Musiało minąć trochę czasu, zanim poczuliśmy się trochę pewniej w swoim towarzystwie. I chociaż śmialiśmy się i żartowaliśmy, czułam, że to już nie jest to samo, co wcześniej. Wszystko nieodwracalnie się zmieniło.
- Co robisz? – zaśmiał się Louis, kiedy wściubiłam palec w ledwo widoczny dołeczek w jego policzku.
- Masz dołeczki. – mruknęłam nie zaprzestając swoich poczynań. – To urocze.
Chłopak uśmiechnął się nieśmiało i wtulił twarz w poduszkę, tym samym przerywając moją zabawę. Prychnęłam cicho i rzuciłam w niego papierkiem po batoniku, którego zjadł chwilę wcześniej.
- Brakuje mi ciebie. – powiedziałam cicho.
Louis odsłonił twarz i spojrzał na mnie niepewnie. Smutek, który dostrzegłam w jego oczach, przyprawił mnie o ból żołądka.
- Jestem tu. – szepnął, ściskając moją dłoń. – Zawsze będę.
Usiadłam powoli, jednocześnie odsuwając od siebie jego dłoń. Nie mogłam słuchać tego, co mówi. Jego słowa, raniły mnie niczym nóż.
- To tylko puste słowa. – wymamrotałam podciągając nogi pod klatkę piersiową.
- Nie ufasz mi? – spytał, również siadając.
Schowałam twarz w dłoniach i wzięłam głęboki oddech, próbując się trochę uspokoić. Jak od żartów przeszliśmy do tego? Nie jestem gotowa na tego typu rozmowy. Pokręciłam lekko głową, chcąc wyrzucić z głowy nieprzyjemne myśli.
- To nie tak. – bąknęłam. – Ja… odkąd cię poznałam, nauczyłam się naprawdę wielu rzeczy. – zerknęłam na niego przelotnie. – Zależy mi na tobie i ogromnie się cieszę, że tu ze mną jesteś, ale nie chcę, żebyś czuł się do tego zobowiązany przez naszą „przyjaźń”. Masz wiele ważniejszych spraw, a ja tylko zawracam ci głowę..
- Przestań. – przerwał mi i usiadł mną, obejmując mnie w talii, jednocześnie opierając głowę na moim ramieniu. Serce waliło mi jak oszalałe od jego bliskości. – Może i mam wiele spraw na głowie, ale to nie zmienia faktu, że jesteś dla mnie ważna i że zależy mi na tobie. Jesteś moją odskocznią od tego całego szaleństwa i potrzebuję cię, tak samo jak ty potrzebujesz mnie.
Łzy z siłą wodospadu zaczęły wypływać z moich oczu, a żołądek rozbolał mnie, jakby ktoś uderzył mnie właśnie pięścią w brzuch. Słowa Louis’a były piękne, jednak ani trochę nieprawdziwe. Może i w pewien sposób mu na mnie zależy, ale on nigdy nie będzie mnie potrzebował tak bardzo, jak ja potrzebuję jego w każdej minucie swojego życia.
Czułam, jak cała zawartość żołądka cofa mi się do gardła. Wyrwałam się gwałtownie z uścisku chłopaka i czym prędzej pobiegłam w stronę łazienki, gdzie natychmiast zaczęłam wymiotować do sedesu. Nie minęła nawet minuta, gdy poczułam, jak Louis odgarnia moje włosy do tyłu.
Kiedy nie miałam już, czym wymiotować, opadłam na zimną podłogę, opierając się plecami o ścianę. Byłam tak strasznie zmęczona, że gdy Louis wziął mnie na ręce, by zanieść mnie do łóżka, nie miałam nawet siły zaprotestować.
Gdy znalazłam się z powrotem w swojej pościeli, automatycznie wtuliłam się w klatkę piersiową Louis’a, który położył się obok mnie. Chłopak głaskał mnie po głowie i śpiewał cicho, próbując mnie w ten sposób uspokoić. Nic więcej nie pamiętam, bo po kilku minutach znajdowałam się już w objęciach Morfeusza.
* * *
Obudziłam się, słysząc tuż nad uchem ciche pochrapywanie. Zamrugałam sennie powiekami i ziewając cicho podniosłam się na łokciach, jednocześnie zerkając w bok.
