Gdy
tylko wyszłam spod strumieni gorącej wody, moje mokre ciało ogarnął chłód.
Dlaczego akurat dzisiaj musi być tak cholernie zimno? Szczękając zębami, szybko
wytarłam się ręcznikiem i założyłam czystą bieliznę, a także wysuszyłam włosy. Ciepłe
podmuchy suszarki przyprawiły mnie o gęsią skórkę.
W
podskokach wróciłam do sypialni, gdzie w ekspresowym tempie włożyłam jasne
rurki, białą bokserkę, na ramiona zarzuciłam brzoskwiniową ciepłą bluzę z
kapturem, a na stopy również
brzoskwiniowe niskie converse.
Zmarszczyłam
czoło, kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, które wisiało na ścianie w
pokoju. Wyglądałam okropnie. Pod oczami miałam fioletowe sińce, a policzki były
strasznie blade. To wszystko przez to, że byłam potwornie niewyspana.
Zrobiłam
lekki, naturalny makijaż oraz delikatnie podkręciłam włosy. Założyłam jeszcze
na głowę moją ulubioną czapkę i byłam już gotowa. Spojrzałam jeszcze raz w
lustro i westchnęłam przeciągle. Przynajmniej nikt nie będzie na mnie patrzył.
Kiedy
weszłam do kuchni, od razu rzuciłam się na ekspres do kawy. Potrzebowałam
kofeiny w trybie natychmiastowym. Gdy
przełknęłam pierwszy łyk napoju, poczułam jak powoli wraca mi energia. Usiadłam
przy stole, wciąż przyklejona do kubka.
-
Emilie? – mruknęła zdziwiona Maria, kiedy stanęła w progu kuchni. – Jest
sobota. Ty już jesteś na nogach?
-
Taa. – burknęłam, a po chwili ziewnęłam. – Zaraz wychodzę.
-
Dokąd? – spytała szykując sobie kawę.
-
Umówiłam się. – powiedziałam niechętnie. – Chyba oszalałam. Powinnam leżeć
jeszcze w łóżku. Do tego tak strasznie mi zimno!
Kobieta
usiadła naprzeciwko mnie i przyglądnęła mi się uważnie, co przyznam szczerze
trochę mnie peszyło. Nie lubię, kiedy ktoś na mnie patrzy tak intensywnie,
czuję się wtedy taka malutka.
-
Z kim się umówiłaś? Z chłopakiem? – spytała starając się powstrzymać uśmiech.
Otworzyłam
usta, żeby coś powiedzieć, ale właściwie nie wiedziałam co. Skąd ona wie, że
umówiłam się z chłopakiem? Czyta mi w myślach jak Edward ze Zmierzchu czy jak? Przyznam,
że nie podoba mi się ta opcja.
Spojrzałam
w bok i zauważyłam, że przy blacie kuchennym stoi odwrócony do nas plecami
Hunter. Kurczę, nawet nie zauważyłam kiedy zszedł na dół.
-
Rozgryzłaś mnie. – zaśmiałam się. – Ale to tylko znajomy, nic więcej. Nie
wyobrażaj sobie Bóg wie czego. – mruknęłam.
Maria
uśmiechnęła się szeroko i chciała już coś powiedzieć, jednak z salonu doszedł
dźwięk dzwoniącego telefonu. Przeprosiła grzecznie i szybko poszła odebrać.
Najwyraźniej czekała na ten telefon. Westchnęłam cicho. Super, pewnie myśli, że
mam chłopaka. Teraz ciężko będzie mi się z tego wykręcić.
Niezgrabnie
wstałam z krzesła i odłożyłam pusty już kubek na stertę naczyń w zlewie. Kiedy
chciałam wyjść, mój przyrodni braciszek złapał mnie za łokieć i odwrócił twarzą
do siebie. Wyrwałam się z jego uścisku i zmierzyłam go spojrzeniem .
-
Możemy pogadać? – spytał łagodnie. - Proszę.
