wtorek, 2 września 2014

40. Ona nie chce być słaba.

Abby's POV
Poczułam, jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Łudziłam się, że po prostu się przesłyszałam, jednak patrząc na opiekunów Emilie zrozumiałam, że to prawda. Zakryłam usta dłonią i bezwiednie opadłam na krzesło tuż obok państwa Parker.
- O mój Boże.
Pokręciłam głową i z trudem przełykając ślinę, spojrzałam na Conora, który wyglądał, jakby za moment miał się przewrócić. Był bardzo blady i w ogóle chyba nie czuł się zbyt dobrze. Mogę się założyć, że w tej chwili on również zaczął się obwiniać.
- Jak… ale jak to możliwe? – wykrztusiłam. – Coś musiało się stać.
Spojrzałam na Petera, a potem na Marię. Chociaż z jednej strony chciałam poznać odpowiedź na to pytanie, z drugiej, cholernie się jej bałam. Domyślałam się, że chodzi tu o coś naprawdę okropnego i obrzydliwego. Nie można poronić tak po prostu.
- Emilie była wielokrotnie bita, kopana i gwałcona przez prawdopodobnie pięciu mężczyzn. – powiedziała pani Maria. Jej głos był ledwie słyszalny. – Policja będzie chciała ją przesłuchać, gdy tylko będzie w stanie cokolwiek powiedzieć.
Poczułam, jak żołądek wywraca mi się do góry nogami. To nie możliwe. Takie rzeczy dzieją się w filmach, nie w prawdziwym życiu. A jeżeli nawet, to złe rzeczy spotykają złych ludzi. Nie Emilie. Ona na to nie zasłużyła. To nie jest prawda. Nie wierzę w to.
Ukryłam twarz w dłoniach, czując spływające po policzkach łzy. Czułam się potwornie. Było mi tak strasznie szkoda Emilie. Wycierpiała już tak wiele, a życie nadal daje jej w kość. To nie jest niesprawiedliwe. Ale właściwie, kto powiedział, że życie kiedykolwiek było czy będzie sprawiedliwe?
- Ona się załamie. – szepnął Conor. – Pomimo wszystko, tak bardzo się cieszyła z tego dziecka.
- Ma zeszyt, w którym pisała imiona, jakie może mu dać. – powiedziałam drżącym głosem.  – Nie mogę w to uwierzyć. To się nie dzieje naprawdę.
Odetchnęłam i spojrzałam na Marię. Wyglądała, jakby coś ją gryzło, jakby było coś jeszcze, z czym nie może sobie poradzić. Peter również był potwornie przygnębiony i zamyślony. Miałam ich właśnie zapytać, czy jest coś jeszcze, o czym chcą nam powiedzieć, jednak Conor odezwał się pierwszy.
- Kiedy będzie można ją zobaczyć? – spytał.
- Prawdopodobnie wieczorem, kiedy odzyska przytomność. – odparł pan Parker cichym głosem.
Chłopak pokiwał głową i odwrócił wzrok. Zdążyłam zauważyć, że jego oczy są błyszczące od powstrzymywanych łez. On również musiał to wszystko bardzo przeżywać. Zależało mu na Emilie. To widać.
- Pójdziemy po coś ciepłego do picia.- powiedziałam podrywając się na równe nogi. – Zapowiada się jeszcze wiele godzin czekania.
Maria skinęła głową, posyłając mi smutny uśmiech. Chciałam ją przytulić najmocniej jak potrafię, ale nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, dlatego złapałam zaskoczonego Conora za rękę i pociągnęłam w stronę windy.
- Trzymasz się? – spytałam wciskając odpowiedni guzik.
- Louis ma rację. – szepnął. – To moja wina. Gdybym odwiózł ją do domu, nic by się nie stało. Powinienem iść siedzieć razem z tamtymi gośćmi.
- Zwariowałeś? – wymamrotałam mocniej zaplatając palce na jego dłoni. – To nie jest twoja wina. Nie mogłeś przewidzieć tego, co się stanie. Proszę, nie obwiniaj się również i ty. Louis był po prostu wkurzony, pewnie nawet sam nie wie, dlaczego. Ostatnio plecie od rzeczy.
