niedziela, 27 kwietnia 2014

27. Jestem dokładnie taka sama jak oni.

 - O mój Boże.
Tylko tyle zdążyłam wykrztusić, zanim znalazłam się w objęciach trójki moich rozwrzeszczanych przyjaciół z zakładu poprawczego. W pierwszej chwili myślałam, że mam przywidzenia albo halucynacje, ale kiedy poczułam ciepło ich ciał, zrozumiałam, że oni naprawdę tu są.
Gdy trafiłam do poprawczaka Tammy, Taylor i Fletcher to były pierwsze osoby, które poznałam i jedyne, które tak naprawdę polubiłam. Z wszystkich osób, które tam się znajdowały, oni jedyni wydawali mi się w miarę normalni, jeżeli w ogóle mogę użyć wobec nich takiego słowa.
Kiedy pani Maria zabrała mnie do siebie, byłam pewna, że nigdy więcej ich nie zobaczę. Nie mogę uwierzyć, że stoją tu teraz przede mną. Gdy miałam doła, zawsze umieli poprawić mi humor. I chociaż Abby jest moją najlepszą przyjaciółką i naprawdę ją kocham, to oni są niezastąpieni.
Natychmiast odwzajemniłam ich uściski, piszcząc równie głośno, co oni. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo mi ich brakowało, aż do chwili, gdy znowu ich zobaczyłam.
- Wciąż ta sama mała Emilie. – mruknął Taylor przytulając mnie od tyłu.
- Nic się nie zmieniłaś dziewczyno. – zaśmiała się Tammy, czochrając mi włosy.
- Za to wy tak. – odparłam z uśmiechem, wyrywając się chłopakowi. – Ale co wy tu robicie? Jak… nie rozumiem.
Cała trójka spojrzała ponad moim ramieniem, a na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy, kiedy coś zobaczyli. Coś albo kogoś. Odwróciłam się powoli, a wtedy mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem pani Marii, która obserwowała nas z progu kuchni.
Niewiele myśląc podbiegłam do kobiety i przytuliłam ją z całej siły. Ona jest prawdziwym aniołem, chociaż nie ma skrzydeł.  Ja wciąż coś chrzanię i jestem nie do zniesienia, a ona… To jest niesamowite.
- Dlaczego to pani zrobiła? – spytałam cicho.
 - Żebyś, choć na chwilę przestała się zamartwiać i zaczęła się bawić, tak jak wszyscy inni w twoim wieku. – powiedziała z uśmiechem.  
Odwzajemniłam uśmiech i cmoknęłam ją w policzek, rozbawiając ją tym jeszcze bardziej.
- Ale to nie jest jednorazowa wizyta, prawda? – wymamrotałam zerkając na przyjaciół.
- Do końca wakacji możecie się widywać trzy razy w tygodniu, a w roku szkolnym, co drugi weekend. – wyjaśniła kobieta.  - Tylko pamiętajcie, co wam mówiłam. – zwróciła się do moich przyjaciół, grożąc im palcem
- Ma się rozumieć. – Fletcher zasalutował, robiąc przy tym zabawną minę.
Maria pokręciła głową, z udawaną dezaprobatą i ponownie zniknęła w kuchni.  Mimo, że czasami doprowadzali ją do białej gorączki to i tak ich lubiła, co było widać. Odwróciłam się do przyjaciół, wciąż szczerząc się niczym głupi do sera.
- Muszę wziąć prysznic i się przebrać i możemy iść na miasto. – powiedziałam.
- Mogę dołączyć do ciebie pod prysznicem? – spytał Fletcher.
- Zamknij się pajacu. – Tammy zdzieliła go po głowie. – Prowadź! – dodała uśmiechając się do mnie radośnie.

