środa, 11 września 2013

13. Moi rodzice wpadną w szał, jeśli się dowiedzą .

- Cześć. – przygnębiona burknęłam do telefonu.
- Cześć. – mruknął Louis. – Już czytałaś?
- Tak. – powiedziałam cicho. – Przecież to było nie uniknione.
Niezdarnie usiadłam na łóżku i dłonią przeczesałam włosy. Czułam, jak moje ciało opuszcza cała energia, którą dysponowałam jeszcze kilkanaście minut temu. Louis milczał przez chwilę. Słyszałam tylko jego świszczący oddech.
- Strasznie mi przykro z tego powodu Emilie. – szepnął ze skruchą. - Wiesz, że od początku chciałem tego wszystkiego uniknąć. Ale cóż, nie wyszło.
- Wiem. Nie mam do ciebie pretensji. Od samego początku wiedziałam, z czym wiąże się zadawanie z tobą. Ale i tak to wszystko jest takie nieoczekiwane. Nie rozumiem, co ja takiego zrobiłam, że wasze fanki, a raczej pseudo fanki, tak bardzo mnie nienawidzę. Wcale nie obchodzi mnie sława ani wasze pieniądze.
Musiałam wziąć głęboki wdech, żeby choć trochę się uspokoić. Z każdą upływającą sekundą, czułam, że moje ciało ogarnia coraz to większa wściekłość. Już nie byłam smutna czy rozczarowana. Teraz miałam ochotę w coś uderzyć, żeby pozbyć się negatywnych emocji. Jednak zamiast tego, wciąż zaciskałam i rozluźniałam dłoń.
- Chociaż strasznie kocham nasze fanki, czasami mam już dość tego, że nie możemy się z nikim zadawać, bo od razu ta osoba ma przez to kłopoty. To przykre. – powiedział, a po chwili wziął głęboki wdech. – Jeżeli nie będziesz chciała nadal się przyjaźnić, ja to zrozumiem. Nie każdy potrafi znieść taką presję. W każdym razie, postaram się to wszystko odkręcić. W środę albo czwartek rano mamy wywiad w telewizji i wtedy będę mógł to zrobić.
- Dzięki, ale wątpię, że to cokolwiek zmieni. Myślisz, że jak powiesz w telewizji, że nie jesteśmy parą, to nagle wszystkie fanki wycofają to, co o mnie pisały i zaczną mnie wielbić? To tak nie działa. – mruknęłam, opadając na poduszki.- Ale nie, nie chcę rezygnować z naszej dziwnej przyjaźni. Lubię wyzwania. – dodałam ze śmiechem.
- Jesteś pewna?
- W stu procentach. – powiedziałam.- Nic mi nie będzie.
Zresztą, przywykłam już do tego, że wszyscy uważają mnie za nic nie wartą szmatę, pomyślałam czując bolesne ściskanie w żołądku.
- W porządku. Do zobaczenia niedługo. – mruknął i rozłączył się.
Odłożyłam telefon na bok, a następnie wsunęłam się pod kołdrę. Objęłam się ciasno ramionami i zacisnęłam mocno powieki, chcąc w ten sposób, jakoś chronić się przed tym całym dziadostwem, które mnie teraz otacza. Nie chciałam tego wszystkiego. Teraz mnie to przeraża i to bardzo. Nie chcę być w centrum uwagi tylko, dlatego, że zaprzyjaźniłam się z Louis’em. Ale jeśli mam być szczera, to gdybym teraz cofnęła czas, postąpiłabym tak samo.


* * *
Obudziłam się nagle. Kompletnie zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju i spostrzegłam, że na zewnątrz jest już bardzo ciemno. Nagle zorientowałam się, że z dołu dobiega wołanie. To Maria wołała mnie po imieniu. Jej głos trudno pomylić z jakimś innym.
Przecierając zaspane oczy, postawiłam nogi na podłodze i podniosłam się na równe nogi. Wsunęłam stopy w ciepłe, włochate pantofle i powoli ruszyłam na dół, rozcierając zmarznięte dłonie.
Zatrzymałam się w połowie schodów, widząc stojącego w korytarzu Louis’a, który w najlepsze gawędził z Marią, która stała do mnie plecami i nie zobaczyła mnie. Po kilku sekundach podniósł wzrok, który spoczął na mnie. Uśmiechnął się lekko, a ja zamrugałam zaskoczona.
