wtorek, 14 października 2014

43. To byłam ja, nie Eleanor.

W szpitalu leżałam jeszcze trochę ponad tydzień. Przez ten cały czas lekarze wykonywali mi wiele różnych badań, a pani psycholog wciąż starała się mi pomóc, pomimo, że ja za każdym razem kazałam jej się wynosić. Odwiedzali mnie również moi przyjaciele i rodzina, którzy ze wszystkich sił próbowali poprawić mi humor i próbowali doprowadzić mnie do względnego, psychicznego porządku. Niestety efekt był raczej kiepski, ale się starali, a to naprawdę wiele znaczy.
Oprócz tego, co jest raczej oczywiste, w szpitalu parę razy pojawiła się również policja, aby spisać moje zeznania i ustalić wszystkie wydarzenia, które miały miejsce, z mojej perspektywy. Ponowne wracanie do tamtych wydarzeń tylko pogłębiło mój smutek i depresję, w którą ewidentnie zaczynałam popadać.
Rozprawa przeciwko moim oprawcą odbyła się zadziwiająco szybko, bo właściwie już tydzień po tym, jak opuściłam szpital. Byłam z tego zadowolona, bo chciałam jak najszybciej wyjechać z Londynu, a dopóki wszystkie sprawy nie były pozamykane, nie było o tym nawet mowy.
Sprawa w sądzie, to był mój kolejny koszmar. Nie dość, że po raz kolejny na nowo musiałam wszystko opowiadać, przypominać sobie o tym, to na sali rozpraw znajdowali się również wszyscy mężczyźni, którzy mnie przetrzymywali, bili i gwałcili. Czułam się malutka i krucha pod ich bacznymi, oślizgłymi spojrzeniami, które pożądliwie przesuwały się po moim ciele. Zapewne bardzo żałowali, że nie mogli mnie nadal torturować, tym samym zaspokajając swoje żądze.
Nie pamiętam dokładnie, jak to wszystko przebiegało. Byłam zbyt roztrzęsiona i przerażona. Gdyby nie było tam ze mną mojej rodziny, nie wiem, jak dałabym sobie radę. Pewnie nie potrafiłabym wypowiedzieć nawet jednego słowa. To oni byli moją siłą.
Z jakiegoś powodu, siły dodawał mi również fakt, że na sali, oprócz tych potworów, był również tamten chłopak, dzięki któremu nadal żyję. Fakt, że był tu wraz z innymi, cały i zdrowy i patrzył na mnie z troską w oczach… przez chwilę czułam się tak, jakby na nowo wyrosły mi skrzydła, które w brutalny sposób zostały mi obcięte, gdy byłam jeszcze dzieckiem.
- Czy chciałabyś powiedzieć coś jeszcze, co będzie miało wpływ na wyrok?
Podniosłam wzrok na starszego, siwiejącego już mężczyznę, który siedział w odległości kilku metrów ode mnie, na niewielkim podwyższeniu i patrzył na mnie ze spokojem. Od jakichś trzydziestu minut, głosem zupełnie wypranym z emocji, opowiadałam ze szczegółami, tak jak mi kazano, o tym, co wydarzyło się od dnia, w którym przypadkowo byłam świadkiem morderstwa i zostałam porwana. Chwilami było mi naprawdę ciężko. Głos mi się załamywał i nie potrafiłam wykrztusić z siebie nawet słowa, a widok współczujących spojrzeń wcale mi nie pomagał.
Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam w bok, gdzie siedzieli wszyscy oskarżeni. Poczułam dreszcz przebiegający mi po kręgosłupie, kiedy zorientowałam się, że wszyscy patrzą na mnie z mordem w oczach. Tylko spojrzenie jednej osoby było inne. Ciepłe i dodające otuchy.
- Tak. – szepnęłam przenosząc wzrok z powrotem na sędziego. – Chciałam powiedzieć, że ten chłopak – skinęłam w jego stronę. – On nie zasługuje, żeby się tu znajdować. Przynajmniej nie w mojej sprawie. – urwałam i przełknęłam gulę, która pojawiła się w moim gardle. – Nie wiem, kim dokładnie jest. Nie wiem czy jest dobry czy może jest takim samym bydlakiem jak reszta. Wiem jednak, że gdyby nie on, teraz pewnie leżałabym martwa w jakimś rynsztoku, a moi oprawcy nie ponieśliby kary za to, co zrobili. I jestem mu za to ogromnie wdzięczna. – zakończyłam słabym głosem.
Mężczyzna przez chwilę patrzył na mnie z uwagą, spojrzał w stronę tamtego chłopaka, a parę sekund później przeniósł wzrok z powrotem na mnie i pokiwał głową.
Potem wszystko poszło z górki. Po krótkiej naradzie moi oprawcy, a także mordercy, zostali skazani na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności. Tylko ten młody chłopak dostał mniejszy wyrok, bo tylko dziesięć lat. Ucieszyło mnie to, bo on zaryzykował własne życie, żeby mi pomóc. Wiedział, że jego towarzysze mogą go nawet za to zabić, a mimo to zaryzykował. To jest prawdziwa odwaga, a nie zagadanie do dziewczyny, kiedy jest się pod wpływem alkoholu.
