środa, 29 października 2014

44. Przeszłość zawsze nas dopadnie.

Nie mogłam złapać oddechu. Miałam wrażenie, że moje płuca, moje serce, że w ogóle całe moje ciało po raz kolejny roztrzaskuje się na miliony kawałeczków, których już nie będę mogła z powrotem posklejać w jedną całość.  Patrzyłam na Hunter’a szeroko otwartymi oczami, próbując ogarnąć rozumem, o czym do mnie mówi. Nie docierało to do mnie.
- Nie, to nie możliwe. – wymamrotałam. – Rozmawiałam z nim, wszystko było okej. – głos mi się załamał.
- W radiu mówili, że na skrzyżowaniu w jego wóz wjechał inny samochód. Podobno miał dużo szczęścia, bo gdyby tamten samochód uderzył z drugiej strony, zginąłby na miejscu.
Zimny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie i momentalnie zrobiło mi się słabo. Wydawało mi się, że za moment stracę przytomność albo przynajmniej zwymiotuję. Nie potrafiłam zrozumieć, jak mogło do tego dojść. Louis jest świetnym kierowcą i nie pozwoliłby sobie na taki błąd. Nagle uderzyła mnie pewna myśl.
Ten dziwny trzask podczas rozmowy.
- O mój Boże. – wykrztusiłam na wydechu.
- Hej, hej, hej. – Hunter delikatnie złapał mnie za rękę i pomachał mi dłonią przed twarzą. – Co się stało? Zrobiłaś się blada jak ściana.
Spojrzałam na niego, czując, jak moje oczy wypełniają się łzami. Z każdą mijającą sekundą czułam się tylko gorzej.
- To moja wina. – szepnęłam.
- Co? – Hunter wyglądał na zaskoczonego.
- To się stało przez to, że rozmawiał ze mną przez telefon. – powiedziałam łamiącym się głosem. – Ale ze mnie idiotka. Niepotrzebnie włączałam ten durny telefon i odbierałam, kiedy zadzwonił. To wszystko moja wina, jak zwykle zresztą.
- Nie mów tak.
- Naprawdę nie rozumiesz? – warknęłam. – Jestem jakimś cholernym magnesem, który wciąż na nowo przyciąga problemy, a to jest kolejny z nich. Gdybym nie była taką skończoną kretynką, nic takiego by się nie wydarzyło.
Ukryłam twarz w dłoniach, próbując zdusić szloch, który niespodziewanie wyrwał się z mojego gardła. Czułam, że to wszystko, co dzieje się wokół mnie, powoli zaczyna mnie już przerastać. Stara, się być silna i jakoś sobie radzić, ale przestaję już dawać sobie radę.  Mam wrażenie, że któregoś dnia wybuchnę niczym granat, raniąc przy tym ludzi, na których mi zależy.
- Muszę tam wrócić. – wymamrotałam niewyraźnie, jednocześnie podnosząc się na równe nogi.
- Emilie.. – zaczął Hunter kręcąc lekko głową.
- Hunter proszę. – szepnęłam drżącym głosem. – Muszę tam wrócić. Muszę wiedzieć, że wszystko z nim w porządku, bo inaczej nie będę potrafiła normalnie funkcjonować. – chłopak nadal nie wyglądał na przekonanego. – Proszę. – dodałam cicho.
Hunter westchnął cicho i potarł twarz dłońmi, jakby w ten sposób próbował pozbyć się zmęczenia czy coś. Właściwie, to nie byłoby takie dziwne, bo praca i znoszenie moich zmiennych nastrojów potrafi  nieźle dać w tyłek.
- Domyślam się, jak się teraz czujesz. – powiedział spoglądając w moją stronę. – Czujesz się winna i chcesz spróbować wszystko jakoś naprawić, ale wydaje mi się, że nie przemyślałaś wszystkiego. – usiadłam na brzegu łóżka, patrząc na niego niepewnie. – Powiedziałaś mu dzisiaj, co do niego czujesz i o tym, że byłaś z nim w ciąży. Nie masz pojęcia, jak on zareaguje, czy w ogóle ci uwierzył. Podważyłaś słowa jego dziewczyny. Jesteś pewna na sto procent, że chcesz wrócić do Londynu i że dasz sobie radę?
