poniedziałek, 8 kwietnia 2013

3. Najpierw kusisz, a teraz udajesz cnotkę? Nie dam się tak wykiwać.

Piątkowe popołudnie. Dorośli pędzą z pracy do domu aby ugotować obiad i odpocząć po całodziennej pracy, albo spieszą się na spotkanie ze znajomymi, natomiast młodzież, taka jak ja, włóczy się grupkami po okolicy, chcąc odetchnąć po dniu w szkole lub szykując się na imprezę. Przyglądałam się temu wszystkiemu zza szyby mojego volkswagena Transportera, albo po prostu hipisowskiego ogórka, jak ja wolę go nazywać, mimowolnie uśmiechając się pod nosem.
Nie rozumiem tego nowoczesnego, szybkiego trybu życia. Ludzie pędzą przez życie, tak właściwie go nie przeżywając. To smutne, kiedy widzisz, że wszyscy (głównie dorośli) dbają tylko o pieniądze i karierę. Gdzie w tym wszystkim czas na zabawę i na przyjemności, gdzie czas na życie?
Pokręciłam głową i zatrzymałam się na światłach. Nie wiem, może po prostu ja tego nie rozumiem, może mam coś nie tak z mózgiem. Właściwie od zawsze wiedziałam, że mam zupełnie inny pogląd na świat niż przeciętny człowiek, ale nigdy jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało.
Po kilku metrach dalszej jazdy zauważyłam, że mój samochód zaczyna zwalniać mimo iż nie ściągnęłam nogi z gazu. Automatycznie przeniosłam spojrzenie na licznik i zaklęłam na całe gardło. Cholera jak mogłam znowu zapomnieć zatankować? Chyba powinnam przykleić sobie karteczkę na czole, to może jak bym ją rano zobaczyła, to bym o tym nie zapomniała.
Na oparach zjechałam na pobocze i wyciągnęłam kluczyk ze stacyjki. Zacisnęłam go mocno w dłoni, by nie zacząć na siebie wrzeszczeć, bo to i tak by mi nie pomogło. Wyskoczyłam na zewnątrz mocno zatrzaskując za sobą drzwi, chcąc dać upust frustracji.
Wyciągnęłam z kieszeni dżinsów mojego BlackBerry z nadzieją, że zadzwonię po panią Marię, jednak po chwili zorientowałam się, że jest on rozładowany. Dlaczego mam dzisiaj takiego pecha? Na miłość boską to nie piątek trzynastego. Oparłam się plecami o drzwi samochodu i założyłam ręce na piersiach wzdychając głośno.
Na najbliższą stację benzynową było około pięciu albo nawet sześciu kilometrów. Nie ma co, jestem zbyt leniwa by iść taki kawał, a poza tym i tak nie mam przy sobie kasy.
Obserwowałam pędzące drogą samochody, mając w duch cichą nadzieję, że ktoś się w końcu zatrzyma i zaoferuje mi swoją pomoc, chociażby podrzucił mnie na stację benzynową.
Nagle zauważyłam jak jakiś czarny Range Rover zwalnia, a po chwili zatrzymał się obok mojego samochodu. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, jednak zniknął on szybciej niż się pojawił, gdy wysiedli z niego dwaj kolesie. Jednym z nich był Louis, a imienia drugiego nie znam, ale był to ten farbowany blondyn, za którym Abby szalała.
- To są chyba jakieś jaja. - mruknęłam pod nosem.
- Samochód się zepsuł? - spytał ze śmiechem Louis, opierając się o drzwi ich auta.
- Nie, chciałam zarobić trochę kasy. - burknęłam.
Oczy chłopaka powiększyły się dwukrotnie na dźwięk moich słów. Wywróciłam oczami i wsiadłam z powrotem do samochodu i uderzyłam głową o kierownicę. Czy ten dzień może być gorszy? Owszem może, bo jeszcze się nie skończył, podpowiedział mi natrętny głosik w głowie.
Podskoczyłam gwałtownie słysząc stukot w szybę. Zacisnęłam zęby widząc stojącego na zewnątrz blondyna, który uśmiechał się do mnie ciepło. Chłopak mrugnął oczami, dając mi tym znak abym odsunęła szybę. Nie wiem czemu, ale zrobiłam to, może trochę niechętnie, ale jednak.
- Nie przejmuj się tym idiotą, on już taki jest. - powiedział chłopak uśmiechając się serdecznie.Od razu zorientowałam się, że mówi z irlandzkim akcentem.
- Słyszałem! - krzyknął Louis.
- Wiem. - odkrzyknął mu blondyn. - Silnik się zepsuł? - spytał ruchem głowy pokazując na samochód.
- Zapomniałam zatankować. - burknęłam lekko zażenowana.
