piątek, 26 lipca 2013

10. Zawsze możesz na mnie polegać.

- Co ty tu u licha robisz, Louis?
Chłopak spojrzał na mnie z miną niewiniątka i uśmiechnął się nieśmiało, jakby zawstydzony, że przyłapałam go na gorącym uczynku. I dobrze.
- Cześć. - wymamrotał.
- Co ty tutaj robisz? - powtórzyłam. - Rzekomo nie chcesz, żeby paparazzi mnie męczyli, a teraz jak gdyby nigdy nic, pojawiasz się pod moim domem. - warknęłam. - Straszysz domowników. Ciesz się, że nikt nie zadzwonił po policję.
- Wiem, przepraszam.
Pokręciłam głową i odwróciłam się, z zamiarem wrócenia do domu, jednak Louis mi na to nie pozwolił. Wysiadł z samochodu i złapał mnie za rękę, a następnie odwrócił twarzą do siebie. Spojrzałam na niego wyczekująco, jednak on nie odezwał się ani słowem. Tak więc, staliśmy i patrzyliśmy na siebie. 
- Albo wytłumaczysz mi o co chodzi, dlaczego tu jesteś, albo wracam do domu. Nie mam zamiaru sterczeć tu z tobą i marznąć, bo ty, wielki Louis, nie możesz się zdecydować, o co ci w ogóle chodzi. 
Chłopak otworzył usta, zszokowany moimi słowami. Nie miałam jednak zamiaru ich wycofywać. To właśnie czułam, tak myślałam, a za szczerość się nie przeprasza. 
- Chciałem sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku. Dawno się nie widzieliśmy, martwiłem się o ciebie. - powiedział cicho. 
- Jakoś ci nie wierzę. – mruknęłam. - Dobrze, skoro nie chcesz powiedzieć prawdy w tej kwestii, wytłumacz mi coś innego. Mianowicie, skąd twój numer telefonu, wziął się w mojej książce? Kiedy ty i Zayn, byliście w Milk Shake City, żeby przeprosić za swojego kumpla, książka leżała na ladzie, później was już nie było.
- Dobra, przyznaje się. – westchnął. – Ale to nie był tylko mój pomysł. Zayn też maczał w tym palce.
Tak strasznie chciałam, żeby w końcu mi się przyznał, a teraz, kiedy w końcu to zrobił, czuję się okropnie. Przede wszystkim, czuję się do głębi urażona. Po co to wszystko było? Żebym poczuła się zauważona? Żeby zwykła dziewczyna przez chwilę poczuła się ważna, bo chłopaki ze sławnego zespołu, w pewnym sensie interesują się nią? Idiotka ze mnie.
- Nie ważne. – mruknęłam.
- Emilie..
- Jedź stąd Louis. Nie chcę mieć później problemów. – powiedziałam cicho nawet na niego nie patrząc.
Stałam z rękami założonymi na piersiach, oraz ze spuszczoną głową, dopóki nie usłyszałam trzasku zamykanych drzwi. Dopiero wtedy, nieśmiało uniosłam głowę i zobaczyłam jak Louis odpala silnik, a po chwili odjeżdża, zostawiając mnie na ulicy całkiem samą.
Zaciskając zęby z żalu, patrzyłam w ślad za nim. Dopiero po chwili przyszło mi do głowy, że może moje odczucia nie mają nic wspólnego z prawdą. „Czasami są bardzo niepoważni, trochę jak małe dzieci, ale mimo to można na nich polegać.” Słowa Perrie dudniły mi w głowie, Można na nich polegać, nie zrobiliby czegoś takiego dla zabawy.
Nagle, kątem oka spostrzegłam dziwny błysk. Spojrzałam ostrożnie w tamtą stronę i od razu zauważyłam stojącego za drzewem mężczyznę, z aparatem w dłoniach. Paparazzi. Szlak by to…
Niewiele myśląc, kierowana złością, wyciągnęłam komórkę z kieszeni dżinsów i wybrałam numer Louis’a. Czekając, aż chłopak odbierze, ponownie zerknęłam na mężczyznę za drzewem, a następnie ruszyłam chodnikiem na lewo od domu, pilnując jednocześnie, aby nie było widać mojej twarzy.
- Halo?
- Wielkie dzięki, Tomlinson. Przez ciebie, nie mogę się dostać do własnego domu. – warknęłam do słuchawki.
-Jak to nie możesz się dostać do domu? – spytał zdziwiony.  – O co ci chodzi? – w tle słyszałam brzdęk kluczy.
- A o to, że koło mojego domu kręcą się fotoreporterzy. I to przez ciebie, bo musiałeś się tu pojawić.  – burknęłam z wyrzutem.
- Poczekaj. Zaraz tam przyjadę i coś wymyślę.
- Nie kłopocz się. Nie potrzebuję twojej pomocy. Do nie zobaczenia. – warknęłam i rozłączyłam się.

