sobota, 27 września 2014

42. Niektórzy muszą czekać na szczęście trochę dłużej.

Emilie's POV
Obudziłam się z krzykiem na ustach. Całe moje ciało zalane było potem, natomiast twarz mokra była od łez. Nie wiem, która dokładnie była godzina, ale musiało być naprawdę wcześnie, gdyż na zewnątrz wciąż było ciemno, co udało mi się zauważyć, gdy już pielęgniarka wstrzyknęła mi coś na uspokojenie.
Leżałam zupełnie nieruchomo i nieobecnym wzrokiem wpatrywałam się w okno, z całych sił próbując wymazać z głowy koszmar, który wybudził mnie ze snu. Wspomnienia tego, co się wydarzyło, nawiedzały mnie nawet podczas snu. Wiedziałam i wiem, że to, co mnie spotkało, na długo, może nawet na zawsze pozostanie w moim umyśle i że wciąż będzie mnie męczyć, ale nie wiem, jak długo uda mi się tak żyć.
Co jeśli nie dam sobie rady? Jeżeli nawet wsparcie przyjaciół i rodziny nie sprawi, że poczuję się odrobinę lepiej? Bezpieczniej. A jeśli któregoś dnia nie wytrzymam i zrobię coś naprawdę głupiego? Coś, czego nie będzie można już zmienić. Coś, co zupełnie zmieni życie wszystkich innych. Co zakończy moje życie.
W głowie miałam same czarne scenariusze, które wciąż na nowo odtwarzały się w mojej głowie. Może to chore, ale wyobrażałam sobie nawet własną śmierć. To, jak popełniam samobójstwo podcinając sobie żyły lub połykając setki tabletek nasennych.
Dopiero, kiedy przyszła do mnie Maria wraz z Peter’em, udało mi się na moment wyrzucić z głowy wszystkie myśli, których raczej nie chciałabym nikomu powiedzieć.
- Przyprowadziliśmy ze sobą gości. – powiedziała Maria stając przy moim łóżku. – Bardzo chcieli się z tobą zobaczyć.
- Gości? – powtórzyłam słabym głosem. Wciąż byłam senna po lekach, które dostałam.
- Tammy, Taylor i Fletcher, kiedy dowiedzieli się, że się odnalazłaś, natychmiast chcieli tu przyjść i na własne oczy przekonać się, że żyjesz. – wyjaśniła kobieta uśmiechając się do mnie z czułością.
 - Mogę się z nimi zobaczyć? – spytałam cicho.
- Oczywiście. – ścisnęła lekko moją dłoń. – Ale nie zbyt długo. Potrzebujesz odpoczynku. My w tym czasie pójdziemy porozmawiać z lekarzem.
 Skinęłam głową, posyłając obydwojgu wymuszony uśmiech. Cieszyłam się, że do mnie przyszli, ale naprawdę bardzo chciałam, żeby byli przy mnie moi przyjaciele z poprawczaka. Wiele razem przeszliśmy i zawsze dobrze się przy nich czułam. Wiedziałam, że teraz również tak będzie. Nie wiem skąd, po prostu to wiedziałam.
Parę minut po tym, jak Parkerowie opuścili salę, do środka weszli moi przyjaciele. Tammy natychmiast rzuciła się do przodu i przytuliła mnie delikatnie, chłopcy natomiast trzymali się z tyłu, tak na wszelki wypadek. Cieszyłam się, że tak postąpili, bo pomimo wszystko, nie wiedziałam, jak zareagowałabym na ich bliskość.