Chłopak zaśmiał się wesoło, bez choćby cienia kpiny. Hmm myślę, że udałoby mi się go polubić, jest bardzo podobny do Abby. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem i przyglądnęłam się chłopakowi. Zmierzwione farbowane blond włosy, śliczne niebieskie oczy i słodkie rumieńce na policzkach, a to wszystko razem sprawiało, że wyglądał trochę jak mały chłopczyk.
- Coś na pewno wymyślimy. Przecież nie zostawimy cię tu tak. - powiedział odsuwając się kawałek, jednocześnie otwierając mi drzwi.
Zawahałam się przez chwilę, jednak w końcu odpuściłam i wyskoczyłam z samochodu. Kiedy stanęłam pomiędzy chłopakami poczułam się strasznie malutka, ze swoimi marnymi stu sześćdziesięcioma czterema centymetrami. Założyłam ręce na piersiach, przybierając pozycję obronną i lekko lekceważącą.
- Zaraz, nie możesz zadzwonić do kogoś z rodziny? - zdziwił się Louis.
- Komórka mi padła. - mruknęłam nie patrząc na niego.
- Mogę ci pożyczyć swoją. - zaoferował się blondyn.
- Nie pamiętam numeru. - burknęłam.
Chłopcy zamyślili się, a po chwili mrugnęli do siebie porozumiewawczo. Patrzyłam na nich spod przymrużonych powiek. To Abby powinna ich spotkać, a nie ja. Ona przynajmniej by się ucieszyła.
- Podrzucimy cię na stację benzynową. - Louis wyszczerzył się do mnie.
- Nie mam kasy. - wymamrotałam. Louis zdziwiony zmarszczył brwi, co trochę mnie wkurzyło. - No przepraszam, ale nie każdy jej popową gwiazdką w furą kasy na koncie. - warknęłam.
Chłopak uniósł dłonie w geście obronnym, a ja westchnęłam przeciągle. Boże, czemu ja w ogóle z nimi gadam? Mogłam schować się w samochodzie i czekać na cud, a nie użerać się z tymi tumanami, no przynajmniej z jednym.
- Nie ważne. - odezwał się blondyn takim tonem, aby rozładować napięcie. - Zamknij samochód i chodź. - uśmiechnął się.
Znowu się zawahałam. Przecież ja ich nie znam, oni mnie zresztą też nie. Od dziecka rodzice wciskali mi do głowy zasadę "nie wsiadaj do samochodu z nieznajomym" i teraz mam ją złamać? Dobra wiem, że to głupie, ale mój umysł podświadomie szukał jakiegokolwiek powodu, byle tylko się wykręcić.
Chłopcy patrzyli na mnie wyczekująco, a ja czułam się przytłoczona. W końcu westchnęłam zrezygnowana i zrobiłam to o co mnie poprosił blondynek. Ruszyłam za nimi do ich samochodu, chowając kluczyki do kieszeni dżinsów.
Usadowiłam się wygodnie na tylnej kanapie ich Range Rovera i grzecznie zapięłam pasy. Założyłam ręce na piersi i zrobiłam minę nadąsanego dziecka. Boże, nie wierzę że wsiadłam do ich samochodu! Co się ze mną dzieje? Gdzie podziały się te wszystkie zasady, których zawsze się trzymałam?
- Nie dąsaj się Emilie. - zaśmiał się Louis przekręcając kluczyk w stacyjce.
- To wy się znacie? - zdziwił się blondyn.
Zmierzyłam Louis'a wściekłym spojrzeniem, a on w odpowiedzi wzruszył ramionami. Co za cholerny palant!
- Zna tylko moje imię, a nie moją historię. - burknęłam wyglądając przez okno.
- To jest dziewczyna, która wylała shake'a na głowę Hazzy. - zaśmiał się szatyn.
- Cholera! Wiedziałem, że skądś się kojarzę! - blondyn wyglądał na podekscytowanego. Odwrócił się do mnie i wyszczerzył swoje białe proste zęby. - Harry przez prawie godzinę przeklinał, bo nie mógł umyć włosów. - mimowolnie zaczęłam się śmiać. - Ta akcja była genialna! Harry zasłużył sobie.
- Ona nawet nie wie jak masz na imię. - mruknął Louis patrząc na mnie w lusterku wstecznym.
- Przepraszam. - bąknął chłopak i wyciągnął dłoń. - Jestem Niall.
- Emilie. - uścisnęłam ją w środku czując coraz większą sympatię do tego blondasa.
Niall uśmiechnął się jeszcze szerzej, mimo iż myślałam, że bardziej się już nie da, a po chwili z powrotem odwrócił się twarzą do szyby. Louis znowu na mnie spojrzał i uśmiechnął się pod nosem. Zmarszczyłam brwi, a on uśmiechnął się szerzej. Jak tak dalej pójdzie, to za chwilę wyskoczę z tego samochodu.