* * *
Do końca dnia kręciłam się po ulicach Londynu, kompletnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie chcąc ryzykować, nie wracałam do domu, bo nie miałam pojęcia, czy paparazzi już opuścili moją okolicę.
Nie miałam przy sobie pieniędzy, bo nawet do głowy mi nie przyszło, że będę musiała łazić o tej porze po ulicy, tak więc, nawet nie mogłam sobie kupić nic do jedzenia czy do picia, a żołądek już od jakiegoś czasu głośno domagał się swoich praw. Nie miałam słuchawek, więc słuchanie muzyki również odpadało. Do tego wszystkiego strasznie zmarzłam, chociaż miałam na sobie ciepłą bluzę i dżinsy. I pomyśleć, że zbliża się lato!
Powoli uniosłam głowę i spostrzegłam przed sobą Big Bena, który wskazywał godzinę dwudziestą drugą. Westchnęłam przeciągle i zadrżałam, czując powiew zimnego wiatru.
Mimo, iż było mi zimno jak nie wiem co i byłam piekielnie głodna, nie miałam najmniejszej ochoty wracać do domu. Właśnie teraz, w tym momencie, tak strasznie chciałam, musiałam się komuś wygadać, powiedzieć, co mi leży na sercu, ale niestety nie miałam komu.
Podeszłam do pobliskiej ławki i usiadłam na niej, jednocześnie chowając zmarznięte dłonie w kieszeniach bluzy.  Drżąc na całym ciele, przez cały czas, jak oczarowana wpatrywałam się w ogromny zegar, odliczając mijające minuty.
Nagle poczułam wibracje telefonu, który bezpiecznie spoczywał w kieszeni dżinsów. Wyciągnęłam go niezdarnie i odebrałam, nawet nie patrząc, kto dzwoni.
- Słucham.
- Emilie, dziecko kochane. Gdzie ty się podziewasz? – usłyszałam po drugiej stronie zmartwiony głos Marii.  – Wyszłaś pogadać z tym swoim znajomym, a później gdzieś zniknęłaś.
- Wiem, przepraszam. – wymamrotałam. – Musiałam trochę odreagować, bo trochę się zdenerwowałam.
- Ale żeby tyle czasu? – spytała zdziwiona. – O której wrócisz?
- Nie wiem. Niedługo. – mruknęłam, chcąc ją uspokoić.
- Mam na ciebie czekać?
- Nie, w porządku.
- Dobrze. Tylko nie wracaj za późno.
Już nic nie odpowiedziałam, tylko się rozłączyłam. Zamiast schować telefon do kieszeni, patrzyłam na ekran walcząc sama ze sobą. Teraz, po tym, jak miałam cały dzień na przemyślenia tego, co się wydarzyło, czułam się głupio, że tak potraktowałam Louis’a. Przecież nie zrobił tego specjalnie. Od początku naszej dziwnej znajomości, mówił mi, że nie chce, aby paparazzi się mnie uczepili.
Powinnam była porozmawiać z nim na spokojnie, a nie od razu czepiać się go właściwie o takie byle co. Nie zasłużył sobie na takie traktowanie z mojej strony, znowu. Chciał dobrze, nie mogę go za to winić. Zachowałam się jak zwykła gówniara, którą oczywiście jestem.
Szybko odblokowałam telefon i wystukałam do niego krótką wiadomość, nie zważając na to, że teraz będzie miał mój numer.

Do: Louis Tomlinson
Przepraszam cię za to, jak cię dzisiaj potraktowałam. Głupio mi teraz.

