sobota, 26 lipca 2014

36. Przykro mi, że myślisz o mnie, aż tak źle.

Pierwsze dwa tygodnie szkoły minęły mi naprawdę szybko. Chociaż byłam dość przerażona tym, co może się wydarzyć, zwarzywszy na nowe okoliczności, ale o dziwo było spokojnie. Nawet trochę zbyt spokojnie jak na mój gust. Amber jakby w ogóle nie zwracała na mnie uwagi, natomiast tylko Lucas spoglądał na mnie kątem oka podczas przerw. Czułam, że to jest tylko cisza przed burzą.
Większość swojego wolnego czasu po szkole, którego i tak nie miałam zbyt wiele, spędzałam w towarzystwie Conora, dzięki czemu jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Z każdym dniem przekonywałam się coraz bardziej, że to naprawdę dobry chłopak, miły, zabawny i inteligentny. Lubiłam spędzać z nim czas, bo zawsze dobrze się z nim bawiłam. Potrafił w ciągu chwili poprawić mi humor. To niesamowite.
- Nie wierzę, że już po niecałych trzech tygodniach szkoły, mam sprawdzian z matematyki. – jęknęła Abby.
Wyszłyśmy właśnie ze stołówki i szłyśmy w kierunku sali, w której miała odbywać się następna lekcja. Do końca przerwy zostało jeszcze parę minut, więc nie spieszyłyśmy się za bardzo. Mimowolnie uśmiechnęłam się lekko pod nosem na słowa dziewczyny. Już chyba dziesiąty raz dzisiaj powtórzyła to zdanie.
- Nie uczyłaś się, prawda? – zaśmiałam się.
- Byłam z Niall’em na próbie, okej? – westchnęła. – Najgorsze jest to, że jeśli moje oceny w tym roku spadną w dół, rodzice mogą się naprawdę wkurzyć, co nie wróży mi dobrej przyszłości.
- Ja rozumiem, że chcesz spędzać z Niall’em jak najwięcej czasu, bo to twój chłopak, ale nie możesz przez to zapominać o nauce. – powiedziałam. – Też nie chcę, żebyś miała problemy.
- No wiem. – wymamrotała. – Weź czasem na mnie nawrzeszcz czy coś. To mi pomaga, wiesz o tym. – uśmiechnęła się lekko.
- Nie ma sprawy.
W tej chwili rozbrzmiał dzwonek, ogłaszające rozpoczęcie kolejnej lekcji. Korytarze w szybkim tempie zaczęły pustoszeć, co było trochę przerażające jak na mój gust. Już byłyśmy praktycznie w klasie, gdy zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą książki.
- Cholera. – zaklęłam szperając w torbie. – Zostawiłam książkę w szafce. – mruknęłam automatycznie robiąc dwa kroki w tył. – Pójdę po nią.
- Benson się wkurzy, jeżeli się spóźnisz.
Benson jest naszym nauczycielem historii. Jest to starszy mężczyzna, pewnie już po pięćdziesiątce, który ma straszną obsesję na punkcie nauczanego przez niego przedmiotu. Nie toleruje spóźnień i potrafi być prawdziwym fiutem.
- A wkurzy się jeszcze bardziej, gdy nie będę miała książki. – prychnęłam. – Zaraz będę z powrotem.
Widziałam, że Abby przez chwilę waha się, czy iść ze mną, jednak po chwili skinęła głową i poszła do klasy. Obróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam pustym już korytarzem, a następnie zeszłam po schodach na niższe piętro, by dostać się do swojej szafki.
Po drodze minęłam dwóch chłopaków, którzy wręcz biegli w kierunku swojej klasy. Od razu wyczułam od nich papierosy. Pokręciłam lekko głową, zatrzymując się przy odpowiedniej szafce. Gdy szukałam w środku książki do historii, do moich uszu dotarł odgłos rozmowy albo raczej kłótni. Rozejrzałam się dookoła, ale w pobliżu nie było nikogo. Rozum podpowiadał mi, że powinnam natychmiast wracać do klasy i grzecznie przeprosić za spóźnienie, jednak jakaś część mnie, chciała dowiedzieć się, o co chodzi.