* * *
Po około trzydziestu minutach byliśmy z powrotem. Podczas naszej małej wyprawy nie zabrakło nabijania się ze mnie. Cóż, gdybym  nie zapomniała wziąć kanistra z samochodu, wszystko byłoby w porządku, ale jako że ja to ja to.. no wiecie. Ale przynajmniej było zabawnie. Boże, kogo ja oszukuje? Myślałam, że ich pozabijam!
Napełniłam szybko bak ciesząc się, że wreszcie wrócę do domu. Pani Maria znowu zrobi mi wykład, jak zwykle kiedy zapominam zatankować, albo po prostu zrobię coś głupiego.
- Starczy ci benzyny, żeby dojechać do domu? - Louis opierał się plecami o drzwi mojego samochodu i patrzył na mnie z.. troską? Nie, wydaje mi się.
- Taa, tak na pewno. - powiedziałam mimo iż nie byłam co do tego przekonana.
- To dobrze. - uśmiechnął się wesoło.
- Dzięki. - mruknęłam podając mu już pusty kanister.
- Nie ma za co. - bąknął podrzucając kanister w rękach. - Fajny samochód. - zaśmiał się klepiąc czerwony bok mojego pojazdu.
- Oczywiście że fajny. - powiedziałam dumnie, śmiejąc się pod nosem. Po chwili westchnęłam zrezygnowana. - Dzięki.. dzięki za pomoc. - wydusiłam po chwili. - Cholera jakie to trudne!
- Aż tak ciężko przechodzi ci to przez gardło? - zaśmiał się Niall.
- Owszem. - uśmiechnęłam się do niego.
Chłopcy zaśmiali się wesoło, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Dobra, są wkurzający, nawet bardzo, ale muszę przyznać, że nawet miło się z nimi rozmawia. Mimo wszystko i tak dalej ich nie lubię, po prostu nie potrafię.
- Muszę już jechać. W domu będą się martwić. - mruknęłam otwierając drzwi samochodu.
- Jasne, jasne. - uśmiechnął się Louis, kierując się do Range Rovera. - Jedź ostrożnie. - mrugnął do mnie.
Wybałuszyłam na niego oczy, a on tylko uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. Zamrugałam kilkakrotnie, mając nadzieję, że to co widziałam tylko mi się przywidziało. Przełknęłam ślinę i szybko wsiadłam do ogórka, a następnie odpaliłam silnik i skierowałam się w  stronę domu.


* * *
Niall's POV
- Fajna dziewczyna. - mruknąłem zajmując miejsce pasażera i zapinając pasy. - Ciekawe czy ma chłopaka, a jeśli tak to może ma siostrę albo przyjaciółkę. - zastanawiałem się na głos.
Louis zaśmiał się głośno i odpalił silnik, a następnie skierował się w stronę naszego domu.
- Stary, ona nawet nas nie lubi. - powiedział, kiedy minął mu napad śmiechu.
- Skąd wiesz? - spytałem zerkając na niego.
- To skomplikowane. - bąknął uśmiechając się pod nosem.
Zmierzyłem go podejrzliwym  wzrokiem, a on udawał, że tego nie widzi. Hmm.. Co on ukrywa? I kiedy się poznali? Przecież wtedy w Milk Shake City nam się nie przedstawiła, więc skąd.. Dlaczego nic nie chce powiedzieć, nie rozumiem? Będę musiał go przycisnąć, albo zaszantażować, może wtedy puści farbę.