Spuściłam wzrok na swoje stopy. Wiedziałam, że Hunter ma rację, jak zwykle zresztą, ale w głębi duszy wiedziałam też, że jeśli nie pojadę tam, będę tego potem żałować. Może Louis mnie znienawidzi i uzna za totalną kłamczuchę, ale mam to gdzieś. Chcę tylko upewnić się, że jest cały i zdrowy. Tylko na tym mi zależy.
- Dam sobie radę. – mruknęłam w końcu. – Gorzej już raczej i tak nie będzie.

* * *
Opierałam głowę o chłodną szybę i spod lekko przymrużonych powiek, spoglądałam na widok za oknem. Z każdym kolejnym przejechanym kilometrem bałam się coraz bardziej. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać i denerwowałam się jeszcze bardziej, kiedy w mojej głowie wciąż na nowo i na nowo słyszałam słowa Hunter’a. Wiem, że powiedziałam mu, iż sobie poradzę, ale co jeśli jednak nie? Co, jeśli ta sytuacja mnie przerośnie? Dlaczego zawsze najpierw robię, a potem myślę?
Było już dość późno, a na zewnątrz zrobiło się już prawie całkiem ciemno. Zacisnęłam dłonie w pięści i objęłam się mocno ramionami, próbując zając myśli czymś innym, co było naprawdę trudne. Wciąż myślałam o mojej rozmowie z Louis’em. Nie mogłam przestać myśleć o tym, że ten wypadek był tylko i wyłącznie moją winą. Gdybym tylko nie włączyła tego głupiego telefonu, Louis byłby cały i zdrowy. 
Gniewnym gestem otarłam samotną łzę, która niespodziewanie wypłynęła z mojego oka i odetchnęłam cicho, w duchu modląc się, abyśmy dotarli do Londynu jak najszybciej. Chciałam jak najprędzej dowiedzieć się czegoś na temat stanu zdrowia Louis’a, a nie chciałam rozmawiać o tym z przyjaciółmi przez telefon. To była zbyt poważna sprawa.
- Wszystko okej? – Hunter spojrzał w moją stronę.
Pokręciłam tylko głową, nie ufając własnemu głosowi. Wiedziałam, że gdy tylko zacznę na głos mówić o swoim niepokoju, znowu się załamię i zacznę płakać.
- Kiedy dojedziemy do Londynu, pewnie będzie już koło północy. – poinformował mnie spokojnym tonem. – Dlatego od razu pojedziemy do domu. Musisz się wyspać, jasne?
- Tak. – szepnęłam.
Gdy w końcu samochód zatrzymał się pod naszym domem, faktycznie było już grubo po północy. Po całej podróży zaczynałam już odczuwać niemałe zmęczenie, jednak nie chciałam dać tego po sobie poznać. Wciąż myślałam o moim ukochanym przyjacielu. Troska o niego, w pewnym stopniu dodawała mi sił.
Pomimo, że staraliśmy się wejść do domu jak najciszej i tak obudziliśmy Peter’a i Marię. Oboje byli bardzo zaskoczeni naszym widokiem, ale to nie zmienia faktu, że także się ucieszyli. Oni, tak samo jak i ja, tęsknili.
- Coś się stało, prawda? – spytała Maria, kiedy siedzieliśmy w kuchni. Mimo zmęczenia, nie chcieliśmy iść spać. – Nie wróciłaś tylko ze względu na tęsknotę za domem.
- Przeze mnie Louis miał wypadek. – powiedziałam cicho.
- O czym ty mówisz? – zapytała zaskoczona Maria.
Ona i Peter wymienili spojrzenia, przez co spuściłam wzrok. Na szczęście Hunter przejął pałeczkę i wyjaśnił naszym rodzicom, co się wydarzyło i dlaczego postanowiłam wrócić do Londynu. Kiedy w końcu odważyłam się na nich zerknąć, zobaczyłam w ich oczach troskę i zrozumienie. Nie wiem, czemu się bałam i czułam głupio. Parkerowie nigdy mnie nie potępiali ani nic w tym stylu. Wręcz przeciwnie. Zawsze stoją po mojej stronie i wspierają mnie.
- Poinformowałaś swoich przyjaciół, że wracasz? – odezwała się Maria.