-
Nie mam teraz czasu. Poza tym, nie chcę ci powiedzieć czegoś, czego później
będę żałować. – burknęłam.
Odwróciłam
się na pięcie i opuściłam kuchnię, zostawiając zawiedzionego chłopaka, zanim
faktycznie z mojego gardła wydobyłyby się niemiłe słowa, których później bym
żałowała. Nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę z Hunter’em.
* * *
Siedziałam
na ławce w parku, w którym umówiłam się w Louis’em, przez cały czas machając
nogami jak małe dziecko. Spóźniał się już piętnaście minut i z każdą kolejną
mijającą sekundą, coraz bardziej miałam wrażenie, że mnie wystawił. Jaka ze
mnie idiotka! Wiedziałam, żeby mu nie ufać, ale i tak zaryzykowałam. Przez
swoją głupotę teraz siedzę w durnym parku i marznę jak jakaś totalna kretynka!
Już
miałam zamiar wracać do domu, jednak w tym właśnie momencie podszedł do mnie
Louis. Od razu go rozpoznałam mimo, iż na głowę miał założony kaptur od bluzy,
a na oczach ciemne okulary. Zdziwiona i lekko wkurzona uniosłam brew, a chłopak
uśmiechnął się wesoło. Dopiero teraz zauważyłam, że ma dołeczki w policzkach,
kiedy to robi.
-
Spóźniłeś się. – mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
-
Wiem, przepraszam. Chłopaki wypytywali dokąd idę i nie chcieli mnie wypuścić i
musiałem się jakoś wymknąć. – zaśmiał się.
-
Po co ci okulary przeciwsłoneczne? – spytałam. Przecież nie było słońca
-
Żeby paparazzi mnie nie rozpoznali. Nie chcę, żeby później cię przeze mnie
nękali, czy coś. Brukowce naprawdę mogą zmieszać człowieka z błotem.
Pokiwałam
tylko głową, patrząc gdzieś w bok. Ta, myślałby ktoś, że obchodzi go, czy prasa
będzie o mnie pisać. Myśli, że jestem głupia? Przecież od razu wiem, że martwi
się o swój tyłek. Hipokryta.
-
No dobra. To co zaplanowałeś? – szybko zmieniłam temat.
-
Najpierw chodźmy do Starbucksa. Na gwałt potrzebuję kofeiny. – mruknął.
Wytrzeszczyłam
na niego oczy niczym ryba. On sobie żartuje? Chłopak uśmiechnął się półgębkiem
na widok mojej miny. Fakt, musiała być bezcenna.
-
Cholera! Nie mogłeś wymyślić lepszej godziny? Przynajmniej obydwoje byśmy się
wyspali i nie musielibyśmy pić kawy! – warknęłam wymachując przy tym rękoma.
-
Fakt. Mogliśmy tak zrobić, ale wtedy miałbym mniej czasu, żeby przekonać cię do
nas. – kiedy to mówił, na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
-
Kiepsko ci idzie przekonywanie mnie. – burknęłam wściekła.
-
Dobra, nie marudź już tylko chodź. – zaśmiał się i skierował się w stronę
kawiarni.
Mimo
iż byłam na niego wkurzona, uśmiechnęłam się szeroko. Każdy inny chłopak w tym
momencie próbowałby mnie złapać za rękę, ale nie Louis. On po prostu mnie
zostawił, tym samym dając mi wybór. Pomimo tego, iż kusiło mnie by wrócić do
domu, poczłapałam za chłopakiem. Może być ciekawie.
* * *
Wyszliśmy
ze Starbucksa, trzymając w rękach papierowe kubki z kawą. Hmm, moja druga kawa
w przeciągu niecałych dwóch godzin, nieźle. Zdecydowanie powinnam ograniczyć
kofeinę.
Spodobało
mi się to, że gdy kupowaliśmy dla siebie
napoje, Louis nie kłócił się ze mną, że to on musi zapłacić. Po prostu
oświadczyłam, że każdy płaci za siebie, a on się zgodził.
