niedziela, 24 sierpnia 2014

39. Nie chcę być taki jak oni.

Emilie's POV
Nie mam pojęcia, jak wiele czasu minęło od dnia, gdy byłam przypadkowym świadkiem zabójstwa i zostałam porwana przez tych morderców. Zresztą, kto zastanawiałby się nad dniem tygodnia, kiedy wciąż i wciąż był bity, poniżany i gwałcony? Tak, bardziej byłam skupiona na tym, by nie spróbować jakoś sobie podciąć żył i zakończyć ten cały koszmar.
Ale nie myślałam tylko i wyłącznie o własnej śmierci. Myślałam też o moich przyjaciołach i rodzinie. Zastanawiałam się, czy mnie szukają czy raczej myślą, że najnormalniej uciekłam, bo na przykład nie dawałam sobie rady z tym wszystkim i odpuścili sobie poszukiwania z nadzieję, że w końcu sama wrócę.
Najwięcej jednak myślałam o moim nienarodzonym jeszcze dziecku. Ha! Pewnie byliście pewni, że powiem Louis. Cóż, po co miałabym sobie jeszcze pogarszać humor? Gdzie byłby w tym sens? Może i moja sytuacja była kompletnie do dupy, ale nie jestem, aż tak wielką masochistką. Co to, to nie.
Wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądało nasze życie. Właściwie nie były to jakieś entuzjastyczne obrazy, bo dlaczego miałby być? Jak na razie moja najbliższa przyszłość nie wygląda zbyt ciekawie. Jeżeli w ogóle przeżyje ten koszmar, co przecież wcale nie jest takie pewne. Nawet się na to nie zanosi. Jeżeli mam być szczera, to z każdą mijającą sekundą czułam się coraz gorzej. Psychicznie i fizycznie.
Jak kobiety radzą sobie po przeżyciu czegoś podobnego? Jak one to robią, że codziennie mają siłę, by wstawać rano z łóżka i żyć, zostawiając przeszłość za sobą? Jeżeli Bóg będzie dla mnie łaskawy, może kiedyś się o tym przekonam.
Jednak na razie, podniosłam wzrok na mężczyznę, który kucał przede mną, w jednej ręce trzymając plastikową miskę wypełnioną jakąś obrzydliwą papką, a w drugiej łyżkę, za pomocą, której próbował mnie nakarmić. Ja jednak uparcie zaciskałam usta w cienką linię, chociaż wiedziałam, że znowu mi się za to oberwie. To już nie był pierwszy raz, kiedy oni próbowali wcisnąć we mnie jedzenie. Cieszę się, że nie mogłam zobaczyć swojej twarzy, bo pewnie byłabym przerażona. Wystarczył mi fakt, iż czułam, jak bardzo jestem opuchnięta.
- Zjedz to. – głos mężczyzny był opanowany, ale wiedziałam, że w środku aż się gotuje ze złości.
Pokręciłam głową, a on wypuścił powietrze przez nos, próbując się uspokoić. Rzucił miskę na podłogę, rozchlapując jej zawartość dookoła, a następnie złapał mnie pod brodę, zmuszając, abym otworzyła usta i wepchnął mi łyżkę do ust. Kiedy ją wyciągnął, niewiele myśląc wyplułam wszystko prosto na jego twarzy, tak jak kiedyś zrobiłam Harry’emu. Jebać to. I tak mam już przejebane.
Mężczyzna ryknął wściekły, ocierając twarz, a parę sekund później uderzył mnie w twarz z taką siłą, że runęłam na ziemię, a jako że miałam związane ręce, nie mogłam zamortyzować upadku i uderzyłam głową o twardy, zimny beton. Jęknęłam cicho, czując potworny ból, a kiedy rozchyliłam powieki, miałam czarne mroczki przed oczami.
- Mała suka. – warknął.
Z mojego gardła wydobył się zduszony szloch, kiedy niespodziewanie otrzymałam naprawdę mocnego kopniaka prosto w brzuch. Jedyne, o czym myślałam, to moje maleństwo, które znajdowało się w środku. Proszę nie krzywdźcie również jego. To jedyne, co mam.
Podciągnęłam nogi do góry i przycisnęłam je do brzucha, w duchu mając nadzieję, że w ten sposób uda mi się złagodzić ból. Niestety były to tylko moje pobożne życzenia, gdyż z każdą chwilą było mi coraz gorzej i miałam wrażenie, że za moment zwymiotuję, choć tak naprawdę nie miałam nawet, czym. Nie miałam nawet siły krzyczeć.
