poniedziałek, 4 marca 2013

1. Chyba jesteś niezłą rozrabiaką.

Poniedziałek, godzina siódma. Jak zwykle jestem spóźniona. Właściwie to już wszyscy się do tego przyzwyczaili, włączając w to nauczycieli, którzy nawet nie reagowali gdy wchodziłam do klasy po dzwonku.  Tak w sumie, to wszyscy mieli mnie gdzieś, w mojej szkole byłam nikim. Po tym jak wyszłam z poprawczaka, nikt, ale to nikt z ponad dwóch tysięcy uczniów, nie chciał się ze mną zadawać. Na początku bolało mnie to, ale ten rok w poprawczaku nauczył mnie, że trzeba być twardym i nie wolno przejmować się takimi błahostkami.
Po wzięciu szybkiego prysznica, wróciłam do pokoju ubrana tylko w koronkową bieliznę, którą dostałam na urodziny od Taylor'a, kolesia którego poznałam w poprawczaku. Wyciągnęłam z szafy moją ulubioną sukienkę w kwiatki, a do tego wzięłam dżinsową koszulę. Gdy byłam już ubrana, zrobiłam sobie szybki makijaż i rozczesałam moje długie, brązowe włosy.
Kiedy byłam już gotowa, wzięłam torbę która leżała obok biurka i wyszłam z pokoju. Gdy tylko weszłam do kuchni, zostałam przywitana srogim spojrzeniem Marii, mojej opiekunki. Maria Parker jest jedną z opiekunek w poprawczaku, w którym przebywałam. Musiało minąć naprawdę sporo czasu, abym zaczęła się normalnie zachowywać, tak jak przed tą akcją. Pani Maria widząc moją poprawę, postanowiła mnie przygarnąć abym znowu się nie zepsuła. Jestem jej naprawdę wdzięczna za to co dla mnie zrobiła. Niewielu ludzi odważyłoby się na coś takiego, jednak Maria jest wspaniałym człowiekiem, ze złotym sercem i twardym charakterem.
- Emilie na miłość Boską, mówiłam ci żebyś nastawiła budzik! - powiedziała starając się nie podnosić tonu.
- Wiem przepraszam. - mruknęłam siadając przy stole i zakładając na stopy jedne z moich ulubionych butów.
- Nie mam do ciebie siły dziewczyno. - burknęła pod nosem.
Zostawiłam jej wypowiedź bez komentarza. Przywykłam do tego, że zawsze rano, gdy spóźniałam się do szkoły, narzekała na mnie i moje zachowanie. Naprawdę bardzo się staram to zmienić ze względu na nią, ale to jest bardzo trudne. Od kiedy moi rodzice porzucili mnie, przez to co zrobiłam, stałam się opryskliwa i wredna, bo nie chciałam zostać zraniona. Odpycham od siebie ludzi, tak jak oni odpychają mnie. Dzięki temu mam nadzieję, że już nigdy nie będę cierpieć.
Teoretycznie to się sprawdza, ale w praktyce jestem strasznie samotna. Gdybym nie przyjaźniła się z Abby, nie miałabym obok siebie nikogo. Nie jestem żadnym bandytą czy mordercą, nie rozumiem zachowania tych wszystkich ludzi, którzy mnie unikają albo traktują właśnie w ten sposób, jak przestępcę.
- Podwieźć cię do szkoły? I tak muszę jechać do miasta. - z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojej opiekunki.
- Gdybyś mogła. Zapomniałam zatankować. - powiedziałam robiąc minę niewiniątka.
Maria westchnęła przeciągle, ale po chwili i tak wstała od stołu, tym samym wywołując na mojej twarzy szeroki uśmiech. Za to właśnie kocham tą kobietę, mimo iż zawsze sprawiam jej problemy i nie jestem idealna tak jakby tego chciała, to i tak zawsze mnie wspiera i po prostu jest przy mnie. Dlaczego na tym świecie tak mało jest takich wspaniałych ludzi?