Większość
dziewczyn pewnie powiedziałoby, że zachował się jak cham, bo nie powinien
pozwalać mi za siebie płacić, że dżentelmeni się tak nie zachowują, ale mi taki
układ pasuje. Nie chcę, żeby chwalił się przede mną ile to on ma kasy. Wcale mi
to nie imponuje, jak co poniektórym. Pieniądze to nie wszystko, a sława
przemija.
-
Dokąd teraz idziemy? – spytałam upijając łyk latte.
-
W sumie nie wiem. – chłopak wzruszył ramionami. – Może pokażesz mi swoje
ulubione miejsce? – zaproponował po chwili namysłu. – No wiesz, miejsce do
którego chodzisz, kiedy chcesz zostać sama, żeby pomyśleć.
-
Chyba nie mam takiego miejsca. – skrzywiłam się. – Zazwyczaj zamykam się w
pokoju i słucham muzyki. – wzruszyłam ramionami. – Chociaż.. jak byłam młodsza często spędzałam
czas ze znajomymi na placu zabaw, niedaleko mojego domu. Całkiem fajne miejsce.
Teraz może być tam dużo dzieciaków, ale może nie będzie tak źle.
-
No to chodźmy! – powiedział entuzjastycznie.
* * *
Po drodze dużo rozmawialiśmy, a właściwie to
Louis dużo mówił. Jest bardzo rozgadany, w ogóle nie dopuszczał mnie do słowa,
a do tego straszny z niego żartowniś. Opowiadał mi o sobie, o swojej rodzinie i
kolegach z zespołu, a także o tym jak ich zespół w ogóle powstał. Mimo, iż Abby
milion razy mi już o tym mówiła, ciekawie słuchało się tego wszystkiego z jego
perspektywy, tak.. inaczej.
Na
miejscu było około dziesięcioro dzieci plus trzy osoby dorosłe i jakieś dwie
starsze panie. Rozejrzałam się po placu zabaw, uśmiechając się przy tym jak
dziecko. Dawno tu nie byłam, ale to miejsce nic a nic się nie zmieniło. Pomimo
tego, że dzisiejszy dzień był ponury i bury, ten placyk wciąż miał swój urok.
Usiedliśmy
na jednej z ławek, rozkoszując się kupionymi po drodze kanapkami oraz resztkami
kawy. Tak bardzo spieszyło mi się, by wyjść z domu, że zapomniałam zjeść
jakiekolwiek śniadanie, więc umierałam z głodu. Cóż, przynajmniej dzięki
jedzeniu Louis zamilkł na chwilę.
-
Po tym jak dostałem się do X-factora i połączyli naszą piątkę w zespół,
rozstałem się ze swoją dziewczyną. –kontynuował temat chłopak – Właściwie to
była nasza wspólna decyzja. Dostanie się do programu równało się temu, że
musiałem wyprowadzić się z rodzinnego domu i dlatego w ogóle nie miałbym dla niej
czasu. Nie chciałem, żeby czekała na mnie. Zasługuje na chłopaka, który zawsze
przy niej będzie.
-
Jak ma na imię? – spytałam.
-
Hannah. – na jego twarzy pojawił się uśmiech, kiedy wypowiedział jej imię.
-
Nie żałujesz tego, że się rozstaliście? Widać, że wciąż ci na niej zależy.
-Na
początku może tak było, ale teraz już jest w porządku. W sumie wciąż
utrzymujemy ze sobą kontakt, ale już nie jako para, tylko po prostu jako
przyjaciele. Często, kiedy mam jakiś problem dzwonię do niej po radę i ona robi
to samo, kiedy w jej życiu coś się nie układa.
-
Nie masz dziewczyny, prawda? – spytałam, a on skinął głową. – Nie czujesz się
przez to samotny? Wiem, że masz kumpli i tak dalej, ale nie brakuje ci
bliskości z jakąś dziewczyną? Nie tęsknisz za tym?