Czułam się tak, jakbym stała nad przepaścią i że właśnie w tym momencie w nią wpadam. Bałam się, że to będzie koniec.
Jęknęłam, kiedy mężczyzna szarpnął mną do góry tylko po to, by raz jeszcze uderzyć mnie w twarz, co zrobił równie mocno jak wcześniej, z tym, że teraz nie upadłam na podłogę, gdyż przez cały czas mnie przytrzymywał. Poczułam metaliczny posmak krwi w ustach.
- Może to cię czegoś nauczy. – syknął, rzucił mną niczym workiem i kopnął raz jeszcze.
Krzyczałam, jednak mój głos był prawie tak głośny jak szept. Zresztą, kto by się mną tutaj przejął? Zwykła gówniara, która niepotrzebnie włóczyła się po nocy i narobiła sobie kłopotów.
Mężczyzna miał właśnie uderzyć po raz kolejny, jednak jego działania zostały powstrzymane przez czyjś głos, który o dziwo nie należał do mnie. Kto niby chciałby sabotować dręczenie mojej osoby? Chyba tylko jakiś kompletny idiota
- Odsuń się od niej.
Otworzyłam szerzej oczy i uniosłam wzrok. Byłam zaskoczona, gdy zobaczyłam tamtego chłopaka, który był tutaj na samym początku. Od chwili, gdy dostał od swoich kumpli w nos, nie widziałam go ani razu. Aż do teraz. Dlaczego znowu ryzykuje? Nie wystarczy mu, że po ostatnim razie, gdy próbował mi pomóc, jego cała twarz jest wręcz sina?
- Nie wtrącaj się i zjeżdżaj stąd. – warknął na niego mężczyzna, który stał nade mną.
- Szef chciał, żeby dziewczyna była cała i zdrowa. – powiedział spokojnie chłopak. – Nie wygląda na taką. – dodał wskazując na moją osobę, zwiniętą w kłębek na podłodze.
- Ale szefa tutaj nie ma. – zaśmiał się tamten. – Zresztą, jakie to ma znaczenie?
- No chyba dość spore. – młodszy odezwał się takim tonem, jakby rozmawiał z kompletnym idiotą. – Szef chyba nie będzie zbyt zadowolony, kiedy dowie się, że nie wykonujecie jego rozkazów.
Nie potrafiłam skupić się na dalszej części jego wypowiedzi i odpowiedziach jego towarzysza. Ból brzucha stawał się coraz mocniejszy i przeczuwałam, że nie wróży to nic dobrego. Na samą myśl o konsekwencjach, do oczu napłynęło mi mnóstwo łez. Chciałam wrzeszczeć, błagać o pomoc, jednak nie mogłam z siebie wydobyć głosu, co tylko popychało mnie w coraz większą rozpacz.
- Wygrałeś. – w moją podświadomość wdarł się wściekły, męski głos. – Na razie. To jeszcze nie jest koniec. Zapewniam cię, że jeszcze nie raz zabawię się z tą ślicznotką.
Po pomieszczeniu rozniosło się echo ciężkich kroków i huk zamykanych metalowych drzwi. Zacisnęłam mocno powieki, czując jak ten przeraźliwy dźwięk w jakiś dziwny sposób rezonuje w moim ciele, wywołując jeszcze większy ból, o ile to tylko możliwe.
Pisnęłam i szarpnęłam się, kiedy poczułam dotyk czyjejś dłoni na moim ramieniu. Wiedziałam, że to tamten chłopak i chociaż wydawał się być niegroźny, skąd mogę wiedzieć, co siedzi w jego głowie i co planuje ze mną zrobić?
- Nie ruszaj się. – szepnął. – Nic ci nie zrobię. Nie masz się, czego bać. – dodał łagodnie.
Sięgnął gdzieś za mnie, a po chwili węzły na moich nadgarstkach zniknęły. Rozchyliłam powieki i zaskoczona zamrugałam kilkakrotnie, wciąż nie zmieniając swojej pozycji. Nie rozumiałam, co się dzieje i bałam się poruszyć. Zresztą ból w całym ciele skutecznie mi to uniemożliwiał.
Chłopak kucnął przede mną i mamrocząc pod nosem jakieś bezsensowne słowa, które chyba miały przynieść mi otuchę, wsunął jedną rękę pod moje kolana, natomiast drugą za plecy i następnie z nadzwyczajną łatwością uniósł mnie w górę. Jęknęłam, kiedy poczułam rozdzierający ból brzucha. Miałam ochotę krzyczeć, ale nie dałam rady. Byłam zbyt zmęczona, zbyt wyczerpana. Chciałam tylko zamknąć oczy. Zasnąć. Zapomnieć. Umrzeć.