* * *
- Więc to prawda, że ty i ten koleś z tego zespoliku jesteście razem? – spytała Tammy, kiedy wyszłam z łazienki rozczesując włosy.
Tammy razem z Taylor’em siedzieli na moim łóżku i z uwagą przyglądali się kolarzowi na ścianie. Serce zabiło mi mocniej na widok mojego zdjęcia z Louis’em. Zastanawiałam się, czy nie powinnam go ściągnąć, ale miałam do niego zbyt wielki sentyment, by to zrobić.
- Nie. Tylko się przyjaźnimy. – powiedziałam związując włosy w koński ogon na czubku głowy.
Chociaż nawet tego już nie jestem pewna, dodałam w myślach. Dziewczyna spojrzała na mnie i lekko zmarszczyła czoło.
- Jak wy w ogóle… - zaczęła wykonując dziwne gesty rękami.
- To skomplikowane. – wzruszyłam ramionami.  – Nie chcę o tym gadać.
Otworzyłam szafę, chcąc znaleźć jakąś bluzę i pisnęłam przerażona i złapałam się za serce, kiedy zobaczyłam w niej Fletchera. Cała trójka zaczęła się nabijać z mojej reakcji, na co wywróciłam oczami. Już zdążyłam zapomnieć, jacy z nich żartownisie.
- No, a jak ci się tu mieszka? – spytał Taylor, kiedy trochę się uspokoili. – Nie tęsknisz za naszymi dzikimi imprezami? – poruszył zabawnie brwiami.
- Jest okej. – mruknęłam, popychając na obrotowy fotel Fletchera, który wciąż chodził dookoła mnie. – Na początku trudno było mi się do tego wszystkiego przyzwyczaić, ale teraz już jest dobrze, chociaż czasami wolałabym znowu znaleźć się w poprawczaku.
- Teraz przynajmniej masz normalne życie. – powiedziała Tammy. – U nas nic się nie zmienia. Każdego dnia to samo gówno i te same wstrętne mordy, których mam już dość.
Cóż, to co działo się w poprawczaku nie było nawet takie złe w porównaniu z tym, co teraz dzieje się w moim życiu. Z jednej strony nie żałowałam tego, że Maria wzięła mnie do siebie, ale z drugiej, gdyby nie to, teraz nie miałabym tych wszystkich problemów. Albo miałabym inne, lepsze.  Mogą być w ogóle lepsze problemy? Chyba jest ze mną coraz gorzej.
- Tego całego Gashtona też? – wymamrotał Fletcher.
- Zamknij się. – bąknęła Tammy rumieniąc się lekko.
Spojrzałam pytająco na Taylora, a on w odpowiedzi narysował w powietrzu serduszko. Parsknęłam cicho, jednak szybko się opanowałam, gdy Tammy zgromiła mnie wzrokiem. No proszę, moja Tammy, która broniła się przed miłością rękami i nogami, najwyraźniej w końcu się zakochała. Dokładnie tak jak ja.
- To co? Zbieramy się? – Tammy zerwała się na równe nogi klaszcząc w dłonie. Ewidentnie chciała odwrócić uwagę od swojej osoby. W sumie rozumiem ją, ja też nie lubię być w centrum uwagi.
- Taa, chyba tak. – posłałam jej lekki uśmiech.
Dziewczyna spojrzała na mnie z wdzięcznością, na co uśmiechnęłam się szerzej. Cóż, to że teraz jej pomogłam, nie oznacza jeszcze, że za chwilę sama nie zacznę jej wypytywać. Ja też jestem ciekawa!

