłam z pod lady książkę, którą zostawiłam
tu jakieś trzy tygodnie temu i otworzyłam ją w miejscu, gdzie znajdowała się
zakładka. Już po chwili całkowicie zapomniałam o otaczającym mnie świecie, ale
jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało.
- Ems, z twojej książki wypadła jakaś kartka. – mruknęła
Abby.
Podniosłam wzrok znad książki i spojrzałam na
przyjaciółkę, która wlepiała wzrok w jakąś małą karteczkę.
- Co na niej jest? – spytałam.
- Chyba numer telefonu, bo w sumie co innego. –
burknęła podając mi skrawek. – Może zadzwonimy pod niego i dowiemy się do kogo
należy? – zapytała podekscytowana.
- Nie ma takiej potrzeby. – wymamrotałam. – To
pewnie Joe włożył ją przez przypadek do książki. Leżała tu już od dawna, więc w
sumie nic w tym dziwnego.
- Jak chcesz. – wzruszyła ramionami. – W taki
razie, lepiej odłóż to pod ladę.
Prychnęłam w odpowiedzi i wsunęłam karteczkę do
tylnej kieszeni spodenek.
- Było w mojej książce, więc teraz jest moje. –
powiedziałam tonem, jakby to było oczywiste.
Abby uśmiechnęła się krzywo i wróciła do pisania.
Dopiłam swojego shake’a, wrzuciłam kubeczek do kosza i wróciłam do przerwanej
lektury. Nie wiem czemu, ale ta mała karteczka strasznie zaczęła mi ciążyć,
wciąż przypominając o swojej obecności. Nawet by mi do głowy nie przyszło, by
zastanowić się, do kogo należy ten przeklęty numer.
* * *
- Emilie! Zejdź na dół!
Z głośnym westchnięciem odłożyłam laptopa na bok,
słysząc głos pani Marii. Wsunęłam na stopy ciepłe kapcie i niechętnie zeszłam
na dół.
Moją opiekunkę zastałam w kuchni, siedzącą przy
stole i pijącą kawę w towarzystwie swojego męża Peter’a. Mężczyzna uśmiechnął
się czuje na mój widok, więc odpowiedziałam mu tym samym. Zawsze go lubiłam,
był dla mnie ideałem mężczyzny i ojca. Może nie grzeszył urodą, ale za to był
najwspanialszym człowiekiem, jaki stąpał po tej planecie. I chwała mu za to.
- Co się stało? – spytałam biorąc z talerzyka
babeczkę.
- Zostaw! – parsknęła kobieta uderzając mnie
lekko w dłoń. - To dla gości.
Spojrzałam na Peter’a, który zaczął chichotać
słysząc swoją żonę. Wzruszyłam ramionami i robiąc na złość Marii, wgryzłam się
w muffina. Dobra, ale tak szczerze, to byłam strasznie głodna, a jestem zbyt
leniwa, żeby samej zrobić sobie coś do jedzenia.
- Dla jakich gości? – spytałam z pełnymi ustami.
– W ogóle po co mnie wołałaś?
- Najpierw przełknij, potem mów. – burknęła
kobieta, kręcąc głową z dezaprobatą. Wywróciłam tylko oczami i wzięłam
kolejnego kęsa. – Zaprosiłam paru znajomych i chciałabym, żebyś poszła do
sklepu, bo potrzebuję kilku rzeczy. – powiedziała wkładając kubek do zlewu.
Usiadłam na krześle, na którym wcześniej
siedziała pani Maria i wciąż skubiąc babeczkę, wyciągnęłam Peter’owi kubek z
dłoni i upiłam spory łyk kawy, która znajdowała się w naczyniu.
- Niby dlaczego mam iść ja, a nie Hunter? –
spytałam kładąc kubek na stole.
- Bo gdybym jego wysłała, nie miałabym połowy
rzeczy, które są mi potrzebne. – odparła kobieta, zakładając ręce na piersi.
Parsknęłam śmiechem, prawie przy tym dławiąc się
babeczką.