Nagle poczułam pod sobą coś miękkiego, zapewne jakiś materac. Okej, może nie był on, aż tak miękki, ale w porównaniu z zimnym twardym betonem, był jak chmurka. Natychmiast zwinęłam się w kulkę, obejmując brzuch rękoma, nie zważając na potworne, wciąż krwawiące rany na nadgarstkach. Oddychałam powoli przez nos, starając się myśleć o czymś innym, co było cholernie trudne, kiedy w głowie wciąż miałam świadomość, że coś złego dzieje się z moim maleństwem.
- Nie ruszaj się. – powtórzył chłopak.
Och, ciekawe, dokąd mogłabym niby sobie pójść będąc w takim stanie? Nie wiem, czy byłabym na siłach, by usiąść, a co dopiero uciec.
- Daj ręce.
Z trudem podniosłam wzrok na klęczącego tuż obok mnie chłopaka. Kątem oka dostrzegłam leżące przy nim bandaże i wodę utlenioną. Mimo to, nie wykonałam żadnego ruchu.
- Chcesz, żeby w rany wdało się zakażenie? – spytał ciepłym tonem.
Kim ty do diabła jesteś i co tutaj robisz? Bardziej niż rany na moim ciele, obchodzi mnie to, co dzieje się wewnątrz mnie. To tamte rany nigdy się nie zagoją.
Chłopak delikatnie chwycił moje dłonie i pomimo moich cichych protestów zaczął oczyszczać rany i je bandażować. Po kilku minutach odstawił wszystko na bok i przyjrzał mi się uważnie.
- Jak masz na imię? – spytał cicho.
- Emilie. – wydyszałam z trudem.
Ból stawał się coraz silniejszy i coraz większym trudem przychodziło mi mówienie czy oddychanie. Chłopak przyłożył dłoń do mojego czoła, odgarniając mokre od potu kosmyki włosów z mojej twarzy. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Masz gorączkę. – szepnął, jakby mówił sam do siebie.
W jednej chwili było mi niesamowicie gorąco, a parę chwil później całe moje ciało zalewał zimny pot. Chociaż nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli, wiedziałam, że to wcale nie ma nic wspólnego z niskimi temperaturami panującymi w tej piwnicy. Poczułam łzy napływające mi do oczu, ale nie pozwoliłam im wypłynąć.
- Nie jest dobrze. – ręką przeczesał włosy. – Nie jest dobrze. – powtórzył.
Zaczął nerwowo rozglądać się dookoła, jakby oczekiwał, że znajdzie odpowiedź, co ma robić. Zdecydowanie nie był taki sam jak reszta tej całej bandy, gangu czy czym tam oni byli. Był zbyt młody, zbyt miły, zbyt normalny. Zbyt ludzki.
- Umm – zaczął się jąkać ze zdenerwowania. – Ile masz lat?
- Szesnaście. – wymamrotałam, ledwo otwierając usta. Nie byłam nawet pewna, czy mnie usłyszał.
Chłopak wypuścił powietrze z płuc, przerażony kręcąc głową. Wyglądał jak przestraszone, spłoszone zwierzątko. Chociaż to ja byłam z fatalnej sytuacji, było mi go szkoda. Wiem, jestem kompletnie szalona.
- Co ja mam kurwa teraz zrobić? – chłopak mówił sam do siebie, chodząc w tę i z powrotem. – Powinna trafić do szpitala. Nie chcę być taki jak oni.
Powoli zamknęłam oczy, skupiając się na równomiernym oddychaniu, co szło mi raczej kiepsko. Cały czas myślałam tylko o tym przeklętym bólu, który doprowadzał mnie do szaleństwa i o moim maleństwie. Bałam się, że je stracę, zanim zdążę się nim nacieszyć. Po cholerę denerwowałam tamtego gościa? Na co mi to było? Emilie ty kretynko. Dlaczego zawsze najpierw muszę coś zrobić, a dopiero potem myśleć o wszelkich konsekwencjach?
- Nie zasypiaj. – odezwał się błagalnie.