- Co ty tu robisz? – spytałam sennie.
Louis’owi trochę zrzedła mina, ale nic nie odpowiedział. Maria spojrzała przez ramię, a na jej twarzy pojawił się ciepły, troskliwy uśmiech, który rozgrzał moje zbolałe, zmarznięte serce.
- Spałaś? – spytała.
- Tak. – burknęłam zerkając na nią. – Zostawi nas pani samych na moment?
- Oczywiście kochanie. – powiedziała przelotnie dotykając mój policzek. – Jakby co, będę w kuchni.- dodała patrząc wymownie na Louis’a.
Odprowadziłam Marię wzrokiem, a następnie znowu spojrzałam na Louis’a, który nie odrywał ode mnie oczu, uśmiechając się niepewnie. Wzięłam głęboki wdech, jednocześnie obejmując się mocno ramionami.
- Po co tu przyszedłeś? – spytałam. – Sprawdzić jak się czuję? Niepotrzebnie. Wszystko w porządku.
- Właśnie widzę. – burknął. – Emilie wiem, że jest ci ciężko, nie musisz udawać twardej. To wszystko spadło na ciebie tak nagle… Ja to rozumiem. – powiedział chwytając moją dłoń i ściskając ją.
- Louis naprawdę nic mi nie jest. Po prostu dziwnie się czuję z tym, że ktoś, kto nic o mnie nie wie, ocenia moją osobę. – szepnęłam.
Louis zamyślił się na krótką chwilę, aż w końcu na jego twarzy pojawił się delikatny, łobuzerski uśmieszek, który sprawiał, że wydawał się jeszcze młodszy i przystojniejszy, niż jest.
- Hej, dasz się namówić dziś wieczór na krótką wycieczkę? – spytał pocierając kciukiem moje knykcie.
- Dokąd, niby chcesz jechać? – burknęłam patrząc na nasze splecione dłonie.
- To niespodzianka. – zaśmiał się. – Tylko ubierz się ciepło. Nie chcę, żebyś znowu była chora.
Westchnęłam poirytowana, ale dałam za wygraną. Wiedziałam, że sprzeciwianie się nic nie da.
- Daj mi kilka minut. – wymamrotałam.
Delikatnie wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku i pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam grubą, ciepłą bluzę z uszami kotka i szybko założyłam ją na siebie, do tego wzięłam moje ulubione traperki. Następnie skierowałam się do łazienki, gdzie przeczesałam splątane włosy i frotką związałam je w koński ogon. Przepłukałam jeszcze twarz zimną wodą i byłam już gotowa.
Kiedy schodziłam na dół, na korytarzu nikogo nie było. Zdezorientowana zmarszczyłam brwi, a będąc już na dole, usłyszałam szmer rozmowy dochodzący z kuchni. Oparłam się o framugę i przyglądałam się Marii i Louis’owi, zajętych jakąś nadzwyczaj interesującą rozmową. W duchu modliłam się, żeby Maria nie mówiła nic na temat mojej przeszłości, sama chciałam to zrobić, ale w odpowiednim momencie.
Przekroczyłam próg kuchni i chrząknęłam głośno, tym samym dając znak, że już jestem. Obydwoje przenieśli wzrok na mnie i uśmiechnęli się, jak gdyby nigdy nic.
- Możemy już iść? – spytałam.
- Pewnie. – odparł Louis wesoło, ale w jego głosie wyczułam nutę, jakby napięcia.
Podniósł się szybko na równe nogi, jednocześnie żegnając się z panią Marią. Przytuliłam ją lekko, widząc jej zmartwiony wzrok, Widziałam w jej oczach, że się o mnie martwi. Moje serce zalała fala ciepłych uczuć, co do tej kobiety.
- O czym rozmawialiście? – spytałam, kiedy znajdowaliśmy się już, w Range Roverze.
- Właściwie nic konkretnego. Twoja mama powiedziała mi, że jeśli przeze mnie będziesz cierpieć, to będę miał z nią do czynienia. – wzruszył ramionami, próbując chyba w ten sposób, pokazać mi, że nic takiego nie będzie miało miejsca.