* * *
Zatrzasnęłam drzwiczki od mojej szafki i aż podskoczyłam, gdy zobaczyłam moją przyjaciółkę, która nonszalancko opierała się o jedną z szafek, uśmiechając się wesoło. Moja twarz wykrzywiła się w delikatnym grymasie, jednak z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Abby robiła tak codziennie, jednak wciąż nie mogę się przyzwyczaić.
- Wiesz, że o twojej akcji piszą na wszystkich stronach plotkarskich i w gazetach? - spytała podekscytowana i zdenerwowana jednocześnie.
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie wydarzenie z soboty. Może to co wtedy zrobiłam temu chłopakowi było chamskie z mojej strony, ale zasłużył sobie na to. Nienawidzę takich kolesi, którzy poniżają dziewczynę, chcąc w ten sposób zaimponować kumplom.
- Co z tego? - spytałam obojętnie.
- Jesteś sławna! Znaczy tak nie do końca, bo nie ma twoich zdjęć, tylko Harry'ego oblanego shake'em, ale jest jakaś wzmianka o tobie, w sensie o dziewczynie, która "zaatakowała" Styles'a. - zachichotała pod nosem.
- Że co? Jak to zaatakowała? - spytałam z niedowierzaniem. - To ten oblech złapał mnie za tyłek! - warknęłam.
- Hej, to są gwiazdy, a prasa szuka sensacji. - wzruszyła ramionami.
- Gwiazdy sriazdy. - burknęłam kierując się w stronę klasy.
Abby westchnęła zrezygnowana i ruszyła za mną, szybko zrównując się ze mną. Dlaczego ona zawsze musi zaczynać temat tego głupiego zespoliku, tym samym sprawiając że mój humor się psuje? Dobrze wie jak działa mi to na nerwy, jednak wciąż to robi. Czy nie może po prostu znaleźć sobie zwykłego hobby tak jak każdy człowiek?

* * *
Przepisywałam do zeszytu wszystko co było na tablicy, starając się nie zwracać uwagi na moją przyjaciółkę, która od dobrych pięciu minut nawijała jak najęta, nie zwracając uwagi na nic.W ogóle nie poznaję tej dziewczyny. Zawsze jest taka cicha i nieśmiała, a dzisiaj wstąpił w nią jakiś diabeł. Zdecydowanie wolę, kiedy jest spokojna, taką ją właśnie kocham.
- Hej, a co jeśli prasa dowie się, że to ty? - spytała.
Spojrzałam na nią kątem oka, krzywiąc się lekko. Dlaczego nie zostawi tego w spokoju? Było minęło, nigdy więcej nie zobaczę żadnego z tych kolesi na oczy, więc po co mam się zamartwiać na zapas?
- Nie dowie się, bo niby skąd? - burknęłam odkładając długopis.
- No nie wiem. - mruknęła. - O Boże, a jeśli zaprzyjaźniłybyśmy się z nimi i zaczęłabyś się spotykać z jednym z nich, na przykład z Zayn'em albo z Louis'em, z którymkolwiek tylko nie z Niall'em, bo on jest mój. - mówiła podekscytowana.
- Zdecydowanie czytasz za dużo opowiadań. - zaśmiałam się pod nosem.
- Wcale nie! - próbowała się bronić.
- Wcale tak! - odgryzłam się pokazując jej język.
Przedrzeźniałyśmy się tak przez parę sekund, aż w końcu naszych uszu doszedł ostry ton naszej nauczycielki, pani Nelson.
- Parker, Blacke! - warknęła. - Co to za rozmowy? Parker do tablicy, zrobisz następny przykład. - powiedziała już łagodniej. Abby zaczęła się śmiać, co nie uszło uwadze kobiety. - Z czego się cieszysz Blacke? Ty też chodź, zadań wystarczy dla was obu. - uśmiechnęła się wrednie.
Spojrzałam na przyjaciółkę wściekła, a ona wzruszyła ramionami robiąc przy tym niewinną minkę, która kiedyś na mnie działała, ale niestety nie tym razem. Podniosłam się powoli z krzesła, czując jak wszyscy z klasy się na nas gapią, śmiejąc się pod nosem. Nienawidziłam takich momentów.
- Zabiję cię kiedyś Abbigail. - wysyczałam w stronę dziewczyny, wiedząc, że nie cierpi swojego pełnego imienia.