* * *
Emilie's POV
 Wiedziałam, że coś jest nie tak, kiedy tylko zaparkowałam na podjeździe. Z pozoru wszystko wyglądało tak jak rano, jednak coś się zmieniło, a najgorsze był to, że nie byłam w stanie stwierdzić co. Wzięłam torbę z siedzenia pasażera i ostrożnie wysiadłam z samochodu, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Nie wiedzieć czemu, podświadomie nie chciałam robić hałasu.
Kiedy chciałam otworzyć drzwi wejściowe, okazało się że te są już otwarte. Czyżby Maria już wróciła? Nie, nie możliwe, mówiła że dzisiaj zostanie dłużej. A co do Peter'a to pojechał na jakąś trzydniową konferencję, więc to tym bardziej nie on.
Weszłam do środka, jednocześnie rozglądając się po każdym pomieszczeniu. Kiedy stanęłam w progu salonu podskoczyłam przestraszona, gdyż przy oknie stał jakiś chłopak. Chciałam się wycofać, jednak deska z podłodze skrzypnęła złowrogo, co zwróciło uwagę mojego towarzysza, który odwrócił się w moją stronę. Na mojej twarzy od razu zagościł szeroki uśmiech.
- Hunter? - spytałam z niedowierzaniem.
- Cześć młoda. - uśmiechnął się.
Pisnęłam radośnie i rzuciłam się na chłopaka przytulając go z całej siły. Hunter objął mnie mocno, jednocześnie śmiejąc się ze mnie, jednak nic sobie z tego nie robiłam. Hunter jest synem Marii i Peter'a. Ma dwadzieścia jeden lat i studiuje psychologię w Nowym Jorku. Traktuję go jak starszego brata, którego nie dane mi było mieć. To on pomógł mi zaaklimatyzować się w nowej rodzinie. Ostatnio go widziałam w moje urodziny. Bardzo się za nim stęskniłam.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam podekscytowana.
- Yyy mieszkam? - mruknął głupio.
- Nic się nie zmieniłeś. - zaśmiałam się, znowu się w niego wtulając.
Hunter Parker to typowy brytyjski chłopak. Miał kruczoczarne, potargane włosy, intensywnie niebieskie oczy i urocze dołeczki w policzkach. Do tego mocno zarysowana męska szczęka, na której teraz pojawił się trzydniowy zarost. Hunter jest naprawdę bardzo przystojny, ale też mega zabawny i sympatyczny. Dziwię się, że nie ma dziewczyny. Z takim wyglądem i charakterem może mieć każdą.
Kiedy w końcu udało mi się oderwać od mojego przyrodniego brata, złapałam go za rękę i usiedliśmy razem na kanapie. Przez chwilę dogadywaliśmy sobie i śmialiśmy się z dziwnych żartów.
- Dobra, a tak w ogóle to nie odpowiedziałeś na moje pierwsze pytanie. - mruknęłam unosząc brew.
- Wczoraj skończyły się egzaminy i w przyszłym tygodniu dostanę dyplom. - uśmiechnął się szeroko. - Nie chciałem bezczynnie siedzieć w Nowym Jorku, więc postanowiłem przylecieć do domu.
- Maria wie? - spytałam.
- Nie, chciałem zrobić rodzicom niespodziankę. - uśmiechnął się.
- No to pewnie ci się uda. Mnie przestraszyłeś, myślałam że ktoś się włamał. - pokazałam mu język.
Chłopak zaśmiał się gardłowo i znowu mnie przytulił, jednocześnie czochrając moje włosy. Mimo iż zazwyczaj mnie to denerwuje, to teraz mi to ani trochę nie przeszkadzało. W takich chwilach znowu czuję się bezpieczna i kochana.