Zamknęłam drzwi szafki z cichym trzaskiem i wolnym korytarzem ruszyłam w kierunku, skąd ewidentnie dochodził dźwięk. Z każdym krokiem głosy stawały się znacznie wyraźniejsze.  Zatrzymałam się na końcu korytarza i oparłam się o jedną ze ścian, gdy nagle zdałam sobie sprawę z tego, że wiem, do kogo te głosy należą.
Wychyliłam się lekko i wzięłam drżący oddech, gdy ujrzałam Amber i Luck’a. Dziewczyna opierała się o jedną z szafek odwracając głowę w bok, by nie patrzeć na chłopaka, który stał naprzeciwko niej, opierając dłonie po obu stronach jej głowy, patrząc na nią z nienawiścią w oczach. Zdziwiło mnie to, bo przecież trzymali się razem.
- Proszę cię, uspokój się. – poprosiła trzęsącym się głosem.
- Jaja sobie ze mnie robisz? – warknął chłopak uderzając dłonią o drzwi szafki, przez co podskoczyłam zaskoczona. – W czasie, kiedy pieprzyłaś się ze mną, spałaś jeszcze z kilkoma innymi chłopakami, więc skąd możesz mieć pewność, że ten pieprzony bachor jest mój, co? Myślisz, że nie zażądam badań DNA gdy już urodzisz? Zniszczę cię ty mała dziwko. – wycedził przez zaciśnięte zęby.
O mój Boże. Amber jest w ciąży z Lucasem? Tego w życiu bym się nie spodziewała, pomimo tego, jakie plotki o niej krążą.
Chłopak zrobił krok w tył, a następnie uderzył dziewczynę z taką siłą, że ta wylądowała na podłodze. Wiedziałam, że nie powinnam się do tego mieszać, że powinnam wracać na lekcję, ale pomimo tego, że Amber była zwykłą suką i mnie nienawidziła, nie mogłam tak po prostu sobie odejść. Nie jestem taka jak oni.
- Zostaw ją. – powiedziałam ostro, wychodząc zza rogu akurat w momencie, kiedy Luck przymierzał się do kopnięcie Amber.
Ciało chłopaka zesztywniało, a po chwili powoli przeniósł wzrok na moją osobę. Zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głowy, zatrzymując się chwilę na klatce piersiowej. Spojrzał mi prosto w oczy, uśmiechając się przy tym przebiegle. Przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Kogóż to moje piękne oczy widzą. – odezwał się, kiedy niepewnie podeszłam bliżej.  – Emilie Fitzroy. – powiedział uwodzicielsko, przez co miałam ochotę zwymiotować. – Choć bliżej skarbie. Dobrze cię widzieć.
Pochylił się nad dziewczyną, złapał ją za ramię i brutalnie pociągnął do góry, przez co z jej gardła wyrwał się cichy szloch. Gdybym powiedziała, że nie zaskoczył mnie widok łez na jej twarzy, skłamałabym. Amber zawsze była twardą laską, ale teraz wyglądała na całkowicie przerażoną i bezbronną.
- Spójrz słoneczko, kogo my tu mamy. – zwrócił się do niej, zmuszając ją, by na mnie spojrzała. – Dziewczyna, którą od zawsze pomiatałaś, próbuje ratować ci dupę. Czy to nie urocze?
- Puść ją Luck. – powiedziałam.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i popchnął dziewczynę. Amber potknęła się na własnych nogach, przez co upadła na kolana, uderzając głową o szafkę. Po korytarzu rozniósł się nieprzyjemny dźwięk.