* * *
To był pierwszy dzień od tamtej przeklętej imprezy, kiedy naprawdę się śmiałam i byłam po prostu szczęśliwa, bawiąc się jak kiedyś moimi przyjaciółmi. Nie wiem, jak podziękuję Marii za to, co dla mnie zrobiła.
Większość czasu spędziliśmy w parku śmiejąc się, żartując i ogólnie robiąc mnóstwo hałasu, przez co wielu ludzi patrzyło na nas krzywo.  Nie żeby jakoś specjalnie nam to przeszkadzało. Gdy byliśmy razem, nigdy nie przejmowaliśmy się opinią innych.
- Boże, jak zajebiście jest znowu robić to, na co tylko mam ochotę. – mruknął Fletcher odpalając kolejnego papierosa.
- Mała, nawet nie wiesz, jakie masz szczęście, że nie siedzisz już w tym bagnie. – dodał Taylor biorąc od niego fajkę.
- Może i tak, ale przeszłość dopada mnie nawet, kiedy próbuję żyć normalnie. – wymamrotałam przypominając sobie moją wyprawę z Louis’em do Holmes Chapel i późniejsze konsekwencje mojej głupoty.  – Od tego nie ma ucieczki.
- Ale chrzanisz. – burknęła Tammy uderzając mnie lekko w ramię.
Usiadłam na ławce obok Fletchera i właśnie w tej chwili poczułam wibracje w kieszeni dżinsów. Mamrocząc pod nosem kilka obelg, które rozbawiły moje towarzystwo, wyciągnęłam komórkę, żeby sprawdzić, kto dzwoni. Zamarłam, widząc imię „Louis” na ekranie telefonu.
- Wraca szara rzeczywistość. – bąknęłam pod nosem.
Miałam właśnie wcisnąć zieloną słuchawkę, by odebrać i mieć z głowy tą rozmowę, jednak Fletcher wyrwał mi urządzenie i uciekając kilka metrów dalej, wcisnął odpowiedni guzik i przyłożył telefon do ucha.
- Halo? – mruknął znudzonym głosem. – Jestem przyjacielem Emilie, a ty to kto?
- Fletcher! – warknęłam próbując zabrać mu telefon, jednak był szybszy ode mnie.
- Pierdolisz. – zaśmiał się. – Nie powinieneś być teraz na jakimś koncercie albo ze swoją dziewczyną?
Spojrzałam na Taylora szukając u niego pomocy, ale on tylko wzruszył ramionami i zaciągnął się dymem papierosowym. Tammy z kolei wyglądała na rozbawioną całą tą sytuacją. Mnie nie było do śmiechu. Fletcher mógł jeszcze bardziej pogorszyć moje stosunki z Louis’em.
- Emie cię nie potrzebuje, ma nas, swoich prawdziwych przyjaciół. Zajmiemy się nią lepiej niż ty koleś, bo znamy ją lepiej i dłużej. Zajmij się swoją karierą czy czymś tam i odwal się od niej. Nara! – burknął do słuchawki i się rozłączył.
Wyrwałam mu telefon z ręki, a następnie popchnęłam chłopaka z całej siły, dając upust swojej złości i frustracji. Wiedziałam, że chciał dobrze, ale ta cała sytuacja była dla mnie już wystarczająco trudna, a on wszystko tylko pogorszył.
- Dlaczego to zrobiłeś? – warknęłam. – Nie prosiłam cię o to.
- Zrobiłem to, bo sama nie dałabyś rady. Od razu widać, że lecisz na tego gościa jak dziewczynka z podstawówki. – powiedział dziwnie spokojnym głosem.
 Zarumieniłam się na jego słowa. To naprawdę, aż tak widać? Cóż, Louis jakoś nie widzi. Najwyraźniej tylko on jest taki ślepy.
- To jest moja sprawa. – mruknęłam nie mogąc spojrzeć mu w oczy. – Nie powinieneś się wtrącać.
- Wiesz co? Rób, co chcesz. – warknął. – Mam to w dupie. Chciałem ci tylko pomóc, ale najwyraźniej ten kretyn, który ewidentnie cię zlewa, znaczy dla ciebie więcej niż przyjaciele. – powiedział i kipiąc ze złości ruszył w głąb parku.