Nie musiałam się nawet podpisywać, on na sto procent będzie wiedział, że to ja, bo w sumie to kto inny? Nie zdążyłam jeszcze schować telefon z powrotem do kieszeni, kiedy zaczął wibrować mojej dłoni. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Cześć Louis. – wydukałam szczękając zębami.
- Emilie, gdzie ty jesteś u licha? – usłyszałam jego głos. – Wszystko dobrze?
- Tak, chyba tak. Jestem pod Big Benem.
- Co takiego? Jak to pod Big Benem? – spytał zaskoczony. - Wiesz ile jest na zewnątrz stopni?
Nie odpowiedziałam, bo co niby miałam mu powiedzieć?
- Nie ruszaj się z miejsca. – zarządził po chwili ciszy. - Niedługo tam będę.
Chciałam zapytać, „po co?”, jednak zdążył już się rozłączyć. Zrezygnowana schowałam komórkę i siedziałam zupełnie nieruchomo, czując jak chłód coraz mocniej przenika moje i tak już zziębnięte ciało. Mimo woli zaczęłam prosić Louis’a w myślach, żeby się pospieszył i zabrał mnie do jakiegoś ciepłego miejsca.
Tak wiem, jestem egoistką, ale w tym momencie jest mi tak przerażająco zimno, że nie mogę już myśleć o niczym innym.
Nie wiem, jak długo tak siedziałam, marząc o gorącej kąpieli, kubku ciepłego kakao czy owocowej herbaty oraz puchowym kocu, takim jak pani Maria ma w salonie. W każdym razie, miałam wrażenie, że minęło już kilka godzin, a zapewne było to tylko kilkanaście minut.
Nagle zobaczyłam, jak po drugiej stronie zatrzymuje się jakiś czarny samochód. Nie był to Range Rover, tak jak się spodziewałam, tylko BMW. Dało się to zauważyć w słabym świetle, pobliskiej latarni. Przechyliłam głowę, jednocześnie pociągając cichutko nosem, kiedy spostrzegłam, że z samochodu wysiada Louis. Chryste, ile oni mają samochodów?
Patrzyłam, jak chłopak przez kilka krótkich sekund, rozgląda się dookoła. Po chwili jego wzrok zatrzymał się na mojej osobie. Zobaczyłam, jak wzdycha z ulgą i kręci z dezaprobatą głową. Powoli ruszył w moim kierunku.
- Miło wiedzieć, że czasami słuchasz tego, o co cię proszą inni. – odezwał się, kiedy był już blisko.
Usiadł obok mnie, jednak nie odzywał się, jakby oczekiwał, że to ja rozpocznę rozmowę, jednak nie miałam takiego zamiaru. Po paru chwilach zaczęłam szczękać zębami.
Kątem oka zobaczyłam, jak Louis uśmiecha się z troską, jednocześnie ściągając z siebie kurtkę.
- Jak długo tu siedzisz? – spytał, zarzucając mi kurtkę na ramiona.
- Nie wiem. – powiedziałam cicho. – Louis przepraszam, po raz kolejny. Znowu zachowałam się jak gówniara. Miałam trochę czasu, właściwie mnóstwo czasu, żeby przemyśleć to wszystko i zrozumiałam, że to nie twoja wina. Nie zrobiłeś przecież tego specjalnie. Tak strasznie mi głupio. – mówiłam niewyraźnie, wciąż drżąc na całym ciele.
- W porządku. – mruknął z uśmiechem. – Nie mam ci tego za złe. Rozumiem to, że mogłaś się zdenerwować, kiedy zobaczyłaś paparazzi pod swoim domem, ale naprawdę tego nie chciałem. Nawet nie wiedziałem, że mnie śledzą.  – westchnął. – Chodź, dokończymy tę rozmowę w samochodzie, bo za chwilę zamienisz się w sopel. – powiedział uśmiechając się łobuzersko.
- Dziękuję, że przyjechałeś. – szepnęłam lekko zażenowana.
- Zawsze możesz na mnie polegać.
Stanął przede mną i wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłam ją, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Poczułam, jak się wzdryga, kiedy mnie dotknął. Mimowolnie na moich wargach zakwitł kpiący uśmieszek.
Kiedy wsiedliśmy do samochodu, Louis od razu włączył ogrzewanie, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Otuliłam się szczelniej jego kurtką, która nawiasem mówiąc pachniała cudnie, i rozkoszowałam się przyjemnym ciepłem, które otaczało mnie teraz z każdej strony. Było mi tak dobrze, że mogłabym tu spokojnie zasnąć.
- Jesteś głodna? – spytał nagle. Chciałam zaprzeczyć, jednak w tym momencie zaczęło mi burczeć w brzuchu. – Uznam to za odpowiedź twierdzącą. – powiedział z uśmiechem.
Na moje policzki wkradły się krwisto czerwone rumieńce. Dlaczego ostatnią ciągle robię z siebie idiotkę? Cóż, może to dlatego, że nią jestem. Przez całą drogę milczałam, nie chcąc zbłaźnić się jeszcze bardziej.
W pewnym momencie zorientowałam się, że samochód się zatrzymał i że Louis odpina pasy. Wyjrzałam przez szybę, chcąc rozeznać się, gdzie jesteśmy, ale wszędzie było strasznie ciemno. Spojrzałam na niego przestraszona.
- Poczekaj tu chwilę.
Zanim zdążyłam choćby otworzyć usta, jego już nie było. Wzięłam głęboki wdech i siedziałam cichutko jak myszka, czekając, aż wróci Louis. Niecałe dziesięć minut później, był już z powrotem… trzymając dwa papierowe kubki i coś owinięte w papier.
- Trzymaj. – podał mi jeden kubek i zawiniątko.
- Co to?
- Kebab.
Skrzywiłam się delikatnie, co nie uszło uwadze chłopaka.
- Co jest? – spytał.
- Nie chcę wyjść na wybredną, ale… ja nie jem mięsa. – powiedziałam ze skruszoną miną.
- Serio?
W odpowiedzi skinęłam głową.
- Chyba zapomniałaś o tym wspomnieć. – mruknął uśmiechając się półgębkiem.
- Chyba tak. – zgodziłam się.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, słychać było tylko nasze oddechy.
– Daj.– odezwał się nagle.
Wciągnął rękę w moją stronę, a ja bez słowa podałam mu to, co trzymałam w ręce. Przyglądałam się, jak odwija papier, a za chwilę, plastikowym widelcem zaczyna wyjadać mięso.
- Co ty robisz? – spytałam głupio.
- Skoro jesteś wegetarianką, to ja zjem mięso, a ty resztę. – powiedział takim tonem, jakby to było oczywiste.
- Masz nierówno pod sufitem. – odparłam ze śmiechem.
- Dlaczego wszyscy mi to mówią?
- Może dlatego, że to prawda.
- Pewnie tak.
Milczeliśmy przez jakiś czas. Louis zajęty był wyciąganiem mięsa z bułki, a ja „potajemnym” skubaniem sałatki i piciem kawy. Nie chciałam się odzywać, żeby przypadkiem nie zepsuć tej luźnej, przyjaznej atmosfery między nami.
- Powiedz mi, co tam robiłaś i jak długo właściwie tam siedziałaś? – spytał.
- Od kilku godzin włóczyłam się po Londynie, a w końcu wylądowałam pod Big Benem. Od dziecka lubiłam tam przesiadywać i patrzeć jak płynie czas. – powiedziałam między łykami ciepłego napoju. – A co do twojego pierwszego pytania… Musiałam odreagować, przemyśleć sobie wszystko, a szczerze mówiąc, musiałam przemyśleć to, co się dzisiaj wydarzyło. Byłam na ciebie taka wściekła, kiedy zobaczyłam tego fotoreportera, który bezczelnie robił mi zdjęcia. To dlatego tak na ciebie naskoczyłam, wtedy przez telefon. Dopiero później uzmysłowiłam sobie, że nie zrobiłeś tego specjalnie i było mi tak strasznie głupio.
- Nie mam ci tego za złe. – odparł zerkając na mnie. – Miałaś pełne prawo się zdenerwować. Każdy pewnie by tak zareagował na twoim miejscu. Przykro mi, że z mojej winy, nie mogłaś wrócić do domu. – to co mówił, brzmiało szczerze.  – W sumie i tak zaragowałaś dosyć łagodnie, jak na osobę z takim temperamentem jak twój.
- Myślałeś, że cię odnajdę i zrobię krzywdę? – spytałam z uśmiechem.
- Nie zdziwiłbym się, gdyby tak właśnie było. – zaśmiał się.  – Robi się już trochę późno. Odwiozę cię do domu.