- Dobrze, że teraz nie ma go w domu, bo poczułby
się urażony. – stwierdził pan Parker, a ja się z nim zgodziłam. Hunter nie
znosi, kiedy traktuje się go jak fajtłapę, którą w rzeczywistości jest.
- Dobra, koniec gadania. – zarządziła Maria –
Masz tu pieniądze i listę zakupów. Zmykaj już.
Mamrocząc pod nosem przeróżne przekleństwa,
założyłam moje ulubione czarne workery, wzięłam kasę oraz listę i wściekła
wyszłam z domu, trzaskając mocno drzwiami. Akurat teraz, kiedy jest najzimniej,
Maria musiała mnie wysłać na zakupy.
* * *
Spacerowałam pustymi alejkami w supermarkecie,
przez cały czas wymachując koszykiem, jednocześnie rozglądając się na
wszystkie strony i próbując rozszyfrować pismo pani Marii, które nawiasem
mówiąc, było bardzo niewyraźne.
Przeklinając w duchu, podeszłam do półek, gdzie
znajdowały się soki. Chciałam ściągnąć duży karton z sokiem pomarańczowym,
jednak niefortunnie trąciłam jakąś szklaną butelkę. Zacisnęłam mocno powieki,
będąc pewną, że za moment usłyszę dźwięk tłuczonego szkła, jednak nic takiego
się nie stało.
Powoli otworzyłam oczy, akurat w momencie, kiedy czyjaś
dłoń odkładała butelkę na półkę. Czułam za sobą ciepło czyjegoś ciała, a po
chwili doszedł do tego jeszcze zapach. Zapach męskich perfum, które były mi
znajome.
Zacisnęłam zęby i odwróciłam się, tym samym
stając twarzą w twarz z uśmiechniętym Louis’em. Cholera jasna! On mnie śledzi
czy co? A może wszczepił mi jakiegoś GPS’a? No, bo jakim cudem, ten koleś
zawsze znajduje się w miejscu, gdzie akurat przebywam?
Zmierzyłam go zimnym spojrzeniem, dając mu znak,
aby odsunął się ode mnie. Chłopak zrobił krok w tył, nie spuszczając ze mnie
czujnego wzroku.
Wsadziłam karton z sokiem do koszyka i
skierowałam się do półki z ciastkami. Uważnie przyglądałam się wszystkim
opakowaniom, stukając palcami po półce. Po chwili usłyszałam jakieś
szeleszczenie, jakby ktoś czymś potrząsał. Odwróciłam się i zobaczyłam, że
Louis trzyma w dłoni opakowanie z ciastkami, którego szukałam. Przebiegła
bestia.
Louis podszedł do mnie wolnym krokiem i podał mi
opakowanie. Chwyciłam je mocno, jednak on nie chciał go puścić. W tym momencie
miałam ochotę go rozszarpać.
- Czego chcesz, Louis? – odezwałam się lekko
zachrypniętym głosem.
- Bądź miła, przynajmniej tyle zrób. – mruknął.
Zacisnęłam mocno zęby, żeby nie wrzasnąć. - Dobra, mniejsza. Nie o to mi
chodzi. Wiem, że to zabrzmi głupio… - urwał i zamyślony podrapał się po głowie.
– Chciałem się z tobą skontaktować w tamtym tygodniu, ale zorientowałem się, że
nie mam twojego numeru. Nie chciałem cię nachodzić w domu, bo ostatnią rzeczą
jaką bym chciał, to żeby paparazzi się na ciebie uwzięli. Czekałem więc, aż
znowu na siebie wpadniemy, żeby móc cię o niego poprosić. Wiem, że może ci się
wydawać, że to głupie tłumaczenie, ale tak naprawdę jest. Na serio cię
polubiłem i fajnie byłoby jeszcze kiedyś wyskoczyć gdzieś razem. – wzruszył
ramionami. – Później dopiero przyszło mi do głowy, że może to ty mnie nie
polubiłaś i dlatego nie dałaś mi numeru, bo nie chciałaś się już ze mną
widzieć, co w sumie by mnie nie zdziwiło. – nawijał dalej.