Stałam oniemiała, nie mając pojęcia, co tak właściwie się wydarzyło. Fletcher i ja często się sprzeczaliśmy, ale głównie o to, który film jest lepszy albo, jaki smak lodów powinniśmy zjeść. Nigdy na poważnie, aż do dzisiaj.
- Przyprowadzę go z powrotem. – bąknął Taylor, oddając niedokończonego papierosa Tammy.
Usiadłam z powrotem na ławce i ze zdenerwowania zaczęłam obgryzać paznokcie. Tammy usiadła obok mnie i wcisnęła mi do ręki fajkę. Automatycznie wzięłam jednego bucha.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że on nadal na ciebie leci. – mruknęła.
- Tak. Zauważyłam. – wymamrotałam spuszczając wzrok na swoje buty.
Kiedy byłam w poprawczaku, między Fletcherem i mną było coś więcej niż tylko przyjaźń. Mimo, że tak naprawdę nie byliśmy parą, robiliśmy wiele rzeczy, które definitywnie na to wskazywały. Kiedy przeniosłam się do Marii, to wszystko się skończyło, to oczywiste. W miarę szybko zapomniałam o tym wszystkim, ale Fletcher najwyraźniej wciąż miał obraz nas razem w głowie.
- Chyba nie myślałaś, że on tak szybko zapomni o wszystkich waszych intymnych chwilach. – wzruszyła ramionami.
Spojrzałam na nią wzrokiem mówiącym „nie pomagasz mi”, na co ona tylko się zaśmiała. Siedziałyśmy przez kilka minut w ciszy, podając sobie szluga i czekając na powrót chłopców. Kiedy zobaczyłam samotnie zbliżającego się do nas Taylora, natychmiast zerwałam się na równe nogi.
- Gdzie on jest? – spytałam zanim ten zdążył się odezwać.
- Siedzi przy pobliskiej lodziarni. – mruknął. – Powiedział, że nigdzie nie idzie.
Uwielbiam go, ale jak Boga kocham, któregoś dnia urwę mu głowę. Jest uparty jak osioł. Albo jak ja, zależy, z której strony spojrzeć. Nieźle się dobraliśmy, nie ma co.
Rzuciłam niedopałek za siebie i bez słowa ruszyłam w stronę dobrze znanej mi lodziarni. Kiedyś byłam tam dość częstym gościem, ale kiedy przytyłam kilka kilogramów, musiałam zrezygnować z tej przyjemności.
Gdy zobaczyłam Fletchera siedzącego na ławce, ze spuszczoną głową, poczułam się jeszcze gorzej. Nie widzieliśmy się tyle czasu, a ja rozpoczynam nasze spotkanie kłótnią o chłopaka, który od jakiegoś czasu ma mnie kompletnie gdzieś. Bomba.
- Hej. – szepnęłam siadając obok niego.
Podniósł głowę, spojrzał na mnie, a po chwili odwrócił wzrok, jednocześnie przeczesując dłonią włosy. Był zły i zawstydzony, rozpoznałam to po tym jednym geście.
- Przepraszam, okej? Zachowałam się jak totalny buc. Ostatnio wszystko tylko chrzanię, nie chcę zniszczyć również naszej przyjaźni. Po prostu ta cała sytuacja z Louis’em jest tak cholernie dla mnie niejasna i nie wiem już co mam robić… kretynka ze mnie. – walnęłam się otwartą dłonią w czoło.
- Dlaczego tak bardzo ci na nim zależy? – spytał cicho. – Dlaczego nigdy nie zależało ci tak na mnie?
- Nie wiem. – przyznałam. – Chciałabym przestać czuć do niego to, co czuję, ale to nie jest takie proste. Nienawidzę tego uczucia, ale nic nie umiem z nim zrobić. A co do nas… może nie byliśmy sobie pisani, jako para. Kocham cię, ale jako brata.
- Brata, który robił ci..
Walnęłam go pięścią w ramię, żeby się zamknął. Nie chciałam sobie przypominać tych wszystkich rzeczy. To było dziwne zważywszy na fakt, że nic już nas nie łączy, oprócz przyjaźni.
- Nie gniewaj się na mnie. – zmieniłam temat.
- Nawet gdybym chciał, to bym nie umiał. Za bardzo mi na tobie zależy. - powiedział i przytulił mnie mocno.