Chciałam podejść do mojej byłej przyjaciółki i pomóc jej podnieść się na równe nogi, jednak wtedy Luck złapał mnie ramiona i popchnął na szafki, dodatkowo przyszpilając mnie własnym ciałem. Zimny dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie, gdy nachylił się nade mną i złożył delikatny pocałunek na mojej szyi. Próbowałam mu się wyrwać, ale był ode mnie znacznie silniejszy.
- Dlaczego stajesz w jej obronie, hmm? – spytał odsuwając się, by móc spojrzeć mi w oczy. Jego tęczówki miały tak idealnie błękitny odcień, jak zapamiętałam. – Ta suka od zawsze cię nienawidziła i traktowała jak śmiecia.
- To nie znaczy, że mam stać z założonymi rękami, gdy ty się na niej wyżywasz. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Chłopak uśmiechnął się lekko. Widziałam w jego oczach, że był zaskoczony moją reakcją, ale nie dawał tego po sobie poznać, tylko nadal zgrywał twardziela. Sukinsyn.
- Tęskniłem za tobą, wiesz? – szepnął kładąc dłoń na moim biodrze. – Brakowało mi twoich pocałunków i twojego ciętego języka, który czasami doprowadzał mnie do szału. Żałuję, że nam nie wyszło. Byłaś najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przydarzyła.
Z trudem łapałam powietrze. Jeszcze kilka miesięcy temu, byłam tak głupia i naiwna, że pewnie bym mu uwierzyła i dała się wykorzystać, ale teraz, po tym wszystkim, co przeżyłam, nie było nawet o tym mowy.
Niewiele myśląc podniosłam nogę, tym samym uderzając kolanem w krocze chłopaka. Lucas jęknął i cofnął się do tyłu, zginając się w pół, a ja raz jeszcze uniosłam nogę, uderzając go kolanem prosto w nos. Chłopak syknął z bólu i złapał się za bolące miejsce, omal nie upadając na podłogę.
Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie i chciałam podejść do Amber, która wciąż klęczała na podłodze, płacząc cicho, by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku, kiedy usłyszałam jakieś kroki. Luck i ja spojrzeliśmy jednocześnie w tym samym kierunku. Na twarzy chłopaka pojawił się przebiegły uśmiech, kiedy zobaczył zbliżającego się do nas dyrektora w towarzystwie jakiegoś nauczyciela, którego tak właściwie nawet nie znałam.
- Co tutaj się dzieje? Czemu nie jesteście na lekcjach? – odezwał się Collins.
- Szedłem właśnie na zajęcia, kiedy zobaczyłam, jak ta dziewczyna szarpie się z Amber. – zaczął Luck ocierając krew cieknącą z nosa. Spojrzałam na niego zszokowana, nie mogąc wydusić słowa. - Kiedy próbowałem je rozdzielić, zaatakowała również mnie. – powiedział wskazując na swój nos.
- To nie prawda! – krzyknęłam odnajdując swój głos.
Spojrzałam na Amber, mając nadzieję, że powie, co tak naprawdę się tutaj wydarzyło, jednak ona siedziała skulona na podłodze, boją się spojrzeć na kogokolwiek z nas. Czułam narastającą we mnie panikę. Wiedziałam, że mi na pewno nikt nie uwierzy. Bez zeznań Amber, będzie ze mną kiepsko. Po co się do tego mieszałam?
- Panno King? – dyrektor zwrócił się do dziewczyny.
Amber z wahaniem uniosła głowę i spojrzała na mężczyznę. Dopiero teraz zauważyłam, że jej lewy policzek jest cały zaczerwieniony, a pod okiem już pokazał się brzydki, fioletowy siniak. Gdyby nie zaistniała sytuacja, pewnie ucieszyłabym się widząc ją w takim stanie.
- Czy to, co powiedział ten chłopak, jest prawdą? – spytał ją ten nieznany mi nauczyciel.
