czwartek, 10 lipca 2014

34. Jesteś sukinsynem i skończonym idiotą Louis.

 Wchodząc do domu, ściągnęłam z nosa okulary przeciwsłoneczne, które dostałam od Harry’ego i kierując się do kuchni, zaczęłam bawić się nausznikami. Zatrzymałam się w progu pomieszczenia i oparłam się o framugę, obserwując panią Marię, która siedziała przy stole i wypełniała jakieś dokumenty.
- Cześć. – powiedziałam cicho.
Kobieta uniosła głowę znad papierów i ściągnęła okulary, których w ostatnim czasie dość często używała. Kiedy mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawił się ni to uśmiech ni to grymas.
- Cześć. – odpowiedziała.
- Przepraszam, że wyszłam wczoraj nie dając wcześniej znać. – wymamrotałam. - No i że nie zadzwoniłam. Wyleciało mi to z głowy.
- W porządku. – parsknęła. – Ale następnym razem wolę się nie domyślać, gdzie się podziewasz. – uśmiechnęła się lekko.
- Okej. – zaśmiałam się cicho.
Podeszłam bliżej i usadowiłam się na krześle, dokładnie naprzeciwko niej. Wyciągnęłam z misy leżącej na stole jabłko i wgryzłam się w niej, czując, że powoli zaczynam robić się głodna.
- Byłaś z Louis’em i jego przyjaciółmi, prawda? – spytała po chwili ciszy.
Wpuściłam na sekundę wzrok i ponownie zerknęłam na kobietę, kiwając lekko głową. Widziałam, że nie jest zachwycona moją odpowiedzią.
- Nie tyle z Louis’em, co z jego przyjaciółmi. – wyjaśniłam. – Właściwie poszłam tam pogadać z Liam’em, ale pojawił się Niall i poprosił, żebym została na imprezie. Nie umiałam się nie zgodzić. No i poznałam Conora Maynarda. – dodałam cicho.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. – powiedziała Maria.
Wzięłam kolejny kęs jabłka, przez chwilę w ciszy przyglądając się, jak kobieta podpisuje jakieś papiery, które zapewne miały coś wspólnego z dzieciakami będącymi w zakładzie poprawczym, w którym pracowała.
- Nie wiem, czy to, co robię jest dobre, bo już dzisiaj pokłóciłam się z Louis’em – przyznałam – ale nie chcę przez niego i nasze kłótnie rezygnować z przyjaźni z resztą grupy, bo naprawdę ich lubię.
 - Wierzę, że postąpisz słusznie i nie zrobisz nic głupiego kochanie. – lekko uścisnęła moją dłoń.
Uśmiechnęłam się lekko, a na moich policzkach mimowolnie pojawiły się rumieńce. Już zrobiłam coś naprawdę głupiego, czego niebawem będę musiała ponieść konsekwencje. Nic gorszego już się przecież nie może wydarzyć, prawda?

