W
tym momencie ktoś wszedł do mojego pokoju, przy czym bezczelnie trzasnął mocno
drzwiami, wywołując ostry ból w moich skroniach. Wymamrotałam pod nosem
wiązankę przekleństw, nie zważając na to, że moim gościem może być pani Maria.
Dzięki moim wyostrzonym zmysłom słyszałam jak osoba, która weszła do mojego pokoju,
kładzie na stoliku obok łóżka szklankę oraz jakieś kartonowe pudełeczko, a po
chwili spróbowała zedrzeć mi z głowy pierzynę, jednak bardzo mocno ją
trzymałam.
-
Zostaw mnie. – burknęłam schrypniętym głosem.
-
Przyniosłem ci świeży sok pomarańczowy i tabletki. – moich uszu doszedł
roześmiany głos mojego przybranego braciszka.
Materac
ugiął się pod ciężarem ciała Hunter’a, który właśnie przysiadł na skraju mojego
łóżka. Ponownie złapał kołdrę i jednym ruchem ściągnął mi ją z twarzy.
Zmrużyłam oczy, chcąc chronić je przed światłem i spojrzałam na chłopaka, który
patrzył na mnie z zatroskanym uśmiechem. Niechętnie podniosłam się do pozycji
siedzącej i chwyciłam w rękę szklankę, a następnie przełknęłam dwie tabletki
przeciwbólowe.
-
Dobrze się czujesz? – spytał czochrając moje i tak już potargane włosy.
-
Oprócz tego, że chce mi się wymiotować i boli mnie głowa, – i ręka.. – to jest
całkiem nieźle. – mruknęłam.
-
Mamuśka ostrzegała, żebyś dużo nie piła. – zaśmiał się.
Mimowolnie
zaczęłam chichotać pod nosem, jednak szybko przestałam ponownie czując ból w
skroniach. Oh, mam nadzieję, że te tabletki szybko zaczną działać.
-
No, to jak było na tej imprezie? – zagadnął. – Wczoraj byłaś strasznie milcząca
i nic nie chciałaś mi powiedzieć.
Westchnęłam
cicho i odwróciłam wzrok. Mimowolnie powróciłam myślami do wczorajszego
wieczora i tego co się wydarzyło. Zachowałam się wtedy wobec Louis’a jak głupia
niewychowana gówniara, mimo iż on mi pomógł, a może nawet uratował mi życie.
Bóg jeden wie, co ten obrzydliwy facet mógłby mi zrobić, gdyby nie on. Zamiast
mu podziękować, ja jeszcze na niego naskoczyłam. Mogę go nie lubić, jego i tego
całego zespoliku, ale w sumie to co ma jedno do drugiego? Ugh, mam w głowie
totalny mętlik, a do tego mam wrażenie, że czaszka mi za moment eksploduje.
-
W porządku? – zaniepokoił się Hunter, widząc moją minę.
-
Tak. – odparłam po chwili ciszy. – Po prostu kiepsko się czuję. – mruknęłam
opadając z powrotem na poduszkę.
Zamknęłam
oczy i wzięłam głośny wdech, wpuszczając do płuc świeżą porcję powietrza. Przewróciłam
się na bok z zamiarem ponownego zaśnięcia, gdyż myślałam że mój brat zostawi
mnie już w spokoju, jednak on miał chyba inne plany. Kiedy przykryłam się
szczelniej kołdrą, on po chwili zdarł ją ze mnie, przez co moje ciało ogarnął
chłód.
-
Przykro mi młoda, ale nie pośpisz sobie dłużej. Mama została pilnie wezwana do
poprawczaka, więc musimy posprzątać w całym domu, przygotować obiad i tak dalej. - powiedział przepraszająco. Za co u licha on
mnie przeprasza? – Za piętnaście minut widzimy się na dole.
Jęknęłam
przeciągle i zakryłam twarz poduszką. On mówi serio?
-
Piętnaście minut! – krzyknął zamykając za sobą drzwi.
Docisnęłam
poduszkę do twarzy i zaczęłam krzyczeć, czego szybko pożałowałam, czując
potworny ból gardła. Ugh! Przeklęty alkohol, przeklęta impreza, przeklęte
życie!
Leżałam
tak jeszcze przez pięć minut, aż w końcu niechętnie zerwałam się z ciepłego
łóżka i skierowałam się prosto do łazienki, a właściwie pod prysznic. Kiedy na moje nagie ciało opadły krople gorącej
wody, poczułam jak moje obolałe mięśnie się rozluźniają. Było mi tak dobrze, że
nie miałam ochoty stamtąd wychodzić.