Przyznam, że byłam naprawdę zdziwiona, gdy zobaczyłam śpiącego u mojego boku Louis’a, który na dodatek rękę miał przerzuconą przez moją talię. Byłam pewna, że gdy się obudzę, jego już dawno nie będzie. Jaki miałby powód, żeby zostać?
Delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć, na co jęknął zaspany i podniosłam się na równe nogi. Zachwiałam się lekko, czując zawroty głowy i potworny ból żołądka. Jedzenie tych wszystkich słodyczy o tak wczesnej porze nie było dobrym pomysłem.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i zmarszczyłam brwi, widząc, że jest już prawie dwunasta. Nie czułam się ani trochę wypoczęta, wręcz przeciwnie. Miałam ochotę wrócić z powrotem do łóżka i nie wstawać z niego aż do końca dnia.
Wyciągnęłam z szafy czyste ubrania i poszłam wziąć prysznic, mając nadzieję, że gorąca woda pozwoli mi w końcu się obudzić i może trochę zrelaksować, pozbyć się tego dziwnego uczucia ciężkości, które nosiłam w sobie od kilku dni.
Długo stałam w strumieniach wody, zastanawiając się, dlaczego Louis został ze mną, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło. Dlaczego nie wyszedł, kiedy zasnęłam? Przecież w pewnym sensie powiedziałam mu, że nie uważam nas za prawdziwych przyjaciół, że przyszedł do mnie z przymusu. Mówią, że to my, dziewczyny jesteśmy skomplikowane, a weź spróbuj zrozumieć mężczyznę.
Kiedy wróciłam do pokoju, ubrana w czarne dresy i duży podkoszulek z logo Nirvany, okazało się, że Louis też już nie śpi. Siedział na brzegu łóżka, przecierając twarz i włosy rękoma. Kiedy mnie dostrzegł, uśmiechnął się lekko.
- Hej. – powiedział.
- Cześć. – wydukałam spuszczając wzrok. Nienawidziłam tego, że przez niego stałam się tak strasznie nieśmiała i niepewna samej siebie.
- Jak się czujesz? – spytał z wyraźną troską w głosie. – Jesteś strasznie blada.
- Jest w porządku. – mruknęłam. – Tak myślę. – dodałam marszcząc brwi.
W tym momencie usłyszeliśmy burczenie dochodzące z mojego brzucha. Zarumieniłam się, widząc szeroki uśmiech na twarzy Louis’a.
- Chyba powinnaś coś zjeść. – zauważył, uśmiechając się głupkowato.
Wywróciłam oczami, odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju. Słyszałam głośne kroki Louis’a, gdy ten powoli wyszedł za mną. Zerknęłam na niego przez ramię, a jego usta wygięły się w przyjaznym uśmiechu, kiedy to dostrzegł.
Kiedy razem weszliśmy do kuchni, zostaliśmy przywitani zaskoczonym spojrzeniem pani Marii, która siedziała przy stole zawalonym jakimiś papierami. Spojrzała najpierw na Louis’a, a potem na mnie, zadając mi nieme pytanie. Ledwo zauważalnie pokręciłam głową, czując gulę rosnącą w gardle.
- Dzień dobry. – odezwał się niczego nie świadomy Louis.
- Dzień dobry. – odparła Maria. – Nie spodziewałam się ciebie tutaj.
- Taka trochę niezapowiedziana wizyta. – zaśmiał się chłopak.
Maria pokiwała głową, jednocześnie zbierając papiery. Z trudem przełknęłam ślinę. Jest na mnie zła? Nie, przecież nie ma ku temu powodu.
- Chcecie coś do jedzenia? – spytała zerkając na mnie.
- Poproszę. – uśmiechnęłam się do niej. – Umieram z głodu.
Kobieta posłała mi ciepły uśmiech, co momentalnie rozgrzało moje zbolałe serce. Uwielbiam w niej to, że zawsze mnie wspiera, nawet w największej głupocie. Tylko ciekawe czy w każdej, pomyślałam mimowolnie dotykając brzucha.
Spojrzałam na Louis’a akurat w momencie, kiedy jego komórka zaczęła dzwonić. Spojrzał na ekran, by sprawdzić, kto dzwoni. Mimo, że podświadomie wiedziałam, kto próbuje się do niego dodzwonić, to i tak fakt ten nie powstrzymał mnie przed zerknięciem na wyświetlacz. Poczułam się, jakbym dostałam mocnego kopniaka prosto w brzuch na widok imienia Eleanor. Suka.