 - O mój Boże! – pisnęła Tammy. – Ale nam strachu narobiłaś dziewczyno! Nie mogłam spać w nocy, kiedy dowiedzieliśmy się od Marii, że zniknęłaś. Tak strasznie się cieszę, że żyjesz i znowu jesteś z nami.
- Ja też się cieszę. – szepnęłam wdychając znajomy zapach jej perfum.
- Jak się czujesz? – spytała kucając przy łóżku. – Znaczy… Niedawno dowiedzieliśmy się, że byłaś w ciąży i że teraz, po tym, co się stało, poroniłaś. Strasznie mi przykro.
Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu, jednak nie pozwoliłam im wypłynąć. Próbowałam być twarda. Albo przynajmniej udawać. Nie chcę martwić wszystkich jeszcze bardziej.
- Dlaczego musieliśmy się dowiedzieć prawdy od Marii? – zapytał Taylor. – Czemu sama nic nam nie powiedziałaś? Przecież wiesz, że nie ocenialibyśmy cię ani nic z tych rzeczy.
Przez jego słowa poczułam wyrzuty sumienia. To wyglądało tak, jakbym nie potrafiła im zaufać, a to nie było prawdą. Próbowałam ograniczyć liczbę osób, które znały prawdę do minimum, ale jak widać, to wcale nie było dobre. Okłamywanie przyjaciół czy zwykłe zatajanie niektórych faktów, nie jest dobre. To niszczy wszystko.
- Przepraszam ja… - zaczęłam i urwała, szukając w głowie odpowiednich słów. – Ja nie wiem, co sobie myślałam. Chyba sądziłam, że tak będzie najlepiej. Ale tak nie jest.
- Nie musisz nas przepraszać. – powiedziała Tammy gładząc mnie po dłoni. – Nie jesteśmy na ciebie źli. Po prostu..
- Rozumiem. – szepnęłam.
Między nami zapanowała chwili ciszy. W tym krótkim czasie zauważyłam dłoń Taylor’a, która w opiekuńczy sposób zaciskała się na ramieniu mojej przyjaciółki. Chyba zauważyli, że się im przyglądam, bo odrobinę się zawstydzili.
- Jesteście razem? – spytałam cicho.
Nieśmiały uśmiech na twarzy Tammy, a także Taylor’a wystarczył, jako potwierdzenie. Ten widok rozgrzał moje zbolałe serce. Cieszyłam się ich szczęściem. Naprawdę zasługiwali na to.
- Zaczęli się spotykać kilka dni przed tym, jak zniknęłaś. – wtrącił Fletcher. – Podczas jakiejś popijawy zaczęli się całować i skumali, że coś do siebie czują. Potem poszło z górki.
Uśmiechnęłam się, widząc jak ci dwoje spoglądają na siebie. To takie dziwne. Znają się od dawna i robili ze sobą mnóstwo szalonych, wesołych, zabawnych, zboczonych rzeczy, a dopiero teraz zrozumieli, że łączy ich coś więcej niż tylko przyjaźń. Życie jest naprawdę niesamowite.
- Cieszę się, że się wam układa. – przyznałam zaciskając palce na dłoni przyjaciółki.
- Chyba po prostu niektórzy muszą czekać na szczęście trochę dłużej. – powiedziała patrząc mi prosto w oczy.
A niektórzy, nie doczekują się go nigdy, pomyślałam ze smutkiem. Ewentualnie odrobina szczęścia spotyka ich dopiero po śmierci, ale jakie to wtedy ma znaczenie?