Ubrana
w bieliznę wróciłam do sypialni, gdzie założyłam na siebie wielkie szare
spodnie dresowe, obcisły niebieski top oraz moje ulubione różowe włochate
skarpety. Włosy zostawiłam rozpuszczone,
by pozwolić im wyschnąć. Gdy byłam już gotowa zeszłam do kuchni, jednak nie
zastałam tam Hunter’a. Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam ze zmywarki
plastikową miseczkę, a następnie nasypałam do niej trochę moich ulubionych
czekoladowych płatków, które z kolei zalałam dużą ilością mleka.
Usadowiłam
się grzecznie przy stole i jedząc śniadanie zaczęłam przeglądać czasopismo
plotkarskie, które leżało tuż przed moim nosem. Kurczę, czy ludzie naprawdę nie
mają nic lepszego do roboty, tylko siedzieć i czytać te wszystkie brednie,
które tu wypisują? Ludzie rzeczywiście
są idiotami, nie ma co.
-
Wow, myślałem że dłużej zajmie ci
zwleczenie się z łóżka. – podskoczyłam na krześle słysząc nad sobą głos brata.
Odchyliłam
głowę do tyłu i uśmiechnęłam się do stojącego za mną chłopaka. Może i byłam
zmęczona i cholernie bolał mnie łeb od wypitych wczoraj procentów, ale nie
chciałam zostawiać Hunter’a samego ze sprzątaniem. To byłoby nie fair.
-
Nie chciałam, żebyś rozniósł domu. – powiedziałam z powagą.
-
Bardzo śmieszne. – pokazał mi język. – Myślisz, że sam bym sobie nie poradził?
-
Może. – mruknęłam tajemniczo.
Hunter
pokręcił głową z dezaprobatą, jednak na jego ustach błąkał się wesoły uśmiech.
Stęskniłam się za naszymi pyskówkami i dogadywaniem sobie. Mimo iż nie byliśmy
biologicznym rodzeństwem to tak właściwie zachowywaliśmy się jakbyśmy byli.
Więzy krwi nie miały dla nas znaczenia.
Wyszczerzyłam
się do chłopaka jak idiotka, a on w odpowiedzi parsknął śmiechem. Po chwili
poczochrał moje włosy i wyszedł z kuchni mrucząc coś pod nosem. Wywróciłam
oczami i wpakowałam sobie do ust łyżkę pełną płatków.
Przeżuwając
kolejną porcję, zdałam sobie sprawę, że nie odpowiedziałam na zadane przez
niego w moim pokoju pytanie, dotyczące wczorajszej imprezy. Ciekawe jakby
zareagował, gdyby dowiedział się, że w pewnym sensie zostałam napadnięta przez
jakiegoś kolesia? Pewnie jak nic by się na mnie wściekł i w sumie miałby rację.
Zachowałam się naprawdę nieodpowiedzialne. Dobra, tak czy inaczej czasu nie
zmienię. Trzeba żyć dalej.
* * *
W piątek
musiałam zostać dłużej w pracy, gdyż Joe miał jakiś pilny wyjazd i kazał mi zamknąć
knajpkę. Właściwie to nawet nie wiem czemu się na to zgodziłam. Przecież to
oczywiste, że nie dostanę podwyżki czy premii.
Mam z tego tylko tyle, że dłużej muszę użerać się z upierdliwymi bachorami
i napuszonymi wrednymi nastolatkami. Jak tylko wróci Joe to mu podziękuję.
Zamiatałam
właśnie podłogę, kiedy do Milk Shake City z głośnym piskiem wpadła moja
najlepsza przyjaciółka. Mimowolnie zatkałam uszy dłońmi, gdy ta podbiegła
prosto do mnie. Zmarszczyłam brwi na jej widok. Przecież ona o tej porze ma
lekcję gry na skrzypcach i jeszcze żadnej nie opuściła.
- Emilie nie
uwierzysz! – krzyknęła mi prawie do ucha.
- Cześć Abby,
ciebie również miło widzieć. – burknęłam odkładając miotłę. – Co ty tu robisz
tak w ogóle? Masz przecież skrzypce. – założyłam ręce na piersi.
- Pieprzyć
to! – mruknęła skacząc w miejscu. – Pamiętasz, że moi starszy na szesnaste
urodziny dali mi całkiem niezłą sumkę, żebym sama kupiła sobie jakiś prezent? –
spytała podekscytowana.