Amber spojrzała na Lucasa, a jej ciało zadrżało lekko, co najwyraźniej tylko ja zauważyłam, bo obaj mężczyźni wciąż spoglądali na nią wyczekująco, zupełnie nie zwracając uwagi na mnie i moje nieme protesty.
Dziewczyna zdecydowanie wciąż była przerażona tym co wydarzyło się chwilę temu, a obecność Lucka na pewno nie pomagała jej się uspokoić.
- Ona pewnie jej zagroziła i teraz Amber boi się mówić. – wtrącił Lucas wskazując na mnie palcem.
Serce zaczęło mi walić ekstremalnie szybko. Wiedziałam, że cokolwiek bym teraz nie powiedziała i tak nikt mi nie uwierzy. Marii cudem udało się załatwić mi powrót do tej szkoły, a teraz wszystko pójdzie w diabły.
- Panie Moon, niech pan zaprowadzi tą dwójkę do pielęgniarki. – dyrektor zwrócił się do mężczyzny. – A pani, panno Parker – spojrzał na mnie, a ja poczułam jak cała krew odpływa mi z twarzy. – Pójdzie pani ze mną.
Spojrzałam na Amber, błagając ją w duchu, by w końcu się przełamała i powiedziała, jak było naprawdę, ale ona szła już z panem Moon’em i Lucasem w stronę gabinetu pielęgniarki. Przełknęłam gulę, która pojawiła się w moim gardle i ruszyłam za dyrektorem Collins’em.
I pomyśleć, że poszłam tylko po książkę.

* * *
Siedziałam w sekretariacie, tuż obok drzwi do gabinetu dyrektora, czekając, aż skończy rozmowę z panią Marią. Dużo bardziej wolałabym być tam razem z nimi niż znosić spojrzenia ten gburowatej sekretarki, która patrzyła na mnie, jakbym jej co najmniej psa skarpetką zabiła. Idiotka. Nigdy za nią nie przepadałam.
- Nie doszliśmy jeszcze do tego, co tak naprawdę wydarzyło się na tym korytarzy, gdyż nie znamy wersji głównej poszkodowanej.
Dyskretnie przysunęłam się bardziej do drzwi, gdy do moich uszu niespodziewanie dotarł odrobinę zniekształcony przez drewnianą powłokę, głos dyrektora. Miałam cichą nadzieję, że dowiem się czegoś więcej o swojej sytuacji.
- Panna King nie chce mówić o tym, co się stało. Niestety ta cała sytuacja wygląda naprawdę kiepsko i jestem zmuszony zawiesić Emilie w prawach ucznia, aż do wyjaśnienia z wiadomych powodów. Mam nadzieję, że obejdzie się bez udziału policji i wydalenia ze szkoły.
Podniosłam gwałtownie głowę, uderzając nią o ścianę. Z pomiędzy moich ust wydobyło się niezbyt eleganckie przekleństwo, przez co ta wredna baba znowu zmroziła mnie spojrzeniem. Odpowiedziałam jej tym samym, na co natychmiast odwróciła wzrok.
 Wiadome powody. Zawieszenie. Policja. Wydalenie. Że co kurwa!?  Nic nie zrobiłam, jestem Niewinna. Że też akurat teraz Amber nie ma nic do powiedzenia. Cholera.
Przygryzłam lekko wargę i natychmiast ją puściłam, chowając twarz w dłoniach. Wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. Nie mogę teraz płakać. Muszę być twarda.
Minęło jeszcze jakieś piętnaście minut, zanim w końcu Maria wyszła z gabinetu dyrektora. Nie odezwała się do mnie ani słowem. Właściwie nawet na mnie nie spojrzała. Skinęła tylko palcem, tym samym każąc mi iść razem z nią, co oczywiście zrobiłam.