* * *
- Jeszcze raz dziękuję za podwiezienie. – powiedziałam, kiedy staliśmy już pod moim domem.
- Nie ma sprawy. –odparł Louis z uśmiechem.
Odpięłam pas, ściągnęłam z ramion kurtkę chłopaka, ostatni raz wciągając jej zapach, a następnie oddałam mu ją.
- Możesz ją na razie zatrzymać. Oddasz mi innym razem, kiedy się spotkamy.
- Naprawdę mogę ją jeszcze zatrzymać? Nie będzie ci potrzebna? – spytałam.
- A gdzie tam. – machnął ręką.
- Dziękuję. – szepnęłam.
Z powrotem ubrałam kurtkę, ponownie zaciągając się męskim zapachem. Wydawało mi się, że robię to dyskretnie, jednak Louis od razu to zobaczył. Uśmiechnął się wesoło, przez co oblałam się rumieńcem.
Spojrzałam w stronę domu i zobaczyłam, że w kuchni świeci się światło. To pewnie Maria na mnie czeka, chociaż powiedziała, że nie będzie. Zawsze tak robi. Hunter nie raz opowiadał mi, że zawsze, do późna siedziała w kuchni i czekała, aż on wróci do domu, kiedy był młodszy. Z jednej strony jest to miłe, bo widać, że się martwi, ale z drugiej, trochę to uciążliwe.
- Muszę już iść. Czekają na mnie. – powiedziałam wskazując na okno.
- Jasne.
- Do zobaczenia.
Wygrzebałam się z samochodu i już miałam zamknąć drzwi, kiedy Louis znowu się odezwał.
- Emilie?
- Tak? – schyliłam się i spojrzałam na niego.
- Przyjaciele? – spytał wyciągając do mnie rękę.
Spojrzałam na jego dłoń, a następnie na jego twarz. W jego oczach, mimo ciemności, zauważyłam niepewność. Uśmiechnęłam się lekko i chwyciłam jego dłoń i potrząsnęłam nią energicznie.
- Przyjaciele.
Louis wyszczerzył zęby w szerokim, szczerym uśmiechu. Na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że moja odpowiedź mu się spodobała. Powiedzieliśmy sobie jeszcze „dobranoc” i każde poszło w swoją stronę.
Weszłam do domu i od razu skierowałam się do kuchni, gdzie spodziewałam się spotkać panią Marię, jednak zamiast niej, zastałam tam Huntera. Siedział przy stole i pił herbatę. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się ciepło.
- Cześć młoda. Gdzieś ty się podziewała? – spytał z uśmiechem.  – Mama się o ciebie martwiła.
- Musiałam przemyśleć kilka spraw. – powiedziałam i usiadłam naprzeciwko niego.
- Fajna kurtka. – zauważył.
- Kolegi. – wzruszyłam ramionami.
- Ach! Musiałaś przemyśleć kilka spraw. – mruknął z tajemniczym uśmiechem.
- Hunter!
- No co?
- Nic. Idę spać, to był długi i męczący dzień. Dobranoc.
- To pewnie ten kolega tak cię zmęczył. – powiedział kiedy byłam już przy schodach.
- Zamknij się! – krzyknęłam.
Zanim weszłam na górę, usłyszałam jeszcze śmiech mojego „braciszka”.