* * *
Siedziałam na łóżku w swoim pokoju, z laptopem na kolanach i słuchawkami na uszach, jak zwykle słuchając Kings of Leon. Patrzyłam w ekran mojego komputera, szczerząc się do siebie jak głupia, czytając wiadomość od mojego znajomego z poprawczaka. Może to dziwne, ale naprawdę tęsknie za tamtą atmosferą. Mimo iż nie zawsze wszystko grało to i tak było super.
Planowałam dzisiaj wybrać się do klubu, zabawić się trochę. Znam jedno miejsce, gdzie ochroniarzem jest brat Taylor'a, a barmanem jego kumpel. Tay przedstawił mnie swojemu bratu, kiedy byłam jeszcze w zakładzie poprawczym. Wiedziałam, że nie będę miała problemu z dostaniem się do środka. Pozostaje mi tylko zapytać o zgodę Marię, albo raczej.. będę musiała ją okłamać.
Nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się i do środka weszła pani Maria, trzymająca w rękach kosz ze świeżym praniem. Uśmiechnęłam się do niej wesoło, a następnie ściągnęłam słuchawki, widząc że coś do mnie mówi.
- Jak ci minął dzień? - spytała układając moje ciuchy.
- Bardzo dobrze, oprócz tego że zapomniałam zatankować i ledwo dojechałam do domu. - wzruszyłam ramionami.
- Oh Emilie. - pokręciła głową.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zamknęłam laptopa. Muszę wykorzystać okazję, że jest w dobrym humorze. Całe szczęście, że akurat dzisiaj Hunter wrócił do domu. Teraz albo nigdy.
- Zastanawiałam się.. - zaczęłam niepewnie. - Koleżanka ze szkoły robi dzisiaj imprezę, taką niewielką. około trzydziestu osób. Zastanawiam się, czy mogłabym na nią pójść? - zmarszczyłam brwi.
Kobieta znieruchomiała i spojrzała na mnie.. zszokowana? No tak, odkąd tu zamieszkałam nigdy nigdzie nie wychodziłam. Cholera!
- Ja się chyba przesłyszałam. - mruknęła. - Emilie skarbie dobrze wiesz, że nie mogę cię puścić. Jeśli stanie się coś złego, a sąd się o tym dowie, będziesz musiała wrócić do poprawczaka.
- Nie ufasz mi? Naprawdę myślisz, że gdy tylko wyjdę na imprezę zrobię coś głupiego? Że od razu pójdę kogoś pobić? - spytałam z niedowierzaniem. - Staram się, naprawdę się staram. Uczę się i pracuję, żeby nie musieć cię o nic prosić. Właściwie nigdy o nic cię nie prosiłam, zawsze radziłam sobie sama, a teraz kiedy proszę o jedno głupie wyjście, szukasz absurdalnego powodu by mnie nigdzie nie puścić. Dlaczego mi pani nie ufa? Czy kiedykolwiek dałam ku temu powody? - spytałam.
Byłam autentycznie wściekła i przede wszystkim urażona. Odkąd tu zamieszkałam robię wszystko, by nie sprawiać państwu Parker problemów, przynajmniej nie wielkich, a to wszystko z wdzięczności za to, że postanowili mnie przygarnąć, gdy moi rodzice że tak powiem zwiali.
- Emilie... - mruknęła.
- Proszę! - jęknęłam - Tylko jedna impreza.
- Oh, no dobra. - westchnęła po chwili zrezygnowana.
Pisnęłam głośno i rzuciłam się jej na szyję ściskając ją mocno z wdzięcznością, jednocześnie całując w policzek. Muszę przyznać iż straciłam już nadzieję, że się zgodzi, ale jak zwykle mnie zaszokowała.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję.  - mówiłam podekscytowana.
- Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. - mruknęła.
- Nie będziesz, obiecuję. - powiedziałam salutując.
Kobieta pokręciła głową, uśmiechając się do mnie z czułością, przez co poczułam wyrzuty sumienia, ale tylko niewielkie. Musiałam ją okłamać inaczej nigdzie bym dzisiaj nie wyszła, a mam już szczerze dość siedzenia w domu w weekendy.
Kiedy pani Maria wyszła z pokoju, mamrocząc coś pod nosem, wyciągnęłam się na łóżku niczym kot, uśmiechając się triumfująco pod nosem. Witaj imprezko. Na pewno będzie fajnie, czuję to.
W tym momencie drzwi od mojego pokoju ponownie się otworzyły i do środka wszedł Hunter. Chłopak uśmiechnął się półgębkiem, a po chwili usadowił się obok mnie na łóżku. Spojrzałam na niego niepewnie, starając się jednak tego nie okazywać.
- Co ty kombinujesz młoda? - spytał ze spokojem.
- Nie rozumiem. - mruknęłam bawiąc się swoimi palcami.
- Bez urazy, ale oboje wiemy, że twoją jedyną szkolną przyjaciółką jest Abby, bo wszyscy odwrócili się od ciebie, przez to że siedziałaś w poprawczaku. - burknął mierząc mnie wzrokiem. - No więc? O co chodzi z tą imprezą, co ty kombinujesz? - spytał ponownie.
- Dobra przyłapałeś mnie. - burknęłam niechętnie. - Z tą imprezą to prawda, ale nie będzie ona u koleżanki ze szkoły. Chcę iść do klubu. Od dawna nigdzie nie wychodziłam, nudzi mnie już siedzenie w domu. Abby nie ma dla mnie dzisiaj czasu, w ogóle w żaden piątek nie ma czasu, bo ma lekcje gry na skrzypcach. - jęknęłam.
- Cieszę się, że powiedziałaś mi prawdę. - szepnął.
- Nie wydasz mnie? - spytałam cicho.
- Oczywiście, że nie! Nie jestem paplą Ems. - udawał urażonego. - Powiem więcej, zawiozę cię na tą całą imprezę i przywiozę z powrotem. Nie chcę, żebyś jeździła taksówką, albo co gorsza wracała na piechotę. - uśmiechnął się troskliwie.
- Fajny z ciebie braciszek. - powiedziałam z uśmiechem.
- No raczej. - mruknął takim tonem, jakby to było oczywiste.

* * *
Czysta i świeża po szybkim prysznicu wróciłam do pokoju, by wybrać odpowiednie ubranie na imprezę. Wyciągnęłam z szafy granatową sukienkę bez ramiączek oraz różowe conversy. Ubrałam się szybko, zrobiłam mocny makijaż, zakręciłam włosy lokówką i byłam już gotowa.
Wychodząc z pokoju spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie ma co, dzisiaj wyglądałam naprawdę nieźle. Jak dobrze pójdzie, może uda mi się poderwać jakiegoś fajnego kolesia.
Kiedy schodziłam na dół, Hunter już czekał na mnie przy schodach. Uśmiechnęłam się do niego wesoło, a on puścił mi oczko. Z kuchni wyjrzała pani Maria, uśmiechając się do mnie z czułością.
- Tylko nie pij za dużo. - zaśmiała się kobieta.
- Bardzo śmieszne. - burknęłam.
- Jak przyjadę po nią i wyczuje od niej alkohol to mnie popamięta. - powiedział Hunter uśmiechając się szeroko.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, a on tylko wzruszył ramionami. Czy on zawsze musi się podlizywać? Ehh, dobra, ale i tak go uwielbiam. On mnie rozumie i zawsze mnie wspiera choćby nie wiem co.
- Idziemy? - spytałam.
- Pewnie. - brunet uśmiechnął się do mnie wesoło.
- Nie wracajcie późno. - Maria pogroziła nam palcem.
Spojrzeliśmy na siebie unosząc brwi. Przecież nie jesteśmy już małymi dziećmi. Mimo wszystko skinęliśmy na zgodę i szybko wyszliśmy na zewnątrz. Jak na Londyn było naprawdę ciepło.
Wsiedliśmy do białego volvo pani Marii i ruszyliśmy w drogę. Hunter puścił AC/DC, jeden z jego ulubionych zespołów. Nie byłam fanką, ale kilka kawałków bardzo mi się podobało.Jechaliśmy śpiewając głośno i przedrzeźniając się nawzajem. Naprawdę tęskniłam za tym oszołomem.