- Nie. – pokręciłam głową. – Nikomu nie powiedziałam.
Kobieta kilkakrotnie pokiwała głową, mrucząc coś pod nosem. Po chwili delikatnie chwyciła moją dłoń, uścisnęła ją i lekko pocałowała, kciukiem pocierając knykcie.
- Powinnaś iść spróbować trochę się przespać. – powiedziała gładząc mnie drugą dłonią po policzku. – Jutro rano razem pojedziemy do szpitala, okej?
Tym razem to ja skinęłam, uśmiechając się smutno. Kiedy podniosłam się na równe nogi, Maria natychmiast również wstała i uściskała mnie mocno, całując w czubek głowy. Peter uśmiechnął się do mnie z typową dla niego ojcowską miłością, a Hunter życzył mi dobrej nocy. Wzięłam swoją torbę i niemal ciągnąc za sobą nogi, skierowałam się na piętro.
Gdy znalazłam się w swoim pokoju, poczułam się, jakby kilka fragmentów mojego złamanego ciała i duszy powróciło z powrotem na swoje miejsce. Chociaż sama chciałam wyjechać do Glasgow i czułam się tam coraz lepiej, nigdzie nie będzie mi lepiej niż w domu, w swoim własnym pokoju, który znam od lat.
Rzuciłam torbę tuż obok drzwi, nie trudząc się nawet, by wypakować potrzebne rzeczy, takie jak szczoteczka do zębów czy piżama. Usiadłam na brzegu łóżka i po prostu rozglądałam się po wnętrzu sypialni, jakbym widziała ją po raz pierwszy w życiu. Jednak po krótkiej chwili mój wzrok spoczął na szafce tuż obok łóżka. Głośno przełknęłam ślinę i powoli wysunęłam szufladę. Wsunęłam rękę do środka i na ślepo badałam jej wnętrze, dopóki moje palce nie natknęły się na to, czego szukałam.
Moje serce mimowolnie zaczęło bić szybciej, gdy zobaczyłam wisiorek z maleńką gwiazdką. Poczułam, jak robi mi się ciepło w środku na jej widok. Nadal pamiętam jak Louis mi ją dał, jako dowód naszej przyjaźni. Zacisnęłam dłoń na zawieszce, aż ostrzejsze krawędzie zaczęły wbijać mi się w skórę, zostawiając po sobie ślad.
Dlaczego wszystko musiało się tak bardzo skomplikować?
Dlaczego Louis i ja nie mogliśmy być tylko przyjaciółmi?
Dlaczego musiałam zakochać się akurat w nim?
Dlaczego nie mogę się odkochać?
Wtedy wszystko stało by się prostsze.

* * *
Kiedy nazajutrz jechaliśmy do szpitala, odczuwałam nie małe zdenerwowanie. Po pierwsze, miałam znowu spotkać się z moimi przyjaciółmi, z którymi nawet się nie pożegnałam przed wyjazdem, a po drugie, dowiem się, jak czuje się Louis i prawdopodobnie przekonam się, czy mnie znienawidził za to, czego dowiedział się zdecydowanie zbyt późno.
Peter i Maria wciąż musieli mnie uspokajać i powtarzać, że wszystko będzie dobrze, co oczywiście było kłamstwem, bo przecież nic nie było i nie będzie dobrze. Zresztą „będzie dobrze” to najgłupsza rzecz, jaką można komuś powiedzieć. To wcale nie sprawi, że ktoś przestanie się martwić i poczuje się przez to lepiej.
Gdy po kilkunastu minutach jazdy w końcu zatrzymaliśmy się przed ogromnym budynkiem, poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła i robi mi się słabo. Musiałam odetchnąć głęboko kilka razy, żeby jako tako się uspokoić i przestać się trząść.
- Gotowa? – spytała Maria stając obok mnie i obejmują lekko ramieniem.
Pokręciłam głową.
- Nigdy nie będę gotowa, ale i tak chodźmy. – zmusiłam się do uśmiechu.