* * *
Kiedy tylko stanęłam w drzwiach Milk Shake City, Joe zaciągnął mnie na zaplecze, gdzie dostałam konkretny ochrzan za moją ostatnią akcję. Ponoć już od dawna "przyjaźni się" z tymi matołami i dzięki nim jego knajpa ma lepsze zyski, a ja mogłam to wszystko zniszczyć, przez moje dziecinne zachowanie. Nawet nie pozwolił mi się wytłumaczyć.W każdym razie, na razie mnie nie wywalił, więc chyba jest dobrze, ale jeszcze może zmniejszyć moją pensję, która i tak zostawia wiele do życzenia.
Siedziałam jak zwykle za ladą,  zgłębiając się w treść książki, którą niedawno kupiłam, jednocześnie przez cały czas stukając długopisem o blat. Uwielbiam czytać, to pomaga mi rozwijać wyobraźnie, a to sprawia że jestem bardziej kreatywna podczas sesji zdjęciowych. Odkąd pamiętam kocham fotografię i wszystko co z nią związane. Wystawy, wernisaże to coś czym żyję.
Przewracając stronę, od niechcenia podniosłam głowę, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku i zamarłam widząc dwóch chłopaków, którzy właśnie wchodzili do środka. Od razu ich rozpoznałam, mimo iż  na głowach mieli kaptury i okulary przeciwsłoneczne na nosach. Zatrzasnęłam gwałtownie książkę, jednocześnie chcąc wstać, jednak straciłam równowagę i wylądowałam na podłodze.
Jęknęłam cicho, jednak nie podniosłam się. Dłonią odgarnęłam włosy z twarzy, które znalazły się tam po moim upadku, nasłuchując jakichkolwiek dźwięków znaczących, że dwójka chłopaków znalazła się przy ladzie, albo w ogóle wyszła.
- Co ty wyrabiasz? - usłyszałam na sobą ostry ton.
Podniosłam głowę i ujrzałam rozgniewanego Joe, który najwyraźniej miał już po dziurki w nosie mojego zachowania, tak samo jak pani Maria, ale ona w sumie jeszcze to jakoś znosiła. Złapałam szybko długopis, który leżał obok mnie i uniosłam go w górę, pokazując mojemu szefowi.
- Długopis mi upadł. - wydukałam robiąc przy tym minę niewiniątka. Czułam, że robię z siebie kompletną idiotkę.
- Wstawaj do cholery! Za co ja ci płacę? - warknął.
- To pan mi płaci? - spytałam, a po chwili ugryzłam się w język, widząc jak twarz mężczyzny robi się cała czerwona. - Nic już nie mówię. - uniosłam ręce w geście obronnym.
- Podnoś się! - wycedził przez zaciśnięte zęby i poszedł na zaplecze.
Westchnęłam zrezygnowana i podniosłam się na równe nogi, otrzepując sukienkę, jednocześnie wciąż nie odwracając się przodem do lady. Policzyłam w myślach do dziesięciu i dopiero wtedy się odwróciłam. Przy ladzie siedziała dwójka chłopaków, którzy uśmiechali się do mnie wesoło.
 Zacisnęłam mocno zęby, żeby nie naskoczyć na nich.Obydwoje ściągnęli okulary przeciwsłoneczne, co sprawiło że mogłam lepiej przyjrzeć się ich twarzom. Mulat miał wyraźne, męskie rysy, delikatny zarost, który sprawiał że wyglądał dojrzalej i oczy koloru mlecznej czekolady, jego towarzysz natomiast miał trochę kobiecą urodę, w sensie delikatne rysy, do tego śliczne błękitne oczy, które już wcześniej mi się spodobały i łobuzerski uśmiech, przez który wyglądał jak mały chłopczyk. Przyznam, że byli całkiem przystojni. To jednak nie zmienia faktu, że byli nadętymi gwiazdkami popu.
- O, chłopcy z One Direction. - powiedziałam z fałszywym uśmiechem. - Co mogę dla was zrobić? - spytałam ironicznie.
- Mam wrażenie, że nas nie lubisz. - odezwał się Mulat.
- Bystry jesteś. - burknęłam mierząc jego sylwetkę.
- To po mamusi. - powiedział ten drugi śmiejąc się pod nosem.
Mulat szturchnął go ramieniem, aby ten się uspokoił, co raczej nie podziałało, bo chłopak zaczął się śmiać jeszcze bardziej. Patrzyłam na nich mrużąc oczy. Dobrze wiedziałam, czego się mogę po nich spodziewać, Abby ględziła mi na ich temat tyle, że chcąc nie chcąc co nieco zapadło w moją pamięć.
- Nie zwracaj na niego uwagi. Chodzi o to, że przyszliśmy tu, aby przeprosić cię za zachowanie naszego przyjaciela, kiedy ostatnim razem tu byliśmy. - powiedział Mulat takim tempem, że ledwo zrozumiałam co właściwie powiedział.
- Ale to chyba nie wy powinniście przepraszać. - mruknęłam.
- No tak, ale Hazz jest trochę nieśmiały. - niebieskooki próbował wytłumaczyć swojego kumpla.
- Zabawne. Jakoś nie był nieśmiały, kiedy gapił się na moje cycki i złapał mnie za tyłek. - warknęłam. - Zresztą nieważne. Nie chce przeprosin.
- Ale nam naprawdę jest przykro, Harry'emu zresztą też, ale on się do tego nie przyzna, bo jego męska duma mu nie pozwala. - odezwał się Mulat.
- Przestań! Nie obchodzi mnie to, zresztą ja nawet nie znam waszych imion.. - chciałam dodać i nawet nie chcę ich znać, jednak nie zdążyłam.
- Zayn.
- Louis.
Patrzyłam to na jednego to na drugiego, dusząc w sobie westchnięcie.
- Wiesz, twoje zachowanie wobec Harry'ego było imponujące. - zaczął Louis. - Jeszcze żadna dziewczyna nie dała mu kosza w takim stylu. Chyba jesteś niezłą rozrabiaką. - powiedział uśmiechając się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Mój tata mnie tak nazywał, kiedy byłam mała i sprawiałam problemy, swoimi dziwnymi pomysłami. Zawsze się o to wściekałam, ale patrząc na to z perspektywy czasu, to tęsknie za tym, gdyż w pewnym sensie, mój ojciec właśnie w ten sposób okazywał mi miłość.