Poczułam, że moje policzki robią się całe
czerwone ze wstydu. Przez dwa dni wyklinałam tego chłopaka, bo po naszym
spotkaniu nawet do mnie nie napisał, a sama nie dałam mu swojego numeru. Co
ze mnie za ofiara losu!
Mocniej zacisnęłam dłonie na rączce koszyka i
bardzo zawstydzona spuściłam wzrok. Głupio było mi spojrzeć Louis’owi w oczy.
- Nie Louis, to nie tak. – wymamrotałam, tym
samym ucinając słowotok chłopaka. – Ja też cię polubiłam, choć myślałam, że to
w ogóle nie jest możliwe. – zaśmiałam się nerwowo. – Po tym jak do mnie nie zadzwoniłeś
ani nie napisałeś poczułam się urażona i chciałam cię znienawidzić jeszcze
bardziej niż wcześniej. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nie dałam ci
swojego numeru. Czuję się teraz jak idiotka.
- Wow!
Udało mi się, przekonać do siebie, jedną z moich antyfanek. – mruknął przy tym
szeroko otwierając oczy. – Czuję się jak jakiś heros!
- Zamknij się Tomlinson! – warknęłam, w końcu
wyrywając ciastka z jego dłoni.
Wrzuciłam opakowanie do koszyka i wyminęłam
chłopaka, przy tym specjalnie trącając go ramieniem. Ja jestem z nim szczera, a
on sobie żartuje! Zachowuje się jak jakiś dzieciuch, a to ja mam szesnaście
lat, nie on.
- Czyli, jednak nie dostanę tego numeru? – spytał
podbiegając do mnie i odwracając mnie twarzą do siebie.
- Zastanowię się. – burknęłam i pokazałam mu
język.
- Jesteś fascynującą, a zarazem strasznie
denerwującą osobą. – mruknął uśmiechając się ciepło.
- I vice
versa Tomlinson. – powiedziałam, również się uśmiechając.
Delikatnie wyrwałam się z jego uścisku i
odwróciłam się na pięcie. Omal nie pisnęłam na całe gardło, kiedy stanęłam
twarzą w twarz z tym blondynem, Niall’em? Abby by mnie zabiła, gdyby się dowiedziała, że
po tylu jej wykładach, wciąż nie pamiętam jego imienia.
- O! Niall, przyszły mąż mojej przyjaciółki! Jak miło.–
odezwałam się ze szczerą sympatią.
Twarz chłopaka zrobiła się cała czerwona, w jego
oczach rozbłysły jakieś ogniki, a na jego ustach pojawił się nieśmiały, pełen
nadziei uśmieszek. Czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Cześć. – wymamrotał i szybko przeniósł wzrok ze
mnie na swojego kumpla. – Załatwiłeś już to co miałeś? – spytał go, zerkając na
mnie przelotnie, jakby z obawą. – Bo wiesz, musimy wracać na próbę. Paul się
wścieknie. – powiedział z uśmiechem.
- Tak, chyba tak. – burknął Tomlinson w odpowiedzi.
– Kupiłeś to co chciałeś?
- Pewnie! – wykrzyknął blondyn pokazując
reklamówkę pełną słodyczy.
Louis pokręcił ze śmiechem głową i spojrzał na
mnie, uśmiechając się ciepło.
- Miło było znowu cię spotkać. – powiedział i o
dziwo zabrzmiało to szczerze. – Może jeszcze kiedyś się spotkamy. – mruknął i
puścił mi perskie oko.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, obaj chłopcy
ruszyli w stronę wyjścia. Stałam jak idiotka na środku supermarketu, ściskając
w dłoniach koszyk. Nie wiem czemu, ale coraz bardziej zaczynam wierzyć w to, że
ten chłopak mnie śledzi albo ma mnie na jakimś podglądzie. To wcale nie jest
przyjemne. Wręcz przeciwnie. Cholernie przerażające.
* * *
- Ems, dostałaś wiadomość! – krzyknęła Abby z
mojego pokoju.