Kiedy weszłyśmy do budynku, nie musiałyśmy nawet pytać w recepcji o to, gdzie znajduje się Louis, bo prawie od razu zauważyłyśmy moich przyjaciół, którzy siedzieli przygnębieni kilka metrów dalej, dokładnie naprzeciwko nas. Nagle Abby, jakby wyczuwając na sobie czyjeś spojrzenie, podniosła głowę i spojrzała prosto na mnie. Na jej twarzy natychmiast pojawiła się ulga i radość. Najwyraźniej musiała coś powiedzieć, bo po paru sekundach cała reszta spojrzała w tym samym kierunku, co ona. Smutek na ich buziach zastąpiło zaskoczenie i niepewność.
- Emilie? – Harry podniósł się i powoli ruszył w moją stronę.
Przygryzłam lekko wargę, odsunęłam się od Marii i zrobiła niepewne dwa kroki w przód. Chłopak uśmiechnął się, a już po chwili znalazłam się w jego ramionach. Natychmiast zesztywniałam, gdyż w mojej głowie jak na zawołanie pojawiły się bolesne obrazy, które przypominały mi o wydarzeniach, które miały miejsce nie tak dawno temu. Wszystko było dla mnie jeszcze zbyt świeże, abym mogła czuć się tak swobodnie, jakby tego chciała.
- O mój Boże. – sapnął. – Tak się cieszę, że jesteś.
- Harry. – odezwałam się drżącym głosem, próbując wyswobodzić z jego uścisku.
- Kurwa, przepraszam. – momentalnie się ode mnie odsunął, pojmując, o co chodzi.
- Nic nie szkodzi. – wymamrotałam.
W tym momencie, niepewnie podeszła do nas reszta paczki. Chłopcy stanęli obok Harry’ego lekko skrępowani, ewidentnie nie wiedząc, jak się zachować, natomiast Abby przytuliła mnie z całej siły, dokładnie tak, jak przed chwilą Harry. Również ją przytuliłam, wdychając znajomy zapach jej perfum, wymieszany z wodą kolońską Niall’a.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś i nie powiedziałaś, że wracasz? – spytała cicho.
- To była bardzo szybka decyzja i nawet o tym nie myślałam. – powiedziałam równie cicho co ona. Kiedy odsunęłyśmy się od siebie, otarłam łzy wierzchem dłoni. – Kiedy tylko dowiedziałam się o wypadku Louis’a, postanowiłam wrócić. Nie mogłam siedzieć z założonymi rękoma i próbować dojść do siebie. Nie w takiej sytuacji. – przyznałam.
Gdy wspomniałam o wypadku, twarze moich przyjaciół momentalnie pokryły się jeszcze większym smutkiem, co sprawiło, że ścisnął mi się żołądek. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać.
- Wiadomo coś na temat jego stanu? – spytała Maria.
- Ma złamaną nogę, dwa żebra, wstrząs mózgu i mnóstwo zadrapań. Lekarze mówią, że miał naprawdę dużo szczęścia.  – odezwał się Liam. – Jest nieprzytomny. Lekarze nie wiedzą, kiedy się obudzi. Jego mama cały czas siedzi przy jego łóżku.
Czułam się tak, jakby ktoś z całej siły uderzył mnie w brzuch. Jay Tomlinson to miła kobieta i wspaniały człowiek. Nie potrafię sobie wyobrazić, co ona i jej rodzina teraz przeżywają. Musi być im jeszcze ciężej niż nam.
- To moja wina. – szepnęłam drżącym głosem. Moje oczy na nowo wypełniły się łzami.
- Emilie.. – zaczęła pani Maria.
- To był wypadek. – wtrącił Niall, pozwalając Abby wtulić się w swoje ramię. – Ciebie przecież tu nawet nie było.
Kilkakrotnie pokręciłam głową i pociągnęłam nosem, próbując zdusić łzy. Pomimo, że mój głos łamał się coraz bardziej, udało mi się wyjaśnić, co się wydarzyło i dlaczego doszło do tego wypadku. Opowiedziałam im o tym, jak powiedziałam Louis’owi to tamtej imprezie i o tym, że byłam z nim w ciąży i że go kocham. Kiedy mówiłam, szukałam w ich oczach jakichś oznak, które mówiłyby, że uważają mnie za winną, ale zamiast tego widziałam tylko troskę i współczucie.
- To był wypadek. – powtórzył Niall. – To nie była twoja wina i nawet tak nie myśl, okej? – uśmiechnął się do mnie smutno.