Po rozprawie, miałam dziwną chęć, by porozmawiać z tym chłopakiem. Podziękować mu twarzą w twarz za to, co dla mnie zrobił. Żałowałam, że ja również nie mogę pomóc mu w tak wielkim stopniu jak on mnie, ale i tak udało mi się zrobić dla niego dość dużo. Nie zmarnuje dosłownie całego życia, najlepszych lat, na siedzenia za kratkami.
Funkcjonariusz wyprowadzał do właśnie z sali wraz z resztą bandy, więc natychmiast skorzystałam z okazji. Obawiałam się, że policjant nie pozwoli mi porozmawiać z chłopakiem, jednak, gdy zobaczyłam współczucie w jego oczach, zrozumiałam, że wcale tak nie będzie. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, kiedy stanęłam obok niego. Zdecydowanie nie spodziewał się, że będę chciała z nim porozmawiać.
- Chciałam ci jeszcze raz podziękować. – powiedziałam lekko skrępowana.
- Nie musisz. – odparł chłopak uśmiechając się odrobinę. – Każdy normalny, zdrowy na umyśle człowiek postąpiłby tak samo. Zresztą mówiłem ci, że nie chcę być taki jak oni.
- Więc czemu nie próbowałeś się z tego wyplątać? – spytałam cicho.
- Kiedy człowiek nie ma gdzie spać i co jeść, robi różne głupie rzeczy, których potem żałuje do końca życia. – przyznał. – Cieszę się, że wszystko z tobą w porządku. Przynajmniej fizycznie. – wymamrotał patrząc mi w oczy.
Czułam się tak, jakby potrafił zajrzeć w głąb mojej duszy i zobaczyć, jak bardzo przygnębiona i poraniona jestem.
- Mam nadzieję, że od teraz będzie ci się dobrze powodziło w życiu. – zdążył dodać, zanim strażnik wyprowadził go z sali.
Patrzyłam w ślad za chłopakiem, czując szczypiące łzy w kącikach oczu. Nie wiem nawet, dlaczego płaczę. Przecież go nie znam, a mimo to, czuję z nim jakąś więź. To dziwne, ale tak właśnie jest. Chyba już kompletnie zwariowałam.

* * *
- Jesteś pewna, że chcesz jechać do Glasgow?
Oderwałam wzrok od torby, do której pakowałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy na kilkutygodniowy jak mniemam pobyt u Hunter’a i spojrzałam na Abby, która siedziała po turecku na moim łóżku i składała ubrania, które wcześniej wyciągnęłam z szafy. Zerkała na mnie, co parę sekund, czekając na moją odpowiedź.
- Potrzebuję tego. – przyznałam cicho. – Potrzebuję odpoczynku od tego całego bałaganu. Chcę spróbować zapomnieć.
Dziewczyna przerwała pracę, przyglądała mi się przez chwilę w milczeniu. Widziałam w jej oczach, że ani trochę nie podoba jej się ten pomysł z przeprowadzką, choćby nawet na krótko. Też nie całkiem byłam przekonana, ale wiedziałam, że tak będzie najlepiej. Tutaj w Londynie, nie będę potrafiła się pozbierać się do kupy. W Glasgow nie będę musiała non stop udawać, że wszystko jest w porządku i że dobrze sobie radzę.
- Tam będziesz sama. – zauważyła. – Hunter, choć bardzo by chciał, nie będzie mógł być z tobą dwadzieścia cztery godziny na dobę.  
Wiedziałam, że za tymi prostymi słowami kryje się dużo więcej niż się wydaje. Abby bała się, że gdy tylko przestanę być pod opieką całej rodziny i przyjaciół, popadnę w całkowitą depresję i zrobię coś głupiego, czego nie będzie można już odwrócić. Nie winiłam jej za to, bo ja sama bałam się, że stracę kontrolę nad samą sobą i że nie będzie obok mnie kogoś, kto mógłby mnie powstrzymać.
Ale wszystko było już ustalone. Razem z Hunter’em mamy wyjechać jutro wcześnie rano, aby dojechać do Glasgow jak najwcześniej. Już za późno, żeby się wycofać. Zresztą, chyba wcale tego nie chcę. Wiem, że jeśli tam nie pojadę, będę tego żałować. W Londynie jest zbyt wiele rzeczy i osób, które będą przypominały mi o tym, co mnie spotkało i co straciłam, a ja nie chcę o tym myśleć. Chcę, chociaż spróbować odseparować się od tego wszystkiego. Pomóc samej sobie.
- Wszystko będzie w porządku. – szepnęłam.
- Ale.. – zaczęła.
- Zaufaj mi.
Patrzyła na mnie, przygryzając wnętrze policzka, a po chwili westchnęła i pokiwała głową, mamrocząc pod nosem ciche „okej”. Uśmiechnęłam się do niej blado, na co odpowiedziała mi tym samym, jednocześnie podając ubrania, które właśnie trzymała w rękach. Chwyciłam je drżącymi dłońmi, czując szczypiące łzy, które niespodziewanie napłynęły mi do oczu. Proszę o zaufanie, nie ufając sama sobie. Brawo Emilie.