Kiedy poczułam delikatny dotyk na twarzy, momentalnie rozchyliłam powieki i spojrzałam na chłopaka, który nachylał się nade mną, przyglądając mi się z niepokojem. Z łatwością wyczytałam z jego oczu, że ta sytuacja jest dla niego zupełnie nowa i jest kompletnie przerażony. On na pewno nie był taki sam, jak reszta.
- Chrzanić to. – wymamrotał, szperając po kieszeniach spodni.
Chłopak wyciągnął komórkę, nerwowo wystukał jakiś numer na klawiaturze i przyłożył urządzenie do ucha, raz po raz przygryzając wargę. Ponownie zamknęłam oczy, próbując skupić się na głosie chłopaka. Chciałam dowiedzieć się, co zamierza dalej zrobić. Niestety przez ciągłe fale bólu, docierały do mnie tylko strzępki informacji.
- Jest tutaj dziewczyna… naprawdę kiepsko… pomóc jej… zabiją… wezwijcie policję… pospieszcie się. – musiał rzucić telefonem, bo po wnętrzu rozniosło się nieprzyjemne echo. – Wytrzymaj jeszcze trochę. – zwrócił się do mnie, odgarniając kosmyki włosów z mojej twarzy.
- Dlaczego? – wyszeptałam, mając coraz większe problemy z oddychaniem.
- Masz szesnaście lat. – odparł, chwytając moją dłoń i ściskając ją lekko. - Całe życie przed tobą. Nie zasługujesz na to, co ci zrobili. Nikt nie zasługuje. Ja nie chcę być taki jak oni.
Chwyciłam dłoń chłopaka obiema rękoma i zaciskałam na niej kurczowo palce za każdym razem, kiedy przez moje ciało przechodziła kolejna fala bólu. Czułam, że powoli tracę kontakt z otoczeniem. Ale może to i lepiej?
- Moje dziecko. – wychrypiałam.
- Dziecko? – odezwał się zszokowany. – Kurwa mać!  Nie zamykaj oczu. – poprosił. – Nie zasypiaj. Zostań tu ze mną. Wszystko będzie w porządku, rozumiesz?
Głos chłopaka docierał do mnie jakby z głębi oceanu. Był zniekształcony i ledwo rozumiałam, co do mnie mówi. Chciałam błagać go, żeby mnie po prostu dobił. Żeby skrócił moje męczarnie. Byłabym mu za to ogromnie wdzięczna. Przecież, już raczej nic dobrego mnie w życiu nie spotka. Trafię z powrotem do poprawczaka. Jeżeli w ogóle przeżyję.
- Co tu kurwa robią gliny!?
Słyszałam jakiś stukot. Echo. I wrzaski gdzieś w oddali, gdzieś naprawdę daleko. Jednak nic mnie to już nie obchodziło. Chciałam tylko spać. Chciałam umrzeć. Chciałam znowu być wolna.

* * *
Louis POV
Całą piątką siedzieliśmy w studiu i przesłuchiwaliśmy wokale i piosenki, które do tej pory udało nam się nagrać. Było już tego całkiem sporo, jednak wciąż za mało na naszą najnowszą płytę. Szczerze mówiąc, w tej chwili najmniej mnie to obchodziło. Gdyby decyzja zależała wyłącznie ode mnie, wcale bym tu nie siedział. Nawet nie potrafiłem skupić się na własnej pracy, która przecież od zawsze sprawiała mi przyjemność.
Wciąż myślałem o Emilie. Naprawdę się o nią bałem. Minęło już tyle dni, a policja nadal do niczego nie doszła. Nie mieli żadnych poszlak. Tak, jak dziewczyna nagle rozpłynęła się w powietrzu. W mojej głowie pojawiało się mnóstwo scenariuszy dotyczących tego, jak to wszystko mogło się potoczyć. Niestety żaden z nich nie był zbyt przyjemny.
A co, jeżeli naprawdę stało się jej coś złego i już nigdy nie będę mógł jej powiedzieć, jak bardzo jest mi przykro i że żałuję wszystkiego, co jej zrobiłem? Ona musi wiedzieć, że cholernie mi na niej zależy i że mimo wszystko troszczę się o nią i chcę dla niej jak najlepiej. Może zabieram się do tego w zły sposób, ale chcę dla niej wszystkiego, co dobre. Nie zasługuje, by po raz kolejny ją skrzywdzić. Wystarczy, że ja zrobiłem to już zbyt wiele razy.
- Louis?
Uniosłem wzrok i spojrzałem na Liam’a, który patrzył na mnie wyczekująco, zupełnie tak, jak reszta. Zamrugałem kilkakrotnie i przetarłem twarz, próbując skupić się na nowo.