-
Czasami. – mruknął. – Ale na razie chcę się skupić na karierze. Nie chcę
rozpoczynać związku, a chwilę później go kończyć, przez brak czasu. Chcę być fair wobec dziewczyny z którą będę się
spotykał. To by było chamskie z mojej strony, gdybym zaczął umawiać się z jakąś
dziewczyną, a później powiedziałbym jej „Sorry, ale niestety nie mam czasu na
związek, kariera jest dla mnie ważniejsza.”, albo coś gorszego.
-
Rozumiem o co ci chodzi. – uśmiechnęłam się blado.
Oderwałam
wzrok od jego twarzy i rozejrzałam się po placu zabaw, który jak się okazało
był już prawie pusty. Oprócz nas, były jeszcze dwie starsze panie ze swoimi
pieskami, zawzięcie o czym dyskutujące. Spojrzałam na puste huśtawki oraz
zjeżdżalnie i uśmiechnęłam się nieznacznie.
Zerknęłam
na Louis’a, nadal się uśmiechając. Chłopak zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co
mi chodzi, ale jego usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Zerwałam się na
równe nogi i podbiegłam do ślizgawki, wdrapałam się po mini drabinie, a
następnie zjechałam na dół, śmiejąc się jak dziecko. Po chwili powtórzyłam ten
proces. Przez cały czas czułam na sobie spojrzenie Louis’a.
-
No chodź! – krzyknęłam do niego. – Nie mów, że się wstydzisz!
Chłopak
wyszczerzył się do mnie i nawet z tej odległości zauważyłam dołeczki w jego
policzkach. Szatyn zerwał się z ławki, podbiegł do mnie i już po chwil zjeżdżał
razem ze mną. Śmialiśmy się tak głośno, że te dwie kobiety siedzące na ławce
spojrzały na nas karcąco, jednak my się nimi nie przejmowaliśmy, tylko dalej
robiliśmy swoje. Przecież to nie było nic złego, że się bawimy. Nie mam zamiaru
zachowywać się grzecznie i udawać dorosłej, tylko dlatego, że komuś nie
odpowiada moje obecne zachowanie. To jest moje życie i przeżyję je tak, jak ja będę
chciała.
* * *
-
Mieszkam tu od dziecka. Serio myślisz, że nigdy wcześniej nie byłam na London
Eye? – zakpiłam z chłopaka, kiedy kupował bilety.
Louis
spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. Co on kombinuje?
-
Zdaję sobie z tego sprawę, jednak jestem przekonany, że nigdy nie byłaś tu o
takiej porze. – mruknął unosząc brew.
Rozejrzałam
się dookoła. Co fakt to fakt. Właściwie na London Eye byłam tylko raz w życiu i
było to koło południa. Teraz było już ciemno i wokół panował przyjemny klimat,
mimo iż wciąż było całkiem chłodno.
- Z góry, o tej porze, panorama Londynu wygląda
niesamowicie. – powiedział Louis, kiedy znaleźliśmy się już w kapsule.
Wzięłam
głęboki wdech, żeby się uspokoić. Nie znoszę małych pomieszczeń, mam
klaustrofobię. Dlaczego od razu nie powiedziałam o tym Louis’owi? Teraz trochę
już na to za późno.
Na
miękkich nogach podeszłam do szyby i z mocno bijącym sercem patrzyłam jak
powoli unosimy się do góry, zostawiając na dole Londyn. Przez cały czas
starałam się równomiernie oddychać i przy okazji nie panikować.
Kiedy
znaleźliśmy się już na samej górze, zaparło mi dech w piersiach na widok
panoramy miasta nocą. Louis miał rację, widok był niesamowity. Te wszystkie
światła.. na moment zapomniałam o strachu i fobii.
-
Piękny widok. – szepnęłam uśmiechając się od ucha do ucha.
-
Wiedziałem, że ci się spodoba. W dzisiejszych czasach trudno znaleźć kogoś, kto
doceni coś takiego. – mruknął.