* * *
- To tutaj.
Zaskoczona zamrugałam kilkakrotnie, wyłączyłam muzykę i wyciągnęłam słuchawki z uszu, a po chwili przykleiłam nos do szyby. Serce załomotało mi mocniej w piersi na widok kilkupiętrowego, eleganckiego budynku, w którym zapewne mieszkały wyłącznie osoby, których portfele były dość grube, albo przynajmniej ich pensje były większe niż pensja przeciętnego człowieka. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że będzie mi dane mieszkać w takim miejscu, a gdyby ktoś powiedział mi, że tak będzie, zapewne bym go wyśmiała.
- Wow. – wykrztusiłam.
Miałam ochotę uszczypnąć się w rękę, by przekonać się, że to nie jest tylko sen, jednak zamiast tego, wygramoliłam się z samochodu i stanęłam na chodniku przed budynkiem, czekając, aż Hunter wypakuje moją torbę z bagażnika. Naciągnęłam czapkę na uszy i wcisnęłam dłonie w kieszenie kurtki, pociągając lekko nosem, jednocześnie zadzierając głowę, by móc policzyć, ile pięter posiada budynek. Było ich dokładnie dziewięć. Ciekawe, gdzie znajduje się mieszkanie Hunter’a.
- Lepiej chodźmy do środka, zanim zrobi się jeszcze zimniej. – odezwał się chłopak, stając obok mnie.
Bez słowa skinęłam głową i ruszyłam za nim w stronę wejścia. Kiedy tylko znaleźliśmy się w środku, poczułam przyjemne ciepło otulające moje ciało i które prawie natychmiast rozgrzało moje zmarznięte dłonie i stopy. Hol, w którym się znajdowaliśmy nie był zbyt wielki, ale bardzo przytulny i miły. Był w jasnych, ciepłych odcieniach brązu i beżu. Naprzeciwko głównego wejścia znajdowały się dwie windy, a także schody. Pod ścianą na lewo stały dwa fotele i stolik do kawy, na którym leżało kilka gazet i ulotek, natomiast z prawej stało coś podobnego do recepcji w hotelach. Za ladą stał starszy mężczyzna ubrany w elegancki uniform. Na widok Hunter’a ukłonił się lekko, posyłając nam przyjazny uśmiech.
Wsiedliśmy do jednej z wind, a Hunter wcisnął guzik z numerem sześć. Kiedy drzwi się zamknęły i kabina ruszyła w górę, chwyciłam się poręczy i zamknęłam oczy. Nienawidziłam wind, a do tego ciasnota sprawiła, że zrobiło mi się słabo i zaczęłam się denerwować. Od razu przypomniałam sobie, jak Louis uspokajał mnie w tedy na London Eye, kiedy dostałam ataku klaustrofobii. Kiedy to wszystko tak bardzo się zmieniło? Kiedy moje życie skomplikowało się, aż do tego stopnia?
Gdy winda w końcu zatrzymała się na odpowiednim piętrze, poczułam ulgę i wypadłam na korytarz od razu, jak tylko rozsunęły się przede mną drzwi. Odetchnęłam cicho wpuszczając do płuc jak najwięcej powietrza. Czułam, że Hunter patrzy na mnie z lekkim niepokojem, ale nic nie powiedział ani nie próbował mnie dotknąć, za co byłam mu wdzięczna. Muszę nauczyć się radzić sobie sama.
- Moje mieszkanie jest tam. – powiedział po chwili ciszy, wskazując drzwi na końcu korytarza, na których widniała liczba dwanaście, jednocześnie idąc w tamtą stronę. – Później dam ci zapasowe klucze, jakbyś chciała gdzieś wyjść, kiedy mnie nie będzie czy coś.
Mruknęłam w odpowiedzi coś niezrozumiałego, idąc za chłopakiem ze spuszczoną głową. Gdybym chciała gdzieś wyjść? Niby, po co? Żeby znowu wpakować się w jakieś bagno? Chyba jednak odpuszczę.
Kiedy weszliśmy do środka i znaleźliśmy się w wąskim korytarzyku, w moje nozdrza od razu uderzył zapach świeżości, co nieco mnie zdziwiło, bo Hunter zdecydowanie nie był czyściochem. Maria często narzekała na jego bałaganiarstwo. Naprawdę, aż tak wiele się zmieniło przez te kilka miesięcy? A może po prostu to ja w ostatnim czasie byłam zbyt zajęta własnymi problemami, by zauważyć cokolwiek innego?
Na końcu korytarza znajdowały się trzy schodki w dół, które prowadziły do salonu, który połączony był z kuchnią i jadalnią. Zazwyczaj nie podobały mi się takie zestawienia, ale w tym mieszkaniu wyglądało to całkiem dobrze. Pomieszczenia urządzone były w nowoczesnym stylu, co sprawiało, że cały efekt był jeszcze lepszy.  Mogę się założyć, że to nie były pomysły Hunter’a. Nie miał, aż tak dobrego gustu, jeżeli chodzi o meble i tego typu rzeczy.