* * *
W szpitalu leżałam już ponad tydzień i z tego, co mówił lekarz zrozumiałam, że spędzę tu jeszcze trochę czasu, bo musieli zrobić mi jeszcze kilka badań. Poza tym, wciąż byłam mocno osłabiona i odwodniona. Potrzebowałam bardzo dużo spokoju i odpoczynku, żeby, chociaż w malutkim stopniu dojść do siebie.
Przez ten cały czas odwiedzali mnie przyjaciele i rodzina, a także kilka razy próbowała ze mną rozmawiać pani psycholog, z którą jednak nie zamieniłam ani jednego słowa. Nie miałam zamiaru otwierać się przed kompletnie obcą kobietą, która nic o mnie nie wiedziała i najzwyczajniej w świecie odwalała swoją robotę. Tu nie chodziło o pomoc, tylko o kasę. Bo przecież w dzisiejszych czasach właśnie to jest najważniejsze.
Louis już więcej nie pojawił się w szpitalu. Jeżeli oczywiście mogę wierzyć w zapewnienia moich bliskich, który przecież są również najlepszymi przyjaciółmi Louis’a. Chłopcy twierdzą, że był tu tylko raz, wtedy, gdy tu trafiłam.   Podobno bardzo przeżywał to wszystko, ale jakoś trudno jest mi w to uwierzyć. Owszem, mógł się martwić, bo przecież byliśmy przyjaciółmi, ale nic więcej. To nawet nie miałoby sensu, bo przecież jestem dla niego nikim. Z jednej strony, bolało mnie to wszystko, ale z drugiej wiedziałam, to właśnie tak to wszystko ma i musi wyglądać. Tak będzie najlepiej
Było już prawie południe, kiedy niespodziewanie usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Marszcząc lekko czoło, natychmiast spojrzałam w tamtym kierunku. Nie spodziewałam się nikogo z przyjaciół i rodziny. Moje serce momentalnie zaczęło bić szybciej. Parę chwil później drzwi rozchyliły się odrobinę i do środka wśliznęła się blond czupryna. Chyba byłabym znacznie mniej zaskoczona, gdybym zobaczyła teraz Louis’a.
- Amber? – wymamrotałam sennym głosem.
Naprawdę zdziwił mnie jej widok i nie chodzi mi tylko o fakt, że tu przyszła, co było zdumiewające, zwarzywszy na to, co się wydarzyło, gdy widziałam ją po raz ostatni. Ubrana była w zwykłe czarne legginsy i białe trampki, a do tego miała na sobie duży wełniany sweter. Jej włosy nie raziły już tak swoim odcieniem, tylko wyglądały naturalnie i związane były w wysokiego kucyka, co było raczej nowością.
Wolnym krokiem weszła do sali i powoli podeszła do mojego łóżka, wciąż unikając mojego spojrzenia, jednocześnie bawiąc się palcami. Ewidentnie wyglądała na zestresowaną i onieśmieloną. Chyba nigdy jej takiej nie widziałam. Może powinnam zapisać ten dzień w kalendarzu, czy coś.
- Cześć. – odezwała się niepewnie.
- Co tu robisz? – spytałam.
Przygryzła lekko wargę, a po chwili wypuściła powietrze z płuc.
- Abby powiedziała mi, co się stało. – mruknęła.  – Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz.