- Pamiętam,
że przez bite trzy godziny włóczyłyśmy się po sklepach poszukując idealnego
prezentu, ale na nic się nie mogłaś zdecydować, więc końcowy efekt był taki, że
schowałaś tą kasę. – wymamrotałam starając się ukryć frustrację.
Blondynka
zaśmiała się dźwięcznie widząc moją minę. Mnie tam wcale do śmiechu nie było,
kiedy na moich stopach pojawiły się odciski.
- Oh nie dąsaj się Emilie! – krzyknęła, a w
mojej głownie niespodziewanie rozbrzmiał głos Louis’a. Cholera, on mi
powiedział dokładnie to samo tydzień temu.
– Patrz! – dodała wyciągając zza pleców dwa prostokątne papierki.
W milczeniu
przez kilka sekund wpatrywałam się w trzymane przez nią papierki. Kiedy
zrozumiałam co to jest, skrzywiłam się, jakbym zjadła pasterek cytryny. O nie!
- Błagam,
powiedz że to nie jest to co myślę. – jęknęłam układając ręce jak do modlitwy.
- Bilety na
koncert One Direction! – pisnęła klaszcząc w dłonie.
- Abby! –
jęknęłam poirytowana.
Ostatni
klienci popatrzyli na nas z zainteresowaniem, jednak po chwili wrócili do
swoich rozmów czy pisemek. Pokręciłam
głową i wróciłam za ladę, a następnie chwyciłam ściereczkę i od niechcenia
zaczęłam wycierać blat. Abby usiadła na stołeczku i przyglądała mi się z
szerokim uśmiechem. No i z czego ona tak
się cieszy?
- Gniewasz
się na mnie o to, że kupiłam bilety na ich koncert? – spytała.
- Oczywiście,
że się na ciebie nie gniewam. Po prostu cię nie rozumiem. – mruknęłam patrząc
jej w oczy.
- Zrozum Ems,
że ja kocham tych pięciu idiotów tak jak ty kochasz Kings of Leon czy ROOM 94.
– westchnęła.
- Właśnie
tego nie potrafię zrozumieć. – burknęłam pod nosem.
Abby przez
chwilę mierzyła mnie smutnymi oczkami szczeniaka. Doskonale wiem do czego to
prowadzi. Za chwilę poprosi mnie o coś absurdalnego, jednak ja i tak się na to
zgodzę, ponieważ jest dla mnie jak siostra i ją kocham. Tak to już jest w tej naszej
przyjaźni.
- Wiesz..
rodzice dali mi jeden warunek. – zaczęła wpatrując się w swoje palce. – Będę
mogła iść na ten koncert, tylko wtedy, jeśli ty pójdziesz ze mną. – przygryzła
wargę czekając na moją reakcję.
O nie. Nie,
nie, nie! Nie ma mowy! Nie pójdę na koncert tych bęcwałów! Wolę ponowną
konfrontację z Amber! Kurwa! Co ja gadam!?
- Abby.. –
próbowałam się wykręcić.
- Emilie
proszę! Wiesz jak bardzo chcę iść na ich koncert! W końcu będę miała okazję ich
poznać! Proszę, proszę, proszę! Zgódź się! – jęczała trzepocząc rzęsami i
robiąc słodką minkę.
- No dobra. –
mruknęłam po kilkuminutowej ciszy.
- Dziękuję! –
krzyknęła tak głośno, że aż mnie uszy rozbolały.
Objęła mnie
za szyję i ścisnęła mocno. Niepewnie odwzajemniłam gest, krzywiąc się gdy
ponownie zaczęła piszczeć ze szczęścia. Chyba szybko będę żałować swojej
decyzji.
* * *
Naciągnęłam
na oczy fullcapa z logo supermena, dokładnie w tym samym momencie, gdy Abby
zaczęła mnie ciągnąć za rękę, przedzierając się przez tłum rozwrzeszczanych
dziewczyn. Pamiętacie jak mówiłam, że
szybko będę żałować tego, iż zgodziłam się iść z nią na ten koncert? To jest
właśnie ten moment. Mam wrażenie, że ten pisk napalonych nastolatek zaraz
rozsadzi mi bębenki w uszach.
Przez kilka
niemiłosiernie ciągnących się minut przepychałyśmy się wśród tłumu, aż w końcu
przedarłyśmy się na sam przód, aż pod samą scenę, a właściwie pod metalowe
bramki pod sceną. Cholera, myślałam że będziemy gdzieś z tyłu, z daleka od
spojrzeń tej piątki chłopaków, gdzieś gdzie będę mogła spokojnie słuchać muzyki
na słuchawkach. Fuck!