_______________________________________________
Myślałam, że nigdy nie skończę tego rozdziału. Właściwie miałam ochotę całkiem sobie odpuścić, ale z trudem otrząsnęłam się z tego pomysłu i wzięłam się za pisanie.
Ostatnio w ogóle coraz trudniej idzie mi pisanie rozdziałów i to na wszystkie blogi. Nie wiem, skąd się to bierze.
Mam nadzieję, że to chwilowe i wróci mi wena i chęci.
Pozdrawiam
@Twinkleineye

7 komentarzy:

  1. Kocham to "rodzeństwo". :D Wspaniały rozdział. Nie mg się doczekać nn. Pozdrawiam i życzę weny, @hideanemptyface

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam twoje opowiadania ,rozumiem ,że w wakacje ci się nie chce pisać . To normalne ja też z trudem coś piszę :) pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wyszedł ci super jak zawsze. Nie przejmuj się tym,że nie masz chwilowo weny. Czasami trzeba sobie zrobić przerwę,pomyśleć i wtedy sama nam wraca... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow rozdział świetny. Trochę szkoda, że się tak rzadko pojawiają ale bardzo się cieszę jak już jakiś jest.:] Pozdrawiam i życzę weny.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne :) Obserwuję ,licze na to samo : housee-of-anuubis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. DLACZEGO USUNĘŁAŚ ANOTHER WORLD ?!?!?!?! ; ((

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