* * *
- Jeżeli kiedykolwiek narzekałam na to, że mamy mało roboty, odszczekuję to. – wymamrotała Abby, kiedy kolejni klienci odeszli od kasy.
- Rozumiem, co masz na myśli. – jęknęłam opierając się łokciami o blat. – Już tęsknię za tym, jak mogłyśmy nic nie robić i dostawać jeszcze za to kasę.
Do lady podeszło dwóch młodych chłopaków. Byli pewnie w naszym wieku albo może trochę starsi. Obaj uśmiechali się do mnie i Abby, wyraźnie nami zainteresowani, jednak moja przyjaciółka nawet nie zwróciła zbyt na nich uwagi. Poprosiła ich o zamówienie i poszła je przygotować, gdy ja zostałam z nimi sama i odbierałam pieniądze.
- Jak ci na imię? – spytał jeden, podając mi odpowiedni banknot.
Miał długie do ramion czarne włosy, a także ciemne oczy. Był dość przystojny, tak jak jego towarzysz, z tym, że ten drugi miał krótkie jasne włosy i równie jasne oczy. Może okazałabym wobec nich pewne zainteresowanie, gdyby nie to, że moje serce było już niestety zajęte przez pewnego sukinsyna, który miał mnie totalnie gdzieś.
- Emilie. – powiedziałam automatycznie.
- Jestem Bradley, a to mój kumpel Calum. – uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe zęby.
W tym momencie wróciła Abby, stawiając przed chłopakami ich koktajle. Podałam resztę temu, który przedstawił się, jako Bradley, a on przyjmując ją, specjalnie dotknął mojej dłoni, co sprawiło, że przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Dałabyś mi swój numer? – spytał, w ogóle nie zauważając mojej reakcji na jego dotyk.
- Ma chłopaka. – warknęła Abby. – I ja też, więc.. – urwała wyganiając ich gestem dłoni.
Chłopcy zmarszczyli brwi zaskoczeni agresją mojej przyjaciółki, ale nic nie powiedzieli, tylko potulnie odeszli od lady. Uśmiechnęłam się półgębkiem i spojrzałam na Abby.
- Co w ciebie wstąpiło? – zaśmiałam się.
- Nie wiem, irytujący byli. – mruknęła zakładając ręce na piersiach.
- Wcale nie. – odpyskowałam powtarzając jej gest. – To chyba ma coś wspólnego z pewnym Irlandczykiem.
- Nie-e! – krzyknęła, a kilka osób znajdujących się w knajpce spojrzało na nas dziwnie. – A tak drastycznie zmieniając temat, czy wydarzyło się coś między tobą, a Harry’m, kiedy odwodził cię dwa dni temu do domu?
- Nie-e! – krzyknęłam, a ona zaczęła się śmiać. – A tak serio, to nic się nie działo oprócz tego, że wybłagałam od niego okulary przeciwsłoneczne. No i pytał jeszcze, co wydarzyło się między mną a Louis’em, w kuchni, bo widział, że ze sobą gadaliśmy.
- Coś o tym napomknął. – wymamrotała, wycierając blat ściereczką.
Zmarszczyłam lekko czoło. Zaskoczyła mnie jej nagła zmiana nastroju. Sekundę temu była radosna jak szczeniaczek, a teraz wyglądała na zamyśloną i w ogóle, nagle odebrało jej chęć do rozmowy. To było naprawdę dziwne.
- Co się dzieje? – spytałam.
- Hmm? – spojrzała na mnie unosząc brwi.
- Nagle zamilkłaś. – wyjaśniłam. – Chcę wiedzieć, dlaczego.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, jednak szybko je zamknęła, kiedy coś zauważyła. Westchnęła cicho i znowu zwróciła się w moją stronę, uśmiechając się smutno.
- Lepiej będzie, jak oni powiedzą ci, o co chodzi. – mruknęła wskazując na kogoś głową.
Zmarszczyłam czoło i spojrzałam w kierunku, który wskazywała. Byłam zdziwiona, kiedy zobaczyłam zbliżających się do nas Niall’a i Conora. Okej, Niall to jeszcze nic dziwnego, bo Abby tu pracuje, a oni są parę, ale to nie tłumaczy obecności drugiego chłopaka. Prędzej spodziewałabym się tutaj Harry’ego, czy nawet Liam’a.
- Cześć dziewczyny. – jako pierwszy odezwał się Niall
- Po co ci okulary przeciwsłoneczne? – zwróciłam się do Conora, kiedy tamta dwójka witała się ze sobą. – Na zewnątrz nie ma słońca i jest raczej buro.
- Po prostu je lubię. – zaśmiał się trochę sztucznie.
Przyjrzałam mu się uważniej, nie rozumiejąc, o co chodzi. Po chwili dostrzegłam coś pod jednym ze szkiełek. Coś, czego raczej nie powinno tam być. Wyglądało trochę jak zwykły cień, ale musiałam się upewnić.
- Zdejmij je. – poprosiłam.
- Emilie.. – odezwał się Niall.
- Niech je zdejmie. – powiedziałam poważnym tonem.