Uniosłam
głowę i rozejrzałam się dookoła, marszcząc brwi. Przecież ja tutaj zwariuję!
Ponownie opuściłam głowę i jeszcze bardziej pociągnęłam daszek czapki w dół. Abby była tak podekscytowana oczekiwaniem na
rozpoczęcie koncertu swoich idoli, że po chwili całkowicie zapomniała o mojej
obecności.
Niespiesznie
wyciągnęłam słuchawki z kieszeni dżinsów i powoli zaczęłam je rozplątywać. Już
po krótkiej chwili rozkoszowałam się brzmieniem klasycznego rocka w mojej
głowie. Właśnie w ten sposób chciałam spędzić ten koncert.
Nawet nie
zauważyłam, kiedy rozpoczęło się to całe show. Po prostu w pewnym momencie
zauważyłam jak wszystkie dziewczyny wokół mnie podskakują, wymachują rękoma i
krzyczą głośno, tak że słyszałam je mimo iż dźwięk miałam podkręcony na maksa.
Wciąż
ochraniając twarz, powoli podniosłam głowę i spojrzałam w kierunku sceny.
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy zobaczyłam na niej piątkę
wydurniających się chłopaków. Moją uwagę skupiłam oczywiście na Louis’ie, Zayn’ie
i Niall’u, bo to ich ”znałam”. Co do tamtej dwójki, to nawet nie wiedziałam jak
mają na imię.
Niechętnie,
ale muszę przyznać, że wiedzą jak rozruszać towarzystwo i rozkręcić imprezę. To
jednak nie zmienia faktu, że ich nie lubię i to się nigdy nie zmieni, nie ma
mowy.
* * *
- Nie Abby,
idź sama. To twój dzień, ja ci wszystko zniszczę. – mruknęłam próbując wyrwać
dłoń z jej uścisku, który był całkiem mocny jak na nią.
- Nic mi nie
zepsujesz. Chcę, żebyś tam poszła ze mną. Boję się, że zrobię lub powiem coś głupiego.
– burknęła odwracając się do mnie.
- Możesz
zrobić coś głupiego ze mną czy beze mnie. To nie ma znaczenia. – wymamrotałam. – Abby naprawdę,
to nie jest dobry pomysł. – jęknęłam. Nie chcę spotkać Louis’a po tym co się
stało na tamtej imprezie.
Zatrzymała
się gwałtownie, przez co prawie na nią wpadłam. Odwróciła się twarzą do mnie i
spojrzała na mnie tymi swoimi niebieskimi maślanymi oczyskami. Przygryzłam
wargę wahając się przez chwilę. Kurwa, czemu ona zawsze mi to robi? W końcu
westchnęłam zrezygnowana, a ona pisnęła głośno.
Spuściłam
głowę i daszkiem zakryłam twarz, kiedy Abby pociągnęła mnie do garderoby 1D w
której fanki miały się z nimi spotkać po koncercie. Kiedy my wchodziłyśmy, inne
dziewczyny wychodziły, ściskając w rękach jakieś karteczki.
Odwróciłam
się szybko tyłem do chłopaków i przyjaciółki, by z udawanym zainteresowaniem
zacząć oglądać wiszące na ścianach zdjęcia i obrazy. Za nic w świecie nie chciałam, żeby Louis,
Zayn albo którykolwiek z nich mnie rozpoznał.
- Hej! Jestem
Abby, a to moja przyjaciółka.. Emilie. – nie musiałam się odwracać, by zobaczyć
jej zdezorientowaną minę. – Świetny koncert. Naprawdę bardzo mi się podobał. –
powiedziała udawanym spokojnym głosem.
Chłopcy
wydali radosne okrzyki, a jak skurczyłam się w środku, rozpoznając głos Louis’a.
Kurde, dlaczego ja tak na niego reaguję? To nie jest normalne i szczerze mówiąc
nie podoba mi się to. Przecież ja się go kurna nie boję ani nic z tych rzeczy.
- Fajnie, że
ci się podobało. – usłyszałam irlandzki akcent.
Niall. Abby
chyba zaraz zacznie się rozpływać z radości. Oby tylko nie zemdlała albo co, bo
będziemy miały przerąbane, a właściwie to ja będę mieć. Wciąż się nie
odwracając przesunęłam się lekko w prawo, dalej oglądając zdjęcia, ale teraz
już naprawdę. Byłam ciekawa ich wykonania.