* * *
 - Uważaj na siebie. - mruknął Hunter, kiedy staliśmy pod klubem. - Jak coś ci się stanie, to Maria mnie zabije. Sam bym się zabił.
- Umiem o siebie zadbać. - burknęłam zakładając ręce na piersi.
- Mówię poważnie Ems. - powiedział z powagą kładąc ręce na moich biodrach. - Jesteś moją malutką siostrzyczką i boję się o ciebie. W pewnym sensie to ja puściłem cię do tego klubu, więc jak coś złego ci się stanie.. nie daruję sobie tego.
Staliśmy tak i patrzyliśmy sobie w oczy. W jego tęczówkach widziałam autentyczną troskę o moją osobę. To naprawdę słodkie i cieszę się, że jest na tym świecie ktoś kogo interesuję to co się ze mną stanie.
Bez namysłu zarzuciłam mu ręce na szyję i przytuliłam mocno, wdychając dobrze mi znany zapach jego perfum i skóry. On również mnie objął i wyściskał mocno.
- Zadzwoń jak będziesz chciała wracać. - mruknął odsuwając się ode mnie. - Jadę do Brian'a i Marcus'a. Kiedy się dowiedzieli, że przyleciałem zaczęli do mnie wydzwaniać i kazali mi przyjechać. - zaśmiał się.
- Marcus? - spytałam mrużąc oczy. Nie znoszę tego gościa. Nie podobało mu się, że siostra jego kumpla to "kryminalistka". Od zawsze traktował mnie jak wyrzutka.
- Nie jest taki zły. - mruknął chłopak przeczesując włosy.
- Nie ważne. - wzruszyłam ramionami.- Do zobaczenia później. - dodałam i ruszyłam w stronę klubu.
Do klubu dostałam się bez najmniejszych problemów, dzięki moim znajomością. Już po chwili otaczała mnie głośna muzyka oraz wszechobecny zapach dymu tytoniowego, alkoholu i potu zmieszanego z różnymi perfumami. Ludzi było naprawdę sporo, w końcu mamy piątkowy wieczór. Przynajmniej połowa z tych osób była już kompletnie pijana, mimo iż godzina była młoda.
Od razu ruszyłam w stronę baru. Rayan uśmiechnął się do mnie wesoło i już po chwili przede mną stał jakiś koktajl. Kiedy upiłam łyk, moje gardło zostało rozgrzane sporą ilością alkoholu. Tego mi właśnie było trzeba. Już po kilku minutach zamówiłam kolejnego drinka, a po nim jeszcze jednego. Procenty powoli zaczęły dawać o sobie znać, jednak miałam to gdzieś. Chciałam na jeden wieczór zapomnieć o wszystkim i po prostu dobrze się bawić.
- Rayan, jeszcze jeden. - mruknęłam dopijając koktajl.
- Już się robi. - chłopak uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy chłopak zaczął przygotowywać dla mnie napój. Odsunęłam od siebie pustą szklankę, a następnie oparłam brodę na splecionych dłoniach. Jeszcze jeden drink i mogę zacząć się bawić. Po chwili przede mną znowu stała pełna po brzegi szklanka. Miałam ją właśnie wziąć, kiedy ubiegła mnie czyjaś dłoń. Odwróciłam głowę z zamiarem wrzaśnięcia na tego kogoś, jednak zamarłam widząc siedzącego obok mnie Louis'a. Co on tu robi co cholery?
- Dla pani będzie koktajl bezalkoholowy, chyba że w szybkim tempie chcesz stracić pracę. - burknął do Rayan'a nie spuszczając z niego surowego spojrzenia.
Barman zerknął na mnie nerwowo, a później znowu na chłopaka i skinął delikatnie głową, jednocześnie odwracając się by przygotować nowego drinka. Spojrzałam gniewnie na siedzącego obok mnie szatyna, który z kolei wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego.
- Co ty kurwa odpierdalasz? - warknęłam na niego. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, ale szybko się ogarnął.
- Z tego co pamiętam, to masz szesnaście lat i nie wolno ci pić alkoholu. - powiedział unosząc brew.
- Co z tego? - burknęłam. - Zresztą co cię to obchodzi? Nawet mnie nie znasz, wiesz tylko jak mam na imię. Moje życie nie powinno cię interesować. Wiesz co? Odwal się ode mnie. Wcześniej grzecznie podziękowałam za pomoc, ale to nie znaczy że będziemy przyjaciółmi. Nara.
Zerwałam się z krzesła i wściekła ruszyłam w stronę parkietu. Co ten dupek sobie wyobraża? Myśli, że jak jest gwiazdeczką w jakimś głupim zespoliku, to wszystko mu wolno? A gówno prawda! On nawet mnie nie zna, więc nie ma prawa mi mówić co mam robić.
Wsłuchując się w klubowe beaty zaczęłam się poruszać na samym środku parkietu, pośród innych tancerzy. Wyrzuciłam z myśli Louis'a i po prostu bawiłam się, nie zważając na nic. Poruszałam biodrami w rytm muzyki, z każdą chwilą zatracając się w tym coraz bardziej.
Chcąc nie chcąc, kątem oka zauważyłam siedzącego w loży nieopodal Louis'a. Razem z nim był ten Mulat, Zack? Zain? Zayn! Kiedy ich spostrzegłam, nie potrafiłam się powstrzymać i co jakiś czas na nich zerkałam. Nie wiem czemu, ale cieszył mnie fakt, że oni również czasami na mnie zerkali. Z jakiegoś powodu, czułam satysfakcję.