- Odbierz. – powiedziałam cicho.
Chłopak zerknął na mnie niepewnie, a po chwili skinął głową i wyszedł na korytarz, przyciskając telefon do ucha. Z trudem łapałam oddech, patrząc w ślad za chłopakiem. Dlaczego to wszystko musi tak strasznie boleć?
Usiadłam przy stole i schowałam twarz w dłoniach, oddychają ciężko. Co ja do cholery robię ze swoim życiem? Zanim poznałam Louis’a, wszystko było proste, a teraz wciąż pojawiają się jakieś nieprzyjemne komplikacje, które tylko sprawiają mi coraz więcej bólu. Nie wiem, jak długo tak pociągnę.
- Czy jest coś, co powinnam wiedzieć? – spytała Maria stawiając przede mną miseczkę z moim ulubionym musli.
Tak strasznie chciałam jej o wszystkim powiedzieć, zrzucić z siebie ten ogromny ciężar i móc się wypłakać, ale nie potrafiłam. Nie byłam na to gotowa.
- Nie. – powiedziałam cicho.
Kobieta patrzyła na mnie przez kilka sekund, jednak nie odezwała się ani słowem, gdyż do kuchni wrócił Louis. Posłałam mu blady uśmiech, przysuwając w swoją stronę śniadanie.
- Niestety muszę już iść. – mruknął chłopak kucając obok mnie, by móc spojrzeć mi w oczy.
- Eleanor czeka. – burknęłam przeżuwając pierwszy kęs.
- Emilie.. – zaczął Louis kładąc dłoń na moim kolanie.
- Idź już. – szepnęłam. – Nie pozwólmy, by twoja dziewczyna czekała zbyt długo. – dodałam odpychając jego rękę.
Chłopak westchnął zirytowany i podniósł się na równe nogi. Po chwili, ku mojemu zdziwieniu cmoknął mnie lekko w czoło, mrucząc ciche „do zobaczenia”.
Kiedy drzwi wejściowe zamknęły się za nim, nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Nie mogłam już dłużej wytrzymać. Jak długo można być twardym?
- Kochanie, wszystko w porządku? – podskoczyłam przerażona, kiedy niespodziewanie usłyszałam tuż nad głową głos Marii.
- Nie. Nic nie jest w porządku. – wychlipałam. – Nie chcę o tym rozmawiać. – dodałam widząc, że Maria chce coś powiedzieć.
Zerwałam się z krzesła i pobiegłam z powrotem do swojego pokoju. Nie miałam już ochoty na jedzenie. Nie miałam już na nic ochoty.
Leżałam na łóżku zwinięta w kłębek i myślałam. Myślałam o tym, że Louis znowu zostawił mnie dla niej i o tym, jak wielką kretynką jestem, by nadal się w to wszystko pakować.
Cholera, przecież oni są parą i widać, że Louis naprawdę zaangażował się w ten chory związek. Chociaż on tego nie przyzna, to wiem, że Eleanor jest dla niego ważniejsza niż ja. Jestem przecież tylko jego przyjaciółką.
Kiedy do moich uszu doszedł dźwięk dzwoniącego telefonu, wymacałam na oślep denerwujące urządzenie i przyłożyłam do ucha, wcześniej naciskając zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Hej Ems. – usłyszałam głos mojej przyjaciółki. – Byłaś już u tego lekarza?
Powoli otworzyłam oczy, czując, jak mój żołądek coraz mocniej skręca się z bólu.
- Jeszcze nie. – mruknęłam. – Wiesz, chyba po prostu boję się poznać prawdę. – przyznałam.
- Rozumiem cię, ale musisz to w końcu zrobić. Nie możesz odkładać tego w nieskończoność.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Załatwię to dzisiaj. – powiedziałam pilnując by mój głos się nie załamał.
- Wszystko okej? – spytała.
- Tak. Gorzej już być nie może. – wydukałam. – Muszę kończyć. Pogadamy później. – mruknęłam i rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź.
Leżałam przez chwilę zupełnie nieruchomo, ściskając w obu rękach telefon. Łapałam krótkie oddechy, jak po przebiegnięciu maratonu. Nie chcę iść do lekarza. Nie chcę wiedzieć, że zrujnowałam całe życie i wszystko, na co pracowałam, że to po prostu przepadnie.