- Ej, z twoją
koleżanką wszystko w porządku? – usłyszałam nagle.
- Sama nie
wiem. – mruknęła zdenerwowana Abb.
Zanim
zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób, poczułam dużą dłoń na swoim ramieniu.
Odwróciłam się gwałtownie, przez co czapka spadła mi z głowy i w ostatniej
chwili ją złapałam. Kiedy podniosłam głowę stałam twarzą w twarz z tym
kolesiem, który obmacywał mnie wtedy w MSC. Odsunęłam się do tyłu, prawie potykając się na
własnych nogach. Spojrzałam w bok i zobaczyłam, że wszyscy mi się przyglądają.
Cholera! Nie myśląc długo wybiegłam z pomieszczenia, nie oglądając się za
siebie.
* * *
Niall's POV
To była Emilie? Co ona robiła na naszym koncercie? Przecież podobno nas nie lubi. Czegoś tu nie rozumiem. Razem z Zayn'em spojrzeliśmy na Louis'a, który wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła dziewczyna. Tommo spojrzał na każdego z nas, a następnie ruszył w stronę drzwi.
Niall's POV
To była Emilie? Co ona robiła na naszym koncercie? Przecież podobno nas nie lubi. Czegoś tu nie rozumiem. Razem z Zayn'em spojrzeliśmy na Louis'a, który wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła dziewczyna. Tommo spojrzał na każdego z nas, a następnie ruszył w stronę drzwi.
- Znajdę ją. - mruknął tylko i już go nie było.
Abby stała jak sparaliżowana na środku naszej garderoby i nerwowo, jakby zażenowana bawiła się palcami. Wyglądała naprawdę uroczo z lekko zaróżowionymi policzkami. Przyznam, że spodobała mi się. Nawet bardzo. Chyba jeszcze nigdy nie czułem się tak jak teraz.
Malik objął ją ramieniem, a ona spojrzała na niego i uśmiechnęła się nieśmiało, ukazując dołeczki w policzkach.
- Nie przejmuj się. Louis złapie twoją przyjaciółkę. - powiedział pocieszającym tonem. - Może powiesz nam czym się interesujesz? - spytał.
* * *
Emilie's POV
Wypadłam przez drzwi na świeże powietrze (chociaż może nie tak do końca świeże, gdyż wokół były same śmietniki, jak to na tyłach budynku), jednak niefortunnie potknęłam się na własnych nogach i telefon, który trzymałam w dłoni, wypadł z niej i rozbił się na chodniku. Zaklęłam głośno, wkurzona na samą siebie za swoją nieuwagę.
Przykucnęłam i zaczęłam zbierać to co zostało z mojego BlackBerry. Kiedy miałam podnieść plastikową obudowę z flagą Wielkiej Brytanii, na mojej dłoni wylądowały czyjeś palce. Przestraszona uniosłam głowę i daszek mojej czapki uderzył kogoś w nos. Straciłam równowagę i po chwili siedziałam już na zimnym chodniku.
Szybko ściągnęłam czapkę, która teraz całkowicie zasłaniała mi widok, by móc zobaczyć kogo znokautowałam. Moje oczy rozszerzyły się dwukrotnie, kiedy ujrzałam siedzącego przede mną Louis'a. Chłopak trzymał się za nos, jednak widać było, że próbuje powstrzymać uśmiech.
- Wiem, że mnie nie lubisz, ale żeby od razu chcieć złamać mi nos. - zaśmiał się, a po chwili jęknął cicho.
- Cholera przepraszam. Przestraszyłeś mnie. - mruknęłam przygryzając wargę, by nie wybuchnąć śmiechem. Louis wyglądał w tym momencie przekomicznie.
Podniosłam się niezdarnie, a następnie wyciągnęłam dłoń do chłopaka i pomogłam mu wstać.
- W porządku? - spytałam cicho widząc jego lekko zamglony wzrok.
- Taa. - mruknął mrugając kilkakrotnie. - Dlaczego uciekłaś? - spytał po chwili.
Zamurowało mnie. No tak, z jakiegoś powodu musiał pójść za mną. Pewnie Abby się martwiła czy coś. Spuściłam wzrok i przygryzłam wargę Co mam mu niby powiedzieć? Że to przez niego? Co on sobie wtedy pomyśli?