Kiedy winda zatrzymała się na parterze, wyszliśmy z niej pospiesznie i skierowaliśmy się do bufetu. Wciąż trzymaliśmy się za ręce, więc dla osób, które obserwowały nas z boku, mogliśmy wyglądać trochę jak para, ale w tym momencie nie miało to dla nas znaczenia. Bardziej obchodziło mnie to, co stało się mojej przyjaciółce, a także to, że państwo Parker ewidentnie coś jeszcze przed nami ukrywają. Pytanie tylko, czy naprawdę chcę wiedzieć, o co chodzi.
- Ale jeżeli Emilie też.. – zaczął chłopak, zwalniając kroku.
- Nawet tak nie myśl. – skarciłam go. – Emilie nigdy nie obwiniłaby cię o to, co się stało. Za bardzo cię lubi. Będzie obwiniać samą siebie. Będzie mówić, jaka jest głupia i że gdyby mogła cofnąć czas, to postąpiłaby inaczej, ale tak naprawdę i tak zrobiłaby to samo, bo taka już jest. – zamilkłam czując gulę, która niespodziewanie pojawiła się w moim gardle.
Gdy weszliśmy do bufetu, kupiliśmy sobie po gorącej kawie w automacie, a następnie usiedliśmy przy jednym ze stolików gdzieś w kącie pomieszczenia. Kręciłam palcem wokół kubeczka, nie wiedząc, co tak właściwie mam dalej mówić. Nie wiedziałam, co mam teraz robić.
- Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało. – szepnął Conor. – Kiedy Emilie odzyska przytomność… ona będzie zdruzgotana.
- Wyobrażała sobie, że to będzie córeczka. – mruknęłam wpatrując się w swoje dłonie. – Chciała jej dać na imię Leigh-Anne, bo tak miała na imię jej ukochana babcia, która zmarła, gdy Emilie była w poprawczaku. Wiem, że strasznie przeżyła jej śmierć. – przerwałam, żeby otrzeć łzy. – Kurczę, ona pogodziła się już nawet z tym, że będzie wychowywać je sama, z pomocą Parkerów i że prawdopodobnie będzie musiała się przeprowadzić, by uniknąć plotek.
- Będzie potrzebowała częstych spotkań z psychologiem, żeby jakoś otrząsnąć się po tym wszystkim. – wymamrotał chłopak.
Westchnęłam cicho i upiłam łyk ciepłego napoju, który przyjemnie rozgrzał mnie od środka.
- Problem w tym, że Emilie nie za bardzo lubi mówić o swoich problemach. Woli radzić sobie ze wszystkim sama, bo nie chce uważać się za słabiaka. – powiedziałam. - Ona nie chce być słaba. – dodałam po chwili.
- Może tym razem będzie inaczej.
Pokręciłam głową. Zbyt dobrze znałam Emilie i za bardzo lubiłam Conora, by go okłamywać. Emilie nie pozwoli sobie pomóc. Będzie dusić wszystko w sobie. Cierpieć w samotności. I zdecydowanie robić głupie rzeczy, jak na przykład cięcie się czy nałogowe picie alkoholu, chociaż obiecała, że więcej tego nie zrobi. Taka już jest.
- A tak zmieniając temat – zaczął chłopak. – zauważyłaś może, jak państwo Parker dziwnie się zachowują? W sensie, trochę tak, jakby coś przed nami ukrywali. Mam wrażenie, że jest coś jeszcze.
- Myślałam, że nie zauważyłeś. – powiedziałam spoglądając na niego. – Też mi się wydaje, że coś ukrywają, ale nie chcę ich o to pytać. Przecież prędzej czy później i tak się tego dowiemy, prawda?
- Mam taką nadzieję. – wymamrotał i upił łyk kawy.
A ja mam nadzieję, że nastąpi to prędzej niż później, bo wyobraźnia zaczęła mi już podrzucać wiele teorii i żadna z nich, nie jest zbyt przyjemna.