Wyszłam z łazienki, związując włosy w luźną
kitkę. Dziewczyna siedziała po turecku na moim łóżku i bawiła się moim
posklejanym BlackBerry. Podeszłam do komody i wyciągnęłam z niej ciepłą bluzę.
Gdy zakładałam ją na siebie, usłyszałam jak Abby wciąga gwałtownie powietrze.
- Skąd to masz? – spytała oskarżycielskim tonem.
Spojrzałam na nią marszcząc brwi. Nie wiedziałam
o co jej chodzi. Wtedy Abby odwróciła telefon w moją stronę, by mi pokazać.
Zamarłam widząc na wyświetlaczu zdjęcie moje i Louis’a, które dla picu
zrobiliśmy w parku, na zjeżdżalni.
- Myślałam, że ich nie lubisz. – powiedziała
cicho. – W ogóle kiedy zrobiłaś to zdjęcie? I dlaczego? Okłamujesz mnie?
Myślałam, że się przyjaźnimy! – powiedziała zrywając się z łóżka.
- Abby! Oczywiście, że się przyjaźnimy! Dobrze o
tym wiesz! To jest skomplikowane! – pisnęłam.
W tym momencie byłam naprawdę przerażona. Bałam
się, że stracę Abby. Moją jedyną przyjaciółkę, moją siostrę.
- Co jest skomplikowane? To, że mnie okłamujesz i
za moimi plecami spotykasz się z Louis’em Tomlinsonem, choć niedawno
twierdziłaś, że ich nienawidzisz? Nie chcę tego słuchać Emilie. Cześć. –
burknęła i skierowała się do drzwi.
- Abby nie! Czekaj! – krzyknęłam i złapałam ją za
rękę. – Wszystko ci wyjaśnię, tylko nie wychodź teraz. – szepnęłam.
Blondynka wyraźnie była zdziwiona moim tonem i
wyrazem twarzy, przez co zawahała się.
- Proszę. – dodałam. – Abby, nie chcę, żebyś była
na mnie zła.
- Dobra. – wymamrotała po chwili ciszy.
Złapałam ją za rękę i podprowadziłam ją z
powrotem w stronę łóżka, na którym razem usiadłyśmy. Przez cały czas trzymając
ją za rękę, powoli zaczęłam wszystko jej wyjaśniać. Zaczęłam od wizyty Louis’a
i Zayn’a w Mlik Shake City, a skończyłam na ostatnim spotkaniu w supermarkecie.
Abby słuchała tego wszystkiego z szeroko otwartymi oczyma, co jakiś czas
wzdychając cicho.
- Ja nie chcę się z nimi spotykać, ale przez cały
czas na nich wpadam i tak jakoś wychodzi. – zakończyłam swoją opowieść,
wzruszając ramionami.
- Lubisz go, w sensie Louis’a. – mruknęła Abb
z lekkim uśmiechem.
- Nie lubię! – zaprotestowałam gwałtownie.
- Lubisz go. – powiedziała z mocą. – Oczy ci się
świeciły, kiedy mówiłaś o nim.
Przygryzłam mocno wargę, żeby ukryć uśmiech. Przed
Abby niczego nie zataję. Ale czy na serio, aż tak bardzo widać, że lubię tego
idiotę? Nie wydaje mi się.
- No dobrze, przyznaje. Lubię go. – burknęłam w
końcu. – Fajnie mi się z nim gada. Tak normalnie. Jak z tobą. Wydawało mi się,
że jest nadęty, ale to nie prawda. Jest namiastką przyjaciół, których
utraciłam, przez własną głupotę. – szepnęłam.
- Takich przyjaciół, jak tamta banda, nie warto
nawet wspominać. – bąknęła dziewczyna.
- Nie jesteś już na mnie zła? – spytałam cicho.
Abby potwierdziła skinieniem głowy.- Przepraszam, że wcześniej nic ci nie
powiedziała, ale to wszystko wydawało mi się takie dziwne.
- W porządku. Po prostu niczego więcej przede mną
nie ukrywaj.
* * *
Wkładałam właśnie brudne ubrania do pralki, kiedy
z moich spodenek, które właśnie trzymałam, wypadła mała, wymięta karteczka.