Chłopak westchnął cicho, ale i tak zrobił to, o co prosiłam. Moje oczy rozszerzyły się dwukrotnie, kiedy ujrzałam wielkiego, fioletowego siniaka widniejącego na jego prawym oku, którego nawet nie mógł teraz za bardzo otworzyć zapewne z powodu bólu.
Przeskoczyłam ladę i stanęłam dokładnie naprzeciwko niego. Chwyciłam go pod brodą, obracając jego twarz bardziej do światła, by móc mu się lepiej przyjrzeć.
- Co ci się stało? – spytałam, jednak od razu sama odpowiedziałam sobie na to pytanie. – Louis ci to zrobił, prawda?
Cała trójka milczała, a ja już wiedziałam, że moje przypuszczenia są słuszne. Puściłam chłopaka i przetarłam twarz dłońmi. Nie mogę w to uwierzyć.
- To był wypadek. – wymamrotał Conor. – Harry oberwał bardziej.
- Słucham? – niewiele brakowało, abym zaczęła krzyczeć.
Niall przepchnął się obok Conora, stając obok niego. Położył mi dłonie na ramionach, delikatnie zmuszając mnie, abym na niego spojrzała. Nie widziałam w jego oczach tego radosnego błysku, który zawsze tam był.
- Kiedy Harry wrócił do domu, po tym, jak cię odwiózł, powiedział, że idzie pogadać z Louis’em. Nie wiedzieliśmy, o co dokładnie chodzi, ale się nie wtrącaliśmy, bo wiedzieliśmy, że jeżeli ktoś może wpłynąć na Louis’a, to będzie to Harry. Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy usłyszeliśmy krzyki dochodzące z piętra, a chwilę później coś gruchnęło. Wszyscy natychmiast pobiegliśmy sprawdzić, co się dzieje. Całe szczęście, że byliśmy w domu, bo wolę nie myśleć, co byłoby z Harry’m. – westchnął.
Zakryłam usta dłonią słuchając tego, co mówi. Już byłam wstrząśnięta, a wiedziała, że Niall jeszcze nie skończył opowieści.
- Gdy wpadliśmy do pokoju Louis’a, ten siedział na Harry’m i okładał go pięściami po twarzy, mamrocząc pod nosem jakieś wyzwiska. Conor i ja od razu rzuciliśmy się, żeby odciągnąć go od Stylesa, a Zayn i Liam sprawdzali, co z Harry’m. Tylko, że to wszystko nie było takie proste, bo Louis był jak w jakimś amoku. Dosłownie jakby wpadł w furię. Wyrwał się nam i pierwszą osobą, jaka oberwała, był Conor. Zayn, Liam i ja złapaliśmy go, zanim zdążył zadać kolejny cios. Próbował się jeszcze wyrwać, ale na szczęście zaczął chyba tedy już opadać z sił. Wrzeszczał tylko jeszcze na Conora, że to zdrajca i że nigdy mu tego nie wybaczy. – wymamrotał blondyn.
Opadłam na stołek barowy, podpierając łokcie na kolanach i chowając twarz w dłoniach. Boże święty. To się nie dzieje naprawdę.
- Ty..- po chwili spojrzałam na Conora -  ty masz podbite oko. – wykrztusiłam. – A co z Harry’m? – szepnęłam.
- Podbite oko, rozcięta warga i łuk brwiowy i niewiele brakowało, a miałby złamany nos. – powiedział Niall.
- Chryste.
- Harry mówił, że zanim cię odwiózł, rozmawiałaś w kuchni z Louis’em. – wtrącił Conor.
- Rozmawiałam z nim. – potwierdziłam. – To było tak, że poszłam po coś do picia i on tam przyszedł i spytał, czy możemy porozmawiać, ale ja powiedziałam, że nie mamy, o czym. Wtedy on powiedział, że nie powinnam spotykać się ani z tobą – wskazałam na Conora – ani tym bardziej z Harry’m, bo nie jesteście dla mnie odpowiedni. Wkurzyłam się. Nie rozumiałam nawet, o co mu chodzi, dlaczego mówi mi coś takiego. Powiedziałam mu, żeby się ode mnie odpieprzył i przestał marnować swój czas i – urwałam, zdając sobie z czegoś sprawę. – Użyłam tym samych słów, co on, w rozmowie z tobą. – szepnęłam. – To dlatego cię uderzył i nazwał zdrajcą. Myśli, że powiedziałeś mi, co ci o mnie mówił.
- To ma sens. – westchnął Conor.
Niall patrzył na nas zdezorientowany, co przypomniało mi, że nie miało niczym pojęcia. Abby poklepała go lekko po ramieniu i spojrzała wzrokiem mówiącym, że później wyjaśni mu, co chodzi. Przygryzłam wargę, kręcąc lekko głową.
- Czyli to moja wina. – powiedziałam cicho.
- Przestań, nawet tak nie myśl. – Conor chwycił moją dłoń i uścisnął ją lekko. – Poza tym, to nie wyjaśnia, czemu uderzył Harry’ego
- Emilie, Conor ma rację. – mruknął Niall. – Nie zadręczaj się tym i nie mieszaj się. Wszystko wyjaśnimy, wyluzuj.  – uśmiechnął się do mnie lekko.
 Pokiwałam lekko głową, czując rosnące wyrzuty sumienia. Doskonale wiedziałam, że to moja wina i muszę to jakoś odkręcić. Nie chcę, żeby z mojego powodu ich przyjaźń się rozpadła. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.