- W porządku. – szepnęłam.
Uśmiechnęła się smutno i przestąpiła z nogi na nogę, spoglądając na swoje stopy. A może to mi się tylko śni? Gdzie u licha podziała się ta suka Amber, która najchętniej wydłubałaby mi oczy?
- Wyjaśniłam dyrektorowi, co wydarzyło się wtedy na korytarzu. – powiedziała nagle. – Że to Luck mnie uderzył, a ty stanęłaś w mojej obronie. – ciągnęła spokojnym głosem. – Znowu masz czystą kartę, a jego wywalili ze szkoły.
Przez chwilę nic nie mówiłam, tylko patrzyłam na dziewczynę. Miałam wrażenie, że to się nie dzieje naprawdę. Może zaczynam świrować?
- Dlaczego? – zapytałam cicho.
- Od tamtej sprawy wciąż traktowałam cię jak śmiecia, a ty i tak mi pomogłaś. – wymamrotała.
- Jesteś suką, ale bądź, co bądź, przyjaźniłyśmy się. – powiedziałam.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, wyraźnie się rozluźniając. Już nie była tak bardzo zdenerwowana jak na samym początku. Przez moment czułam się tak jak wtedy, gdy jeszcze uważałam ją za najbliższą mi osobę.
- Chociaż tyle mogłam dla ciebie zrobić. – odezwała się po chwili. – Gdyby nie ty… Lucas jest nieobliczalny.
Pokiwałam delikatnie głową, w stu procentach zgadzając się z tym, co powiedziała. Zwłaszcza po tym, co wydarzyło się wtedy na korytarzu. Nagle coś sobie przypomniałam.
- To prawda? – spytałam. – Na serio jesteś z nim w ciąży?
Dziewczyna odwróciła wzrok, a parę sekund później znowu na mnie spojrzała i pokiwała głową. Tamtego dnia trudno było mi w to uwierzyć i teraz w sumie też. Owszem, Amber pieprzyła się z kim popadnie, ale zawsze była ostrożna.
- To był jedyny raz, kiedy zapomnieliśmy o prezerwatywie. – mruknęła, jakby czytając mi w myślach. - Byliśmy pijani i pod wpływem narkotyków. Kilka tygodni później zaczął mi się spóźniać okres. – wzruszyła ramionami. – W każdym razie, już postanowiłam, że urodzę to dziecko, ale go nie wychowam. Nie byłabym najlepszą matką. Ktoś inny lepiej zaopiekuje się tym dzieckiem.
Poczułam dziwne ściskanie w środku. Amber dostała to, co mnie zostało odebrane i dobrowolnie z tego rezygnowała.  Może nie chciała mieć tego dziecka, a właściwie na początku też tego nie chciałam, ale potem zrozumiałam, że pomimo wszystko, to najpiękniejsza rzecz, jaka mnie spotkała. Możliwość zostania matką, to coś wspaniałego. Przykro mi, że nie chce nawet spróbować. Oddałabym wszystko, by móc znowu dostać taką szansę.
- Przemyśl to jeszcze. – szepnęłam. – Żebyś później nie żałowała swojej decyzji.
Amber patrzyła na mnie przez chwilę i skinęła głową. Przez moment dostrzegłam w jej oczach błysk smutku i bólu, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno ta decyzja należała właśnie do niej.