W ciągu godziny tańczyłam chyba z dziesięcioma chłopakami. Głównie byli to chłopcy w moim wieku (chyba też musieli mieć jakieś znajomości, albo podrobione dowody) albo trochę starsi. Bawiłam się naprawdę świetnie.
Kiedy po raz kolejny piosenka się zmieniła, poczułam na biodrach duże, męskie dłonie, a na szyi gorący oddech. Nie przejmując się tym, ponownie zaczęłam się poruszać.Wszystko było w porządku, do czasu, aż ręce tego gościa, nie zaczęły wślizgiwać się pod moją sukienkę. Tego było już za wiele. Może i szumiało mi w głowie od dużej ilości alkoholu, ale nie pozwolę, żeby jakiś fagas mnie obmacywał.
Wyrwałam się gwałtownie z jego uścisku i odwróciłam się na pięcie. Przede mną stał wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Na pierwszy rzut oka miał przynajmniej dwadzieścia siedem lat, a do tego był naprawdę wielki. Cóż, tak jak wcześniej wspomniałam, alkohol nieźle szumiał mi w głowie, więc wcale się go nie bałam.
- Bierz te obślizgłe łapy palancie, bo nie ręczę za siebie! - warknęłam, kiedy ten ponownie położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie.
- Nie przesadzaj, przecież widzę że ci się podoba. - mruknął uwodzicielsko.
- No to chyba pora na wizytę u okulisty!  - burknęłam odpychając go od siebie.
- Najpierw kusisz, a teraz udajesz cnotkę? Nie dam się tak wykiwać. - powiedział poważnie i złapał mnie za tyłek.
Automatycznie zamachnęłam się i przywaliłam mu z tak zwanego liścia w twarz. Koleś odsunął się ode mnie na kilka centymetrów, zaskoczony chwytając się za policzek. Zaskoczona swoim zachowaniem i przestraszona jego wściekłym spojrzeniem zrobiłam krok w tył. Brunet zbliżał się do mnie zaciskając dłonie w pięści. Nie ma co, zaraz mnie uderzy.  Zacisnęłam powieki oczekując tego co było nieuniknione, jednak to nie nastąpiło.
Otworzyłam szybko oczy i zobaczyłam stojącego przede mną Louis'a, który w tym momencie odpychał dłoń tego mężczyzny. Czułam jak moje serce zaczyna bić szybciej, jednak nie byłam w stanie stwierdzić dlaczego. Przez adrenalinę? strach? alkohol?
- Chyba nie miałeś zamiaru uderzyć kobiety. - odezwał się Louis zadziwiająco spokojnym głosem.
- Nie wtrącaj się pedale! - ryknął tamten.
Przez hałas panujący w klubie, nikt nie usłyszał jego podniesionego tonu, za co dziękowałam Bogu. Jeszcze tego mi brakuje, żeby następnego dnia pisali o tym w gazetach plotkarskich.
- Będę się wtrącał! Nie będę stał z boku i patrzył jak robisz krzywdę niewinnej dziewczynie! - mruknął mój obrońca. - Zmierz się ze mną!
- A co mi tam. - burknął koleś, a w następnej sekundzie wymierzył cios prosto w nos Louis'a.
Chłopak zaskoczony uderzeniem odskoczył do tyłu, jednak już po chwili odwdzięczył się mężczyźnie tym samym. Kiedy facet potknął się na własnych nogach i runął jak długi na parkiet, wszyscy tancerze odsunęli się na boki, robiąc im miejsce. Po chwili obok nas pojawiła się ochrona i wyprowadziła naszą trójkę na zewnątrz.
Brunet natychmiast zwiał, najwyraźniej bojąc się, że ochroniarze wezwą policję. Palant. W tym momencie obok nas zmaterializował się Zayn i pomógł rozchwianemu Louis'owi dojść do ławki. Skrzywiłam się widząc stróżkę krwi wypływającą z jego nosa.
- Masz chusteczki? - zwróciłam się do Mulata.
Chłopak pogrzebał przez chwilę w kieszeniach dżinsów i kilka sekund później podał mi niewielką paczuszkę.  Przykucnęłam przed szatynem i delikatnie zaczęłam wycierać krew z jego twarzy.
- Jesteś popierdolony, wiesz? - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Bo stanąłem w twojej obronie? - spytał marszcząc brwi.
- Nawet mnie nie znasz. - burknęłam wściekła. Dlaczego jestem wkurzona?
- Pójdę po wodę. - wtrącił Mulat, a po chwili już go nie było.
W milczeniu przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem. Patrzyłam mu w oczy, próbując coś z nich wyczytać, jednak wydawał się taki skryty.
- Dlatego, że cię nie znam, miałem stać z boku i patrzeć jak ten oblech cię obmacuje i bije? - spytał wyraźnie wkurzony.
Rzuciłam mu chusteczkę w twarz i zerwałam się na równe nogi. Wyciągnęłam z torebki telefon i odwróciłam się tyłem do chłopaka.
- Hunter się wścieknie. - burknęłam, wybierając jego numer.
- Kim jest Hunter i dlaczego ma się wściec? - spytał chłopak.
Zerknęłam na niego przez ramię, ale się nie odezwałam. Oddaliłam się od niego i czekałam, aż mój braciszek w końcu odbierze. Po trzech sygnałach usłyszałam szum po drugiej stronie, a po chwili głos Hunter'a.
- Co jest młoda?
- Możesz po mnie przyjechać? - spytałam cicho.
- Właśnie wyjechałem od chłopaków. Daj mi dwie minuty. - powiedział ze spokojem.
- Ok. Na razie. - mruknęłam i rozłączyłam się.