Skinęłam głową i bezczynnie zaczęłam wpatrywać się w krajobraz za szybą, opierając głowę o chłodny materiał. Coraz bardziej zaczynałam być ciekawa, co też takiego chciał pokazać mi Louis. Ostatnim razem była to panorama Londynu widoczna z London Eye, nocą. Piękny, zapierający dech w piersiach widok.
Kątem oka widziałam, że Louis wciąż zerka na mnie, jakby w ten sposób upewniał się, czy aby na pewno wszystko ze mną w porządku. Ale co mu miałam powiedzieć? Fizycznie czułam się dobrze, i ogólnie miałam to wszystko gdzieś, ale część mojej psychiki była innego zdania. Tak na serio, bardzo przejmowałam się tym, co ludzie wypisywali na mój temat w Internecie. Boję się, że któregoś dnia nie wytrzymam. Czy aby na pewno ta przyjaźń jest tego warta?
Tak, jest. Jest warta o wiele, wiele więcej, burczał głosik w mojej podświadomości. Niechętnie, ale przyznawałam mu rację. Przecież Louis powiedział, że postara się, jakoś załagodzić tą sprawę. Ciekawe, czy zrobiłby to, gdybym opowiedziała mu o mojej przeszłości. Pewnie potraktowałby mnie tak jak wszyscy, którzy wiedzą coś na ten temat.
Nagle zorientowałam się, że otacza nas las. Zaskoczona poprawiłam się na siedzeniu i zaczęłam uważniej rozglądać się dookoła. Z każdą mijającą minutą, moja ciekawość stawała się większa.
Minęło jeszcze ze dwadzieścia minut, zanim w końcu samochód się zatrzymał. Otworzyłam szerzej oczy, kiedy zobaczyłam, że znajdujemy się na jakimś wzniesieniu, otoczeniu mnóstwem drzew, a przed nami znajduje się przepiękny widok na Londyn. Po raz kolejny, panorama miasta nocą, która mieniła się setkami kolorów. Nie czułam się zawiedziona. Tu było po prostu bajecznie.
- Miejsce idealne na randkę. – skwitował Louis, jakby czytając w moich myślach to, o czym właściwie nawet bałam się myśleć.
- To nie jest randka, prawda? – upewniłam się.
-  Nie. – zaśmiał się widząc moją przerażoną minę. – Gdyby to była randka, pierwsza byś o tym wiedziała.
W duchu odetchnęłam z ulgą. Dlaczego tak bardzo przestraszyłam się myśli, że ja i Louis moglibyśmy być na randce? To niedorzeczne. Cholera, o czym ja w ogóle myślę?
Louis wysiadł z samochodu i wspiął się trochę wyżej, żeby mieć jeszcze lepszy widok. Naciągnęłam kaptur na głowę i również wysiadłam, mocno zatrzaskując za sobą drzwi. Wcisnęłam ręce do kieszeni i podeszłam do chłopaka.
- Tu jest przepięknie. – powiedziałam zachwycona. –Dlaczego przez cały czas zabierasz mnie w takie miejsca? – zapytałam autentycznie zainteresowana.
- Bo wiem, że pod tą maską twardzielki, kryję się dobra i wrażliwa dziewczyna, która to doceni. – odparł pokazując widok przed nami.
- A co, jeśli to nie maska. Co jeśli naprawdę taka jestem? Wredna i agresywna. – spytałam zerkając na niego.
- Nie jesteś. – powiedział z mocą.
- Nic o mnie nie wiesz. – szepnęłam, ale chyba tego nie usłyszał.
Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do samochodu, jednak zamiast wsiąść do środka, wgramoliłam się na jego maskę. Podciągnęłam nogi pod brodę i objęłam je ramionami, patrząc przed siebie. Po chwili Louis usadowił się obok mnie.
- Mam pytanie. – odezwał się nagle.
- Wal.
- Dlaczego mówisz do swojej mamy po imieniu albo per „pani”?
Zerknęłam na niego kątem oka. Cóż, chyba właśnie teraz jest odpowiedni moment, żeby opowiedzieć Louis’owi o swojej przeszłości, czyż nie? Prędzej czy później i tak by się wszystkiego dowiedział. Prasa na pewno zaczęła już szukać informacji na mój temat, więc lepiej, żebym to ja mu wszystko opowiedziała, a nie, żeby przeczytał o tym w gazecie.