Skinęłam głową na znak zgody, ale gdzieś w środku, nadal obwiniałam się o ten wypadek i to się już raczej nie zmieni. Ja wiem swoje i… nie uda mi się zmusić mnie do zmiany zdania na ten temat.
Cała nasza grupa usadowiła się na krzesełkach, na których wcześniej siedzieli. Chociaż szanse na to, że w najbliższym czasie dowiemy się czegoś nowego były naprawdę malutkie, żadne z nas nie chciało wracać do domu. I choć szpital wydawał się być nieprzyjemny i tylko pogarszał nasze humory, to było lepsze niż udawanie, że jest dobrze i że dajemy radę.
Siedziałam pomiędzy Abby, a Harry’m, pozwalając, aby przyjaciółka trzymała moją dłoń. Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy ze sobą, ale teraz to nie było potrzebne. Wystarczyła po prostu obecność reszty. Sam fakt, że obok masz kogoś bliskiego, naprawdę wiele daje.
- Dlaczego się nie pożegnałaś z nami?
Podniosłam głowę i zamrugałam kilkakrotnie, by następnie przenieść zdezorientowane spojrzenie na Harry’ego. Kiedy wyczuł, że na niego patrzę, również spojrzał w moją stronę.
- Rozumiem, czemu wyjechałaś. – mruknął cicho. – To normalnie, że chciałaś odetchnąć i odseparować się od miejsca, które wywołuje przykre wspomnienia. Nie rozumiem tylko, czemu nic nam nie powiedziałaś i nawet się z nami nie pożegnałaś. Nawet nie wiesz, jak bardzo się martwiliśmy, kiedy z dnia na dzień zniknęłaś i nie było z tobą żadnego kontaktu.
- Przepraszam. – wymamrotałam spuszczając wzrok. – Myślałam, że tak będzie lepiej. Myślałam, że w ten sposób na serio uda mi się odciąć od przeszłości. Zapomnieć. – zaśmiałam się cicho. - Myślałam, że będzie mniej bolało i uda mi się to wszystko ogarnąć. Ale wiesz, co? Wcale nie było lepiej.
- Przeszłość zawsze nas dopadnie. – powiedział chłopak. – Gdziekolwiek będziemy.
- Teraz to wiem. – szepnęłam. – I jest mi potwornie przykro, że postąpiłam tak dziecinnie.
- Teraz to nie ważne. – wtrąciła Abby.
Harry pokiwał lekko głową na znak zgody.
- Ważne jest to, że znowu jesteś z nami, a my nie pozwolimy ci już zrobić nic głupiego.
Uśmiechnęłam się lekko, czując, jak moje zbolałe serce zalewa przyjemne ciepło. To niesamowite uczucie wiedzieć, że masz przy sobie takich przyjaciół, którzy pomimo wszystko będą się o ciebie troszczyć.

* * *
Minął ponad tydzień. Louis nadal nie odzyskał przytomności. Z każdym kolejnym dniem, z każdą mijającą godziną, nastroje całej naszej grupy diametralnie się zmieniały. Byliśmy przygnębieni i przede wszystkim zmęczeni. Nie wiedzieliśmy już, jak radzić sobie z tą całą sytuacją. Próbowaliśmy wzajemnie sobie pomagać, ale im dłużej to trwało, tym było trudniej.
Odkąd dowiedziałam się o wypadku Louis’a i wróciłam do Londynu, nie było ani jednej nocy, którą bym całkowicie przespała. Kiedy zamykam oczy na dłuższą chwilę, w mojej głowie pojawiają się nieprzyjemne obrazy, czarne scenariusze, które mrożą mi krew w żyłach. Czasami boję się nawet własnych myśli.
Opierając się o framugę drzwi sali, w której leżał mój przyjaciel, wpatrywałam się w nieruchome ciało chłopaka, przykryte białym prześcieradłem. Serce mocno łomotało mi w piersi, kiedy na niego patrzyłam. Czułam się potwornie, widząc jego poranione, połamane ciało. Z jednej strony cieszyłam się, że jest nieprzytomny, bo przynajmniej nie musiał cierpieć, ale z drugiej, tak strasznie chciałabym, żeby znowu tu był, nie tylko ciałem. Nie obchodziło mnie, że może mieć do mnie pretensje o to, że przemilczałam swoje uczucia i robiłam z niego idiotę. Chciałam tylko, żeby znowu było normalnie.