* * *
Louis POV
Przyciskałem przesiąkniętą krwią chusteczkę do nosa, z którego wciąż obficie krwawiło. Nie ma co, ten koleś ma niezłego prawego sierpowego. Mam nadzieję, że nos nie jest złamany.
Patrzyłem jak Emilie oddala się kawałek, rozmawiając przez telefon. Kim do diabła jest Hunter i dlaczego ma się na nią wściec? To jej chłopak? W sumie to by wszystko wyjaśniało.
Kiedy skończyła rozmowę schowała telefon i ponownie na mnie spojrzała. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały ona gwałtownie się odwróciła i ruszyła w stronę budynku, pod którym właśnie zatrzymało się białe volvo. Dziewczyna szybko wsiadła do niego, nie oglądając się za siebie.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale ta dziewczyna, Emilie Parker, coraz bardziej zaczyna mnie fascynować.


______________________________
Kurczę, nawet jestem całkiem zadowolona z tego rozdziału, a musicie przyznać, że bardzo rzadko mi się to zdarza ;D
Chyba nawet całkiem długi wyszedł, co bardzo mnie dziwi ;p
Ok, mam nadzieję, że się wam spodoba.
Pozdrawiam
@Twinkleineye

6 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział. Nie mogę się doczekać nn. Kocham Hunter'a. :D Widzę, że akcja bd się dziać pomiędzy Lou, a Ems i chyba Niall'em. Dodawaj szybko nn! Życzę weny.
    Pozdrawiam, @hideanemptyface

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział zajebisty ;3 błagam cię, nie każ nam dłużej czekać i szybko dodawaj nowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. super! ^^ Lou <3 czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział!
    Już uwielbiam Emilie. Jest taka tajemnicza, zbuntowana i w ogóle.
    Strasznie się cieszę, że wreszcie dodajesz rozdziały na tego bloga bo ta historia naprawdę mi się spodobała ( z resztą jak każdy twój blog). Chyba dlatego, że bardzo pasuje mi twój styl pisania, świetnie wszystko opisujesz dzięki czemu można naprawdę się wczuć.
    Jestem strasznie ciekawa jak spotkają się następnym razem (nie ma to jak nieoczekiwane przypadki) i czy będzie z nimi Harry?
    Pozdrawiam Hello I Love You ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczynam wsiąkać xD. Rzadko mi się to zdarza, no cóż. Przyjemnie się czyta, więc człowiek czeka na kolejną historię. Akcja się rozwija. I lubię Huntera.. Hmmm. Pisz szybciutko kolejny ;*.

    Daga

    OdpowiedzUsuń
  6. LOVE LOVE LOVE <3

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