* * *
Louis POV
Było już dość późno, kiedy w końcu udało się nam wyrwać ze studia. Przez cały dzień nie mogłem skupić się na swojej robocie, przez co wszystko przedłużało się jeszcze bardziej. Byłem wściekły sam na siebie, bo gdybym potrafił wyłączyć myślenie choćby na chwilę, wszystko praca nabrałaby szybszego tempa i uwinęlibyśmy się znacznie szybciej.
Niestety, nie umiem nie myśleć o jednej z najważniejszych osób w moim życiu, zwłaszcza, że ta znajduje się teraz w szpitalu i kompletnie nie mam pojęcia na temat jej aktualnego stanu. Po tym telefonie Abby, byłem jeszcze bardziej zdenerwowany. Przez całą drogę do szpitala, rozmyślałem nad Emilie.
Co się tak właściwie wydarzyło?
Gdzie była przez tyle czasu?
Czy wszystko z nią w porządku?
Wiedziałem, że tak czy inaczej nie będzie chciała ze mną rozmawiać, bo przecież nienawidzi mnie za to, jak ją potraktowałem. Nie zmienia to jednak faktu, że musiałem wiedzieć. Może ona wykreśliła mnie ze swojego życia, ale ja nie potrafiłem.
Droga do szpitala zajęła nam dużo więcej czasu niż bym tego chciał. Dlaczego naukowcy nie wynaleźli jeszcze jakiegoś teleportu czy coś? To znacznie ułatwiłoby ludziom życie, zwłaszcza w takich sytuacjach.
 Gdy znaleźliśmy się w budynku, Niall przedzwonił do Abby, żeby dowiedzieć się, gdzie dokładnie się znajdują, żebyśmy nie musieli błądzić po całym szpitalu. Raczej żadna pielęgniarka nie udzieliłaby nam żadnych informacji na temat Emilie, gdyż nie należeliśmy do jej rodziny. To chore.
- Drugie piętro. – oznajmił Niall, a Liam wcisnął guzik do windy. – Abby z Conorem będą na nas czekać zaraz przy windzie.
Pokiwaliśmy głowami na znak zgody. Jakoś nikt specjalnie nie miał ochoty na rozmowę. To był totalnie zwariowany i męczący dzień, a jeszcze nie dobiegł końca. Boję się nawet pomyśleć, co może się jeszcze wydarzyć.
- Niall!
Kiedy tylko wyszliśmy z kabiny, nasz przyjaciel został zaatakowany przez swoją dziewczynę, która od razu rzuciła mu się na szyję, przytulając go mocno. Jemu na pewno to nie przeszkadzało, bo po chwili również przytulał dziewczynę.
Szczerze?
Zazdrościłem mu. Z Eleanor było inaczej. Była bardziej poukładana i spokojna w porównaniu do Abby czy Emilie. Wątpię, że byłoby ją stać na taki prosty, niespodziewany gest. Zazwyczaj wolała sprowadzać wszystko sprowadzać od razu do seksu, tak jak wtedy, gdy Emilie zniknęła. Wolałbym zwykłego przytulasa. To dużo lepsze.
- Co z Emilie? – spytał Harry, gdy tamta dwójka odsunęła się od siebie.
Gdy zobaczyłem ich złączone dłonie, poczułem dziwne ukłucie w środku. Odetchnąłem i skupiłem się na tym, co do powiedzenia mieli nasi przyjaciele.
- Przenieśli ją już na salę, ale na razie nie można jej odwiedzać. – wymamrotała Abby. – Wciąż jest nieprzytomna i lekarze nie wiedzą, kiedy się obudzi. To może potrwać nawet kilka dni.
- Ale co się w ogóle stało? – wtrącił Niall.
Abby wzięła głęboki oddech, jakby w ten sposób chciała się uspokoić czy coś.
- Na pogotowie zadzwonił jakiś chłopak. – zaczęła. – Powiedział, że mają dziewczynę, Emilie i że jej stan jest naprawdę ciężki. Uprzedził również, że jest kumple, gang nie wiem jak to nazwać – pokręciła głową. – powiedział, że mają broń i że ich zabiją, jeżeli się nie pospieszą. Policja chwilę temu kontaktowała się z Parkerami. Okazało się, że tamto morderstwo, o którym wcześniej mówili, to jest ich sprawka. Emilie prawdopodobnie była niewygodnym świadkiem czy coś.
- Cholera. – wymamrotał Zayn.
- Ci… ci… - kontynuowała dziewczyna drżącym głosem. - To nie są ludzie. To bydlaki. Oni ją katowali. Przez ten cały czas była bita i gwałcona. Lekarz mówił, ze ma pęknięte żebro, wstrząs mózgu i ogólnie jest odwodniona i strasznie słaba. Naprawdę miała szczęście, że żyje.
Serce zabiło mi mocniej w piersi, a dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści. Emilie przez cały czas miała pod górę, a życie nadal jej nie oszczędza. Tak nie powinno być. Ona nie zasłużyła sobie na to. Jest dobra, a dobrych ludzi powinny spotykać dobre rzeczy. To ja powinienem dostać mocnego kopniaka za to, co jej zrobiłem.
- Policja czeka, aż Emilie odzyska przytomność, żeby móc ją przesłuchać, chociaż podobno będzie to tylko formalność, bo tamten chłopak, który zadzwonił na pogotowie podobno powiedział już wszystko. – powiedziała dziewczyna. – Zastanawiam się, dlaczego to zrobił. To chyba nie jest normalne, co nie?
- Faktycznie. – potwierdził Harry. – Może po prostu koleś ma sumienie w porównaniu z resztą bandy?
- Nie obchodzą mnie jego powody. – wtrącił się Conor. – Dzięki niemu Emilie żyje i to jest najważniejsze. Koleś tak czy inaczej trafi do więzienia. To tylko formalność.
- Ale to nie wymaże Emilie wspomnień.
Kilka sekund później zorientowałem się, że wszyscy się na mnie patrzą. Nawet nie wiedziałem, że wypowiedziałem swoje myśli na głos.
Conor zerknął na Abby, a ona uśmiechnęła się do niego smutno. Mimowolnie zmarszczyłem czoło, bo cholera, to wyglądało trochę tak, jakby mieli jakąś wspólną tajemnicę. Chyba tylko ja to zauważyłem.
- A gdzie są.. – zaczął Harry.
- Siedzą tam. – Abby wskazała palcem na dwoje ludzi, którzy siedzieli na krzesłach na końcu wąskiego korytarza. – Tak strasznie mi ich szkoda. Pani Maria cały czas obwinia się, że to jest jej wina. Ugh, tak strasznie chcę, żeby Emilie już odzyskała przytomność i żeby wszystko jakoś wróciło do normy.
Tak. Ja też strasznie chcę, że wszystko wróciło do normy. Do czasów, kiedy Emilie i ja byliśmy przyjaciółmi.