- Przepraszam. – wymamrotałem. – Zamyśliłem się.
- Zauważyliśmy. – powiedział Niall, klepiąc mnie po ramieniu.
Uśmiechnąłem się smutno i ponownie spuściłem wzrok. Trudno było mi na nich patrzeć, kiedy oni wciąż spoglądali na mnie ze współczuciem, jakbym stracił członka rodziny, czy coś takiego. A może właśnie tak było? No bo, jakby nie patrzeć, Emilie w sumie była… jest częścią mojej rodziny. Jest częścią mnie, która trzyma mnie na ziemi. Nie pozwala zwariować.
- Dobra chłopaki. Pięć minut przerwy i wracamy do pracy.
Wszyscy z ogromną chęcią przystaliśmy na to. Chociaż przerwa wcale mi nie pomoże, to i tak jej potrzebowałem. Musiałem odetchnąć. Zresztą chyba nie tylko ja.
Mieliśmy właśnie wyjść ze studia i pójść do kawiarenki piętro niżej, żeby kupić coś do jedzenia, kiedy rozdzwonił się telefon Niall’a. Chłopak natychmiast się zatrzymał i wyciągnął urządzenie z kieszeni. Zerknął na numer dzwoniącego, a po chwili przeniósł spojrzenie na nas, dając nam znak, kto dzwoni. Z trudem przełknąłem gulę, która pojawiła się w moim gardle. Blondyn wcisnął zieloną słuchawkę i przełączył na głośnomówiący, abyśmy też mogli usłyszeć.
- Hej. – odezwał się, jako pierwszy. – Co się dzieje?
Zamiast głosu dziewczyny, usłyszeliśmy tylko niewyraźny szloch, który zaniepokoił mnie jeszcze bardziej. Wyobraźnia natychmiast zaczęła podrzucać mi najgorsze pomysły.
- Abby? – Harry wypowiedział imię dziewczyny łagodnym głosem. Jak on mógł być taki spokojny?
- Emilie… znaleźli ją… jest… jest… w szpitalu. – wydukała Abby.- Jej stan… jest naprawdę... naprawdę ciężki. Właśnie… operują ją.
- Co? – wytrącił Niall. - Gdzie ją znaleźli? Zacznij od początku.
Dziewczyna zaczerpnęła głośno powietrza.
- To nie jest rozmowa na telefon. – powiedziała drżącym głosem. – Przyjedźcie do szpitala, kiedy tylko będziecie mogli. Wtedy porozmawiamy. Muszę kończyć, chcę się dowiedzieć czegoś więcej. Do zobaczenia później. – szybko zakończyła rozmowę, nie dopuszczając żadnego z nas do słowa.
Westchnąłem cicho, lekko zirytowany i autentycznie przerażony całą sytuacją. Nie dowiedzieliśmy się niczego nowego, z wyjątkiem tego, że Emilie jest w szpitalu, co tylko zwiększało nasz niepokój. Jedyne, o czym teraz myślałem, to wybiec stąd i czym prędzej jechać do tego przeklętego szpitala.
- Musimy tam jechać. – powiedział Harry, jakby czytał mi w myślach.
Wszyscy pokiwaliśmy głowami, zgadzając się z tym, co powiedział Styles. Mieliśmy już wyjść ze studia, nie informując nawet wcześniej nikogo o naszych planach, jednak w drzwiach zderzyliśmy się z naszym menagerem .
- A wy, dokąd się wybieracie? – spytał.
- Musimy wyjść na chwilę. – Liam jako pierwszy odnalazł język w gębie. – Mamy bardzo ważną sprawę do załatwienia
- Bardzo ważna, to jest wasza kolejna płyta, która powinna być już gotowa jakieś dwa tygodnie temu. W tej chwili nic innego nie ma znaczenia.- powiedział mężczyzna poważnym tonem.
Ręce zaczęły mi się trząść ze zdenerwowania. Nie miałem ochoty wysłuchiwać kolejnej, nie ważnej dla mnie gadki. Musiałem wiedzieć, co stało się Emilie. Dlaczego zniknęła na tak długo.
- Ale my naprawdę.. - zaczął Harry.
- Jeżeli którykolwiek z was, opuści teraz ten budynek, wasza kariera będzie skończona. – nasz menager wycedził przez zaciśnięte zęby.