- Dobra, ty wiesz jak mamy na imię. To może teraz ty zdradzisz nam swoje. - próbował mnie zachęcić Zayn.
Wahałam się przez kilka sekund. Skłamać, czy powiedzieć prawdę? W końcu zdecydowałam się jednak na to drugie.
- Emilie..- urwałam nie wiedząc co dalej powiedzieć. Odkąd zamieszkałam z Marią i jej mężem Peter'em, zmieniłam nazwisko i gdy się przedstawiałam nigdy nie wiedziałam którego mam używać. Fitzroy zawsze przypomina mi o rodzicach, a wspomnienia bolą. - Emilie Parker. - powiedziałam w końcu.
- Ładne imię, ale rozrabiaka bardziej mi się podoba. - mruknął z uśmiechem Louis.
- Jeżeli to wszystko po co przyszliście to wolałabym, żebyście już poszli.. - burknęłam. obojętnie.
Wzięłam do ręki książkę i otworzyłam w miejscu w którym skończyłam czytać. Starałam się ignorować spojrzenia dwójki chłopaków, jednak szło mi całkiem opornie. Z każdą sekundą miałam coraz większą ochotę wrzasnąć na nich, by przestali wreszcie wlepiać we mnie swoje gały. Cóż, jestem dość nerwową osobą.
- Co czytasz? - odezwał się Louis wyrywając mi z ręki książkę. Myślałam, że go zamorduję. - Cena krwi. O czym to? - spytał.
- O tym jak nie zostawić śladów podczas morderstwa. - wysyczałam patrząc na niego wymownie, jednocześnie wyciągając mu książkę z dłoni.
- Nieźle. - powiedzieli razem.
Wzięłam głęboki wdech, jednocześnie w myślach licząc do dziesięciu, to naprawdę działa, ale tylko wtedy kiedy twoja złość wynosi max sześć na dziesięć punktów. Tak, właśnie wtedy kiedy moja złość wynosiła więcej pobiłam laskę, przez co później siedziałam w poprawczaku.
Nagle zauważyłam grupkę około dziesięciu dziewczyn, które weszły do środka. Od razu zauważyłam, że jedna z nich ma na koszulce twarz Zayn'a. W tym momencie w mojej głowie zrodził się wredny pomysł.
- O matko! Przecież to Zayn i Louis z One Direction! - pisnęłam pokazując na zszokowanych chłopaków.
Po całej sali rozniósł się okropny pisk podnieconych dziewczyn, które już zdążyły okrążyć dwójkę siedzącą przy ladzie. Uśmiechnęłam się pod nosem, ciesząc się, że mój chytry plan wypalił. Wiem, jestem niedobra.
Zadowolona z siebie, zrobiłam sobie czekoladowego shake'a i usiadłam wygodnie zgłębiając się w przerwanej lekturze, jednocześnie popijając ulubiony napój. Zdążyłam przeczytać około jedenastu stron, zanim ta dwója uporała się ze swoimi psychofankami. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc ich przymrużone powieki. Czyżby byli na mnie źli? Oj jaka szkoda.
- Rozumiem, że możesz nas nie lubić, ale to co zrobiłaś, było naprawdę chamskie. - mruknął Zayn.
- Ale przecież wy kochacie swoich fanów, albo raczej fanki. - uśmiechnęłam się wrednie.
- Owszem kochamy, bez nich One Direction w ogóle by nie istniało, ale czasami chcemy po prostu odpocząć. - powiedział Louis.
- Powiedziałabym, że mi przykro, ale wcale nie jest mi przykro. - wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego taka jesteś? - spytał Zayn mierząc mnie wzrokiem.
Spojrzałam najpierw na jednego, później na drugiego, nie wiedząc co mam właściwie odpowiedzieć. Właściwie nigdy nie zastanawiałam się nad tym dlaczego się tak zachowuję wobec innych. Może po prostu dlatego, że wkurza mnie głupota ludzka i to, że są tacy samolubni.
- Bo życie nauczyło mnie, żeby nie ufać ludziom. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Może i jestem szesnastoletnią gówniarą, ale wiele już przeżyłam. Wszyscy ludzie są tacy sami: zapatrzeni w siebie, myślą tylko o tym, żeby im było wygodnie i mają gdzieś uczucia innych. Zachowując się w ten sposób trzymam wszystkich na dystans. - zamilkłam, zdając sobie sprawę, że jeszcze chwila i powiem za dużo.
- Nie wszyscy ludzie są tacy. - mruknął Louis nie odrywając ode mnie wzroku.
- Czyżby? - burknęłam mierząc go zimnym spojrzeniem. - Dobra nie ważne. Jeżeli nic nie zamawiacie, to wolałabym żebyście już poszli.
Chłopcy spojrzenia na siebie, a w ich oczach widziałam jakieś dziwne iskierki. Po chwili na ich twarzach pojawiły się wesołe uśmiechy. Kompletnie ich nie rozumiałam.
- Daj nam shake'i truskawkowe i już się zwijamy. Chłopaki nawet nie wiedzą, że tu przyszliśmy. - powiedział Zayn z powrotem patrząc na mnie.
Skinęłam głową i odeszłam od lady, zostawiając ich samych. Przez cały czas analizowałam naszą dziwną rozmowę. Po co oni tu przyszli? Na pewno nie po to, by przeprosić za tamtego palanta. Właściwie czemu mnie to obchodzi? Ja ich nawet nie lubię! Powinnam się ogarnąć i to szybko.
Wróciłam z zamówieniami chłopców i postawiłam je przed nimi bez słowa. Zayn pogrzebał chwilę w kieszeni i po chwili położył na ladzie pieniądze za napoje. Powiedzieli ciche 'na razie' i odeszli od lady kierując się ku wyjściu.
Patrzyłam na nich, aż całkowicie nie zniknęli mi z oczu. Dziwne to wszystko było. Nie wiem czemu, ale mam dziwne, niemiłe przeczucie, że to jeszcze nie koniec i że jeszcze spotkam ich na swojej drodze.