- Twoja sypialnia jest tam, na końcu korytarza, po prawej. – mruknął wskazując kierunek po lewej stronie. – Łazienka jest jedna, więc będziemy musieli sobie jakoś radzić. – dodał podając mi torbę.
- Okej. – wydukałam zmuszając się do uśmiechu.
- Rozgość się. – powiedział ciepłym głosem. – Mój pokój jest naprzeciwko twojego, jakby co.
Pokiwałam głową, dając mu znak, że zrozumiałam. Raz jeszcze rozejrzałam się po wnętrzu i bez słowa skierowałam się do swojego nowego pokoju. Cicho zatrzasnęłam za sobą drzwi i na krótką chwilę oparłam się o chłodne drewno i z mieszanymi uczuciami przyjrzałam się wystrojowi miejsca, w którym miałam spędzić kilka najbliższych tygodni, jeżeli nawet nie miesięcy.
Sypialnia nie była zbyt wielkich rozmiarów, ale specjalnie mi to nie przeszkadzało. Ściany pomalowane były na jasny fiolet, a na podłodze leżał puszysty biały dywan. Na prawo od drzwi stało wielkie łóżko z górą poduszek, natomiast po lewej stronie stała komoda, półka zapełniona książkami oraz biurko. Przytulne i miłe miejsce, tak jak reszta mieszkania, nie licząc łazienki, której nie widziałam.
Odepchnęłam się od drzwi i podeszłam do łóżka, na którym położyłam moją torbę. Ściągnęłam kurtę i rzuciłam ją na bok, a następnie zabrałam się za wyciąganie swoich rzeczy i układanie ich do komody. W ten sposób przynajmniej na chwilę mogłam zająć swoje myśli. Niestety ta chwila okazała się być zbyt krótka, po już parę minut później natknęłam się na coś, co sprawiło, że rozbolał momentalnie mnie żołądek, a w oczach pojawiły się łzy.
Dwa niewielkie zdjęcia z usg.
Zachłysnęłam się powietrzem, nie mogąc oderwać wzroku od fotografii, które znalazły się w moich rękach. Musiałam wziąć je przez przypadek, kiedy pakowałam dokumenty. Kiedy patrzyłam na moją malutką fasolkę, moje maleństwo, które nie dostało nawet szansy poznania świata, tama puściła. Nie potrafiłam się już dłużej hamować. Łzy, dwoma strumieniami zaczęły spływać po mojej twarzy.
Powoli osunęłam się na podłogę i oparłam się plecami o bok łóżka. W jednej dłoni wciąż ściskałam fotografie, natomiast drugą zacisnęłam w pięść i przycisnęłam ją do ust, próbując w ten sposób zdusić szloch, aby Hunter niczego nie usłyszał. Nie chciałam niepokoić go już pierwszego dnia. Nie chciałam, żeby żałował swojej decyzji.
Byłam głupia i naiwna myśląc, że wyjeżdżając z Londynu ucieknę od problemów, zostawię je za sobą i zacznę żyć normalnie albo przynajmniej spróbuję. Problemy nie zniknęły i nie znikną od tak. One przyjechały tu razem ze mną, by wciąż mnie dręczyć. Nie pozwolą mi o sobie zapomnieć, a przynajmniej nie tak łatwo, jak mi się wydawało. Będę musiała postarać się trochę bardziej, jeżeli chcę coś zmienić. Pytanie tylko, czy mam wystarczająco dużo siły.
- Dasz sobie radę Emilie. – szepnęłam ochrypłym od płaczu głosem. – Musisz w to tylko uwierzyć. Kiedyś w końcu musi być dobrze. Nie możesz się poddać. Nie możesz. Przecież zawsze jest, o co walczyć.

* * *
Od mojego wyjazdu z Londynu, każdy mój kolejny dzień wyglądał praktycznie tak samo. Nieprzespane noce, czytanie książek, ciągły płacz i użalanie się nad sobą, udawanie przed Hunter’em, że wszystko jest w porządku i że jakoś daje sobie radę. Wiedziałam, że nie powinnam go okłamywać, bo w ten sposób tylko jeszcze bardziej sobie szkodzę, ale nie umiałam porozmawiać z nim otwarcie o tym, co mnie gryzie. Duszenie wszystkiego w sobie wydawało się dużo łatwiejsze, chociaż boleśniejsze.
Leżałam na łóżku i próbowałam skupić się na treści kolejnej książki, kiedy usłyszałam ciche pukanie, a po chwili do środka wszedł mój brat. Ubrany był w eleganckie spodnie od garnituru oraz śnieżnobiałą koszulę i muszę przyznać, że w tym zestawie wyglądał naprawdę dobrze. Uśmiechnął się do mnie ciepło i usiadł na brzegu łóżka, uważając, by mnie nie dotknąć.
- Co jest? – spytałam cicho, widząc, że chce mi coś powiedzieć.