* * *
Była już dość późna godzina, kiedy wróciłam do domu, który okazał się być pusty. Zrezygnowana wzięłam z kuchni butelkę wody oraz jabłko, które miało mi wystarczyć dzisiaj, jako kolacja i poszłam do swojego pokoju.
Wzięłam długi relaksujący prysznic, chcąc pozbyć się odoru papierosów i alkoholu, a następnie przebrałam się w piżamę, którą był zwykły podkoszulek i spodenki. Położyłam się do łóżka, uśmiechając się pod nosem na wspomnienie dzisiejszego dnia.
Nadal mam wrażenie, że to wszystko było tylko snem i że za moment się obudzę i wszystko będzie tak jak wcześniej. Dla pewności szczypałam się kilka razy po rękach, ale to i tak mi nic nie dawało.
Byłam już na granicy snu, kiedy do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka mojego telefonu. Momentalnie poczułam się rozbudzona, zastanawiając się, kto może chcieć ze mną gadać o tej godzinie. Na pewno nie była to Abby, bo ona o tej godzinie już dawno śpi.
- Halo? – odebrałam nawet nie patrząc, kto dzwoni. Byłam już zbyt zmęczona.
- Hej.
Usiadłam gwałtownie, słysząc po drugiej stronie głos Louis’a. Kurwa, kurwa, kurwa. Czego on chce ode mnie o tej godzinie? Czego w ogóle ode mnie chce? Byłam pewna, że po tym, co nagadał mu Hunter i po dzisiejszym występnie Fletchera nie będzie chciał już ze mną gadać.
- Wszystko u ciebie w porządku? – spytał.
- Tak. Tak, jasne. Tak. – zaczęłam się plątać. – A co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy. – miałam ochotę przywalić sobie krzesłem w twarz za to ostatnie zdanie.
- U mnie też jest okej. – powiedział. Na chwilę zapadła niezręczna cisza, co zdarzyło się chyba pierwszy raz, odkąd się poznaliśmy. – Spotkałem ostatnio Abby i twojego brata..
- Tak wiem, mówili mi. – wymamrotałam. – Strasznie cię za niego przepraszam. To moja wina. Źle się zrozumieliśmy i on… no wiesz. Przepraszam.
- Nic się nie stało, po prostu zaskoczyło mnie jego zachowanie, nic więcej. – pewnie tylko mi się wydawało, ale wyczułam, że się uśmiecha albo próbuje uśmiechać. – A ten twój przyjaciel..
- Fletcher. – uśmiechnęłam się na myśl o nim.
- Myślę, że nie powinnaś się z nim zadać. Z nim ani z pozostałą dwójką. – głos Louis’a przerwał moje rozmyślenia.
Zamrugałam zaskoczona i niepewnie wstałam z łóżka, instynktownie kierując się ku oknu.
- Co takiego? – spytałam z niedowierzaniem.
- Oni mają na ciebie zły wpływ Emilie. Do tego w Internecie pojawiły się wasze wspólne zdjęcia jak pijecie i palicie.
- Jakie zdjęcia?
Kurwa! Przecież wciąż w pewien sposób jestem powiązana z One Direction i fotoreporterzy śledzą każdy mój krok, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Jasna cholera.
- To są moi przyjaciele Louis. – warknęłam zanim chłopak zdążył się odezwać.
- Przyjaciele, którzy siedzą w poprawczaku razem z innymi przestępcami. – skwitował.
Auć. Zabolało.
- Też siedziałam w poprawczaku. – powiedziałam cicho.
Louis westchnął zrezygnowany albo zirytowany. Trudno mi było to ocenić.
- Ale ty nie jesteś taka jak oni.
Tego było dla mnie za wiele. Poczułam jak podnosi mi się ciśnienie, a ciało ogarnia złość.
- Jestem dokładnie taka sama jak oni.  – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – To ty stworzyłeś sobie w głowie obraz grzecznej dziewczynki, którą wcale nie jestem. – niewiele mi brakowało abym zaczęła krzyczeć. – Poza tym, co cię to w ogóle obchodzi? Nie powinieneś interesować się Eleanor?
- O co ci chodzi? – był wyraźnie zdziwiony.
- O to, że odkąd ona pojawiła się w twoim życiu, ja zeszłam na drugi plan i masz mnie kompletnie gdzieś. W sumie wiesz, jestem już przyzwyczajona, że zawsze idę w odstawkę. Nikt nigdy mnie nie chce. – niespodziewanie do moich oczu napłynęły łzy.
- Emilie.. – zaczął Louis.
Dźwięk jego głosu sprawił, że rozkleiłam się jeszcze bardziej. Po jaką cholerę odbierałaś ten przeklęty telefon ty idiotko?
- Nie ważne. Po prostu… zapomnij. Nie ważne. Cześć. – wydukałam i rozłączyłam się, szlochając cicho.
Usiadłam na parapecie, podciągnęłam nogi do klatki piersiowej i objęłam je ramionami, kołysząc się lekko w przód i w tył, kurczowo ściskając w dłoniach komórkę, która po chwili zaczęła dzwonić. Miałam ochotę wywalić go przez okno, ale nie potrafiłam. Zamiast tego, jak jakaś kompletna wariatka wpatrywałam się w widniejące na ekranie imię mojego przyjaciela.