- Hej.
Objęłam się mocniej ramionami i spojrzałam za siebie. Uśmiechnęłam się smutno na widok Harry’ego, który stał kawałek ode mnie.
- Hej. – wymamrotałam.
- Wiesz, gdzie jest Jay? – spytał stając obok mnie.
- Wymieniłam ją. – powiedziałam odwracając wzrok z powrotem w stronę łóżka. – Czuwała przez całą noc. Była wykończona i pojechała się trochę przespać.
Chłopak skinął głową, spoglądając w tym samym kierunku, co ja.
- Dlaczego on wciąż nie odzyskał przytomności? – zapytałam płaczliwie.
- Sam chciałbym to wiedzieć. – szepnął. – Lekarze nie potrafią powiedzieć, kiedy to się stanie. Może się obudzić dzisiaj albo za kilka dni.
Łzy napłynęły mi do oczu, ale dzielnie je powstrzymywałam.
- Boję się. – rzuciłam na wydechu.
Kątem oka widziałam, jak chłopak przenosi spojrzenie na moją osobę.
- Czego?
- Louis wie. – szepnęłam. – Boję się tego, jaka będzie jego reakcja, kiedy się obudzi i mnie zobaczy. Próbuję o tym nie myśleć, ale to trudne.
Harry przyglądał mi się przez chwilę w milczeniu, przeczesując dłonią włosy, które były już zdecydowanie zbyt długie.
- Chciałbym ci powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie chcę, żeby to potem okazało się kłamstwem.  – przyznał, drapiąc się po karku.  – W każdym razie, mogę cię zapewnić, że pomimo waszych kłótni i nieporozumień, Louis’owi na tobie zależy, tak samo jak tobie na nim. Nie wyobrażam sobie, że mógłby cię znienawidzić czy choćby mieć ci coś za złe. Wina leży po obu stronach. Wierzę, że uda wam się w końcu dogadać
Poczułam przyjemne ciepło w środku. Gdyby nie wciąż dręczące mnie koszmarne wspomnienia i zwyczajny strach, który nadal odczuwałam, na pewno przytuliłabym się do Harry’ego z całej siły, dziękując mu za wsparcie, jakie wciąż mi oferuje. Jest prawdziwym przyjacielem, na którym zawsze można polegać. Jednak zamiast go przytulić, po prostu się do niego uśmiechnęłam, mając nadzieję, że zrozumie.
Po chwili zmarszczyłam lekko brwi, kiedy do głowy przyszła mi pewna myśl.
- Gdzie jest Eleanor? – wymamrotałam. – Jest jego dziewczyną. Powinna tu być.
- Wyjechała dzień przed wypadkiem. – powiedział Harry. – Jakaś sesja zdjęciowa czy coś. – wzruszył ramionami. – To dziwne, że jeszcze nie wróciła.
Pokręciłam głową.
- To wcale nie jest takie dziwne. – burknęłam obejmując się ciaśniej ramionami. – Eleanor to suka. Jej wcale nie zależy tak, jak przez cały czas udaje.
- Może to otworzy Louis’owi oczy. – odezwał się Harry po krótkiej ciszy.
Skinęłam, chociaż tak naprawdę, nie chciałam sobie nawet robić nadziei. Nie chcę potem cierpieć jeszcze bardziej.

* * *
Kolejne dni mijały, jednak my nadal nie wiedzieliśmy nic nowego. Louis nadal był nieprzytomny. Chociaż nie mówiłam o tym głośno, niepokoiłam się coraz bardziej. Bałam się, że dzieje się coś niedobrego, o czym nikt nie chce nam powiedzieć. Może przesadzam, ale tak się właśnie czułam.
Siedziałam na krześle, tuż przy szpitalnym łóżku, na którym leżało wychudzone ciało mojego przyjaciela. Kiedy widziałam go w takim stanie, połamanego, potłuczonego, a do tego bladego niczym trup, chciało mi się płakać. Ten widok sprawiał, że moje serce krwawiło. Chwilami trudno było mi wysiedzieć spokojnie na krześle.