- Maria nie jest moją mamą, tylko opiekunką. – powiedziałam cicho.
Przez dłuższą chwilę między nami panowała cisza. Przestraszona zerknęłam na Louis’a, który intensywnie wpatrywał się w swoje dłonie, jakby nad czymś się zastanawiał.
- A twoi biologiczni rodzice? – spytał w końcu. – Co z nimi? Nie żyją?
- To nie tak. Oni żyją i mają się całkiem dobrze, ale już mnie nie chcieli.
- Dlaczego? – wydawał się zaskoczony.
No tak. Dla osoby niewtajemniczonej w moją historię, to wszystko jest ogromnym zaskoczeniem. Jak nagle rodzice mogę nie chcieć swojego dziecka?
- Wiesz, mam młodszą siostrę, Allie. W tym roku skończy sześć lat. – powiedziałam, czując napływające do oczu łzy. – Allie jest… ona jest chora. Ma downa. Kiedy przyszła na świat, rodzice bardzo ubolewali nad faktem, że ich dziecko nie jest normalne. Nie potrafili pogodzić się z myślą, że to właśnie ich dziecko. Mnie nigdy to nie przeszkadzało. Od początku kochałam moją siostrzyczkę taką, jaka była. To przecież nie jej wina, że jest chora. Bardzo się cieszyłam, że w końcu nie będę jedynaczką. Dopóki Allie się nie urodziła, czułam się bardzo samotna mimo, że miałam mnóstwo przyjaciół. Kiedy w naszym życiu pojawiła się ta mała istotka, poczułam siłę i chęć do życia. Wszystko było w porządku, dopóki Allie nie skończyła czterech lat. Przez ten cały czas rodzice trzymali ją pod kloszem, jakby zarażała jakąś śmiertelną chorobą. To ja się uparłam, żeby w końcu wziąć ją do ludzi. To był błąd. Moi rówieśnicy, osoby, które uważałam za swoich przyjaciół, naśmiewali się z Allie, traktowali ją jak dziwadło. Było mi tak strasznie źle z tego powodu. Najgorsze było to, że ona nic z tego nie rozumiała. Nie chodzi o to, że była za mała czy coś. Dzieci z tą chorobą, nie wiedzą, co to gniew ani złość. Nie potrafią się na nikogo obrażać, one są zaprogramowane na miłość. Tylko to znają. Wiedziała, że to wszystko z mojej winy. Któregoś dnia w szkole, jedna dziewczyna obrażała moją siostrzyczkę w tak okropny sposób, że już nie potrafiłam się hamować, tak jak robiłam to dotychczas. Pełna furii, rzuciłam się na nią z pięściami i nie tylko. Byłam tak potwornie wściekła, że nie panowałam nad sobą. Dziewczyna miała złamaną rękę i roztrzaskany nos, połamane dwa żebra, wstrząs mózgu i mnóstwo zadrapań. Zrobiłam to wszystko w ciągu dziesięciu minut. Jeszcze tego samego dnia trafiłam do aresztu, a niedługo potem miałam rozprawę w sądzie, na której moi rodzice nawet się nie pojawili. Było im wstyd za mnie. Kiedy byłam już w poprawczaku, dowiedziałam się, że wrócili do Holmes Chapel, w którym mieszkałam przez pierwsze dwa lata dzieciństwa. Gdyby nie pani Maria, która jest jednym z opiekunów z domu poprawczym, pewnie wciąż bym tam była. To ona mi pomogła. Przez pierwsze dwa miesiące, dążyłam do autodestrukcji. Robiłam wszystko, co najgorsi bandyci, jak nazywa ich Maria. Piłam, paliłam, brałam narkotyki, uciekałam na imprezy, a kiedy było mi źle cięłam się. W ten sposób radziłam sobie z bólem. Maria, jako jedyna zauważyła we mnie potencjał, możliwość do poprawy i normalnego życia. To ona mi pomogła przetrwać i nie zwariować, a po roku, za zgodą zarządu, wzięła mnie do swojego domu. Rozpoczynając życie od nowa, nie miałam praktycznie nikogo, wszyscy moi dawni przyjaciele się ode mnie odwrócili. Wszyscy z wyjątkiem Abby. To ona była przy mnie, kiedy wszyscy drwili sobie ze mnie, traktowali jak wyrzutka. Ale tak jest chyba lepiej. Tak, więc widzisz Louis. Nie jestem ani dobra ani wrażliwa. – zakończyłam z westchnięciem.