Wzięłam ją do ręki, szybko wrzuciłam resztę rzeczy do urządzenia i pobiegłam do
swojego pokoju, przez cały przyglądając się rzędowi cyferek.
Usiadłam na środku łóżka, jednocześnie zgarniając
z szafki nocnej komórkę. Niewiele myśląc zaczęłam wstukiwać na klawiaturze
numer z kartki. O ile wcześniej w ogóle nie interesowałam się, do kogo on
należy, teraz moja kobieca ciekawość była naprawdę wielka.
Kiedy przykładałam telefon do ucha, zdałam sobie
sprawę, że jest już całkiem późno i właściciel tego numeru, może już spać, co w
sumie mogło być możliwe.
Przez dość długą chwilę wsłuchiwałam się w dźwięk
sygnału, po drugiej stronie, aż w końcu usłyszałam głos. Głos, który zaparł mi
dech w piersiach.
- Halo?
Przecież to niemożliwe! Skąd ten numer u licha
wziął się w mojej książce?
- Halo?
Cholera!
_________________________________
Udało mi się skrobnąć kolejny rozdział.
Zastanawiam się, czy na jakiś czas nie zawiesić wszystkich blogów, przynajmniej do wakacji. Teraz i tak prawie nikt nie czyta, więc co za różnica.
Muszę to jeszcze przemyśleć.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i zachęci was do czekania na następny ;)
Pozdrawiam
@Twinkleineye
super! czekam na kolejny! <3 ale czemu w takim momencie?! ;c
OdpowiedzUsuńMi się b.podoba i mam nadzieję, że nie zawiesisz bloga. :) Czekam niecierpliwie na nn! Nie mg się doczekać, żeby dowiedzieć się kto to jest. ; o Pozdrawiam i życzę weny, @hideanemptyface
OdpowiedzUsuńnie zawieszaj,rozdział jest super,zdaje mi się,że jest to numer Louis'a ale nie jestem pewna.szybko pisz nowy <3
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM DO MNIE: http://life-is-not-that-easy.blogspot.com/
Wow! To jest genialne! Możesz mnie informować o następnych rozdziałach? Mkamila916@gmail.com (e-mail)
OdpowiedzUsuń@_kama_1D (TT)
Ps. Nie zawieszaj! Ja dopiero tu trafiłam, i już wiem, że bd zaglądać częściej.
OdpowiedzUsuńPps. To numer Harrego, albo Zayna :)
OdpowiedzUsuńZawiesić?!Proszę Cię Nie!Strasznie lubię Twojego bloga i było by mi strasznie smutno z tego powodu.W Twoim opowiadaniu widać jaki masz wilki talent i świetne pomysły.Ten blog jest niesamowity,nie zawieszaj go i dodawaj szybko nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńSzkoda że ten rozdział nie trwał wiecznie. Bardzo mi się spodobał! Lubię tego bloga prawie jak bloga o Alex i skończonego już bloga o Nathanie. ;)
OdpowiedzUsuńNie lubię 1D, ale to jak opisujesz mi wgl nie przeszkadza.
Nie zawieszaj bloga jest rewelacyjny, fajnie że Emilie pogodziła się z Hunterem a on zrozumiał że to przeciez jego "siostra".
Ja myślę że ten numer należy do "- Takich przyjaciół, jak tamta banda, nie warto nawet wspominać. ". Kogoś z tych przyjaciół.
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział. Mam nadzieję że nie zawiesisz bloga, bo bardzo miło mi się go czyta. ♥
Nikt nie czyta? Czyli jestem nikim :( Ale rozdział świetny <3 Spróbuj jakoś wypromować bloga, będzie więcej czytelników <3
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Award ---> link do pytań: http://wymazac-z-pamieci.blogspot.com/2013/06/liebster-award-i.html
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Award ---> link do pytań: http://wymazac-z-pamieci.blogspot.com/2013/06/liebster-award-i.html
OdpowiedzUsuńRozdział Boski.Ciekawe czyj to numer wydaje mi sie że Lou. Czekam na nn <3 :*
OdpowiedzUsuń