__________________________
Tak, tak wiem. Nie trzymam się tego co mówiłam. Wiem, że rozdział miał być dopiero po zakończeniu któregoś z opowiadań, ale tak się składa, że tylko do tego opowiadania miałam wenę.
Myślę, że nie będzie się na mnie gniewać i że rozdział wam się spodoba.
Postaram się jak najszybciej napisać jakiś rozdział na innego bloga.
Pozdrawiam
@Twinkleineye

8 komentarzy:

  1. KOCHAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAM♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwwwwwwwwww! Nic nie szkodzi! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. podoba mi się, jest inny niż się spodziewałam. ;)
    polubiłam postać Emilie, jest taka świetna *_*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozwija się temat, rozwija. Zobaczymy, co będzie dalej. Rozrabiaka daje całej historii pazura ;D

    Daga

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest świetny! Fajna akcja, opowiadanie dosyć nietypowe, bo pisane z punktu widzenia osoby nielubiącej One Direction. Dzięki temu jest wyjątkowe <3 Wciągnęłaś mnie samym prologiem :) Czekam na następny ;)
    Pozdrawiam
    Ola :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak więc rozdział bardzo mi się podoba. Urzekł mnie twój styl pisania. Naprawdę bardzo fajnie się to czyta ;) Rozdział bardzo fajnie wprowadza w całe opowiadanie na pewno będę tu zaglądać <3

    Zapraszam do mnie ;) http://just-us-and-this-sick-world.blogspot.com/2013/03/rozdzia-jedenasty.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Podoba mi się niesamowicie to opowiadanie, jak i my life is suck. Masz ogromny talent. Informuj mnie na tt, ok ?
    Pozdrawiam, @WorldWithMagic

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne
    jejku, niesamowicie wciąga 😻

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za wszystkie komentarze, zarówno te miłe jak i negatywne.Bardzo motywują mnie one do dalszej pracy i poprawiania swojego stylu. Kocham was ♥