-
Fakt.
Nagle
zorientowałam się, że stoimy i ogarnęła mnie panika. Zdenerwowana rozejrzałam
się po wnętrzu kapsuły, aż w końcu mój wzrok zatrzymał się na chłopaku, który
przyglądał mi się zaniepokojony.
-
Dlaczego stoimy? – spytałam bez tchu.
-
Chyba musiało się coś zepsuć. – mruknął podchodząc bliżej. – W porządku? Jesteś
strasznie blada. – Louis wyraźnie się zaniepokoił.
Mój
oddech przyspieszył jeszcze bardziej, nie mogłam w ogóle złapać tchu. Łapałam
spazmatycznie powietrze, przez cały czas rozglądając się dookoła, szukając
jakiegoś ratunku.
Nagle
Louis złapał moją twarz w dłonie, zmuszając mnie tym samym, abym spojrzała mu
prosto w oczy. Jako, że nie miał już okularów, w końcu mogłam zobaczyć jego
oczy. Jego niebieskie tęczówki lśniły delikatnie.
-
Emilie oddychaj! Wdech, wydech. – mruknął chłopak nie spuszczając ze mnie
wzroku.
Robiłam
to co zalecił Louis. Wdech, wydech. Wdech i wydech. Z każdą sekundą było coraz
lepiej. Starałam się nie myśleć o tym, że jestem zamknięta w kapsule, na Bóg
wie jak długi czas.
-
Już dobrze? – spytał, a ja nieśmiało pokiwałam głową. Było mi głupio. – Co się
stało?
-
Mam klaustrofobię.
-
To chyba był zły pomysł, żeby cię tu zabierać.
-
Nie. To ja powinnam ci powiedzieć, ale chyba było mi wstyd przyznać się, że mam
jakąś słabość. – mruknęłam speszona.
Spojrzałam
w bok, przez cały czas oddychając głęboko. Nie chciałam dostać kolejnego napadu
strachu. Bez słowa usiadłam na podłodze i oparłam głowę o szklaną ściankę. Po chwili
Louis usadowił się obok mnie.
-
Nie masz się czego wstydzić. Każdy człowiek ma jakąś słabość. To jest wpisane w
naturę ludzi. – uśmiechnął się do mnie pokrzepująco.
-
Wiem. Po prostu mam wrażenie, że przez to ludzie będą uważać mnie za gorszą. –
westchnęłam cicho. – Kiedy to naprawią? Nie chcę tu siedzieć nie wiadomo ile. –
jęknęłam.
Zamknęłam
oczy i mimowolnie oparłam głowę na ramieniu chłopaka. Byłam już tak potwornie
zmęczona. Zdecydowanie za dużo wrażeń, jak na jeden dzień.
-
Jaki jest twój ulubiony film? – spytałam sennie.
-
Grease. – mruknął cicho. Jeżeli zdziwiło go moje pytanie, w ogóle nie dał tego
po sobie poznać.
-
Serio?
-
Czemu nie. – zaśmiał się. – A twój?
-
Szybcy i Wściekli, albo Piraci z Karaibów. Mam straszną słabość do Deep’a.
Louis
znowu się zaśmiał, a ja razem z nim. Po chwili zaczęliśmy nawzajem zadawać
sobie pytania o ulubiony kolor, ulubione jedzenie, ulubioną piosenkę i inne błahe rzeczy. To było
takie normalne. Niestety w pewnym momencie, po prostu odpłynęłam w objęcia
Morfeusza.
* * *
-
Emilie, obudź się. – ze snu wyrwał mnie cichy męski głos.
Mruknęłam
coś niezadowolona, ale mimo to powoli otworzyłam oczy. Wyprostowałam się i
zdezorientowana rozejrzałam się dookoła i zmarszczyłam czoło. Znajdowaliśmy się
w parku, na ławce, a nie na London Eye. Zamrugałam kilkakrotnie i spojrzałam na
Louis’a, który kucał naprzeciwko mnie, uśmiechając się delikatnie.