______________________________________
Krótki, chujowy, do dupy i w ogóle jedno wielkie JA PIERDOLE.
Kiepsko z moją weną ostatnio, ale mam nadzieję, że przez nadchodzący długi weekend coś się poprawi, bo nie chcę was zawieść. 
Tyle ode mnie na dzisiaj.
Nowy rozdział = 10 komentarzy
Pozdrawiam xxx

15 komentarzy:

  1. Ejj mega rycze nie mg się oderwać w jeden dzień przeczytałam całe pisz dalej bo masz dziewczyno talent

    OdpowiedzUsuń
  2. nie jest tak źle, przynajmniej jest! :)
    może rzeczywiście trochę krótki, ale każdy ma lepsze i gorsze chwile.
    mam tylko jedno zastrzeżenie... jeżeli Em prawdopodobnie jest w ciąży to nie powinna pić i palić, prawda?
    chyba że tak miało być.
    postaram się zacząć komentować i przestać być cichym obserwatorem!
    weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojnie, wszystko jest tak jak ma być ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny! Kocham twoje pomysły i to jak potrafisz to opisać <3
    Biedna Em, kiedy Louis zobaczy jaka cudowna z niej dziewczyna?
    Jak on mógł powiedzieć że ona nie powinna spotykać się ze swoimi przyjaciółmi?!
    Louis może ty najpierw pomyśl z kim ty się spotykasz...
    Dużo weny ci życzę I czekam na następny ;)
    Ann

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział ci wyszedł.Nie ma się o co martwić :)
    Nie mogę się doczekac kolejnych. Ciekae,co będzie dalej z Em i Lou.
    Życzę weny.. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. mi się podoba, ale cały czas czekam aż Emilie powie Louisowi o ciąży :D dodawaj szybko nowy rozdział! :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział!!!!! Louis to kretyn i tyle! Czekam na next.
    Emilka <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie masz racji mówiąc, że rozdział jest do dupy, bo jest świetny, choć rzeczywiście krótki... No dobra, dla mnie wszystkie one są za krótkie ^_^
    Taak... Skoro wątek z piciem i paleniem jest tu celowy to sądzę, że to może być ważne.
    Rozumiem po części Louisa, w sensie jego troskę o Emilie, ale mógłby się chłopak zastanowić trochę zanim zacznie wygłaszać mowy w stylu : "złe towarzystwo, bad poprawczak" i wgl ;)
    No cóż, na ten rozdział czekałam z ogromną niecierpliwością, ale na następny będzie pewnie jeszcze gorzej... Więc życzę ci powrotu weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ostatnio nie miałam czasu nic czytać, ale właśnie nadrobiłam wszystkie zaległości :) Dziewczyno! Znęcasz się nad główną bohaterką!! ;p Sprawia to, że z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały, ale z drugiej strony cholernie szkoda mi tej dziewczyny.
    "- Brata, który robił ci.." Nie napisać nic więcej to grzech!! XD
    Czekam co dalej i mam nadzieję, że w zakładce bohaterowie pojawią się znajomi Emilie (ciekawi mnie ich wygląd) :D
    Powodzenia z pisaniem :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, w zakładce pojawią się znajomi Emilie ;)

      Usuń
    2. Strasznie ucieszył mnie wybór Fletchera :D Uwielbiam Dylana :3

      Usuń
    3. Mam do niego straszna słabość i to dlatego wybór padł na niego ;D

      Usuń
  10. Brata, który robił jej.. Co? O.o haha xD czy tylko ja nie wiem? :D
    Rozdział MEGA <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham <3 po prostu cudo i wcale nie jest do dupy tyle pytań mam kurde xD dawaj nexta! <3

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