Przygryzłam wnętrze policzka i wybrałam numer jedynej osoby, które mogła mi teraz, choć trochę pomóc. Na całe szczęście, odebrała już po dwóch sygnałach.
- Annie? Potrzebuję twojej pomocy. Natychmiast.
* * *
- Chryste. W coś ty się wpakowała dziewczyno?
Oderwałam wzrok od dłoni, w które uparcie wpatrywałam się od dobrych kilku minut i nieśmiało spojrzałam na dziewczynę, która siedziała obok mnie. Znajdowałyśmy się w poczekalni, tuż obok gabinetu lekarza, u którego byłam umówiona.
Annie zgodziła się przyjść tu ze mną, tylko pod warunkiem, że w końcu opowiem jej o wszystkim szczerze i ze szczegółami. Przystałam na ten układ tylko dlatego, że naprawdę potrzebowałam jej wsparcia.
Było mi trochę ciężko wyrzucić z siebie to, co leżało mi na sercu, jednak kiedy zaczęłam już mówić, nie mogłam już przestać. Płakałam i mówiłam, nie pomijając najdrobniejszego faktu.
Annie była niesamowicie zdziwiona, przerażona i wściekła, kiedy wysłuchiwała moich wyznań. Mam wrażenie, że była mną zawiedziona. Zawsze uważała mnie za silną laskę, która wie, czego chce i nie pozwala sobą rządzić i pomiatać. Cóż, najwyraźniej wcale taka nie jestem.
- Gdybym tylko mogła, cofnęłabym się w czasie, by zapobiec temu wszystkiemu. – szepnęłam.
- Nie zrobiłabyś tego. – odparła.
- Dlaczego tak uważasz? – spytałam marszcząc czoło.
- Za bardzo kochasz tego chłopaka. – powiedziała wzruszając ramionami. – Pomimo, że on wciąż cię rani, świadomie czy nie, ty wciąż do niego wracasz, bo ci na nim zależy i nie wyobrażasz sobie, że mogłoby go nie być w twoim życiu, choćby w najmniejszym stopniu.
Kilka łez spłynęło po moich policzkach, jednak starłam je szybko, co i tak niewiele dało, gdyż z każdą sekundą było ich coraz więcej i więcej.
- Dlaczego to jest takie trudne? – wychlipałam. – Dlaczego nie mogę przestać go kochać?
- Czasami tak już po prostu jest. – mruknęła. – Kochamy kogoś, pomimo, że tego nie chcemy i on na to nie zasługuje, bo ten ktoś tak bardzo wlazł nam pod skórę, że pomimo całego bólu, próbujemy go zatrzymać przy sobie ze wszystkich sił.
- To wszystko jest bez sensu. – burknęłam.
- Nikt nie mówił, że miłość ma jakikolwiek sens. – powiedziała cicho.
- Emilie Fitzroy?
Odwróciłyśmy głowy w kierunku, skąd dochodził głos. Przy drzwiach do gabinetu stała młoda kobieta po trzydziestce i uśmiechała się do mnie przyjaźnie.
- To ja. – wstałam niepewnie.
- Chodź do gabinetu. – powiedziała ciepłym tonem.
Z trudem przełknęłam ślinę, zerkając niespokojnie na Annie. Dziewczyna również posłała mi uśmiech i uścisnęła mi rękę.
- Dasz sobie radę. – zapewniła mnie. – Będę tu na ciebie czekać. – dodała gdy szłam do gabinetu.
* * *
Moja twarz była cała mokra od łez, a zbłąkane kosmyki włosów kleiły mi się do skóry. Dłonie, nogi i w ogóle całe moje ciało drżało od szlochu, który wciąż mną wstrząsał.
Łzy nie pozwalały mi już widzieć, jednak wciąż byłam świadoma tego, co trzymam w ręce i co to oznacza. Zdjęcie USG, które potwierdziło moje najgorsze obawy. Ciąża.
Jestem w ciąży. Jestem w ciąży z Louis’em. Ale ja nie mogę być w ciąży! Nie mogę! Może kiedyś, ale zdecydowanie nie teraz. To za wcześnie. Dużo za wcześnie. Poza tym, nie chcę, żeby moje dziecko wychowywało się bez ojca! Co ja mam teraz niby zrobić?
- Emilie uspokój się, proszę.