* * *
Z rękoma ułożonymi wzdłuż całego ciała, leżałam zupełnie nieruchomo i zaciskając usta w cienką linię, uparcie wpatrywałam się w biały sufit, który nawiasem mówiąc nie był ani trochę interesujący, lecz mimo to lepszy niż rozmowa z kobietą, która siedziała na krześle tuż obok mojego łóżka. Jak każdego dnia, odkąd odzyskałam przytomność, przyszła do mnie pani psycholog, która rzekomo miała pomóc mi uporać się z moją traumą. Nadęta suka, która w kółko zadawała te same pytania, próbując zmusić mnie do mówienia.
- Emilie porozmawiaj ze mną. – spróbowała po raz kolejny. – To naprawdę może ci pomóc.
Milczałam. Kątem oka widziałam, jak kobieta bierze głęboki wdech i odkłada długopis oraz zeszyt na kolana. Wetknęła zbłąkany kosmyk włosów za ucho i ponownie skupiła wzrok na mojej osobie.
- Spotkało cię coś złego. Coś, o czym naprawdę trudno jest zapomnieć.
Co ty kurwa nie powiesz Sherlocku, pomyślałam z trudem powstrzymując się przed wypowiedzeniem tych słów na głos, wlewając w nie tyle sarkazmu, na ile mnie tylko stać.
- Na pewno bardzo cierpisz i jest ci ciężko. – powiedziała. – Naprawdę cię rozumiem..
Te słowa sprawiły, że coś we mnie pękło i tu wcale nie chodziło o to, że nagle zechciałam opowiedzieć tej kobiecie o wszystkim. Po prostu nie mogłam zrozumieć, jak mogła powiedzieć coś takiego.
- Nie, nie rozumie pani. – warknęłam. Chociaż wciąż byłam osłabiona, znalazłam w sobie siłę, by podnieść głos. – Nie wie pani, jak się czuję i przez co przechodzę. To nie pani była świadkiem morderstwa. To nie pani została porwana przez jakiś popierdolony gang. To nie pani była bita i gwałcona przed kilku mężczyzn. To nie pani ledwie uszła z życiem. To nie pani straciła dziecko, które było jedyną dobrą rzeczą w całym pochrzanionym życiu. – mówiłam czując napływające do oczu łzy. – Niech pani więcej nie mówi, że rozumie, bo tak nie jest. Tylko ja rozumiem.
Kobieta milczała, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Najwyraźniej nie spodziewała się wybuchu z mojej strony.
- A teraz niech pani stąd wyjdzie. – szepnęłam, a samotna łza spłynęła po moim policzku. – Chcę zostać sama.
- Emilie.. – zaczęła skruszonym głosem.
- Proszę stąd natychmiast wyjść! – krzyknęłam ochrypłym głosem.
Kobieta patrzyła na mnie zszokowana, najwyraźniej nie spodziewając się mojego wybuchu, jednak momentalnie podniosła się na równe nogi i mamrocząc pod nosem przeprosiny, prędko wyszła z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi. Nawet nie zorientowałam się, że płaczę, dopóki łzy nie zaczęły płynąc po moich policzkach, pozostawiając po sobie ślad. Natychmiast ukryłam twarz w dłoniach, szlochając cicho.
Nie minęło nawet kilka minut, kiedy poczułam na skórze delikatny dotyk. Momentalnie otworzyłam oczy i z przerażeniem oraz mocno bijącym sercem spojrzałam na osobę, która weszła do sali. Poczułam ulgę, kiedy zobaczyłam Huntera, który stał przy moim łóżku i patrzył na mnie smutnymi oczami.
- Co się stało? – spytał siadając na wolnym krześle. – Czemu ta kobieta tak szybko wyszła? Wasza sesja powinna trwać jeszcze jakieś pół godziny.
- Nie chcę o tym mówić. – wymamrotałam ochrypłym głosem.
- Emilie.. – zaczął chłopak.
- Mam już tego wszystkiego dość, okej! – krzyknęłam. – Próbuję zapomnieć, wymazać złe wspomnienia i w spokoju lizać rany, ale wciąż ktoś przychodzi i na nowo je rozdrapuje, przypominając mi o wszystkim, sprawiając dodatkowy ból. Właściwie wszystko co mnie tutaj otacza, przywołuje wspomnienia. Nie wytrzymuję tego psychicznie. Nie daję sobie rady. To mnie wykańcza, rozumiesz?  Nie potrafię tak żyć. – zakończyłam cichym głosem.
- Nie można zapomnieć. – powiedział Hunter. – Próbujemy. Czasami wydaje się nam, że udało się wymazać bolesne wspomnienia, ale tak naprawdę, one nigdy nas nie opuszczają. Przez cały czas są gdzieś w nas. Trzeba nauczyć się z tym żyć. Albo przynajmniej się starać.
Kilka łez spłynęło mi po twarzy, jednak szybko je otarłam. Jak można nauczyć się żyć z czymś takim?
- Zmiana otoczenia również może ci pomóc. – dodał cicho.
- Zmiana otoczenia? – powtórzyłam słabym głosem.
- No wiesz, przeprowadza w inne miejsce, choćby na krótko. – wyjaśnił. – Rozmawiałem już o tym z rodzicami. – powiedział, a ja zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. – Niedługo cię stąd wypuszczą, więc pomyślałem, jeżeli oczywiście będziesz chciała, to mogłabyś na jakiś czas zamieszkać ze mną w Glasgow. Wypoczęłabyś, odcięła się od tego wszystkiego.
Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co powiedział Hunter. Może przeprowadzka nie byłaby takim złym pomysłem? Odseparowałabym się od miejsca, gdzie wydarzyło się tyle złych rzeczy. Mogłabym spróbować zacząć od nowa, zapomnieć o tym, co było i co mnie spotkało. Zapomnieć o utracie dziecka. Zapomnieć o Louis’ie.
- Oczywiście ostateczna decyzja należy do ciebie. – kontynuował. – Prześpij się z tym i przemyśl to dobrze.
- Nie muszę. – powiedziałam po chwili ciszy. – Chcę wyjechać.