- Muszę wyjechać na jeden dzień i noc w sprawach służbowych. – oznajmił.
Odkąd tu przyjechałam, Hunter starał się jak najrzadziej wychodzić z domu, by mieć mnie cały czas na oku. Wziął nawet krótki urlop, aby pomóc mi się przystosować do nowego miejsca i tak dalej. Poczułam dziwną pustkę na myśl, że będzie musiał mnie zostawić, choćby nawet na krótko. Fakt, że był przy mnie sprawiał, że jakoś się trzymałam i nie wpadały mi do głowy szalone pomysły, typu podcięcie sobie żył, by zakończyć swój nędzny żywot.
- Nie chcę, żebyś w tym czasie została sama, dlatego poprosiłem moją dobrą znajomą, żeby się tobą opiekowała. – powiedział niepewnym głosem, jakby bojąc się mojej reakcji. – Powinna tu za chwilę być. Jest naprawdę miła. Na pewno ją polubisz.
Już miałam zaprotestować i powiedzieć, że nie potrzebna mi niańka, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Hunter się o mnie martwił i robił wszystko, żebym była bezpieczna, a także czuła się dobrze. Poza tym, chyba jednak będzie dobrym pomysłem, aby ktoś był ze mną, podczas jego nie obecności. Tak na wszelki wypadek.
- W porządku. – odezwałam się cicho.
Hunter zmarszczył lekko czoło, najwyraźniej zaskoczony tym, że nie protestowałam. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak w tej chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Chłopak przeprosił, mamrocząc pod nosem coś w stylu „ o wilku mowa” i wyszedł z pokoju, żeby otworzyć. Niezdarnie podniosłam się na równe nogi i szurając kapciami o podłogę, wyszłam na korytarz. Zatrzymałam się na rogu i zerknęłam do salonu, gdzie Hunter właśnie wszedł wraz z młodą dziewczyną, mniej więcej w jego wieku. Miała długie do ramion blond włosy, zielone oczy, a na nosie miała grube okulary. Była naprawdę ładna i tak jak mówił Hunter, wyglądała na naprawdę miłą i uroczą osobę. Hunter musiał mnie zauważyć, bo skinął na mnie palcem.
- Chodź tutaj.
Przełknęłam ślinę i zrobiłam dwa kroki do przodu, jednocześnie naciągając rękawy swetra, próbując w ten sposób ukryć bandaże na nadgarstkach. Nie wiem czemu, ale nie chciałam, żeby ta dziewczyna je widziała.
- Emilie to jest Erin. Erin, to jest Emilie, moja siostra. – chłopak posłał mi ciepły uśmiech.
- Cześć. – dziewczyna podeszła bliżej i wyciągnęła rękę w moją stronę. – Hunter dużo mi o tobie opowiadał.
Zawahałam się, jednak po chwili przełknęłam dziwne uczucie strachu i ścisnęłam jej dłoń, zmuszając się do uśmiechu.
- Chciałabym powiedzieć to samo, ale dowiedziałam się o tobie minutę temu. – wymamrotałam.
Blondynka zaśmiała się cicho i spojrzała na mojego brata z błyskiem w oczach. Natychmiast, z własnego doświadczenia zorientowałam się, że Erin traktuje Hunter’a nie tylko jak kumpla. Dało się to zobaczyć w jej oczach. Tą czułość i oddanie, które do niego żywiła. Byłam ciekawa, czy Hunter o tym wie i próbuje to ignorować, czy raczej nie ma o niczym zielonego pojęcia.
- Naprawdę miło mi cię poznać. – dodała po chwili.
- Mnie również. – wydukałam nieśmiało.
- Erin zostanie tutaj na noc. – wtrącił się Hunter, widząc, że coraz bardziej zamykam się w sobie. – Jeśli będziesz czegoś potrzebować, możesz zwrócić się do niej. Na pewno jakoś się dogadacie. Jutro wieczorem będę z powrotem.
- Spokojnie. – dziewczyna uśmiechnęła się do niego. - Damy sobie radę. – spojrzała na mnie i puściła mi oczko.
Wygięłam usta w coś na kształt uśmiechu. Coraz bardziej cieszyłam się, że nie będę tutaj sama. Chyba bym tego nie wytrzymała.

* * *
Była już dość późna godzina. Właściwie, niedługo miał rozpocząć się kolejny dzień, jednak ja nie mogłam nawet zmrużyć oka. Siedziałam po turecku na środku łóżka z rękoma ułożonymi na kolanach i tępo wpatrywałam się w ścianę naprzeciwko mnie. Tkwiłam w tej jednej pozycji od chwili, gdy kilka godzin temu Hunter wyszedł domu. Wiedziałam, że nie powinnam się tak zachowywać, że nawet tego nie planowałam, ale kiedy tylko drzwi zamknęły się za moim bratem, poczułam, że muszę zostać sama.
Przez ten cały czas rozmyślałam.
Myślałam o tym, co się wydarzyło w moim życiu przez ostatnie kilka miesięcy, a najbardziej o tym, co wydarzyło się w ostatnim czasie.