Przełykając strach, który wciąż mi towarzyszył, od chwili, gdy kilka tygodni temu obudziłam się w szpitalu, chwyciłam zimną dłoń chłopaka. Zachłysnęłam się powietrzem, automatycznie próbując, choć odrobinę ogrzać skórę przyjaciela. Oplotłam jego palce, pocierając się własnymi. Po chwili uniosłam jego dłoń i ucałowałam knykcie, przez cały czas spoglądając na twarz chłopaka.
- Proszę – szepnęłam raz jeszcze całując opuszki jego palców. – proszę obudź się. Potrzebujemy cię tu. Ja cię potrzebuję.
Zamrugałam kilkakrotnie, próbując odpędzić niechciane łzy. Odetchnęłam cicho i ułożyłam dłoń chłopaka z powrotem na łóżku, wciąż jednak pokrywając ją swoją własną, tak na wszelki wypadek.
- Proszę. – mój głos był ledwie słyszalny.
Kciukiem kreśliłam wzory na wierzchu dłoni Louis’a. W jakiś sposób mnie to uspokajało i pozwalało nie zwariować tak do końca. Kiedy usłyszałam ciche pukanie, natychmiast spojrzałam za siebie. Uśmiechnęłam się nieśmiało, widząc Harry’ego.
- Wiem, że nie prosiłaś, ale przyniosłem ci herbatę. – powiedział.
- Dzięki.
Wypadek Louis’a i wspólne przebywanie w szpitalu, jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyła, jeżeli mogę to tak nazwać. Harry w pewnym sensie stał się moim Louis’em, ale tym sprzed tego całego chaosu, który się pojawił. Przez cały czas był przy mnie, wspierał mnie i pocieszał, kiedy tego potrzebowałam. Wiedziałam, że mogę na nim polegać o każdej porze dnia czy nocy. Gdyby kilka miesięcy temu, ktoś powiedział mi, że kiedykolwiek będę się tak czuć, chyba bym go wyśmiała.
- Gdzie jest reszta? – spytałam, biorąc od chłopaka plastikowy kubeczek.
- Liam i Zayn pojechali na spotkanie w sprawie naszej trasy, Niall pojechał odwieźć Abby do domu, a Jay poszła coś zjeść, głównie za moją namową. – wyjaśnił.
Skinęłam lekko głową, na znak, że rozumiem. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, po prostu przyglądając się naszemu śpiącemu przyjacielowi, jednocześnie pijąc napoje, który przyniósł dla nas Harry. W momencie, kiedy odkładałam pusty już kubek na stolik, poczułam delikatny ruch tuż pod moją drugą dłonią. Momentalnie zamarłam, spoglądając szeroko otwartymi oczami na siedzącego obok mnie Harry’ego.
- Widziałeś to? – odezwałam się, a mój głos odrobinę się zatrząsł.
- Nie. – zdziwił się.
Uniosłam swoją dłoń, a wtedy palce Louis’a poruszyły się raz jeszcze, tym razem ten ruch był jeszcze wyraźniejszy, niż chwilę wcześniej. Serce zaczęło mi bić szybciej, kiedy zobaczyliśmy jak reszta jego ciała zaczęła się nieznacznie poruszać.
- O mój.. – zaczął Harry. Natychmiast zerwał się na równe nogi, omal nie wylewając resztek swojego napoju. – Pójdę zawiadomić lekarza. – powiedział podekscytowanym głosem.
Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, jego już nie było. Siedziałam nieruchomo i po prostu patrzyłam. Głowa chłopaka przechyliła się w moją stronę, a z pomiędzy jego warg wydobył się cichy jęk, kiedy jednocześnie jedna z jego dłoni zacisnęła się w pięść na pościeli. Parę chwil później jego powieki zatrzepotały, ukazując błękitne tęczówki, które tak bardzo lubiłam.
Nieobecny wzrok chłopaka błądził po całym pomieszczeniu, jakby próbował zrozumieć, gdzie jest i co się stało. Nie mogłam się poruszyć, czując coraz większą radość, ale również strach. Umysł jak na zawołanie zaczął podrzucać mi kolejne czarne scenariusze późniejszych wydarzeń dzisiejszego dnia.
Momentalnie wstrzymałam oddech, kiedy spojrzenie Louis’a zatrzymało się na mojej osobie. W duchu modliłam się, aby Harry i lekarz pojawili się jak najszybciej.