Wszyscy zesztywnieliśmy na te słowa i spojrzeliśmy na siebie zszokowani. Gdyby tu chodziło tylko o mnie, miałbym to gdzieś, ale tak nie było. Tu w grę wchodziła nie tylko moja kariera, ale również moich przyjaciół. Pomimo, że cały się rwałem, by stąd wybiec, nie mogłem tego zrobić. Nie mogłem tego zrobić im. To musiałaby być nasza wspólna decyzja.
- Nawet nie wiesz, o co chodzi. – jęknął Niall.
- Zbliża się kolejna trasa i teraz to powinno być waszym priorytetem.
Przygryzłem wargę i spuściłem wzrok, zaciskając dłonie w pięści.
- Louis? – Zayn odezwał się błagalnym tonem, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Wiem. – szepnąłem, wypuszczając wcześniej powietrze z płuc.
Spojrzałem w bok, na Harry’ego. Styles posłał mi zbolały, krzywy uśmiech, jakby doskonale rozumiał, co w tej chwili czuję. Emilie i on od pewnego czasu byli ze sobą dość blisko, więc to oczywiste, że on również martwił się o nią i chciał się wszystkiego dowiedzieć, dokładnie tak jak ja.
- Skoro to sobie wyjaśniliśmy, wracajcie teraz do pracy. – powiedział mężczyzna, uśmiechając się do nas, jak gdyby nigdy nic.
Mamrocząc pod nosem coś niewyraźnego, zrobiliśmy tak, jak nam kazano. Wchodząc z powrotem do studia nagraniowego miałem ochotę wrzeszczeć na całe gardło, bo cholera, to będzie jeden z najdłuższych i chyba najgorszych dni w moim życiu.

* * *
Abby's POV
- Niall nie odbiera. – burknęłam wrzucając telefon z powrotem do torebki.
Nie mogąc dłużej bezczynnie siedzieć, zerwałam się na równe nogi, przez przypadek uderzając z łokcia Conora, który siedział tuż obok mnie. Chłopak jęknął cicho, ale nic nie powiedział, tylko z powrotem przeniósł wzrok na płytki, którymi wyłożona była podłoga.
Jakieś trzy godziny temu pani Maria dostała telefon z policji, z informacją, że odnaleźli Emilie i że trafiła ona do szpitala, gdyż jej stan jest naprawdę ciężki. Okazało się, że była ona przetrzymywana przez jakąś grupę przestępczą, która była poszukiwana już od dawna i która zapewne miała powiązanie z tamtym morderstwem. To jeden z członków tej grupy powiadomił pogotowie o miejscu, gdzie się znajdują i że mają Emilie. Policja uważa, że takie zachowanie jest naprawdę dziwne i prawdopodobnie takie coś zdarzyło się po raz pierwszy, ale uratowało życie mojej przyjaciółki i tylko to mnie obchodzi.
Jak do tej pory, to było wszystko, co wiedzieliśmy. Emilie od razu po przyjeździe do szpitala trafiła na salę operacyjną, gdzie znajdowała się już chyba dwie godziny. Na razie nie pozostawało nam nic więcej niż tylko czekać.
Przygryzając opuszkę kciuka, spojrzałam w bok. Poczułam, jak mój żołądek ściska się z bólu na widok pani Marii i Petera, którzy siedzieli kilka metrów od nas, pogrążeni w zupełnej ciszy. Czułam się źle, bo nie wiedziałam, jak mogę ich pocieszyć. Maria wciąż obwiniała się, że to wszystko wydarzyło się przez nią, bo gdyby uwierzyła w niewinność Emilie, ta nie miałaby powodu by uciekać z domu i nic by się nie stało. Peter z kolei oskarża się, że poświęca Emilie zbyt mało czasu, że nie okazuje jej tyle miłości, na ile zasługuje. Chociaż nic takiego nie powiedzieli, ja wiem, że oboje obawiają się, że Emilie nie przeżyje i nigdy nie dowie się, ile dla nich znaczy i jak bardzo ją kochają.
Otarłam spocone dłonie o materiał dżinsów i podeszłam do nich na drżących nogach. Kucnęłam przed nimi i lekko dotknęłam nogi kobiety. Zamiast Marii, to Peter na mnie spojrzał. Posłał mi uśmiech, chociaż jego oczy były pełne łez.
- Wszystko będzie z nią w porządku. – szepnęłam. – Musimy w to wierzyć.
- Jeżeli stało jej się coś poważnego, nigdy sobie tego nie daruję. – odezwała się pani Maria. Jej głos był mocno zachrypnięty i strasznie się trząsł.