Dopiero, kiedy znalazłyśmy się w samochodzie, Maria zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem, chociaż tak właściwie, wolałabym, żeby mnie ignorowała, niż patrzyła na mnie w ten sposób. W jej oczach widziałam zawód, co jeszcze bardziej mnie zasmuciło, bo oznaczało to, że wierzyła w słowa dyrektora.
- Jak mogłaś zrobić coś takiego? – odezwała się, odpalając silnik. – Myślałam, że jesteś już na tyle dojrzała, by nie robić więcej takich głupot. Mało masz już problemów?
- Nic nie zrobiłam. – burknęłam cicho opierając głowę o szybę.
- Nic nie zrobiłaś, ale zawieszona i tak jesteś. – odpowiedziała takim samym tonem.
- Okej, przywaliłam Lucas’owi, ale to dlatego, że się do mnie przystawiał. Amber nic nie zrobiłam. Poszłam tylko po książkę, bo zapomniałam wziąć ją z szafki. Usłyszałam, że ktoś się kłóci, więc poszłam sprawdzić, co się dzieje. Lucas wydzierał się na Amber i chciał uderzyć, bo niby jest dziwką i się puszczała, kiedy z nim była. Miałam ich tak po prostu zostawić? – powiedziałam.
Maria nic nie odpowiedziała, tylko po prostu nadal skupiała się na drodze. Poczułam gulę, która niespodziewanie pojawiła się w moim gardle, a także łzy, napływające mi do oczu.
- Nie wierzysz mi, prawda? – szepnęłam. – Naprawdę myślisz, że naraziłabym moją i tak niepewną przyszłość, żeby uderzyć Amber? Gdybym naprawdę chciała ją uderzyć, pewnie skończyłaby w szpitalu z połamanymi żebrami, a nie z podbitym okiem. Przykro mi, że myślisz o mnie, aż tak źle. Robię wszystko, co w mojej mocy, by cię nie zawieźć, ale najwidoczniej już zawszę będę tą pechową dziewczyną, która zawsze potrafi tylko wszystko psuć.
Kątem oka widziałam, że Maria wciąż na mnie zerka, ale w tym momencie już nic mnie to nie obchodziło. Czułam się naprawdę urażona tym, że mi nie ufa. Czy to moja wina, że wszystko za co się wezmę, kończy się klapą?

* * *
-No i po co ja się do tego mieszałam? – burknęłam chodząc w tę i z powrotem po całym pokoju. -  Na co mi to było? Jakbym miała za mało problemów.
Baczne spojrzenie Conora wciąż podążało za moją osobą. Natychmiast po powrocie ze szkoły, zadzwoniłam do niego, pytając czy mogę się z nim spotkać. Musiałam z kimś pogadać o tym, co się stało. Z kimś, kto nie będzie mnie osądzał.
Tak jak się spodziewałam, chłopak natychmiast się zgodził. Jako, że Maria zabroniła mi wychodzić z domu, wymknęłam się na to spotkanie. Wolałam, żeby później na mnie nawrzeszczała, niż samotnie cierpieć katusze.
- Chciałam postąpić słusznie i mam z tego tylko tyle, że mogę wylecieć ze szkoły za coś, czego nie zrobiłam. Najgorsze jest to, że nawet Maria myśli, że to zrobiłam. – przy końcu głos odrobinę mi zadrżał. - Nie rozumiem, dlaczego mi nie wierzy. – szepnęłam. – Naprawdę się staram. Co mam jeszcze zrobić?
- Uspokój się. – mruknął Conor, łapiąc mnie za rękę, tym samym powstrzymując mnie od dalszego chodzenia. – Jestem pewien, że za kilka dni wszystko się wyjaśni. Musisz tylko poczekać, aż ta cała Amber zacznie mówić.
Usiadłam obok niego, na jego łóżku i oparłam głowę o jego ramię. Chciałabym, żeby wszystko było tak proste, jak sądził.
- Co jeśli potwierdzi wersję Lucasa? – wymamrotałam. – Wyrzucą mnie ze szkoły za coś, czego nawet nie zrobiłam. To chore.