* * *
Emilie's POV
Słyszałam głosy, a wokół mnie panowała ciemność. Umarłam. Czy w niebie.. co ja chrzanię. Bóg i niebo nie istnieją, a gdyby nawet, to dlaczego mieliby chcieć kogoś takiego jak ja? Jestem nikim. Śmieciem. Zresztą, Bóg ponoć ma być dobry. Dobry, miłościwy Bóg nie pozwoliłby na to, co dzieje się na ziemi.
Ale w takim wypadku, gdzie ja się teraz znajduję?
W piekle?
Ale jeżeli nie ma nieba, to piekła pewnie też nie.
Nie. Piekło istnieje.
Piekło jest na ziemi.
Ale ja nie muszę się już tym przejmować.
Prawda?
Poczułam niesamowity ból, dosłownie w całym ciele. Zupełnie tak, jakby uderzyła we mnie rozpędzona ciężarówka. Nie, żebym miała jakieś doświadczenie w tym temacie, po prostu cholernie mnie wszystko bolało, a to określenie jakoś tak idealnie wpasowuje się w moje odczucia.
Powoli, z ogromnym trudem rozchyliłam powieki, jednak prawie natychmiast je zamknęłam, kiedy uderzyło we mnie jasne światło. Naprawdę umarłam? Ale czy w takim razie wciąż powinnam odczuwać ból? To nie ma żadnego sensu. Umieranie jest do bani.
Raz jeszcze spróbowałam otworzyć oczy i tym razem poszło mi znacznie lepiej niż za pierwszym razem, bo byłam przygotowana na to, czego mogę się spodziewać. Przymrużyłam lekko powieki, wpatrując się w jasny punkt i po chwili zorientowałam się, że jest to światło padające z lampy. Dziwne. Gdzie ja jestem?
Starając się ignorować ból, przekręciłam głowę w bok i zmarszczyłam nos, dostrzegając długi metalowy stojak, na którym wisiała jakaś przezroczysta torebeczka wypełniona również przejrzystym płynem. Kroplówka? Jestem w szpitalu? Ale jak to?
Pamiętam to porwanie. Przetrzymywali mnie w jakiejś obrzydliwej piwnicy, gdzie wciąż mnie bili, a właściwie katowali i gwałcili. Ale jakim cudem udało mi się stamtąd wydostać? Przecież byłam związana i pilnowana przez kilku mężczyzn. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, przez co tylko jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa i miałam coraz większy mętlik we własnych myślach.
Usłyszałam jakiś cichy trzask. Natychmiast ponownie otworzyłam oczy, które zamknęłam, próbując się skupić, niestety z marnym efektem. Mój wzrok wciąż nie był idealnie wyostrzony, ale i tak zauważyłam kobietę ubraną w jasnoniebieski uniform, która krzątała się po pomieszczeniu.
- Przepraszam? – odezwałam się, jednak mój głos był ledwie szeptem.
Pielęgniarka w ogóle mnie nie usłyszała. Pewnie nawet nie zauważyła, że się obudziłam. Była zbyt skupiona na tym, co akurat robiła. Spróbowałam odchrząknąć, mając nadzieję, że to mi pomoże odzyskać głos. Niestety, zamiast tego, wystraszyłam kobietę, która podskoczyła gwałtownie i spojrzała w moją stronę, jedną ręką trzymając się za serce.
- O mój Boże. – wymamrotała oddychając ciężko. – Byłam pewna, że jeszcze śpisz. – powiedziała ciepłym tonem.
Próbowałam podciągnąć się do góry, jednak kobieta natychmiast zmusiła mnie, bym położyła się z powrotem.  Zresztą, poczułam tak ogromny ból w całym ciele, że sama od razu zrezygnowałam z tego pomysłu.
- Nie ruszaj się. – poprosiła łagodnie. – Pójdę powiadomić lekarza.
Kiedy pogłaskała mnie delikatnie po policzku, przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz i czułam w środku dziwny lęk, chociaż wiedziałam, że ta kobieta mnie nie skrzywdzi. Ona nie była żadnym z nich.