* * *
Poprosiłam Abby, żeby przez chwilę zajęła się wszystkim, a sama poszłam na zaplecze. Pomimo tego, co mówili moi przyjaciele, nie mogłam się nie mieszać. Taką już mam naturę. Poza tym Louis posunął się za daleko i nie mogłam tego tak po prostu zostawić. Nie rozumiem, jak oni mogą to tolerować. Jest ich przyjacielem, ale są jakieś granice.
Usiadłam na jakiejś skrzyni, w kącie małego pomieszczenia i wyciągnęłam telefon z kieszeni dżinsowych spodni. Odetchnęłam kilkakrotnie, zanim w końcu wybrałam odpowiedni numer. Z każdym kolejnym sygnałem, serce waliło mi coraz mocniej.
- Emilie? – usłyszałam nagle. Głos chłopaka brzmiał, jakby odczuwał ulgę. Kiedyś pewnie bym to łyknęła, ale nie dziś. Nie po tym, co usłyszałam.
- Jesteś sukinsynem i skończonym idiotą Louis. – warknęłam, mocniej ściskając telefon.
- Proszę, wysłuchaj mnie.. – zaczął słabym głosem.
- Nie, to ty mnie posłuchaj. – powiedziałam ostrym tonem. – To, co jest między nami, pozostaje między nami, jasne? To, co zrobiłeś swoim własnym przyjaciołom, to totalne przegięcie. To jest chore. Ty jesteś chory i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Zmieniasz się przez nią, a najgorsze jest to, że sam nie zdajesz sobie z tego sprawy. Już nie jesteś tym samym chłopakiem, którego po.. – urwałam i zaczerpnęłam głośno powietrza. – którego polubiłam. – dokończyłam. – Bóg mi świadkiem, że jeśli tylko zbliżysz się do mnie albo znowu przyjdzie ci do głowy zrobić piniatę ze swojego kumpla, zgłoszę to na policję. – usłyszałam po drugiej stronie, jak chłopak wypuszcza głośno powietrze z płuc. – Zastanów się lepiej, czy ona naprawdę jest warta utraty wszystkiego, co tak bardzo kochasz. Cześć. – powiedziałam i rozłączyłam się.
Zacisnęłam mocno powieki i pokręciłam głową. Dlaczego w ogóle wciąż staram się mu pomóc, skoro oczywiste jest, że on i tak zawsze wybierze Eleanor, mimo, że ta dziewczyna ewidentnie niszczy jego oraz całe jego życie.
- Jestem z ciebie dumna.
Poderwałam gwałtownie głowę i spojrzałam na przyjaciółkę, która weszła właśnie w głąb pomieszczenia. Na jej twarzy widniał ciepły uśmiech.
- Słyszałaś?
- Tak. – potwierdziła. – Wiedziałam, że mimo wszystko będziesz chciała z nim pogadać. – mruknęła.
- Pobił Harry’ego i przy okazji uderzył również Conora. – szepnęłam. – Nie wiem, co w niego wstąpiło, ale nie mam zamiaru tego dłużej tolerować. Louis Nie jest cholernym pępkiem świata.
- Rozumiem cię. – westchnęła. - Dobrze, że mu wygarnęłaś. Eleanor wlazła mu pod skórę i ma teraz na niego zbyt wielki wpływ. A może ona daje mu jakieś prochy? Jak myślisz?
- Przestań. – parsknęłam. – Nie posunęłaby się, aż tak daleko. Nie jest idiotką.
- Co to za pogaduchy!?
Zerwałam się na równe nogi i stanęłam obok Abby, która z niewinnym uśmiechem wpatrywała się w naszego szefa, który dzisiaj był z zdecydowanie złym nastroju.
- Wracajcie do roboty, bo wam pensję obniżę.
Wymamrotałyśmy pod nosem jakieś przeprosiny i wszystko wyszłyśmy z zaplecza. Kiedy stanęłyśmy z powrotem przy ladzie, Abby uśmiechnęła się lekko.
- To naszą pensję można jeszcze obniżyć? – zdziwiła się.
Nie wytrzymałam i momentalnie parsknęłam śmiechem, bo cholera, ona ma rację