- To nie jest pani wina. – powtórzyłam po raz kolejny
- Gdybym jej od razu uwierzyła. – po jej policzkach zaczęły płynąć świeże łzy.
Natychmiast poczułam, jak moje oczy również stają się mokre. Ból tej kobiety, ranił również mnie. Znam ją chyba odkąd byłam dzieckiem i zawsze była dla mnie miła i dobra. Była jak moja druga matka. Ta kochająca. Nie zasługiwała na cierpienie.
- Niech się pani nie obwinia. – poprosiłam. - To niczego już nie zmieni. Emilie to silna dziewczyna. Wszystko będzie z nią w porządku.
Nie wiem, czy bardziej chciałam przekonać siedzącą przede mną parę, czy samą siebie. Właściwie nie wiem nawet, skąd brałam siłę, by móc normalnie z nimi rozmawiać. W środku, byłam jednym wielkim, zaryczanym kłębkiem nerwów.
- Abby?
Odwróciłam się i spojrzałam na Conora, który głową wskazywał na moją torebkę. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój telefon dzwoni. Przeprosiłam państwa Parker i szybko poszłam sprawdzić, kto dzwoni. Mogli to być moi rodzice albo Niall. Szczerze liczyłam na to drugie.
Wzięłam brzęczące urządzenie do ręki i odetchnęłam z ulgą, widząc na wyświetlaczu zdjęcie blondyna. Zdecydowanie nie miałam siły na konfrontację z moimi rodzicami. Później do nich zadzwonię i im wszystko wyjaśnię. Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie.
- Dlaczego nie odbierasz? – spytałam darując sobie powitanie. – Czemu was jeszcze nie ma?
- Kiedy dzwoniłaś, chcieliśmy od razu pojechać do szpitala, ale nasz menager powiedział, że jeśli wyjdziemy z budynku, to będzie koniec naszej kariery. – wyjaśnił Niall. Serce zabiło mi mocniej. – W ostatnim czasie trochę zaniedbaliśmy naszą karierę i mamy teraz mnóstwo roboty. Nie wiem, kiedy uda nam się wyrwać.
- Potrzebuję cię tu. – szepnęłam nie przejmując się tym, że mogę być na głośnomówiącym.
- A ja chciałbym móc być teraz przy tobie. – powiedział równie cicho, co ja. Odchrząknął, co sprawiło, że na moich policzkach mimowolnie pojawiły się rumieńce. – Wiadomo już coś nowego? – spytał.
- Nadal nic. – westchnęłam. – To czekanie mnie już dobija.
Usłyszałam jakiś szum po drugiej stronie i niewyraźny głos Niall’a.
- Cholera muszę kończyć. – burknął. – Nie wiem, ile to jeszcze potrwa, ale przyjedziemy do szpitala od razu po wyjściu ze studia.
- Okej. – wymamrotałam zerkając na Conora, który rozglądał się dookoła. – Do zobaczenia.
- Cześć.
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę i ścisnęłam telefon w dłoni. Nagle po korytarzu rozniósł się cichy trzask zamykanych drzwi. Spojrzałam za siebie i automatycznie zrobiłam krok do przodu, widząc starszego mężczyznę ubranego w biały kitel, który podszedł właśnie do państwa Parker. Już chciałam iść do nich, jednak powstrzymała mnie dłoń, która niespodziewanie pojawiła się na moim ramieniu.
- Daj im chwilę. – powiedział cicho Conor, patrząc w ich kierunku. – Nie jesteśmy z rodziny.
Chciałam jak najszybciej czegoś się dowiedzieć na temat stanu zdrowia mojej przyjaciółki, ale Conor miał rację. Żadne z nas nie należało do rodziny i musimy poczekać, aż państwo Parker sami przekażą nam jakieś informacje.
Z mocno bijącym sercem patrzyłam, jak pani Maria zakrywa usta dłonią, by zdusić szloch, słuchając tego, co ma im do powiedzenia lekarz. Pan Peter objął żonę i przytulił mocno, jednak ta odsunęła się od niego i usiadła na krześle, ukrywając twarz w dłoniach.
Ostatkiem sił powstrzymując łzy, wyrwałaś się z uściska Conora i szybko podbiegłam do opiekunów Emilie. Conor natychmiast ruszył za mną. On również chciał wiedzieć, co się dzieje.
- Co z Emilie? – wykrzyknęłam, przerażona reakcją pani Marii. Umysł podpowiadał mi najgorsze.