Myślałam o mojej rodzinie. Jak oni muszą czuć się z tym wszystkim.
Myślałam o moich przyjaciołach. O tym, jak ich zaniedbywałam i o tym, że nie mogłam się z nimi nawet pożegnać, bo tak naprawdę mój wyjazd do samego końca pozostał tajemnicą. Tylko moja rodzina i Abby o tym wiedzieli.
Czułam się tak, jakbym ich oszukała, ale wiedziałam, że tak będzie lepiej. Dla nich i dal mojego własnego poczucia bezpieczeństwa, jeżeli mogę to tak nazwać. Świadomość, że nie wiedzą, gdzie jestem, sprawiała, że było mi w jakimś stopniu łatwiej. A przynajmniej to sobie cały czas wmawiam.
Najintensywniej jednak zastanawiałam się nad tym, jak wyglądałoby teraz moje życie, gdybym nie poznała Louis’a i reszty chłopaków. Jak spędzałabym ten cały czas? Czym bym się zajmowała? Trudno mi sobie wyobrazić bez nich życie i pomimo tych wszystkich problemów i komplikacji, wydaje mi się, że gdybym teraz cofnęła czas to i tak postąpiłabym dokładnie tak samo. Pomimo wszystko, pojawienie się tej piątki w moim życiu, to było najlepsze, co mi się przytrafiło. Nadali barwy, sens mojemu nudnemu życiu. Otworzyli mi oczy na pewne sprawy. Pomogli mi się zmienić na lepsze.
Może już kompletnie oszalałam, ale tak właśnie jest. Popełniłam masę błędów, zrobiłam setki głupich rzeczy, straciłam wiele, jednak to nie może równać się z tym, jak wiele zyskałam.  Zawsze szukaj pozytywów, prawda?
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Zamrugałam zaskoczona i spojrzałam w tamtym kierunku. Kiedy tylko zamknęłam się w swoim pokoju, Erin dała mi spokój. Podobało mi się to, że nie próbowała przekonywać mnie do rozmowy i nie gadała od rzeczy jakichś kompletnych bzdur, które zawsze się mówi załamanym ludziom.
Po krótkiej chwili drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i dziewczyna nieśmiało zajrzała do środka, najwyraźniej upewniając się, że wszystko jest w porządku. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnęła się delikatnie.
- Hej. – odezwała się niepewnie. – Pomyślałam, że możesz być głodna, więc zrobiłam makaron z serem. Hunter mówił, że go lubisz. Przynieść ci trochę do pokoju?
Pozwalała mi zjeść w pokoju. Ta dziewczyna na serio jest prawdziwa? Pokiwałam głową, posyłając jej coś na kształt uśmiechu. Ona naprawdę się starała, więc ja też muszę.
- Okej. – zniknęła za drzwiami.
Kiedy po krótkiej chwili wróciła do pokoju, trzymając w rękach talerz z wciąż parującą potrawą, mój żołądek zaburczał radośnie. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo jestem głodna. Nic nie jadłam przez cały dzień. Życzyła mi smacznego i chciała wyjść, jednak ją zatrzymałam.
- Zjesz ze mną? – spytałam.
Była wyraźnie zaskoczona moim pytaniem, jednak szybko się opamiętała i uśmiechnęła ciepło.
- Oczywiście. – powiedziała radośnie.
Ponownie zniknęła za drzwiami, ale tym razem po to, by wziąć porcję dla siebie. Kiedy wróciłam, usiadła na końcu łóżka, odwracając się twarzą do mnie. Wciąż wydawała się zdezorientowana, ale starała się to ukryć.
- Skąd znasz mojego brata? – spytałam cicho nabijając na widelec trochę makaronu.
Poczułam przyjemne ciepło w brzuchu, gdy przełknęłam pierwszy kęs. Chyba jeszcze nigdy nic nie smakowało mi tak bardzo.
- Mieszkam niedaleko stąd. – zaczęła. – Wpadliśmy na siebie przypadkiem w supermarkecie. Tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy wtedy ze sobą rozmawiać. Od razu udało nam się złapać wspólny język. – uśmiechnęła się lekko. – Wymieniliśmy się numerami telefonu, a kilka dni później umówiliśmy się na kawę. Znamy się już od kilku miesięcy i naprawdę lubię spędzać z nim wolny czas.
- Podoba ci się. – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
Twarz dziewczyny momentalnie zrobiła się cała czerwona. Zachichotała cicho, kręcąc przy tym głową. Wyglądała na mocno zawstydzoną, co tylko dodawało jej uroku.
- To aż tak widać? – spytała gmerając w swoim makaronie.
Wzruszyłam ramionami i przełknęłam kolejny kęs.
- Widziałam, jak na niego patrzysz. – powiedziałam. – Znam to spojrzenie bardzo dobrze. On też cię lubi.
Erin przygryzła lekko wargę i prawie natychmiast ją puściła, zostawiając na skórze ślady zębów, które zniknęły po krótkiej chwili.
- Chyba nie tak bardzo, jak ja jego. – wymamrotała.