* * *
Po raz pierwszy, od mojej rozmowy z Conorem w tamtej łazience, zaczęłam na serio zastanawiać się nad tym, co mi wtedy powiedział, o tym, że powinnam porozmawiać ze swoimi bliskimi. Wiedziałam, że ma rację, bo nie mogę przecież do końcu ukrywać ciąży. Coś takiego w ogóle jest możliwe? Zapewne, kiedy nie jest się szesnastolatką, to owszem.
Na początek chciałam porozmawiać tylko z panią Marią, co pewnie będzie najtrudniejszą rzeczą. Tak właściwie, nie wiedziałam nawet, od czego mam zacząć. Dlaczego to musi być takie trudne? Dlaczego musiałam wpakować się w takie gówno. Po co mi to było? Mogłam nadal być szczęśliwą dziewicą.
Już od dobrej godziny leżałam na łóżku i obgryzając paznokcie obmyślałam swój „plan działania”, co okazało się być naprawdę trudne. A może wynajmę kogoś, by zrobił to za mnie? Tak wiem, jestem beznadziejna.
Wiedziałam, że Maria jest już w domu, jednak naprawdę trudno było mi znaleźć odwagę, by wstać z łóżka i zejść na dół, by z nią porozmawiać. Naprawdę bałam się jej reakcji. Co, jeśli się na mnie wścieknie i nie będzie chciała ze mną rozmawiać? A jeśli zacznie żałować tego, że mnie przygarnęła? Bycie teraz sam na sam z myślami, to nie jest dobre rozwiązanie, bo tylko jeszcze bardziej wszystko komplikuję.
Wzięłam jeden, głęboki wdech i przez cały czas zagryzając wargi, powoli podniosłam się na równe nogi, a następnie wyszłam z pokoju. Gdy schodząc po schodach usłyszałam głos kobiety, miałam ochotę się wycofać. Zatrzymałam się i spojrzałam w dół, na swój brzuch, który powoli zaczął się już zaokrąglać.
- Nie stchórzę. – szepnęłam dotykając brzucha. – Nie tym razem.
Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni, skąd dochodził głos. Zatrzymałam się w progu i zobaczyłam, że kobieta chodzi po całym pomieszczeniu z telefonem przy uchu. Na mój widok uśmiechnęła się lekko i gestem dłoni powiedziała mi, żeby chwilę zaczekała.
Skinęłam głową i wetknęłam dłonie do kieszeni bluzy, kołysząc się lekko na podeszwach butów. Z każdą sekundą bałam się coraz bardziej, ale wiedziałam, że nie mogę się już wycofać. Niebawem nie będę już w stanie ukryć przed nią tej ciąży. Maria nie jest głupia, zresztą kiedyś urodziła dziecko.
- Co się dzieje skarbie? – spytała odkładając telefon na stół.
- Ja.. ja muszę z tobą porozmawiać. – zaczęłam niepewnie.
Uśmiech natychmiast zniknął z jej twarzy. Stała się bardziej poważna oficjalna. Chyba zrozumiała, że nie chodzi o byle głupotę.
- Tak?
- Ja zrobiłam… zrobiłam coś naprawdę… popełniłam ogromny błąd i … ja… - głos drżał mi coraz bardziej. – To była głupota, teraz to wiem. – urwałam, bojąc się mówić dalej.
- Skoro o głupotach już mowa. – wtrąciła Maria.
Podeszła do jednej z szafek kuchennych i zajrzała do środka. Po chwili znowu stanęła obok stolika i położyła coś na nim. Dwa białe patyczki. Momentalnie zapomniałam, jak się oddycha, a moje oczy wypełniły się łzami.
- Czy to o tej głupocie chcesz porozmawiać? – spytała.