Przez długą chwilę między nami panowała cisza. Po swoim wyznaniu, bałam się spojrzeć na Louis’a. Nie chciałam zobaczyć w jego oczach niechęci czy wstrętu do mnie. Ten widok rozdarłby mi serce.
Nagle poczułam, jak Louis chwyta moją dłoń i ściska ją mocno, pokrzepiająco. Spojrzałam na niego niepewnie i zobaczyłam, że przygląda mi się z troskliwym, czułym uśmiechem, który ogrzał moje zbolałe serce.
- To nie prawda Emilie. Jesteś dobra i wrażliwa, naprawdę tego nie widzisz? – spytał dotykając mój policzek. – Stanęłaś w obranie ukochanej siostry, która była tematem do kpin, nie zważając na konsekwencje.  
- I co z tego mam? Nawet nie mogę jej zobaczyć. – szepnęłam. – Moi rodzice zabronili mi spotkać z Allie. Ponoć mogłabym mieć na nią zły wpływ. Co za bzdury!
- Dziękuję, że mi o wszystkim powiedziałaś, Emilie. – mruknął.
- Prędzej czy później i tak byś się wszystkiego dowiedział, a wolałam, żebyś poznał prawdę ode mnie niż przeczytał kłamstwo w gazecie czy w Internecie.
- Raczej chodzi mi o to, że obdarzyłaś mnie takim zaufaniem, aby mi o tym wszystkim powiedzieć. Wcale nie musiałaś tego robić. Prasa nie wszystkie informacje może wydobyć i wykorzystać. – wyjaśnił.
- Może masz rację. – wymamrotałam.
Poczułam ogarniający mnie smutek. Od bardzo dawna starałam się, nie myśleć o siostrze, bo to zawsze sprawiało mi ból. Teraz też tak było. Powróciły do mnie wszystkie wspomnienia, z krótkiego okresu, kiedy mieszkałam w domu razem z moją siostrzyczką. To był najszczęśliwszy okres w moim życiu. Żałuję, że tak szybko dobiegł końca. Chciałabym, móc jeszcze raz zobaczyć Allie, jednak to nie możliwe. Gdyby rodzice się dowiedzieli, że choćby znalazłam się w pobliżu mojego dawnego, rodzinnego domu, wpadliby we wściekłość.
Nagle Louis przyciągnął mnie do siebie i przytulił, jak gdyby nigdy nic. Zaskoczona, nie ruszałam się przez kilka sekund, ale w końcu rozluźniłam się i wtuliłam w niego mocniej, wdychając jego męski zapach, który koił moje zmysły. Zacisnęłam powieki, starając się nie rozpłakać.
- Nie przeraża cię to? – spytałam cicho.
- Ale co? – zdziwił się.
- Moja przeszłość? – wyjaśniłam. - Ja nie jestem dobra Louis. Przez cały czas boję się, że któregoś dnia stracę nad sobą panowanie i znowu kogoś skrzywdzę. I tak mam już same problemy przez to, co zrobiłam. Nie chcę tak żyć.
- Emilie, przeszłości nie da się zmienić, choćbyśmy tego chcieli. To fakt, z którym trzeba się pogodzić. – odparł Louis opierając brodę na mojej głowie. – I nie, nie przeraża mnie twoja przeszłość. Ja wiem, że jesteś dobrą dziewczyną, wierzę w to całym sobą. Pamiętaj, że nigdy nie pozwolę zrobić ci nic głupiego.
Uśmiechnęłam się ledwo widocznie. Ciepło mi się na sercu zrobiło, po słowach Louis’a. W duchu cieszyłam się, że on się o mnie martwi i chce mi pomóc. Teraz już wiedziałam, że Louis jest moim przyjacielem.
- Jakiej muzyki słuchasz?
- Co? – spojrzałam zaskoczona na Louis’a.