- Nie dowiesz się tego, jeśli będziesz próbowała ukrywać przed nim swoje uczucia. – powiedziałam.
Poczułam ucisk w żołądku, bo cholera, daje jej rady, a przecież sama postępowałam dokładnie tak jak ona teraz. Nadal tak postępuję. Hipokrytka ze mnie, nie ma co. Z drugiej jednak strony, dawanie komuś rad, co ma robić, jest łatwiejsze niż samemu zrobić to, o czym mówimy.
- Nie ryzykując nic nie osiągniesz. – dodałam ciszej.

* * *
Pierwsze dni w Glasgow były dla mnie ciężkie. Ciągły płacz i użalanie się nad sobą. Jednak po upływie kilku tygodni, było coraz lepiej albo przynajmniej tak mi się wydaje. W każdym bądź razie, udało mi się, choć w małym stopniu wyjść ze skorupy. Z pomocą brata i Erin, udało mi się rozpocząć zniszczenie muru, który na nowo zbudowałam wokół siebie.
Mówiąc o dziewczynie… im więcej czasu z nią spędzałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że jest naprawdę fantastyczną osobą. W pewnym sensie zaprzyjaźniłyśmy się ze sobą. Była moją drugą Abby, co nie oznacza, że zapomniałam o mojej najlepszej przyjaciółce. Niestety dla bezpieczeństwa i mojego zdrowia psychicznego, nie kontaktowałyśmy się ze sobą, co sprawiało, że tęskniłam za nią coraz bardziej.  Za nią i resztą paczki. W takich chwilach żałowałam, że w ogóle wyjechałam z Londynu. Że nie poprosiłam przyjaciół o pomoc. Później jednak dochodziłam do wniosku, że oni nie potrafiliby mi pomóc. Nic nie może wypędzić demonów, które siedzą w mojej głowie.
Siedziałam na łóżku i z nogami podciągniętymi pod klatkę piersiową wpatrywałam się w czarny ekran telefonu, który był wciąż wyłączony od chwili, gdy tylko wraz z Hunter’em wsiedliśmy do jego samochodu i wyruszyliśmy w drogę. Była ciekawa, czy na telefonie znajdowały się jakieś wiadomości od moich bliskich. Na pewno się o mnie martwili, ale czy na tyle, aby przez ten cały czas próbować się ze mną skontaktować?
Niepewnie chwyciłam urządzenie i zanim zdążyłam się powstrzymać wcisnęłam przycisk włączenia. Parę sekund później ekran telefonu zaświecił i zobaczyłam powiadomienie o ponad dwustu nieodebranych połączeniach i stu nieodczytanych wiadomościach. Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Tego się nie spodziewałam. Minęło dobrych kilka minut, zanim w miarę się otrząsnęłam . Chciałam właśnie sprawdzić skrzynkę, kiedy niespodziewanie telefon zaczął wibrować w mojej dłoni, a po pokoju rozniósł się dźwięk dobrze mi znanej melodyjki. Serce zamarło mi w piersi, gdy zobaczyłam na ekranie zdjęcie mojego byłego przyjaciela.
Louis.
Zapewne dostał powiadomienie, że mój numer jest już aktywny i może się ze mną skontaktować. Nie miałam pojęcia, że będzie chciał próbować. Przecież… to nie ma sensu. Przynajmniej nie dla mnie. Połączenie miało się właśnie zakończyć, jednak w ostatniej chwili, zanim zdążyłam zmienić zdanie, wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Emilie. – usłyszałam po drugiej stronie jego ochrypły szept. Moje oczy natychmiast wypełniły się łzami.- Tak się cieszę, że w końcu odebrałaś. Tak bardzo się o ciebie martwiliśmy – urwał. - Jesteś tam?
Zacisnęłam mocno powieki, a samotna łza spłynęła po moim policzku.
- Tak. – wymamrotałam.
- Gdzie jesteś? Dlaczego zniknęłaś? – dopytywał. – Jeśli to moja wina, ja.. wiem, że mnie nienawidzisz. Tak strasznie mi przykro..
- Przestań. – szepnęłam z trudem powstrzymując łzy. – Nie chcę tego słuchać.
- Nie, Emilie ja…
- Przestań! – krzyknęłam nie panując już nad sobą. – Nie chcę tego słuchać Louis. Chcę zapomnieć. Wymazać z głowy wszystko, co było kiedyś. Chcę zacząć od nowa. W świecie, gdzie nie ma ciebie, kłamstw i tej całej reszty, rozumiesz?
Gniewnym gestem otarłam z policzków łzy, które w końcu znalazły ujście. Niepotrzebnie włączałam ten przeklęty telefon.
- Wiem, że masz mi za złe tą całą sprawę z Eleanor, ale wiedz, że tego nie planowałem. – powiedział. - Tak wyszło. Nie chciałem cię okłamać. Nie wiedziałem, że coś do niej czuję. Dopiero ta impreza..
- To byłam ja! – krzyknęłam nie mogąc znieść dłużej tego, co mówi.
Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza.