Zamrugałam kilkakrotnie i spojrzałam na Annie, która przyglądała mi się ze zmarszczonym czołem. Uspokój się? Jak ja niby mam się uspokoić, kiedy moje życie wywraca się do góry nogami?
- To jeszcze nie koniec świata. – powiedziała cicho. - Wszystko można jakoś załatwić.
- Nie usunę dziecka. – szepnęłam.
- Nie to miałam na myśli głuptasie. Nie pozwoliłabym ci usunąć dziecka. – zapewniła. – Musisz powiedzieć swojej rodzinie o wszystkim. Oni ci pomogą, bo ja już nic więcej nie mogę zdziałam. Mogę cię już tylko wspiera ze wszystkich sił.
- Ja nie mogę. – wymamrotałam spanikowana. – Nie mogę im powiedzieć. Oni nie zrozumieją. Ja sama nic z tego nie rozumiem. Znienawidzą mnie.
- Nawet tak nie myśl. – skarciła mnie. To twoja rodzina. Pomogą ci, zobaczysz. Musisz im dać szansę. – z trudem łapałam powietrze. – Nie mówię, że masz zrobić to dzisiaj, ale w najbliższym czasie owszem. Potem będzie już za późno, bo sami zauważą.
Skinęłam głową, wiedząc, że i tak nie dam rady wyznać im prawdę. Jestem zbyt wielkim tchórzem, by to zrobić. Po prostu jestem do niczego.
* * *
Siedzieliśmy z Louis’em w ich domu na kanapie i oglądaliśmy jakiś horror, który jak dla mnie nie był ani trochę straszny. Poza tym, oglądaliśmy go za dnia, więc efekt był zerowy.To, co się dzieje w moim życiu, to dopiero horror.
Właściwie nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że Louis wciąż zerkał na swój telefon i pisał wiadomości do Eleanor. Każde kolejne zerknięcie w bok, było dla mnie ogromnym ciosem. Jego aroganckie zachowanie powoli zaczynało mi działać na nerwy.
Nagle jego telefon zaczął dzwonić. Kątem oka dostrzegłam na wyświetlaczu imię jego dziewczyny. Bez słowa wcisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.
- Hej kochanie. – powiedział wesołym głosem. – Z Emilie oglądamy film. – zerknął na mnie, a po chwili zmarszczył czoło. – To nie jest najlepszy pomysł... Ale.. okej... Pa. – mruknął i schował komórkę do kieszeni spodni.
- O co chodzi? – spytałam odwracając wzrok od ekranu telewizora.
- Eleanor będzie tu za jakieś piętnaście minut. – bąknął.
- No jasne. – burknęłam i wstałam, biorąc torebkę, która leżała obok mnie.
- Co ty robisz? – Louis również wstał.
- Wracam do domu. – odparłam. – Nie mam zamiaru wam przeszkadzać.
- O co ci chodzi?
Pokręciłam głową, przeczesując włosy palcami. Nie mogę uwierzyć, że on jest taki ślepy.
- Louis, czy ty naprawdę nie widzisz, jaka Eleanor jest naprawdę? – spytałam. – Eleanor wciąż cię wykorzystuje i okłamuje. Ona przez cały czas robi wszystko, żeby nas rozdzielić, wpieprza się w naszą przyjaźń, niszcząc ją, ale ty jesteś zbyt zaślepiony, by dostrzec w niej jakąkolwiek wadę.
- Proszę cię, zostaw już ten temat. – westchnął.
- Chryste, naprawdę jesteś taki głupi? Zaimponowała ci w łóżku czy jak? – zapytałam kpiąco.
- Owszem. Jest piękna, kiedy śpi. – powiedział patrząc mi prosto w oczy.
Auć. To był cios poniżej pasa. O mnie nigdy czegoś takie nie powiedział. I już nigdy więcej nie powie, to pewne.
- Jak słodko. – prychnęłam.
- Przestań wreszcie! – warknął, a ja aż podskoczyłam zaskoczona. Jeszcze nigdy odkąd się poznaliśmy nie podniósł na mnie głosu, a wiele razy dawałam mu ku temu powody. – Jesteś po prostu zazdrosna, bo odkąd Eleanor i ja jesteśmy razem, to z nią spędzam cały swój wolny czas, a nie z tobą! Pogódź się z tym, że nie jesteś pępkiem świata!