- Jakiej muzyki słuchasz? – powtórzył. – Wydaje mi się, że nigdy nie gadaliśmy na ten temat, a zawsze mnie to ciekawiło.
W pierwszej chwili nie rozumiałam, o co mu w ogóle chodzi. On pyta mnie o muzykę? Ale, po co? Dopiero po chwili zorientowałam się, że w ten sposób chce odwrócić moją uwagę od tego, o czym mówiliśmy, żebym nie męczyła się ze swoimi myślami. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
- Nie zamykam się w jednym gatunku muzyki. Słucham wszystkiego, począwszy od Boba Marleya, Kings Of Leon, Eda Sheeran, Bruno Marsa, ROOM 94, 5SOS, Jessie J i wielu innych. Nie pogardzę też muzyką klasyczną. No wiesz, Debussy, Chopin, Bach. – wzruszyłam ramionami.
- Lubisz Chopina, a nas nie? – spytał z niedowierzaniem. – Co z tobą nie tak dziewczyno!?
Zaśmiałam się widząc jego udawaną zbulwersowaną minę. Ten chłopak potrafi poprawić humor każdemu i w każdej okoliczności. Cieszę się, że go poznałam.
Siedzieliśmy do później godziny, na masce samochodu, gawędząc o różnych bzdetach i opowiadałam mu trochę o sobie. Za każdym razem, kiedy uciekałam myślami do przykrych wspomnień, Louis odwracał moją uwagę śmiesznymi historyjkami i kawałami, albo po prostu zaczynał mnie bezlitośnie łaskotać, przez co bardzo obiłam sobie nogi, którymi wtedy wierzgałam.
Mimo wielu siniaków na nogach oraz tego, że trochę zmarzłam, mogę z czystym sercem powiedzieć, że miło spędziłam czas w towarzystwie Louis’a, jak zwykle zresztą. Przy nim nie sposób się nudzić.

* * *
Następnego dnia bardzo wcześnie rano, około godziny siódmej, obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Przez chwilę po przebudzeniu, nie potrafiłam się rozeznać, co się właściwie dzieje. Sporo czasu zajęło mi zorientowanie się, co mnie obudziło. Kiedy w końcu mi się to udało, telefon dzwonił już po raz trzeci.
- Halo?
- Matko. Myślałem, że nigdy nie odbierzesz. – po drugiej stronie usłyszałam roześmiany głos Louis’a.
- Jezu, co ty wampir jesteś? Edward Cullen? Nigdy nie sypiasz? – warknęłam sennie.
- Przepraszam, ale nie chciałem marnować czasu, którego nie mamy tak wiele. – mruknął. – Będę u ciebie za jakieś dziesięć minut, masz być gotowa.
- Gotowa, na co? – spytałam zdezorientowana.
- Niespodzianka. – zaśmiał się. – Do zobaczenia.
- Louis! – krzyknęłam, ale już się rozłączył. – Kurwa!
Rzuciłam telefon na łóżku i zerwałam się na równe nogi. Niestety prawa noga zaplątała mi się w kołdrę, przez co z głośnym hukiem wylądowałam jak długa na podłodze. Przeklęłam pod nosem i niezdarnie podniosłam się z klęczek.
Pobiegłam do łazienki, gdzie wzięłam ekspresowy prysznic, nie myjąc włosów, aby zaoszczędzić czas. Kiedy byłam już czysta, wróciłam do pokoju i ubrałam czarne legginsy i dżinsową koszulę, a do tego wzięłam czarne martensy. Związałam włosy w ciasny kok i zrobiłam delikatny makijaż.
Akurat w momencie, kiedy odkładałam tusz do rzęs na toaletkę, usłyszałam, jak ktoś parkuje na naszym podjeździe. Tym kimś był oczywiście Louis. Wiedziałam to, nie wyglądając nawet przez okno.
Wzięłam telefon z pokoju i zeszłam na dół, do kuchni, skąd wzięłam batonik zbożowy, który musiał wystarczyć mi, jako śniadanie. Szłam właśnie otworzyć drzwi, jednak uprzedził mnie mój braciszek. Że też akurat dzisiaj postanowił wstać wcześniej.