_________________________________________
Przepraszam, że znowu musieliście tyle czekać. Rozdział zapewne były już wczoraj, gdyby nie fakt, że czułam się naprawdę kiepsko i nie miałam siły go dokończyć.
Jest zdecydowanie zbyt krótki i zapewne następny też do długich należał nie będzie, ale mam nadzieję, że niebawem uda mi się to zmienić.
W tym rozdziale nie dzieje się zbyt wiele, ale za to w następnym...
Tyle ode mnie dzisiaj. Postaram się, aby następny rozdział był wcześniej, ale nie wiem co z tego wyjdzie, bo na ten tydzień mam trochę nauki, tak więc... sami rozumiecie.
Pozdrawiam xx

12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, czekam na kolejny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Narobiłaś mi teraz smaka na następny rozdział i to do takiego stopnia, że mam ochotę wniknąć w Twój umysł i odczytać co dalej będzie z bohaterami tego opowiadania.
    Trzymam też kciuki za naukę bo to jednak nie łatwa sprawa ; )

    Pozdrawiam
    Ola :*

    ps. Jak znajdziesz chwilkę to wpadnij do mnie ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejkuuuuus. Rozdzial cudowny !!!! *.*
    Biednaa moja :((((((( :* tak bardzo jej wspolczuje :"(

    Czekam na nx <3
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku :D W dwa dni przeczytałam wszystko...
    Dziewczyno w niektórych momentach jak czytałam i nie wiedziałam, co będzie dalej moje serce tak waliło.... Sama siebie się boję... Pierwszy raz jakieś opowiadanie wzbudziło we mnie TAKIE emocje.... Z UTĘSKNIENIEM czekam na kolejny rozdział... I teraz jeszcze jak napisałaś, że 'W tym rozdziale nie dzieje się zbyt wiele, ale za to w następnym...'...... Boże... Dziewczyno.... Katujesz mnie!! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Minął już tydzień od tego wpisu, a więc po ciągłym, bezsensownym zerkaniu czy nie dodałaś nowego rozdziału, przeczytałam ten (znowu) i zebrało mi się na napisanie komentarza :D
    "Jest zdecydowanie zbyt krótki i zapewne następny też do długich należał nie będzie" - Z pierwszą częścią muszę się zgodzić, a nad drugą nie mogę nie żałować :( Za to z powodu zapowiedzi tego, że będzie się działo, moje serce wykonuje radosne fikołki :D
    Co do tego rozdziału- jakoś nigdy nie ciekawiła mnie relacja Emily z jej przyjaciółmi z poprawczaka. Może chodzi po prostu o to, że ona oczywiście jest z nimi bardzo zżyta, ale nie było tu pokazanego żadnego etapu tworzenia tej relacji i jakoś ona do mnie nie przemawia...
    Po przeczytaniu fragmentu o przeprowadzce w głowie pojawiło mi się czerwone światełko w stylu : "O nie, teraz ona może zrobić czasowy przeskok opisujący dochodzenie Emily do siebie". Zapewne w tej wariacji też wyszłoby wszystko fajnie, ale jakoś tak wolałabym opcję bez przeskoku :D
    Przemian Amber- cóż, można było podejrzewać, że tak się stanie :D Ciekawe, jak naprawdę ma się sprawa z jej dzieckiem.
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeskok w czasie na pewno będzie, bo po prostu mam taki styl pisania i nic na to nie poradzę. Właściwie nie wiem, czy będzie się działo, bo w sumie to będzie tylko w końcówce. I Emilie raczej nie będzie zbyt długo dochodzić do siebie ;)

      Usuń
  6. Już pół godziny siedzę i myślę jakie słowa najlepiej opisz ten rozdział ale nie mogę się zdecydować więc: wspaniały, prze cudowny, niesamowity, genialny. Napisała bym dużo więcej gdybym po pierwsze nie była taka leniwa, a po drugie była lepsza z polskiego bo jak na razie to myślę pół godziny i piszę 2 zdania XD ;) Kocham Cię i czekam na następny!! (PS. Nie spodziewałam się nigdy takiego wyznania z mojej strony!:D PPS. I nie spodziewałam się, że kiedyś będę miała ołtarzy w pokoju XDDDD :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej hej rozdział cudowny jak zawsze

    Kiedy następny rozdział ?♡﹏♡

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobre pytanie. Nawet bardzo dobre. Sama chciałabym to wiedzieć...
    Zostało mi jeszcze trochę do napisania, a w ostatnim czasie, nie mam nawet za bardzo kiedy pisać, a kiedy już siadam przed komputerem, w głowie mam czarną dziurę i nie mogę skleić sensownego zdania. Mam nadzieje, że szybko uda mi się skończyć ten rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