- Będziemy musieli wykonać jeszcze kilka badań, ale to już po tym, gdy pacjentka się obudzi. – zakończył lekarz, zerkając kątem oka na mnie i Conora.
- Dziękuję doktorze. – odparł pan Parker łamiącym się głosem.
Mężczyzna skinął do nas głową i odszedł. Słowa lekarza nieco mnie uspokoiły, gdy oznaczało to, że Emilie żyje, jednak nie zmieniało to faktu, że stało się coś złego.
- Co się dzieje? – spytałam spoglądając na państwa Parker. Robiłam się coraz bardziej niecierpliwa.
- Lekarz powiedział, że Emilie trafiła do szpitala w odpowiednim czasie. – powiedział pan Peter. – Gdyby tamten chłopak poczekałby trochę dłużej, mogłoby się to naprawdę źle skończyć.
- Jest coś jeszcze, prawda? – odezwał się Conor. Głos mu lekko zadrżał.
Pan Peter spojrzał na swoją żonę. Kobieta odetchnęła, próbując się uspokoić. Otarła policzki wierzchem dłoni i przeniosła swój wzrok na nas.
- Emilie poroniła.



__________________________________________
Przepraszam, że musieliście tyle czekać na rozdział. W ostatnim czasie naprawdę nie miałam głowy do pisania, a poza tym, miałam trochę spraw do załatwienia. Badania do szkoły, dentysta itd. 
Jestem zadowolona tylko z pierwszej części tego rozdziału. No i z faktu, że jest on znacznie dłuższy od swojego poprzednika. 
Za jakiekolwiek błędy przepraszam. Nie chcę was dłużej męczyć. Może później je poprawię. 
PS. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Nie wiedziałam, że aż tyle osób to czyta. Stawiałam, że jest to tylko jakieś sześć czy siedem osób, a tu proszę ;)
Ode mnie tyle. Buziaczki! 

13 komentarzy:

  1. Jesu ten rozdzial jest idealny, prawie sie poplakalam... Juz chce nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG wreszcie <3 Cały dzień nie moglam sobie znaleźć w domu miejsca bo byłam poddenerwowana kiedy dodasz rozdział <3 Jeejkuuu rycze :( Kocham max <3 Buzi :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zrobiłaś tego! Dlaczego Emilie musiała poronić?! Czekam na kolejny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzisiaj zaczelam to czytac aww
    Boskie
    Szkoda ze poronila :( chce zeby Lou dowiedzial sie ze ona byla z nim w ciazy

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój Boże...i co z Louisem? Dowie się o ciąży? A Eleanor? Kurwa tyle pytań! Genialny rozdział, ryczę....
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Louis dowie się w swoim czasie, ale to nie oznacza jeszcze, że będzie dobrze. Nie wiem czemu, ale lubię ich dręczyć.

      Usuń
  6. Chyba jestem pierwsza.! xD
    Uwielbiam te opowiadanie.<333
    A co do rozdzialu co cudowny. :3
    Tylko szkoda ze Emilie poronila.:-(
    Pozdrawiam i zycze weny X

    OdpowiedzUsuń
  7. ...
    Siedzę już dobrych kilka minut i zastanawiam się co napisać.. Na usta ciśnie mi się tyle pytań, tyle słów a jednak niczego nie potrafię ułożyć w składną wypowiedź.. Powiem jedynie, że z niecierpliwością czekam na następny rozdział.

    Pozdrawiam
    Ola :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Fuck fuck fuck fuck !!!! To jezt kurwa dobre. Japierdole te ff. Omggggg. Aaaaaaaaaa. Dziekuje za nie. Omggggg !!! *.* jezu jak oni sie o nia martwia :''''') emily poronila, zostala zgwalcona i pobita. Jezuuuu :((((((
    Kocham twojego bloga. Jest cudowny, zajebisty kurwa najlepszyyyyyyyy!!!! *.*
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  9. TO JEST WSPANIAŁE!!!!!!!!!! *.* KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM!!!!!!!!! CZEKAM NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szczerze powiem, że na twojego bloga trafiłam przypadkowo ale gdy tylko przeczytałam prolog, to od razu wiedziałam że mi się bardzo spodoba. Mam nadzieję że nowy rozdział już niedługo będzie ponieważ nie mogę się doczekać! :) /Milena

    OdpowiedzUsuń
  11. kiedy następny rozdział? już się nie mogę doczekać *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak mi nie wyłączą internetu, to dziś wieczorem

      Usuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