Zdrętwiał, kiedy w progu zobaczył mojego przyjaciela. Uśmiechnęłam się do Louis’a zza pleców Huntera, a on nieśmiało odwzajemnił ten drobny gest.
- Hunter, to jest Louis. Louis to jest Hunter, syn Marii i mój braciszek. – powiedziałam chcąc przerwać panującą cieszę.
Louis spojrzał na mojego brata marszcząc brwi, jakby próbował coś sobie przypomnieć, a po chwili na jego ustach zakwitł szeroki łobuzerski uśmiech.
- Ty jesteś tym kolegą Emilie, o którym mi mówiła? – upewniał się mój brat.
- Chyba tak. – zaśmiał się Louis.
Hunter odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie karcąco. Nie musiał nic mówić, żebym wiedziała, co sobie myśli. „Taki stary? Myślałem, że on jest w twoim wieku!” Cóż, przynajmniej nie domyślał się, że Louis należy do najsławniejszego boysbandu na świecie.
- Gdzie się wybieracie po godzinie siódmej? – spytał zaskoczony Hunter.
- Nie wiem. – wzruszyłam ramionami, jednocześnie uśmiechając się do Louis’a. – Nie masz się, o co martwić Hunter. Louis mnie nie skrzywdzi, jeśli o to ci chodzi. Nie jest żadnym zboczeńcem czy gwałcicielem. Ufam mu.
- Mogę przysiąc, że przy mnie, Emilie jest bezpieczna. – zapewnił Louis.
Hunter zmierzył Louis’a czujnym spojrzeniem, jakby chciał go przejrzeć, ale w końcu machnął tylko ręką i poszedł do kuchni, ziewając głośno i przecierając twarz. Skinęłam na Louis’a i wyszliśmy na zewnątrz.
- Przepraszam cię za niego. Strasznie się o mnie troszczy. Czasami aż za bardzo.
- W porządku. Rozumiem go. Ja też się troszczę o tych, których kocham. I chyba czasami przesadzam. – wzruszył ramionami.
Wywróciłam oczami, widząc jego wesoły uśmiech. Chryste, jak on może być taki żywy i radosny o tak wczesnej porze? A ważniejsze pytanie, co on właściwie kombinuje? Dokąd można jechać o godzinie siódmej rano, w niedzielę?
Umościłam się na siedzeniu pasażera i zapięłam pas, widząc karcące spojrzenie Louis’a, kiedy nie chciałam tego zrobić. Gdy wyjechaliśmy z podjazdu i ruszyliśmy ulicą w nieznanym mi, jak na razie, kierunku, zaczęłam grzebać w schowku, w poszukiwaniu czegoś interesującego. W końcu wyciągnęłam nowiutkie, czarne Ray- Bany.
- Ładnie wyglądam? – spytałam przeglądając się w lusterku.
- Tak. – mruknął Louis zerkając na mnie. – Zaraz… czy to nie są okulary Harry’ego?
Zsunęłam szkiełka na czubek nosa i spojrzałam na Louis’a spod rzęs. Zaśmiał się widząc moją minę.
- Chcesz mi powiedzieć, że mam na sobie okulary tego pajaca?
- Owszem. To jest jego samochód, więc okulary pewnie też są jego. – wzruszył ramionami.
- Dlaczego jeździsz jego samochodem? – spytałam przeglądając się w lusterku.
- Mój aktualnie jest w warsztacie, a Harry ma dwa samochody, więc mi ten pożyczył. – mruknął jak gdyby nigdy nic.
 Przez prawie godzinę jechaliśmy w milczeniu. Chcąc zagłuszyć panującą między nami dziwną ciszę, zaczęłam bawić się odtwarzaczem muzyki. W kółko przełączałam piosenki, w ogóle nie mogąc się na nic zdecydować. Czułam narastające we mnie zniecierpliwienie i trochę podekscytowania. Strasznie chciałam wiedzieć, dokąd jedziemy, ale Louis nic nie mówił, a ja nie pytała. Widziałam tylko, jak raz po raz, zerkał na mnie nerwowo, jakby oczekiwał, że to ja pierwsza coś powiem, lecz ja nie wiedziałam, czego on ode mnie oczekuje.