- Co? – odezwał się w końcu.
- To ze mną spałeś podczas tej przeklętej imprezy. – mój głos był ledwie słyszalny. –To byłam ja, nie Eleanor. Byliśmy pijani… - nie wiedziałam, co mam powiedzieć. – Byłam z tobą w ciąży Louis, ale straciłam to dziecko, po tym, co się wydarzyło.
Chłopak milczał, a ta cisza sprawiała mi tylko ból. Wolałabym, żeby zaczął na mnie wrzeszczeć lub cokolwiek innego. Brak odzewu z jego strony zabijał mnie.
- Kocham cię Louis. – szepnęłam, wiedząc, że już i tak wszystko stracone. – Nie chciałam zepsuć tego, co było między nami, dlatego milczałam. Poza tym, twoje szczęście było dla mnie ważniejsze niż moje własne.  Wiem, że jestem hipokrytką mówią to teraz, ale… - urwałam i przetarłam twarz dłonią.
Nagle usłyszałam jakiś trzask po drugiej stronie i połączenie zostało zerwane. Serce zamarło mi w piersi, a z gardła wydobył się cichy szloch. Oderwałam telefon od twarzy, a następnie z całą siłą, jaka mi pozostała rzuciłam nim o ścianę. Teraz już wszystko straciło dla mnie sens.
Opadłam na łóżko i schowałam twarz w poduszce, myśląc teraz jedynie o tym, żeby zniknąć. Zniknąć i nie czuć już więcej tego potwornego bólu, który rozłupywał moje ciało i duszę na miliony małych kawałeczków.
Leżałam na łóżku zupełnie nie ruchomo i po prostu patrzyłam przed siebie, pozwalając, by łzy moczyły moją twarz i poduszkę. W duchu modliłam się, aby Hunter wreszcie wrócił do domu. Potrzebowałam mieć go przy sobie.
Nie wiem, jak długo tak leżałam, ale w końcu usłyszałam trzask otwieranych i zamykanych drzwi, a także głos mojego brata ogłaszający, że już wrócił. Zacisnęłam dłoń w pięść na prześcieradle, prosząc go w duchu, żeby tutaj przyszedł. Jak na zawołanie, po kilku sekundach drzwi się otworzyły i do pokoju zajrzał Hunter. Widząc wyraz mojej twarzy, natychmiast wszedł do środka.
- Emilie.. – zaczął.
- Powiedziałam mu. – wychrypiałam.
- O czym ty mówisz? – spytał.
- Włączyłam telefon. Zadzwonił Louis. Nie wytrzymałam i powiedziałam mu, że go kocham, że spaliśmy ze sobą i że byłam z nim w ciąży. Powiedziałam mu wszystko. A on się rozłączył. – przy ostatnim słowie mój głos się załamał. – Tak po prostu. Ale ze mnie kretynka.
- Ty nic nie wiesz. – wymamrotał.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, przetarłam twarz dłońmi i spojrzałam na niego zaskoczona.
- O czym niby nie wiem? – spytałam.
- Louis miał wypadek samochodowy.



_______________________________________
Notki nie będzie. Przepraszam.

13 komentarzy:

  1. Boskie nie mogę się doczekać co będzie dalej <3 życzę dużo weny <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam Emilie za to jak sobie radzi, jest naprawdę silna.
    Louis chyba był bardzo zaskoczony tą wiadomością.. mam nadzieję, że to nie jest poważny wypadek i on z tego wyjdzie.
    Rozdział świetny, jak każdy pisany przez ciebie <3
    Życzę weny i do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdopodobnie to będzie taki malutki spoiler, ale powiem tyle, że ten wypadek będzie miał pewne konsekwencje, które wiele zmienią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału!
      Mam nadzieje tylko, że to będzie coś dobrego dla Emilie ;)

      Usuń
  4. W pewnym sensie tak. Ma to coś wspólnego z tym, co Emilie powiedziała Louis'owi.

    OdpowiedzUsuń
  5. perfekcyjny rozdział *.* można wiedzieć kiedy planujesz następny?

    OdpowiedzUsuń
  6. Wolę nie podawać dokładnej czy choćby przybliżonej daty, bo wtedy na pewno nie uda mi się dotrzymać terminu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ożesz.... Kurwa mać.... Wow....
    To jest takie megaaa....
    Chcę więcej...
    Takie zaskoczenie....
    Teraz Lou musi z nią być :D
    Czekam na nn i wgl uwielbiam Cię, że to piszesz ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. KOCHAM TEGO BLOGA!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. O moj boze. Moje serce :"(
    Lou mial wypadek. O boziuuuu chce mi sie ryczec :"(
    Rozdzial cudowny i smuuuutny jednoczesnie :*
    Uwielbiam <3
    Czekam na nx :)))
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialny! Czekam na kolejny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. WOW! Super! Czekam na kolejny :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowby rozdział,czekam na nexta!! Biedny Lou!!!! Byle mu nic sie nie stalo.
    Zapraszam do mnie revenge-is-sweet-ashton-irwin-fanfic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