_____________________________________
Zdaję sobie sprawę z tego, że rozdział jest dość krótki, ale z tym już nic nie mogłam zrobić. Może następny będzie dłuższy. Taką przynajmniej mam nadzieję.
Jeżeli są jakieś błędy (a na pewno są) to przepraszam. Chciałam jak najszybciej dodać już ten rozdział i nie miałam czasu sprawdzać.
Chyba nie zabijecie mnie za to, że robię coraz więcej komplikacji, prawda? ;)
Tyle ode mnie dzisiaj. Może następny rozdział uda mi się dodać równie szybko co ten.
Całuski!

6 komentarzy:

  1. Cudowny <3
    Jak Louis mógł tak postąpić? Wobec własnych przyjaciół? Ugh.. Brak mi słów na niego.
    Mam nadzieję, że rozmowa Emilie z Marią pójdzie pomyślnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział :) Teraz tylko strasznie czekam aż dowie się Louis.Pisz szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam dla Ciebie pocieszenie ;) Zabić Cię nie możemy, bo kto wtedy by nam pisał dalej to cudowne opowiadanie?! ;p :D
    Kurczę... I teraz będzie mnie cholernie skręcało, żeby przeczytać już kolejny rozdział. :I Mam przeczucie(czyt.jestem tego pewna), że będzie się działo :D
    Powodzenia w pisaniu! :*
    Weny, weny i jeszcze raz weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział <3
    Czekam na kolejny!
    Weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O jezu chryste. Wspaniały rozdział! Czekam na kolejny.
    Weny,weny, i jeszcze raz weny :D ~Camilla x

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy tylko mnie serce wali tak mocno, że spokojnie mogłoby wyskoczyć i pofrunąć hen hen daleko? I dlaczego Ty mi to robisz? Dlaczego zawsze kończysz w takich momentach, w których napięcie jest tak wysokie? Zwariować można :D
    Czekam na kolejny i życzę weny!

    Pozdrawiam
    Ola :*

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