A może to wszystko tylko mi się śni? Co jeśli za chwilę zostanę brutalnie wyrwana ze snu przez jednego z moich oprawców i koszmar będzie trwał nadal? Proszę, proszę, niech to nie będzie sen. Nie zniosę dłużej upokorzeń ze strony tych mężczyzn.
Właśnie karciłam się w myślach, żeby nie płakać, kiedy drzwi do sali znowu się otworzyły. Spojrzałam w tamtym kierunku, a moje serca zabiło kilkanaście razy mocniej, kiedy zobaczyłam, że do środka wchodzą trzy osoby.
Jako pierwszy wszedł siwowłosy mężczyzna ubrany w biały kitel i stetoskop przewieszony przez szyję. Zaraz za nim weszło dwoje ludzi, dzięki którym poczułam przyjemne ciepło w sercu, ale przede wszystkim, poczułam się bezpiecznie. Peter i Maria. Pomimo naszych kłótni i różnic zdań, oni chyba naprawdę mnie kochają i martwią się o mnie.
- Emilie, kochanie!
Maria usiadła na stołku, który znajdował się tuż przy łóżku i niepewnie chwyciła moją dłoń. Jej skóra była chłodna, ale w jakiś sposób ten dotyk był przyjemny, chociaż gdzieś tam w środku wciąż odczuwałam lęk.
Peter stał z boku i po prostu mi się przyglądał, uśmiechając się przez łzy. Zawsze był raczej taki nieśmiały, spokojny w kontaktach z innymi ludźmi. Chyba to tak bardzo w nim lubię. Nigdy się nikomu nie narzuca, ale zawsze udzieli pomocy, kiedy ktoś jej potrzebuje.
Byłam tak potwornie wzruszona i szczęśliwa, że to wszystko dzieje się naprawdę, że nie zwracałam nawet uwagi na doktora i pielęgniarkę, która była tu wcześniej. Kobieta kręciła się wokół mnie, świecąc mi lampką po oczach i mierząc ciśnienie. Lekarz z kolei zapisywał wszystko w jakichś papierach, które później zawiesił w nogach łóżka.
- Jak się czujesz? – spytał lekarz. Nie usłyszałam nawet, jak się nazywa.
- Wszystko mnie boli. – szepnęłam z trudem.
- To zrozumiałe. – powiedział mężczyzna, zerkając na panią Marię. – Twój stan był naprawdę ciężki i szczerze mówią dziwię się, że odzyskałaś przytomność tak szybko. Straciłaś dużo krwi.. – urwał i spojrzał na Marię.
Serce zabiło mi mocniej, a oczy wypełniły się łzami. Przypomniałam sobie wszystkie razy, kiedy gwałcona i bita. Na nowo przeszył mnie ból każdego kopniaka w brzuch, strach o moje maleństwo… O mój Boże.
- Co z.. – zaczęłam, ale mój głos był ledwie słyszalny. – Moje maleństwo. – zaszlochałam. – Co z nim?
Zadrżałam i przełknęłam gulę, która niespodziewanie pojawiła się w moim gardle. Maria musiała wyczuć mój strach, gdyż mocniej ścisnęła moją dłoń, jednocześnie kreśląc kciukiem różnorodne wzory na jej wierzchu.
Lekarz raz jeszcze wymienił spojrzenie z Marią. Zdążyłam dostrzec kątem oka, jak kobieta ledwo zauważalnie kiwa głową. Poczułam jeszcze większy strach.
- Tak jak mówiłem, twój stan był naprawdę ciężki. – powtórzył mężczyzna cichym głosem. – Twoje obrażenia były… są poważne. Straciłaś wiele krwi i musieliśmy cię operować. Robiliśmy, co w naszej mocy, ale niestety… - ledwie go słyszałam. Krew w moich żyłam krążyła tak szybko, że słyszałam, czułam pulsowanie w całym ciele. Proszę, niech to nie będzie prawda. – Niestety... komplikacje… naprawdę mi przykro…
Zamrugałam kilkakrotnie, próbując pozbyć się łez i jednocześnie chcąc skupić się na tym, co mówi lekarz. Byłam tak przejęta tym, co właśnie do mnie dotarło, że kompletnie nie zrozumiałam dalszej części jego wypowiedzi. Nie trzeba być geniuszem, żeby domyśleć się, że wcale nie ma mi do powiedzenia nic dobrego.
- Słucham? – wychrypiałam patrząc na niego zamglonym wzrokiem.
- Nie będziesz mogła mieć więcej dzieci.