Gdyby uderzył mnie w twarz, nie mógłby mnie bardziej zranić. Po kim jak po kim, ale po Louis’ie nie spodziewałam się takich słów.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś. – szepnęłam.
- Ale taka właśnie jest prawda Emilie. – pokręcił głową. – Powinniśmy się wspierać, a nie ciągle kłócić o jakieś głupoty. Kiedyś bez problemu nam się to udawało. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. – wzruszył ramionami.
W tym momencie poczułam się tak, jakby naprawdę uderzył mnie w twarz. Moje serce zakuło boleśnie a oczy wypełniły się niechcianymi łzami. Myślał? Czyli to już przeszłość, tak? Tego było już za wiele dla mnie. To, co powiedział było upokarzające i doszczętnie wykończyło moją cierpliwość.
Drżącymi rękoma, cały czas patrząc chłopakowi prosto w oczy, sięgnęłam do zapięcia łańcuszka, który dumnie wisiał na mojej szyi od dnia, gdy dostałam go od Louis’a. Ścisnęłam lekko zawieszkę w kształcie gwiazdki, którą tak bardzo kochałam, a następnie wcisnęłam ją Louis’owi do ręki.
- Ja też tak myślałam. – szepnęłam. – Ale się myliłam. Bardzo się myliłam. Szkoda, że dopiero teraz to do mnie dotarło.
Chłopak spojrzał zaskoczony i jednocześnie przestraszony najpierw na wisiorek, który mu oddałam, a potem na mnie.
- Emilie, nie to miałem na myśli. – powiedział cicho, ze strachem w oczach.
Pokręciłam głową, z całych sił starając się powstrzymać łzy, które już od dłuższego czasu cisnęły mi się do oczu.
- Może i nie, ale twoje słowa pozwoliły mi zrozumieć, że ta cała przyjaźń, od początku była jednym, wielkim kłamstwem.
- Emilie.. – zaczął błagalnym tonem, robiąc krok w moją stronę.
Automatycznie cofnęłam się o krok, zwiększając dystans między nami. Nie mogłam już dłużej być blisko niego. Musiałam się stąd wydostać i to szybko.
- Życzę ci wszystkiego dobrego z twoją dziewczyną. – powiedziałam cicho, kierując się do drzwi.
Louis próbował mnie jeszcze zawołać, ale nie zwracałam na to uwagi. Teraz było na to już trochę za późno. Ale może to i dobrze? Może właśnie tak miało być?
Gdy tylko wyszłam na świeże powietrze, pozwoliłam łzą swobodnie płynąć po mojej twarzy, dając upust tym wszystkim negatywnym emocją, które były we mnie.
W tym momencie z nieba zaczęły spadać krople deszczu, zupełnie jakby niebo płakało razem ze mną. To był już definitywny koniec. Straciłam swoją szansę, tą zerową szansę na to, że Louis kiedykolwiek, choćby w minimalnym stopniu, poczuje do mnie to, co ja czuję do niego.
Z mojego gardła niespodziewanie wydobył się żałosny szloch. Miałam ochotę zawrócić, rzucić się Louis’owi na szyję i błagać go o wybaczenie. Puściłam się biegiem w stronę domu, zanim zdążyłam zrealizować ten chory pomysł.
Łzy i deszcz całkowicie przysłaniały mi widok. Wciąż się potykała albo wpadałam na coś lub kogoś. Ludzie rzucali w moją stronę różne obelgi, jednak miałam to gdzieś. Najgorsze obelgi wobec mojej osoby znajdowały się w mojej głowie.
Wbiegłam na zatłoczoną jezdnię i byłam już bardzo blisko swojego celu, kiedy do moich uszu dotarł odgłos klaksonu i pisk opon. Spojrzałam w bok i dostrzegłam oślepiające światło reflektorów wciąż rozpędzonego samochodu. Zacisnęłam mocno powieki, szykując się na najgorsze. Ostatnią rzeczą, jaką zarejestrował mój mózg, był czyjś głośny krzyk.
- Uważaj!
_______________________________________________
Tak, wiem. Znowu namieszałam. Błagam, nie zabijcie mnie za ten rozdział.
Jak dla mnie to mógł być dużo lepszy, ale chciałam go skończyć już dzisiaj i tak jakoś wyszło. Mam nadzieję, że nie ma wielu literówek.
Jakby ktoś jeszcze nie zauważył, do bohaterów dodałam zdjęcia przyjaciół Emilie, żebyście mogli sobie ich wyobrazić.