- Hej. – wydukałam, próbując zapanować na łomotaniem mojego serca.
Nic nie odpowiedział, tylko zmarszczył brwi, jakby próbował sobie coś przypomnieć.
- Zaraz przyjdzie lekarz. – odezwałam się ponownie. Mój głos drżał tak bardzo, że sama ledwo rozumiałam, co mówię. – Jak się czujesz Louis? – spytałam cicho.
Znowu milczał. Tylko patrzył. Wyglądał na mocno zdezorientowanego. Kiedy już miałam znowu spróbować coś powiedzieć, dowiedzieć się czegoś czy rozładować atmosferę, w końcu się odezwał. Jego głos był mocno ochrypnięty i niewyraźny. Niestety, nie były to słowa, jakich się spodziewałam.
- Kim ty jesteś? – spytał. – Kto to jest Louis?


_________________________________________________
Poległam.
Strasznie, strasznie, strasznie was przepraszam. Znowu mam opóźnienie i to dość spore, a do tego rozdział jest kompletnie do bani. Mam wrażenie, że już totalnie się wypalam i jadę na jakichś oparach. Ledwo mogę z siebie coś wykrzesać, a do tego dochodzi szkoła, przez którą już w ogóle nie mam czasu, żeby pisać.
Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się pozbierać do kupy, bo na serio nie chcę zawieszać bloga ani tym bardziej usuwać przez kolejny brak weny.
Nie zabijcie mnie za ten rozdział. Za błędy przepraszam, nawet nie mam siły sprawdzać, ile ich jest.
Tyle ode mnie...
Pozdrawiam xx
PS. Na arabella-fanfic.blogspot.com/ pojawił się prolog. Byłoby mi bardzo miło, gdybyście zajrzeli i powiedzieli, co sądzicie ;)

11 komentarzy:

  1. Jezusie... placze przez ciebie! Teraz Louis nie będzie nic pamiętać? A co z zespołem? No kurdeeee. Miałam taką cichą nadzieje ze jak się obudzi to się pocałują. Miłość wszędzie ale nieeee. Yhhhh czekam na nexta ♡ ILYSM ♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne!!!! Kocham to!!!!! Czekam na następny! ! Dużo weny życzę!!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezuuu. Rycze :"( moj biedny LouLou :(( smutny rozdzial, ale cudowny :D
    Czekam na nx :*
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że ten zanik pamięci jest tylko chwilowy albo że to jest żart ze strony Louisa. Ich relacje nie mogą się bardziej skomplikować!
    Louisowi powinno dać do myślenia to, że Emilie mimo sytuacji między nimi od razu przyjechała do szpitala, a Eleanor nadal nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty naprawdę lubisz katować ludzi......

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział! Czekam na kolejny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Weny, weny i jeszcze raz weny. Rozdział bisty czekam na następny i to jak najszybciej #wierna #fanka

    OdpowiedzUsuń
  8. Zakończenia Twoich rozdziałów są... inne... niesamowite... ciekawe.
    Zawsze czymś zaskakujesz.
    Mam jednak nadzieję, że ta utrata pamięci jest chwilowa (?).
    Chciałabym żeby wszystko potoczyło się dobrze, bo ostatnio trafiam tylko na opowiadania ze złymi zakończeniami.... :/
    A co do Twoich obaw, ze 'się wypalasz' to nic bardziej mylnego.
    Pisałaś świetnie. Piszesz świetnie. I będziesz pisała świetnie.
    To opowiadanie jest według mnie jednym z najlepszych o Louisie (które czytam).
    Błagam tylko: nie zepsuj tego tym, że będziesz się załamywać. Kiedy wmawiasz sobie, że źle piszesz to na prawdę zaczynasz źle pisać. Wiem coś o tym.
    Także podchodź do tego optymistycznie ;)
    Jak zwykle rozdział bardzo mi się podobał i nie mogę doczekać się dalszego rozwoju wydarzeń :*
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  9. rozdzial jest swietny !!!
    spokojnie,nauka na pierwszym miejscu :)
    @Doma1D

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział:) Błagam cię niech on jej też w końcu powie że ją kocha i niech odzyska tą pamięć

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale to byłoby za proste i nie w moim stylu

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