- Jak mam być szczera to.. z twojego powodu. - wydusiłam w końcu patrząc mu w oczy. - Przez to co się stało na tamtej imprezie i po niej, było mi głupio. Ty wtedy naprawdę mi pomogłeś. Wolę nie myśleć co by się stało, gdybyś nie stanął w mojej obranie. Zachowałam się jak rozwydrzona gówniara. Przepraszam. No i oczywiście.. dziękuję. - ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
- Nie ma za co. Pewnie każdy by tak postąpił. - wzruszył ramionami.
- Cóż, wątpię. Tylko ty zauważyłeś tą akcję. - burknęłam obracając w rękach pozostałości mojego telefonu.
- Dobra, koniec tego temat. - nie patrząc na niego wyczułam że się uśmiecha. - Co robiłaś na naszym koncercie? Mówiłaś, że nas nie lubisz.
- Bo to prawda. - powiedziałam szczerze. - Przyszłam tu tylko ze względu na Abby. To ona za wami szaleje, a zwłaszcza za tym blondaskiem. - mimowolnie się uśmiechnęłam. - Te bilety to był jej prezent urodzinowy. A tak w ogóle to.. fajne show. - mruknęłam speszona.
- Dzięki. - Louis uśmiechnął się szeroko niczym mały chłopczyk. - Między nami już jest dobrze? - spytał po chwili wyciągając do mnie dłoń.
Przez chwilę patrzyłam na niego zdziwiona. Co to za dziwne pytanie? My się przecież nawet nie znamy, więc jakim cudem ma być między nami dobrze? Mimo to chwyciłam jego dłoń i potrząsnęłam nią lekko, jednocześnie kiwając głową. Chłopak wyglądał na zadowolonego.
- Chyba powinieneś już.. - zaczęłam pokazując na drzwi.
- Fakt. - zaśmiał się. - Idziesz? - spytał, kiedy zauważył, że ja wciąż stoję w miejscu.
- Nie. Lepiej będzie dla wszystkich, jak zostanę tutaj. - uśmiechnęłam się. - Mógłbyś przekazać Abby, że czekam tu na nią?
- Pewnie.
Uśmiechnęłam się szerzej, a on odwzajemnił gest i już po chwili zniknął za drzwiami. Dobra, to wszystko było dziwne. Bardzo dziwne.
________________________
Miałam dzisiaj luźniejszy dzień w szkole, tak więc udało mi się W KOŃCU napisać kolejny rozdział.
Trochę dłużyło mi się pisanie, ale rozumiecie: szkoła, koniec roku się zbliża oceny trzeba poprawić.
Takie pytanie.. Czyta ktoś w ogóle?
Tak że tegoo..
Postaram się jak najszybciej dodać rozdziały na pozostałe blogi.
Pozdrawiam ;)
@Twinkleineye
________________________
Miałam dzisiaj luźniejszy dzień w szkole, tak więc udało mi się W KOŃCU napisać kolejny rozdział.
Trochę dłużyło mi się pisanie, ale rozumiecie: szkoła, koniec roku się zbliża oceny trzeba poprawić.
Takie pytanie.. Czyta ktoś w ogóle?
Tak że tegoo..
Postaram się jak najszybciej dodać rozdziały na pozostałe blogi.
Pozdrawiam ;)
@Twinkleineye
Podoba mi się ten blog. Nie mg się doczekać nn rozdziału. Dodawaj szybko. Pozdrawiam, @hideanemptyface
OdpowiedzUsuńcudo! *o* czekam na następny! wenyy! ;**
OdpowiedzUsuńkocham to opowiadanie ;3
OdpowiedzUsuńFajne!Ja czytam więc pisz dalej. :)
OdpowiedzUsuńCzytam przecież ja ;D.
OdpowiedzUsuńHmmm się rozkręca trochę nasza Em. Czyżby to pojednanie było pierwszym kroczkiem do powiedzmy przyjaźni?! No i Abby, chyba coś z tego wyjdzie ;]. Cóż chyba czekam na kolejny ;P !
Daga
Rany! Jestem podjarana tym co dzieje się między Em i Lou! Pasowali by do siebie. A Abby i Niall?! Kurde! Oni muszą ze sobą być!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i zapraszam do mnie ;)
Pozdrawiam
Ola :)
Nigdy nie spotkałam się z takim opowiadaniem. Szczerze, to bardzo przypadło mi do gustu :D Lou 'uganiający się' za rozrabiaką mnie rozwala :)Weny życzę ;333
OdpowiedzUsuń@luvmylarreh