Po jakimś czasie zorientowałam się, że już prawie wyjechaliśmy z Londynu. Zaskoczona usiadłam prosto i wyjrzałam przez okno, próbując rozeznać się, dokąd właściwie jedziemy. Louis znowu zerknął na mnie, ale nadal się nie odzywał. Szczerze mówiąc, zaczynało mnie to już powoli męczyć.
-Powiesz mi wreszcie, dokąd jedziemy? – spytała, ściszając muzykę.
- Do Holmes Chapel. – powiedział, zerkając na mnie z niepokojem.
- Że co? – wykrzyknęłam. – Nie! Louis proszę cię! Ja nie mogę tam jechać!
- Owszem możesz. Nie mogę patrzeć, jak cierpisz przez to, że nie możesz zobaczyć swojej siostry.
- Moi rodzice wpadną w szał, jeśli się dowiedzą, że byłam w Holmes Chapel. – szepnęłam.
Louis zjechał na stację benzynową i zatrzymał samochód. Dłonią potarłam czoło, wzdychając cicho. Byłam przerażona, ale jednocześnie uszczęśliwiona. Tak strasznie chciałam zobaczyć Allie. Tęsknie za nią i to potwornie.
- Emilie, będę tam z tobą. – mruknął Louis chwytając moją dłoń.- Nie masz się czegoś bać. Wszystko będzie w porządku. Zaufaj mi.
- Dziękuję Louis. – szepnęłam nieśmiało. – Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – wykrzyknęłam odpinając pas i rzucając mu się na szyję.
Chłopak zaśmiał się wesoło, przygarniając mnie mocniej do siebie. Chyba już wiedział, jakie jest moje zdanie. Wciąż się bałam, ale z drugiej strony, wiedziałam, że Louis będzie przy mnie i nic złego mi się nie stanie.



_____________________________________________
Eh, przez tę durną szkołę, nie mam nawet kiedy pisać rozdziałów na blogi. Bardzo przepraszam, mam nadzieję, że wykażecie wyrozumiałość.
W każdym razie będę się starać dodawać rozdziały przynajmniej raz, albo nawet dwa razy na miesiąc, ale niczego nie obiecuję.
Pozdrawiam was serdecznie
@Twinkleineye

5 komentarzy:

  1. Jestem pod wrażaniem wyznania Emillie. I przy okazji jestem pełna podziwu i respektu dla niej jak i dla Louisa, że zachował się naprawdę cudownie. Nie każdy (tym bardziej gwiazda) chciałby widywać/przyjaźnić się z kimś z taką przeszłością. Mam nadzieję, że nic tego już nie spieprzy i będzie się coś jeszcze wiecej niż tylko przyjaźń działo! :)
    love .x
    @barcelonasheart

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko, co mam do powiedzenia na temat tego bloga, zawarte jest w komentarzu @barcelonasheart ;)
      Przepraszam, że tak długo mnie tu nie było, ale sprawy rodzinne mi na to nie pozwalały :(
      W każdym razie, będę cierpliwie czekać na kolejne rozdziały :)

      Pozdrawiam
      Ola :*

      Usuń
  2. Świetny rozdział! Przepraszam że dopiero komentuje ale się uczyłam (ta no wiem- ja i nauka o.O) . Cieszę się że jest taki długi. Domyślam się jakie to poświęcenie pisać bloga i jeszcze się uczyć na sprawdziany, odrabiać zadania i inne takie... Dlatego bardzo ci dziękuję, że jeszcze piszesz. I nie będzie mi przeszkadzało to że będziesz dodawała rzadko. Na kolejne rozdziały TAKIEGO (w pozytywnym sensie oczywiście) bloga warto czekać ;) xxx

    OdpowiedzUsuń
  3. Przed chwila skończyłam czytać twoje opowiadanie i nie wiem co powiedzieć... to jest tak dobre że normalnie nie wiem co powiedzieć xd *____*
    Cieszę się że mogłam przeczytać historię Emily i Louisa i nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
    życzę dużo weny i aby następny rozdział był tak dobry jak ten choć bez wątpienia taki będzie !!!
    A i jak byś mogła mnie poinformować na tt kiedy następny byłabym wdzięczna;* @Diana_Styless

    Zapraszam też tutaj może ci się akurat spodoba;
    darcyopowiadanie.blogspot.com
    i-cant-refuse-it.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