- Ale dlaczego miałaby potwierdzać wersję tamtego chłopaka?
- Bo się go boi. – powiedziałam odsuwając się, by móc spojrzeć mu w oczy. – Znam ją naprawdę długo i jeszcze nigdy nie widziałam jej tak przerażonej i Lucka tak wkurzonego. Zrobi wszystko, byle zostawił ją w spokoju.
- Twierdzi, że jest z nim w ciąży. On nie odpuści, więc to nie miałoby sensu. – wzruszył ramionami.
- A co w dzisiejszych czasach ma sens?
Chłopak zamyślił się na chwilę, aż w końcu skinął głową, nie mogąc się nie zgodzić. Westchnęłam cicho i znowu się do niego przytuliłam, a on objął mnie ramieniem w talii i pocałował w skroń.
Siedzieliśmy razem do późnej godziny, po prostu rozmawiając na różne tematy i oglądając jakieś durne filmy w telewizji. Cieszę się, że postanowiłam sprzeciwić się Marii i wyjść z domu, bo dzięki temu, że spędziłam czas w towarzystwie Conora, mogłam, chociaż na chwilę zapomnieć o wydarzeniach dzisiejszego dnia i odrobinę wyluzować. Naprawdę dobrze mi to zrobiło. Potrzebowałam tego.
- Powinnam się już zbierać. – mruknęłam sprawdzając godzinę na telefonie.
Było już po jedenastej. Maria na pewno będzie na mnie nieźle wkurzona, a świadczą o tym wszystkie nieodebrane połączenia, których łącznie było około trzydziestu.
Podniosłam się z łóżka, obciągnęłam w dół sukienkę, która podciągnęła się w górę, odsłaniając sporą część moich ud i wrzuciłam telefon do torby.
- Mogę cię o coś spytać? – odezwał się Conor.
- Jasne. – uśmiechnęłam się do niego ciepło.
Chłopak zmieszał się odrobinę, a na jego policzkach pojawił się rumieniec. A może tylko mi się wydawało?
- Może wyskoczymy razem do kina, kiedy już wszystko się wyjaśni. – zaproponował.
- Jako przyjaciele?
Nie musiał nawet odpowiadać, bo już znałam odpowiedź na to pytanie. Wystarczyło spojrzeć mu w oczy. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on pochylił się nade mną i już miał mnie pocałować, jednak w ostatniej chwili udało mi się odwrócił głowę, przez co jego usta dotknęły mój policzek. Chłopak wyprostował się po chwili, by móc spojrzeć mi w oczy.
- Przepraszam, ale nie mogę. – wymamrotałam odsuwając się od niego. – Naprawdę cię lubię, ale tylko jako przyjaciela. Jeżeli wysyłałam ci jakieś sprzeczne sygnały, to bardzo cię przepraszam. Nie chciałam, żebyś coś źle odebrał.
- W porządku. – uśmiechnął się i wetknął zbłąkany kosmyk moich włosów za ucho. – Nic się nie stało.
- Na pewno?
- Tak. – uścisnął lekko moją dłoń. – Odwiozę cię.
- Nie trzeba. – zarzuciłam torbę na ramię. – Przejdę się. To niedaleko. Spacer dobrze mi zrobi.
- Jesteś pewna? To żaden problem. – powiedział odprowadzając mnie do drzwi.
- Jestem pewna. – uśmiechnęłam się do niego. – Zadzwonię do ciebie później.
Chłopak przytulił mnie mocno na pożegnanie, jednocześnie życząc dobrej nocy. Odpowiedziałam mu tym samym i wyszłam w ciemną noc.
Z domu Conora, do mojego domu, było jakieś dwadzieścia minut drogi piechotą. Gdybym przyjęła propozycję chłopaka, byłabym w domu w ciągu dziesięciu minut, ale chciałam jeszcze trochę pomyśleć.