Po
chwili uświadomiłam sobie, że skoro spałam, to on musiał mnie wynieść na rękach
z tej głupiej kapsuły. Kurwa! Przecież ja jestem strasznie ciężka! Poczułam jak
na moje policzki wkrada się rumieniec. Nie czułam się komfortowo z tą myślą.
-
Dlaczego mnie wcześniej nie obudziłeś? – zapytałam w wyrzutem.
-
Nie miałem serce cię budzić. – mruknął z uśmiechem.
-
Która godzina? – spytałam poprawiając włosy.
-
Prawie dziesiąta. – powiedział chłopak siadając obok mnie na ławce.
-
Cholera! Powinnam już wracać. W domu będą się o mnie martwić. – burknęłam.
-
Odprowadzę cię.
Uśmiechnęłam
się do niego z wdzięcznością. Nie widział mi się samotny nocny marsz. Po drodze
niewiele rozmawialiśmy, ale atmosfera między nami nie była ani trochę
krępująca.
-
Tu mieszkam. – mruknęłam wskazując budynek przed nami. – Dzięki za odprowadzenie i w ogóle za cały
dzisiejszy dzień. Naprawdę fajnie się bawiłam, mimo że sądziłam iż to nie
możliwe.
-
Przekonałem cię chodź trochę do nas? – spytał unosząc brew.
-
Ciężko mi powiedzieć. W każdym razie na pewno przekonałeś mnie do siebie.
Louis
wyszczerzył się, pokazując równe białe zęby. Wyglądał naprawdę uroczo z tym
uśmiechem i zmierzwionymi włosami.
-
Jeśli dostanę szlaban, za to że tak późno wróciłam to mnie popamiętasz. –
mruknęłam.
-
Trzymam cię za słowo. – odparł ze śmiechem. – Do zobaczenia. – powiedział i
puścił mi oczko.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się wesoło. Kurczę, to był długi i szczerze powiedziawszy dziwny dzień, ale faktycznie, naprawdę dobrze się dziś bawiłam. Jednakże, nie jestem pewna czy to co robię jest właściwe.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się wesoło. Kurczę, to był długi i szczerze powiedziawszy dziwny dzień, ale faktycznie, naprawdę dobrze się dziś bawiłam. Jednakże, nie jestem pewna czy to co robię jest właściwe.
____________________________
Przepraszam, że rozdział dodaję tu, a nie na http://moja-wlasna-chora-bajka.blogspot.com/, ale nie miałam głowy by pisać tam cokolwiek, jednak postaram się to w miarę szybko zmienić ;)
Jeśli chce ktoś być informowany o nowych rozdziałach na blogu, niech zostawi informację o tym w zakłądce "Informowani" ;)
@Twinkleineye
Fajny rozdział, ale mogłaś dodać trochę więcej akcji. Dodawaj szybko nn. Pozdrawiam i życzę weny, @hideanemptyface
OdpowiedzUsuńNo proszę, proszę... Emilie i Louis cały dzień razem. Kto by pomyślał : ) Jestem pewna, że ich znajomość się prędko nie skończy. Wręcz przeciwnie, mam nadzieję, że się rozwinie i Louisowi uda się przekonać Em do reszty zespołu. Ciekawi mnie kiedy Em powie Abby o tym, że zna Lou i o tym, co ją spotkało. Zastanawiam się też nad tym, jak wytłumaczy się Hunter. Szczerze powiem, że mocno zaskoczyło mnie jego zachowanie. Podejrzewam jak musi się teraz czuć.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i życzę mnóstwo weny :)
Pozdrawiam
Ola :)
ŚWIETNY ROZDZIAŁ !
OdpowiedzUsuńDodaj szybko kolejny :*
Nominowałam Cię do Liebster Awards więcej na: bythewayimwearingthesmileyougaveme.blogspot.com w zakładce NOMINACJE.
OdpowiedzUsuń