____________________________________
Strasznie was przepraszam za opóźnienie. Rozdział miał być już wczoraj, ale jak na złość wyłączyli mi prąd i nie miałam jak dokończyć i wrzucić rozdział.
Znowu namieszałam, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. Nie wiem czemu, ale lubię dręczyć bohaterów. Chyba coś ze mną nie tak xd
Po raz pierwszy chciałam jeszcze dodać piosenkę, ale w ostatniej chwili uznałam, że bardziej pasuje ona do tego, co będzie się działo w dalszej części.
Nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział. Zaczął się rok szkolny no i pasowałoby od początku przyłożyć się do nauki. Raczej uda mi się połączyć pisanie z nauką, ale zobaczymy jak to będzie.
Chyba tyle ode mnie.
Pozdrawiam!

13 komentarzy:

  1. O matko biedna Emilie! ;(
    Aż chce mi się płakać, tyle przeszła w wieku 16 lat. Mam nadzieje, ze jakoś sobie poradzi i nie załamie się po tym wszystkim.
    Rozdział świetny, cóż widać w każdej twojej historii, że lubisz dręczyć bohaterów :p
    Jestem ciekawa czy Louis dowie się że stracił dziecko?

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że Louis się dowie, ale do tego jeszcze daleka droga

    OdpowiedzUsuń
  3. Całe szczęście, że przeżyła! Wieczna optymistka haha :)
    Czekam na następny i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow aż nie wiem co napisać!
    Tak strasznie mi przykro z powodu Emilie, mam nadzieję że chociaż Louis się ogarnie i sprawi że będzie miała jeden problem mniej.
    Kocham twoje opowiadania!
    Przeczytałam wszystkie i jeśli w przyszłości będziesz pisać również będę czytać :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne!!!!!! Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyno!!!!! Kocham tego bloga!!!! Jesteś genialna!!!! Zrobię Ci ołtarz w moim pokoju i będę tam składać ofiarę tylko....... jakie ciastka lubisz? :) :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyno!!!!!!! Kocham tego bloga!!!!!! Jesteś genialna!!!!!! Zrobię ołtarz w moim pokoju i będę składać Ci ofiarę! Tylko......jakie ciastka lubisz?? :):*

    OdpowiedzUsuń
  8. W końcu koniec męki Emilie? Chociaż, znając ciebie, to dopiero początek :D no, może przesadziłam- jakiś środek xd
    Kurczę, wchodzę tu i wchodzę, chociaz widzę, że nie ma nowego rozdziału i nie mogę się doczekać :(
    Życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Postaram się napisać do końca tygodnia, ale nic nie obiecuję ;)

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