Kurczę. Wiedziałam, że Conor lubi mnie trochę bardziej niż koleżankę czy przyjaciółkę. Dało się to wyczuć w każdym jego uścisku czy buziaku w policzek. Nie spodziewałam się, że zaprosi mnie na randkę i spróbuje mnie pocałować. W każdym razie, nie spodziewałam się, że stanie się to tak szybko.
Też go lubiłam, nawet bardzo i może kiedyś, mogłoby między nami zaiskrzyć, ale teraz nie byłam na to w ogóle gotowa. Mimo wszystko wciąż czuję coś do Louis’a, a poza tym zbyt wiele rzeczy w moim życiu działo się w tym samym czasie. Potrzebuję chwili oddechu. Nie chcę pakować się w coś, co może zranić kolejne osoby, w tym oczywiście mnie w pierwszej kolejności.
Szłam wolnym tempem, mając nadzieję przedłużyć czas, w jakim powinnam przejść ten niezbyt długi odcinek, by odwlec, chociaż trochę czekającą mnie konfrontację z Marią.
Byłam już gdzieś w połowie drogi, gdy przechodząc obok jakiegoś zaułku usłyszałam donośny, męski głos dobiegający z tamtego miejsca. Rozum podpowiadał mi, abym szła dalej, jednak moja cholerna ciekawość po raz kolejny już zwyciężyła. Przecież nic złego się nie stanie, jeśli tylko spojrzę w tamtym kierunku, prawda?
Odwróciłam się w stronę zaułka i przymrużyłam lekko powieki, by móc lepiej widzieć w słabym świetle. W uliczce stało czterech mężczyzn, trzech z lewej strony i jeden z prawej. Pomimo, że słyszałam  ich głosy, nie potrafiłam zrozumieć, o czym oni mówią,  ale po gwałtownych ruchach rąk mężczyzny po prawej, wywnioskowałam, że doszło między nimi do kłótni.
Już miałam sobie pójść, kiedy niespodziewanie jeden z mężczyzn po lewej stronie wyciągnął coś zza paska spodni, a po chwili rozległ się głośny strzał. Natychmiast zakryłam uszy i zamknęłam oczy, a z mojego gardła mimowolnie wydobył się pisk.
Kiedy kilka sekund później rozchyliłam powieki, zamarłam, zdając sobie sprawę z tego, że teraz mężczyźni zwróceni są w moim kierunku. Kątem oka dostrzegłam ciało czwartego mężczyzny leżące bezwładnie na chodniku. Serce zaczęło bić mi milion razy szybciej, a adrenalina strzeliła w moich żyłach. I chociaż wiedziałam, że nic mi to nie da, że jestem na przegranej pozycji, zaczęłam się wycofywać.
- Łapcie ją!


_________________________________________________
Całkiem zepsułam tą końcówkę. Miało to wyglądać trochę inaczej, ale niech już tak będzie. Przynajmniej z reszty jestem zadowolona.
Rozdział byłby dużo wcześniej, ale ostatnio mam strasznie mało czasu, żeby pisać i tak jakoś wyszło, że jest dopiero dziś. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się więcej pisać.
Za jakiekolwiek błędy przepraszam, ale nie mam nawet siły sprawdzać ile ich jest.
Tyle ode mnie ;)
Ocenę pozostawiam wam xx

6 komentarzy:

  1. Hshcjrkrie. Zajebistyyyyyyyy !! Kocham kocham kochaaaaam!!! Czekam ba nx :D
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Czekam na kolejny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny pisz dalej juz nie moge sie doczekac :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny, z niecierpliwością czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  5. "Jeżeli wysyłałam ci jakieś sprzeczne sygnały, to bardzo cię przepraszam. Nie chciałam, żebyś coś źle odebrał." Serio?!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow! Chce juz nastepny, super ff

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