Chyba tyle ode mnie na dzisiaj.
Pozdrawiam xxx
Nowy = 10 komentarzy
Kto to jest Annie? Bo chyba nie kojarzę :x
OdpowiedzUsuńWypadek, Emily poroni pewnie.. Sądzę, że dla niej to lepiej.
Czekam na następny :*
Super
OdpowiedzUsuńAle się porobiło..Lou jest ślepy i głupi. Szkoda mi Ems..
OdpowiedzUsuńto tak strasznie smutne i cudowne!
OdpowiedzUsuńCały czas wierzyłam w to, że Ems jednak nie jest w ciąży. Dalej mam jednak nadzieję, że ta sprawa szybko się rozwiążę. Szkoda mi dziewczyny ( a to podobno ja mam sadystyczną duszę xd). ;)
OdpowiedzUsuńLiterówek kilka jest, ale nie przeszkadzają jakoś bardzo w czytaniu, więc spokojnie. ;)
Rozdział, w sewej prostocie, dobry. ;p
Powodzenia w pisaniu :*
Czemu tak długo nie było rozdziału? Dobra w sumie teżasz swoje życie. Ale rozdział jest mega. Emily pewnie poroni smutne ale dla niej to dobrze. ehhh :c
OdpowiedzUsuńto chyba twój najlepszy rozdział *.* fajnie, że taki długi, mam nadzieję, że niedługo dodasz następny c:
OdpowiedzUsuńsuper :) zakochałam się w fabule i nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńkocham kocham kocham :) Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńNie miałam siły skomentować zaraz po przeczytaniu, gdyż całą swoją uwagę skupiałam na modlitwie, żeby nowy rozdział pojawił się JUŻ, ZARAZ, W TYM MOMENCIE.
OdpowiedzUsuńRozdział jest oczywiście świetny, długi ( <3333) i dużo się w nim dzieje :D
Widzę, że dużo osób jest wkurzonych na Louisa, ale, nie licząc tego, że Eleanor jest tu jaka jest, wcale mu się nie dziwię tego, co wygarnął Ems. W końcu on ma prawo do innych znajomych-oczywiście nie mówię tu o ignorowaniu całej reszty- i do dziewczyny też. A więc skoro on w Elci widzi aniołka, to chyba normalne, że wkurza się, gdy Emily wciąż wypomina mu jej okropne, nieistniejące dla niego, wady. Oczywiście Louis jest tu ślepy, ale nie ma mu się co dziwić, że w końcu wkurzyło go postępowanie Emily. Bądź co bądź mu chyba naprawdę zależy na Eleanor, a gdyby ktoś mówił tak i zachowywał się w stosunku do Ems, która też jest dla niego ważna, z pewnością zrobiłby to samo.
No dobra, poplątałam się we wszystkim xd
Może wypadałoby skomentować zaskakujący koniec? Powiem tylko, że jeśli to Elcia ja przejechała, Yyyyy potrąciła, to to mi się nie spodoba ;)
Życzę weny ;*
Mam nadzieję że to Lou krzyczał i to on wpadnie pod ten pieprzony samochód... Wtedy Elka go rzuci, bo będzie miał złamany kręgosłup a Emily i tak straci dziecko i będzie obwiniala lou a on siebie. Sadystka ze mnie
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że po wypadku trafi do szpitala, wyjdzie, że jest w ciąży i wszyscy się dowiedzą :333
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńJeszcze nie zaczęłam nawet pisać. Mam teraz dużo nauki, bo moje oceny są naprawdę kiepskie.
UsuńRozumiem powodzenia z ocenami :D
UsuńKiedy następny??
OdpowiedzUsuńmam dużo nauki w tym tygodniu, może w weekend uda mi się napisać i dodać
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział. Namieszałaś jak mało kto, to Ci trzeba przyznać. Aż mi ciśnienie skoczyło kiedy Emilie kłóciła się z Louisem. Powinna mu jak najprędzej powiedzieć o ciąży. Jak on może być tak zaślepiony Eleanor?! Miłość miłością, ale przyjaciół się nie wystawia do wiatru.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony strasznie jestem ciekawa płci dziecka :D
Nie wiem co jeszcze mogła bym dodać.. :/
Czekam na następne i trzymam kciuki za Twoje oceny Kochana!!
Pozdrawiam
Ola ;*